Tomko Prawdzic/VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tomko Prawdzic |
Podtytuł | Wierutna bajka |
Wydawca | Karol Wild |
Data wyd. | 1866 |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
VIII.
German Baron von Teufel, znać dobrze Hrabiemu znajomy, podawszy mu rękę i przywitawszy go zaczął ćoś szybko szeptać mu w ucho śmiejąc się co słowo prawie. Potem przedstawił Tomka jako przyjaciela, szlachcica z antenatów i dodał:
— Hrabio! mieliśmy właśnie utarczkę z tym panem. — Rozwiązać ją może twoja cudna teorja arystokracji. Uczyń to dla mnie i chciej ją na pożytek nasz duchowny w krótkości rozwinąć.
— Czas piękny po wczorajszej burzy, odparł Hrabia od niechcenia spoglądając na Tomka, konie moje pójdą powoli pod górę; a ja żądaną teorję opowiem wam, moi kochani, w kilku słowach.
To mówiąc poprawił rogatej czapeczki, jeszcze raz badawcze rzucił spojrzenie na Tomka i tak począł:
— Arystokracyjny element jest wszędzie, arystokracja znajduje się w naturze samej z jakiejkolwiek na nią strony spojrzeć zechcecie; ona jest w każdej klassie stworzeń wyborem, kwiatem, ideałem rodzaju. Znajdziesz arystokracją w zwierzętach, ptakach, roślinach. Krowy tyrolskie i gwoździki kapucyńskie są arystokracją w śród innych krów i gwoździków. Pszenica sandomirska jest arystokracją przy ukraińskiej i bessarabskiej.
Zasadą arystokracji jest ta niezaprzeczona prawda, że nie wszystkie indiwidua jednego rodzaju mogą być i są w istocie równe sobie. Nierówność suponuje wyższość jednych niższość drugich. Ta wyższość, ta arystokracja w rodzaju, (pojmujecie łatwo) jest jedyną prawdą, jedynem urzeczywistnieniem ideału bożego, reszta pozostaje tylko niejako nieszczęśliwą próbą, która sie nieudała. Człowiek ideał, człowiek per excellentiam, człowiek jak go Bóg mieć chciał, jest pomiędzy nami tylko. My jesteśmy tyrolską krową, wśród pospolitego bydła. Z resztą gdzie uczucia wyższe, szlachetniejsze, podnioslejsze, jak u nas.? Gdzie pojęcia piękna, potęgi, siły, ślachetności; pojęcia drugiego świata będące przeczuciem — jeźli nie u nas?
Barwy kwiatów wyrastających na jednej łodydze są nierówne.
— Dotąd mówisz Hrabio tylko o arystokracji indywidualnej, ślepy by jej chyba nie zobaczył.
— I nie widzę potrzeby dodawać, że ogrodnik roztropny z piękniejszych kwiatów zbiera tylko nasienie, opuszczając później, lub nikło rozwinięte nawet jednej latorośli (oto zasada prawa pierworodztwa); nie widzę potrzeby dowodzić, ze exystują rassy, że jest krwi i cnót dziedzictwo. Wyższość umysłowa gdzież jeźli nie u nas? Wszystko co lepsze, większe, wzniośliejsze od nas wyszło i do nas idzie.
Co było — to arystokracja wspomnień, rodu; co jest — to arystokracja żywa, dobijająca się; co będzie — to arystokracja przyszłości, to jej nasienie. W tej klassie jest jedynie prawda społeczeństwa, jest człowiek ideał.
Uczucie piękna, to uczucie — przeczucie niebios, ta tęsknota do doskonałości, która szuka wdzięku formy, aby jej przypominała piękność wieczną ojczyzny niesmiertelnej — gdzie je spotkasz wyrobione do tyla co u nas? Piękne formy żywota towarzyskiego, owe konwencje na które sobie krzyczycie, nie są li to ofiary dla uczucia przyzwoitości, dla ideału społecznych stosunków. Myśmy ofiarnikami piękna ślachetności, godności; reprezentantami żywota idealnego na ziemi. Wszystko aż do naszego wykwintnego stroju jest tęskną pogonią za niepochwyconym ideałem. Dla czegóż cokolwiek się z tłumu wyniesie dąży do nas, bodaj od pługa i roli wstał wyższy głową od braci człowieczek, czemuż ciągle zegluje ku nam? Bo u nas czuje wyższość, żywot, prawdę. — Arystokracja ma wrodzone monopoljum myśli ślachetnych, czci piękna i —
Hrabia mówił, a German szeptał w ucho Tomkowi — Uważaż jak on przypomina wołu, który się chciał od mastodonta wywodzić.
Tomko z politowaniem poglądał na Hrabiego a ten ciągnął dalej zapalając się własnem dowodzeniem.
