Tomko Prawdzic/XXIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tomko Prawdzic |
Podtytuł | Wierutna bajka |
Wydawca | Karol Wild |
Data wyd. | 1866 |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
XXIII.
Jak w wielkim tłumie, którego tysiąc głosów się kłóci, wrzały myśli niesforne w głowie biednego Tomka; w sercu jego było pusto, i wiatr tam tylko przelatywał chłodny.
Reszta rychło wyczerpanego życia, schroniła się pod czaszką, ale tam stypę obchodziła przedśmiertną, pogrzebową sprawiała sobie hulankę, Szedł i nie pytał już o prawdę ani świata, ani ludzi, ani siebie, ani Boga co czasem głosem w nas mówi wewnętrznym i wszystko dlań było obojętne. —
Wspomnienia rodziców, domu, kątka kraju świadka lat dziecinnych — zamarły, ucichły, milczały. Łachmany tylko myśli czarnych pędziły się jak chmury burze poprzedzające w głowie jego, świszcząc i kłócąc się z sobą.
— Prawda! Jest prawda! Niema prawdy! Wszystko jest prawdą, wszystko jest fałszem, wszystko ułudą, powtarzał!
I znużony padł spocząć na kamieniu, głowę gorącą oparł o drzewo i powtarzał zadumany, przez sen: Niema prawdy! —
Wtém nadciągnął stary o kiju, Dołęga.
— Co ci to jest Tomku? spytał go łagodnie.
— Chory jestem — o! bardzo chory, odparł ledwie go poznając uczeń.
— Cóż cię boli?
— Boli? nic mnie nie boli, chory jestem i nie pragnę zdrowia, chcę tylko śmierci; śmierć kończy, chcę końca.
— A prawda twoja?
— Prawda! ha! to nicość, to zniszczenie, to spokój bez życia, to zagłada, to śmierć może. —
— Biedne chłopię! Wstań i posłuchaj mnie — rozbudź się znajomym ci głosem. Puściłem cię na świat umyślnie, abyś własnemi siły zmierzył się z olbrzymem prawdy. Aleś ty mu nie podołał, obalony na ziemię jęczysz i narzekasz. — Posłuchaj, może cię uleczę. —
— O! nikt! nigdy.
— Szukałeś prawdy absolutnej, jedynej, w zdaniu jedném w miejscu i kątku pewném, w kilku słowach ludzkich zamkniętej, w wyłącznej jakieś istocie, w jednem rodzaju żywota; a prawda nie jest ani w słowie jedném, ani w chwili jednej, ani w jednej istocie, ani w myśli ludzkiej tylko. Prawdą jest wszystko co istnieje, prawdą jest życie, byt; a najwyższą prawdą jest źródło żywota — Bóg. On rozsypał w duchu którym ożywił ziemię te obłamki prawdy, coś je dziecino moja, zbierać chciał po okruszynie; a w każdej skorupce niebieskiego naczynia, tyś je chciał znaleść całe.
Nie znalazłeś prawdy, boś jej tam gdzie szukałeś znaleść nie mógł. Prawda to naczynie rozbite, którego szczątki tylko odgrzebywałeś z popiołów i gruzu, cała stoi tylko i jaśnieje w niebiosach. Prawda jest w Bogu, a Bóg jest prawdą co pochodzi z ducha, wszystko fałszem co rodzi się z ciała i materji, to jest ze śmierci.
Prawda jest złotą nicią wśród szarej tkanki, przesuwającą się we wszystkich tworach, we wszystkich żywota godzinach. Różne jej strony widzisz w rożnych Boga dziełach; nigdzie jej całej niema.
W piersi ludzkiej tylko jest to pojęcie potężne jedności i całości prawdy, które starczy za nią samą.
To pojęcie jest jako obraz słońca w kropli wody; ale w odbitem słońcu co się silnie w kropelce, niechże astronom je rozmierzy, niech gwiazdarz wielkość jego pochwyci!
Tém pojęciem prawdy, które się rozkłada w nas na pozornie oddzielne pojęcia: dobra, piękna, prawa, pożytku, a jest jednostką, wysoko stoi człowiek. Gdy reszta stworzenia ma tylko cząstki ducha, człowiek jeden ma w sobie całość, ma duszę. Od kamienia do najdoskonalszego ze stworzeń wszystko ma tylko pożyczoną odrobinę duchową, co mu życie daje; jedni my mamy całego ducha, duszę i udział drobny ale całość stanowiący, ale pojmujący siebie, władnący sobą. Bóg stworzył nas na podobieństwo swoje, to jest całkowitemi w sobie. Tomku, słyszysz ty to?
