Tako rzecze Zaratustra/Dziecię ze zwierciadłem
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dziecię ze zwierciadłem |
Pochodzenie | Tako rzecze Zaratustra |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze „Ignis” S. A. |
Wydanie | nowe |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia Narodowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Toruń, Warszawa, Siedlce |
Tłumacz | Wacław Berent |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część druga Cały tekst |
Indeks stron |
DZIECIĘ ZE ZWIERCIADŁEM
Zaczem powrócił Zaratustra w góry i do swej jaskini; oddaliwszy się od ludzi, czekał, jak siewca, gdy swój posiew rzuci. Wzbierała wszakże jego dusza niecierpliwością i pożądaniem tych, których ukochał: gdyż wiele miał im jeszcze do rozdania. Jakowoż najcięższą to dolą: z miłości zawrzeć dłoń otwartą i jako darodawca wstydu się nie wyzbyć.
Tak mijały samotnikowi miesiące i lata. Mądrość jego wzrastała wszelako i dolegała mu boleśnie pełnią swoją.
Lecz oto zbudził się raz z jutrznią, myślał długo na swem posłaniu i rzekł wreszcie do swego serca:
„Jakiż to sen mnie tak przeraził, żem się aż oto zbudził? Nie zjawiłoż mi się dziecię, przystępujące do mnie ze zwierciadłem?
„O, Zaratustro — rzekło do mnie dziecię — przejrzyj się w zwierciedle!“
A gdym w owo lustro spojrzał, krzyknąłem z przerażenia i ścisnęło się serce moje: gdyż nie siebie tam ujrzałem, lecz djabła maszkarę i śmiech jego szyderczy.
Zaprawdę, aż nadto pojmuję tego snu przestrogę i znak: nauka moja jest w niebezpieczeństwie, zielsko za pszenicę się podaje!
Spotężnieli wrogowie moi i spotwornili obraz mej nauki tak, że najdrożsi moi wstydzić się muszą darów moich.
Straciłem przyjaciół; nastała godzina, abym szukał straconych!“ —
Z temi słowy zerwał się Zaratustra, lecz nie jak ten co w przepłoszeniu ucieczki szuka, raczej jako jasnowidz i pieśniarz, na którego duch zstąpił. W zdumieniu spoglądały na niego orzeł i wąż: gdyż niby jutrznia promieniało mu na obliczu zbliżające się szczęście.
Cóż to się ze mną stało, zwierzęta me? — rzekł do nich Zaratustra. Czyżem nie przeistoczony? Nie naszłaż na mnie ma szczęśliwość, jak wichura?
Szaleńcze jest to moje szczęście i szalone rzeczy głosić będzie: za młode jest ono jeszcze, — pobłażanie miejcie!
Ranny jestem szczęściem mojem: cierpiący wszyscy niechże mi lekarzami będą!
Do przyjaciół wolno mi znijść ponownie i do wrogów! Wolno znowuż Zaratustrze przemawiać, darowywać, miłowanie najdroższe czynić!
Miłość ma niecierpliwa potokami zlewa się na niże, na wschód i zachód. Z milczących gór, z boleści burz prądem rwie ma dusza na doliny.
Za długo tęskniłem i wyzierałem w dal. Zbyt długo władała mną samotność: i tak oto oduczyłem się milczenia.
Ustami jam się stał wskroś, wzburzonym na skałach stałem się strumieniem: chcę mą mowę zwalić na doliny, w dół!
I niechże mi ten potok miłości na bezdroża nawet runie! Jakżeby nie miał potok drogi ku morzu wreszcie odnaleźć!
Mam ja wprawdzie jezioro w duszy pustelnicze i na sobie przestające; lecz nurty mej miłości porwą je wraz z sobą — ku morzu, hen!
Nowemi drogi idę, nowa nawiedza mnie mowa; jak wszystkich twórców, stare znużyły mnie języki. Nie chce duch mój biegać nadal na zdartych podeszwach.
Zbyt wolno wlecze mi się wszelka mowa: — w twój wóz skaczę, nawałnico! I ciebie jeszcze chłostać będę, a naglić swą złośliwością!
Niczem krzyk i zawołanie radosne, popłynę po toni mórz dalekich, hen, ku wyspom szczęśliwości, gdzie przyjaciele moi bawią: —
I wrogi nie pośród nich! Jakże ja kocham każdego, do kogo przemawiać mi wolno! I wrogów trzeba mi do szczęścia!
A gdy najdzikszego z mych koni dosiąść pragnę, włócznia mi moja najlepiej wonczas wygadza: ona mej nodze każdego czasu rada służy: —
Włócznia, którą w swych wrogów cisnę! Jakżem wdzięczny nieprzyjaciołom swoim, że wreszcie włócznią miotać mogę!
Zbyt wielkie było napięcie mojej chmury: między jednym a drugim uśmiechem błyskawicy chcę popłoch gradobicia cisnąć na doliny.
Potężnie dźwignie się ma pierś, burzą swą zadmie potężnie ponad górami: ulgę jej to przyniesie.
Zaprawdę, burzą nadciąga nie szczęście i wolność moja! Niechże myślą wrogowie, że to zły szaleje nad ich głowami.
Lecz i wy, przyjaciele moi, przerazicie się mej dzikiej mądrości; i może mi umkniecie wraz z wrogami.
Och, bodajżebym ja potrafił fletnią pasterczą przywabić was z powrotem! Och, bodajżeby ma lwia mądrość tkliwych nauczyła się poryków! Wszak tyle nauczyliśmy się już społem!
Ma dzika mądrość brzemienną się stała w górach samotnych, na surowym głazie porodziła swe młode, swe najmłodsze.
Biega tedy szalona po twardem pustkowiu, a miękkiej darni szuka i szuka daremnie — ma stara, dzika mądrość!
W serc waszych, przyjaciele, łagodną darń, w waszą miłość pragnie ona złożyć najdroższy swój płód! —
Tako rzecze Zaratustra.