Dziesiejszy wiek przeczy wszelkiej arystokracji ale to najwyższe głupstwo ubrane w szaty pozornej sprawiedliwości. — Gdzie światło? gdzie siły ducha? gdzie wszystko dobre? jeśli u nas. Nam wybranym rodzaju ludzkiego, nie powinieńże służyć cały rodzaj ludzki, nie jesteśmyż ogniskiem wszystkiego, celem ostatecznym stworzenia, koroną świata? Krzyczycie na ofiary z ludu czynione! zawsze Bogowie ofiar krwawych wymagali, bo się im należy. Massy! massy! wołacie, cóż to massy? Tłuszcza bez myśli, gmin bezmózgi, szuja jednem słowem — wybranemi my jesteśmy. Obrońcy praw ludu są obrońcami ciemnoty, materjalizmu; niwelujący ludzkość są nieprzyjaciołmi genjuszu i wszelkiej wyższości; a że ona reprezentuje Boga na ziemi, są więc ipso facto nieprzyjaciołmi samego Boga.
Gdy tak idąc ścieżką słuchają, a Hrabia to poprawując czapki, to ręką żywo gestykulując głośno rozprawia; zjawił się w pośród nich Dołęga, jak wczoraj po żebraczemu ubrany, a pokłoniwszy się skinieniem głowy Tomkowi i Germanowi, zagadł bez ceremonji Hrabiego.
— Hrabio, rzekł, słówko — zkąd arystokracya pochodzi?
— Ha! mówiłem wam przecie z wyższości indiwiduów, która niepojętemi dla nas drogi przelewa się na potomków w ród i ze krwią płynie.
— Z wyższości! ha! to prawda! rzekł Dołęga, ale z jakiej?
— Wszelkiej, jaka tylko być może. W pierwszych wiekach, jak wiecie, urodziła się arystokracya z siły pięści, najsilniejszy stał się najmożniejszym a najmożniejszego potomkowie, nasieniem panów —
— O! do djabła Hrabio! zakrzyczał German zjechałeś z drogi i zawadzisz o pień. Jest w piśmie świętem wiele znacząca powieść o Samsonie, pewnieś jej nigdy nie czytał.
— I owszem.
— Samson miał siłę potężną, ale że mu podobno oleju w głowie brakło, że się dał podwice za nos wodzić, że nie miał siły ducha, wyższości jego i niepodległości, musiał młyny obracać Filistynom, i siła wielka nie na wiele mu się przydała. Brednie to są, co Wasza Miłość mówicie o sile pięści. Jedyną siłą jest siła rozumu, siła ducha i wyższość umysłowa. Od niej to pochodzi wszelka arystokracja.
— Ha! ha! rozśmiał się Hrabia — taką rzeczą Platon i Arystoteles powinni byli —
— Nie przerywaj pan! dorzucił Dołęga, oni są w istocie arystokracją całej ludzkości, całych wieków. Wasza arystokracya rodu gniła i nikczemna! Wyższość umysłu, siła ducha, powinna być znamieniem arystokracji, bez niej nie ma tylko nadużycie i przesąd. Gdzie tylko panowie stracili wyższość tę, gdzie przestali spełniać missję daną im przez opatrzność prowadzenia niższych od siebie do umysłowej, duchowej wyższości; tam, jak u nas, domy ich pustką, herby gniazdami wróbli, ród pośmiewiskiem, a groby oplwane —
— Za pozwoleniem, rzekł Hrabia — prostując się, arystokracja jest trojaka: pieniężna, rodowa i umysłowa —
— Stara i oklepana brednia! panie Hrabio. Do zrobienia pieniędzy potrzeba najprzód głowy; kto nie ma głowy, choćby go rodził Montmorensy nic nie będzie znaczył na świecie, a z głową, z duchem, z wyższością umysłową, pierwszy chłop lepszy od ciebie mości Hrabio.
— Ale dajciesz mi pokój! niemam czasu! zawołał Krzywulec — dajcie mi pokój! Durzycie mi głowę niepotrzebną rozprawą — jadę właśnie i śpieszyć muszę na radę familijną do księcia S. — dajcie mi pokój.
— Tylko słówko jeszcze, zatrzymał Dołęga — myślicie więc hrabio, że arystokracya samą siłą wspomnień żyć może?
— Bez wątpienia! Jej wyższości znamieniem są małe rączki i drobne nóżki; dopóki te trwają —
— Z małemi rączkami i drobnemi nóżkami pójdziecie gdzie się wam ani jedno, ani drugie na nic nie przyda. Chcecie żyć? — stańcie na miejscu to jest na przedzie! Pracowaćby wam potrzeba, poznać błędy swoje, oziębłość, zastygnienie, rozwiązłość, płochość, dumę, uderzyć się w piersi i powrócić z pokorą do dawnej missji: wieść braci do udoskonalenia moralnego, przykładem, czynem. — To da wam nowe życie. Dziś żyjecie tylko sobą i dla siebie, odcięci od reszty społeczeństwa, trupem jesteście i zgnijecie. — —
— Pierwsza ślachta, odparł Hrabia spluwając i spiesząc do swego powozu; pierwsza ślachta tegoczesna powstała i urosła w wojnach krzyżowych, temu nie zaprzeczycie?