Tomko zdawał się przebudzać, ale słowa mistrza jeszcze go nie uspokoiły. —
— Gdzież szczęście? spytał słabym głosem.
— Szczęście całe tam, gdzie to wielkie naczynie o którem ci mówiłem, szczęście całe jest w niebie, obłamki jego leżą do koła; a nie trzeba ich zbyt głęboko szukać; nie trzeba się spodziewać całego i pełnego szczęścia jakie pojmujemy, bo tu go nieznajdziemy.
Nie szukaj go w dobrym bycie, bo ten jest i być musi tysiącom zmian uległy; nie szukaj nadewszystko w sobie, i siebie jak zwierze nie czyń celem stworzenia a ogniskiem wszystkiego. Winieneś wiedzieć, że ludzkości całej szczęście celem każdego z jej członków najświętszym, że cała ludzkość twym bratem, a miłość bliźniego nie tylko obowiązkiem, nietylko cnotą, ale prawem jest twojego bytu. Jak skoro z pod tego prawa pojedyńczy człowiek chce się wyłamać, spotykają go zawody i cierpienia bez celu, bez ratunku. Pojedyńczy człowiek znikomy jest i nikczemny; cała ludzkość ze swą rozmaitością i wielkością i całą przeszłością i polami przyszłości stanowi dopiero ideał człowieka, którego ty jesteś odrobiną. — Nie szukaj prawdy w samym sobie, ani szczęścia w sobie samym; staraj się o szczęście drugich, żyj cały w braciach, umiej się poświęcać, a znajdziesz i prawdę żywota i szczęście.
Za poświęcenie nie szukaj nagrody, ani chluby, ani pragnij aby się na niem poznano, ani mów o nim; poniżaj się, boś w istocie małym zawsze, póki wielkim się sądzisz, boś znikomy, słaby, drobny w obliczu Boga, — obliczu ludzkości nawet.
W nauce prawdą jest, że nic spełna nieumiemy, niewiemy, że na najwyższym szczeblu umiejętności ludzie, upokorzeni wołają: — Wiemy że więcej jest daleko nad to co umiemy i rozumem naszym dojść możem. Głupcy tylko mieniąc się mędrcami wołają: Myśmy posiedli wszystko, pojęli wszystko! Są to umysłowi Chinczycy, którzy po za granicą Chin swoich nic już nie wiedzą. —
Na dnie istotnej nauki, pokora; ale człowiek który się czuje słabym i ograniczonym, podnosi się tem uczuciem nad wszystkich zarozumialców; czuje on cały ogrom pozostały za granicami jego wiedzy, wzdycha do niego i jest Kolumbem co czuje Amerykę gdy gmin podobien Genueńczykom, nie wierzy w inną ziemię, nad tę którą oplugawił.
W świecie moralnym prawdą jest poświęcenie siebie dla ogółu, życie cząstki w całości, spojenie z jej losami. W świecie domowym prawdą jedyną jest miłość, pobłażanie i poświęcenie, znowu żywot ducha a nie ciała; usamowolnienie umysłu i duszy, spętanie zwierzęcej części człowieka.
Tomko słuchał, oczy mu się rozjaśniały.
— Mistrzu mój, rzekł, lecz czémże popęd ku wiedzy i chciwość poznania wszystkiego?
— Jest to popęd szlachetny, jest to przeczucie świata w którym wszystko znać i wiedzieć będziemy, z wszystkiem się w Bogu w całość połączym. Ale niemyśl by nauka była najwyższą zasługą człowieka, a wiedza szeroka problemem jego doskonałości.
Nie, stokroć nie! Jesteś w błędzie! Czyn jest wyższy od wiedzy, bo czyn tworzy, czyn żywot daje, gdy wiedza jest tylko spojrzeniem w jego tajniki.
Człowiek co nic niewie, prócz pierwszych prawd z któremi się urodził, a które rozwinęły w nim życie poczciwe i pracowite, często wyższy[1] jest od mędrca, co wszystko wie, w nic nie wierzy i nic[1] nie czyni.
— Źle więc zrobiłem idąc szukać prawdy?
— Źle? nie — lecz prawda jest wszędzie; ona otacza nas. Jak zewsząd prócz więzienia widać niebo, tak ze wszystkich stanowisk życia prócz zezwierzęcenia, widać prawdę nad głowami naszemi. Bądź zdrów, idź do domu. Tam cię czeka reszta nauki, tam i mnie może jeszcze zobaczysz.
To mówiąc podał rękę Tomkowi, podniosł go na nogi i odżywionemu nieco, wskazał drogę ku rodzinnej chacie.