Thanatos czyli śmierć i życie pośmiertne u dawnych Greków/Wstęp
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Thanatos czyli śmierć i życie pośmiertne u dawnych Greków |
Podtytuł | studyum mitologiczno-archeologiczne |
Wydawca | Towarzystwo Nauczycieli Szkół Wyższych |
Data wyd. | 1886 |
Druk | I. Związkowa Drukarnia |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Des Todes rührendes Bild steht nicht als Schrecken dem Weisen und nicht als Ende dem Frommen.
Nie bez obawy chwytam za pióro, zabierając się do przedstawienia czytelnikowi obrazu tych myśli i uczuć, jakie fantazya dawnego Greczyna łączyła z wyrazami Śmierć“ i „Hades“. Życie, otaczające nas w chwili obecnéj, płynie tak wartkim i zarazem tak szerokim nurtem, kryje w swéj głębi tyle ciekawych problemów i kiełkujących zadań przyszłości, iż absorbuje całkiem naszą uwagę i nie mamy wiele czasu oglądać się w tył, poza siebie, a mianowicie w czasy tak oddalone jak te, w które zamyślamy przenieść czytelnika.
Po co Rzymy? po co Greki?
Po co gdzieś na brzeg daleki
Iść bić pokłon cudzym bogom,
kiedy tuż pod ręką mamy tyle rzeczy ciekawych i godnych uwagi, zawoła w duchu niejeden z naszym poetą, przeczytawszy napis, a słowa jego znajdą pełny oddźwięk zwłaszcza w usposobieniu tych, u których filologia klasyczna z czasów szkolnych zapisała się nie bardzo mile w pamięci.
A jednak, w imię Boże, ośmielamy się stanąć przed czytelnikiem z tematem, odnoszącym się do zamierzchłego świata dawnej Hellady i przyznajemy się otwarcie, iż liczymy na to, iż nam nie odmówi niejakiéj uwagi. Przytém nie mamy téj zarozumiałości, iżbyśmy rozumieli o sobie, żeśmy potęgą naszego słowa i pióra przedmiot sam w sobie niesympatyczny, zdołali uczynić interesującym i pouczającym. Niejakiéj otuchy dodaje nam jednakże ta okoliczność, iż temat, jakiśmy w rozprawie niniejszéj przedstawić zamierzyli, jest właśnie sam przez się dość interesującym, aby obudzić żywe zajęcie w każdym myślącym człowieku. Wyobrażenia o śmierci i życiu zagrobowém stanowią bowiem oś i podstawę wszelkich wyżéj rozwiniętych systemów religijnych. Bez wiary w osobiste istnienie duszy po przejściu ciała ludzkiego przez ciemną bramę nicości jest po prostu niemożliwą wiara w istnienie wszechmocnego, mądrego i sprawiedliwego bóstwa i w istnienie rozumnego celu tego widom ego świata, będąca najkardynalniejszym postulatem wszelkiej religii w prawdziwém tego słowa znaczeniu. I dlatego mimo to wszystko, co o tém mówią uczeni, nie stojący na stanowisku chrześcijańskiego dogmatu[1], niepodobna nam uwierzyć, aby ten pierwiastek, występujący w różnorodnych formach nawet w najniżéj rozwiniętych systemach religijnych pogańskiego świata, miał być obcym jedynéj tylko religii żydowskiej. Z drugiéj strony nic nam nie daje tak niezawodnéj miary do ocenie nia stopnia naturalnego uzdolnienia jakiegoś narodu i wysokości, a zarazem wartości jego cywilizacyi, jak obraz tych wszystkich myśli, uczuć, nadziei i obaw, jakie wyobraźnia ludowa wiązała z przeczuciem istnienia w człowieku jakiegoś wyższego i nieśmiertelnego pierwiastku. W jego wyobrażeniach o formie