<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Tomko Prawdzic
Podtytuł Wierutna bajka
Wydawca Karol Wild
Data wyd. 1866
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

X.

Tomko tedy podróżował dalej a dalej zawsze w towarzystwie Barona, który uprzyjemniał wędrówkę, arcy-nauczającą rozmową o cudach Bożego świata, bo go zkońca w koniec przeszedł i znał doskonale.
Nieszczęściem, czego ta rozmowa najwięcej Tomka uczyła, to coraz mocniej wątpić o wszystkiem; wstrząsała nim, rzucając go z jednej w drugą ostateczność. Obrazy świata zręcznie stawione przeciw sobie, pełne były niezliczonych sprzeczności — Co w nich było głównem? co ubocznem? co prawdą? co fałszem i przyrostkiem? Tomko rozróżnić nie mógł.
German zażywając tabakę, udawał dudka wyśmienicie i powtarzał — Niepojęte! niepojęte! Tak szli aż do miasta które owego czasu sławne było ze swej Akademii i nauczycieli, gdzie się wiele uczyło młodzieży, zkąd jak z ogniska tryskała światłość na okół kraju.
Postrzegłszy miasto Tomko ze sciśnionem sercem, z jakąś nieopisaną tęsknotą pomyślał dla pocieszenia się: — Tu przecież znajdę czego szukam, ci mędrcy powiedzą mi, co jest prawda? Jeźli nie wszyscy o niej wiedzą, choć jeden przynajmniej doszedł może co ona? I wrąc z niespokojności wszedł do miasta.
Zaraz u wnijścia to życie miejskie, porównane w duszy zżyciem wioski, wyzwało w nim nowe z wątpliwością pytanie:
— Który z tych dwojga żywotów jest prawdą?
Ówli żywot wsi spokojny gdzie wszystko w swojej godzinie przychodzi, życie płynie niepostrzeżone, powolnie, cicho, jednostajnie i błogo; czy miasta wrzący, namiętny, szybki i nowemi wrażeniami, nowemi coraz wypadkami osnuty. — Jestli prawdą życie wiejskie całe w obliczu natury upływające, czy to całe w obec samych dzieł człowieka, w którem Bóg znika, a stworzenie króluje.
Nim sobie Tomko to pytanie rozwiązał, już go wir miasta pochłonął. Patrzał, żył oczyma, żył uszami, żył gorącem i szybkiem życiem ludzi miejskich, co go otoczyli, objęli i porwali. —
Baron German zajął się zaraz wyszukaniem mieszkania; był w wybornym humorze i pluskał się w tem wrzątku miejskiem jak ryba w wodzie.
— Nie życież to, wołał podskakując na półtora łokcia w górę, — patrzaj młokosie serca mego, co to za wrzawa, co to za pośpiech. Ile tu różnych ludzi i twarzy! Tam pogrzeb, tu chrzciny i zaraz wesele i obok kłótnia małżeńska, łzy i śmiech wszystko ściśnięte, zmięszane, utarte! Jeden na drugiego nie patrzy, mijają się, lecą, pędzą, godziny biją jedna po drugiej jak szalone, życie płynie. Ani burzy ani pogody niebios niewidać w tych kamienicach, niema tu chwil nudy i rozmyślań. — Porównaj że to proszę ze wsią, gdzie wśród głuchej pustych dni ciszy, klekot bociana i wieczorny krzyk gęsi budzi cię tylko; gdzie każda chmurka przesuwająca się po nad głowami zwraca oczy; gdzie każda drobnostka wypadkiem, a tak szeroko się ziewa!
— To więc życie prawdziwe, jedyne? spytał Tomko, takiem chciał mieć je Bóg?
— Albo to, albo i nie to, z uśmiechem odparł Baron, właśnie okrutnie się biedzę które z nich jest prawdą, ale mnie lepiej miejskie smakuje, a za tamtem nie tęsknię wcale.
— Czemuż ja już dziś tęsknię za niem?
— Ba! więzień tęskni za ciemnicą i łańcuchem z któremi się zbratał. Wielką tajemnicą nałóg — Miałżeby człowiek gdzieś kiedyś do tak jednostajnego zycia być przeznaczony, którego nałóg byłby w nas przeczuciem i zapowiedzią?
Hę? — a tymczasem śpij moje dziecko; jutro zaraz pójdziemy pukać od drzwi do drzwi mędrców tutejszych i pytać ich słowy Piłata:
— Co jest prawda?


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.