Choć wedle mnie idea ślachectwa stare jest jak świat, ale historycznie z dzisiejszego stanowiska? —
— Niech i tak będzie.
— Gdzież w krzyżowych wojnach, w wojnach jakichkolwiek, które zrodziły ślachtę, jest spełnienie owej missji — prowadzenie niższych ku udoskonaleniu, ku wyższości?
— Hrabia tego nie widzisz?
— Nie, mości panie, wyznaję —
— Oto najprzód przykład Krzyżowca uczył wielkości i świętości obowiązków: widzieli go ludzie poświęcającego siebie, życie, mienie dla idei jednej, dla wiary! To pierwsza; powtóre: Rycerz brał za giermka, za pacholę, za sługę często od pługa i roli człowieka, którego wiódł w świat z sobą, uczył go uczuć rycerskich, uczył go pogardy śmierci, honoru rycerskiego, poświęcenia, za wiarę, za słabych, za coś niematerjalnego, a nad wszelkie dobro ziemskie ważniejszego, słowem uczył go poświęcenia. Ten wojak okulały może lub oślepły powracał do domowej zagrody; a co wniósł wspomnień pod strzechę, to było jego nabytkiem, niemi on oświetlał rodzinę swoją. Co wlał we wnuki swoje, to o szczebel chociażby pragnieniem tylko, podnosiło ich wyżej.
Potomkowie naszej ślachty czego uczą tych ubogich, ktorych do siebie biorą i płaszczem łaski okrywają. Najgorsi uczą ich kart, rozpusty, próżniactwa i szyderstwa, dumy i zarozumienia; najlepsi — uczą robić cukier burakowy!! Wątpię Hrabio, żeby nawet Książe — który tylu ślachty używa do swych ogromnych fabryk, spełniał swoją missję jak należy. Cukier jest rzeczą doskonałą, ale nieprowadzi do niczego więcej, krom pieniędzy.
— Tandem, bądźcie waszmość zdrowi, nie mam czasu, rzekł pogardliwie Hrabia, kończę faktem: rozumowania wszystkie zbić można i rozumowaniami siakiemi takiemi co chęć pobudować, ale fakt jest to mur żelazny. Po kiego djabła ciśniecie się wszyscy do nas i czapkujecie arystokracji, kiedy ona tak zgniła i strupieszała? Adieu! adieu!
Rzuciwsy tę racę kongrewską na obóz nieprzyjacielski, Hrabia skoczył do powozu. — Żebrak szydersko nań spojrzawszy usiadł na drodze z westchnieniem, a Tomko zastanowił się w niepewności co miał z sobą począć. Tym czasem German otrzepując żaboty z tabaki, którą właśnie obficie nos poczęstował począł mu szeptać:
— A co kochanku?
— Jestem jak w lesie, im dalej, tem mniej rozumiem gdzie prawda, i co nią jest wyłącznie?
— A zatém?
— Idę dalej.
— I ja z tobą serce moje. Ciekawy jestem djabelnie na czem się to skończy; a przytem zajmuje mnie silnie twoja naiwność i poświęcenie — Pójdziemy więc dalej.
— Żal mi tylko porzucać Dołęgę.
— Ba! starca! Starość to już nie życie prawdziwe, to zachód słońca skrzepły i zimny, szanujmy ją, ale zbyt jej nie wynośmy. W młodości to, w tobie jest prawda żywota: młodość to nadzieja, pragnienie, czyn; starość żyje tylko łupinami i odrobinami. To konanie dogorywającej lampy.
— O mądry doktorze niemiecki, rzekł rozwalając się na trawie Diogenes — Dołęga — któż to ci powiedział? Młodość to życie ciała, starość to życie duszy. Ustały burze cielesne, zcichły namiętności, spi mięso, a podniosła się dusza, a żyje doświadczenie, a świta mądrość. Kajdany spruchniały i rozleciały się — swoboda umysłu zdobyta. Starość to dopiero żywot prawdziwy......
— No! i gadajcież! tak ślicznie zdaje się wyrozumowałem! zawołał śmiejąc się German. —
Tomko spoglądał na obu, brał za kij i wybierał się iść.
— Idź, idź! rzekł do niego Dołęga, nie obawiaj się, ja cię dopędzę jeszcze. Dokąd młody dobieży pędząc zdyszany, stary przywlecze się powoli nieznużony, silny, wytrwalszy: młody niewie dokąd idzie; stary upatrzył cel, dąży ku niemu, oszczędzi drogi i stanie wprzódy od niego. Ruszajcie sobie, ruszajcie!
German na pożegnanie chciał poczęstować rapą Dołęgę, ale stary żebrak pokazał mu figę. Niemczyk ukłonił się grzecznie, schował tabakierkę i poskoczył Tomka dopędzać.