i warunkach pośmiertnego bytu, w zwyczajach i obrzędach pogrzebowych, w sposobie czczenia pamięci zmarłych, odbija się, jakby w ognisku wklęsłego zwierciadła, cała jego duchowa natura ze swej najpiękniejszéj strony, gdyż ten świat zagrobowy wysnuwał z najskrytszéj głębi swego serca i swéj duszy i przenosił na niego to wszystko, co uważał za najszczytniejsze w tém życiu, podobnie jak miejsca wiecznego spoczynku swych królów i bohaterów zdobił tém, na co w ogóle przemysł i sztuka jego zdobyć się mogły. To téż dziś grają niesłychanie ważną rolę w zakresie badań antropologicznych wiadomości o wierze w byt zagrobowy dusz i czci zmarłych. Sposób chowania ciał, obrzędy i zwyczaje pogrzebowe, wyobrażenia odnoszące się do formy egzystencyi duszy po wyjściu z ciała, są przedmiotem badania nowoczesnych uczonych; skrzętnie notują i badają je[2] u najdalszych i najmniéj znanych pokoleń wyspiarskich, a groby, rozrzucone po pustych stepach, są w wielu razach jedynymi świadkami, których odgłos „wiejący przez lat oceany“, sam tylko prawi nam jeszcze o pokoleniach, co tutaj żyły „przed lat tysiącami“ i cichutko, jak listek zwiędły z drzewa, zapadły w bezdenną otchłań nicości.
Dla moralisty i myśliciela, lubiącego myśl swoję zapuszczać w samę głąb rzeczy, przedmiot ten oprócz historycznego zaciekawienia ma jeszcze inny, rzekłbym prawie, o wiele wyższy powab. Tajemnicze znamię bowiem, wyryte ręką śmierci na zakrzepłém czole ukochanéj osoby, nietylko w jednostkach, ale i w całych narodach budziło szereg myśli osobliwych. Pamięć po zmarłych trwa w powszechności bardzo krótko: troska o byt powszedni, nieodłączna towarzyszka ludzkiego żywota, przytępia w niedługim czasie pierwszą gwałtowność bolu nawet w sercach najprzywiązańszych, a uśmiech zwodniczy nowych nadziei i nowych złudzeń, przekradając się do duszy zwątpiałéj przez łzy boleści, jedna nas z życiem, często zanim jeszcze dobrze przebrzmiała nuta pogrzebowego hymnu. Na grobach zmarłych wyrastają nowe pokolenia, które konieczność pędzi chyżym krokiem gdzieś ku zagadkowym celom ziemskiego bytu, i zaledwie jeden lub drugi zastanowi się nad tém, że droga jego prowadzi przez groby nieskończonego szeregu pokoleń, narodów i plemion.
Próżno tytuły i imiona, ryte w kamieniu i stali, radeby byt zmarłego utrwalić na wieki w pamięci potomnych: rzadko tylko przechodzień, zdjęty ciekawością, zatrzyma swe kroki, przeczyta obojętnie napis i nie pytając, kto był ten człowiek, którego spruchniałe szczęty przywala teraz głaz, co on cierpiał i myślał żyjąc podobnie jak my na tym świecie, idzie dalej, dokąd go woła potrzeba życia. A krzyż, zatknięty na mogile przez przyjazną rękę, chyli się ku upadkowi, aż go wreszcie usuwa mieszkaniec pobliskiego sioła, by na miejscu poświęconém śmierci wznieść swą nędzną lepiankę, i otóż zostają zawiane na wieki ostatnie ślady po tym, co podobnie jak my usypiał pacholęciem przy odgłosie piosenki u matki na kolanach, co młodzieńcem przebiegał świat marzeń od końca do końca, by w pełni męskiego wieku „ważyć, służyć, milczeć, cierpieć i wojować i niejedno miłe zburzyć i inaczej odbudować“.
Takim od początku świata był los nawet największych śmiertelników i takim pozostanie do końca. Podobno téż nic bardziej nie przywodziło ludziom do pamięci słów psalmisty, iż „mara człowiek i dni jego podobne lotnemu cieniowi“, jak myśl o śmierci. Ta myśl jest dla serc czystych a nieszczęśliwych źródłem niewysłowionych pociech, a nawet dusze złamane i zwarzone przedwcześnie znajdują w niej często rodzaj ukojenia. Dla serc bezbożnych jest ona natomiast źródłem obaw i wątpliwości. A przez te swoje przymioty wywiera ona na wielkie masy wpływ umoralniający nieobliczonéj doniosłości. To téż była ona dotychczas i pozostanie po wszystkie czasy jedyną pewną podstawą wszelkiéj etyki, mającéj działać na masy narodu. Natomiast wszelkie próby podejmowane przez wielkich myślicieli od czasów Sokratesa do czasów Herberta Spencera i naszych pozytywistów w celu zbudowania racyonalnego systemu etyki na podstawach czysto wyrozumowanych formuł filozoficznych, okazały się, oświecone bezstronną krytyką, przynajmniej dotychczas, chimerami filozoficznymi. Więc téż biada spółeczeństwu, które myśl o śmierci zupełnie wyrzuci ze swego serca! Pozbawione najskuteczniejszego hamulca żądz i namiętności stoczy się rączo w bezdeń upadku, bo w miejscu opróżnioném przez wyrzucenie jednej z najskuteczniejszych sprężyn ludzkiego umiarkowania osiędzie robak zgnilizny. Dzieje ostatnich lat pogańskiéj Romy, gdzie już za czasów Cycerona nie było tak głupiéj baby, iżby się obawiała „Acheruzyjskich wysokich gmachów Plutona i bladych, ciemnościami pokrytych miejsc śmierci“[3], są pouczającym tego przykładem.
Z tych tedy powodów tuszymy sobie, iż obrany przez nas temat, jakkolwiek odnoszący się do czasów i stron tak odległych, zdoła do pewnego stopnia obudzić uwagę czytelnika. Naród tak uzdolniony, jak grecki, naturalnie musiał sobie wyrobić wysokie pojęcie o znaczeniu wewnętrzném śmierci w systemie natury i o losach, jakie przechodziła dusza ludzka po unicestwieniu ciała. W przeobrażeniach, jakie te pojęcia przechodziły w biegu wieków, odbija się cała wewnętrzna historya ducha narodu greckiego i to nadaje naszemu tematowi niepośledniego powabu. Albowiem tylko rzadko możemy śledzić przemiany, których doznał ten zakres idei w biegu wieków u jakiegoś narodu, z tą względną dokładnością jak u Greków: wszędzie indziej zadawalniać się musimy gotowym rezultatem wielowiekowego rozwoju, a nawet Rzymianie, naród posiadający tak bogatą literaturę, nie stanowią bynajmniej w tej mierze wyjątku. Niechaj wszakże czytelnik nie oddaje się płonnym obawom: w zbyt szczegółowe badania, w analizę anatomiczną i fizyologiczną sposobu powstawania tego lub owego artykułu wiary wdawać się nie myślę. Również wdawać się nie będę w analizę rozmaitych teoryj filozoficznych, jakie filozofowie greccy co do jestestwa duszy i możliwości jej pośmiertnego istnienia stawiać poczęli od czasów owych siedmiu mędrców jońskich, aż po ostatnie chwile pogaństwa. Mamy bowiem zamiar przedstawić wyłącznie wiarę ludową i jéj rozwój z pierwiastków niemal czysto materyalnych w formy coraz więcej uduchowione, tudzież rozwój upadku, jaki ją ogarniał wraz z ogólnym upadkiem moralnym i intellektualnym Grecyi od końca piątego wieku przed Chrystusem. Jeżeli przy tém często jako na źródła naszéj wiedzy przyjdzie nam się odwołać na świadectwo poetów, to nie powinniśmy zapominać, iż w Grecyi poezya nie była, jak u nowoczesnych narodów, pracą uczonych sztukmistrzów, zamkniętych w obrębie czterech ścian i piszących dla szczupłego koła czytelników wykształconych, ale zespolona była jak najściśléj z życiem narodu, i jak z jednéj strony sama z niego czerpała żywotne soki, tak z drugiej strony oddziaływała na nie w sposób bardzo widoczny.