Trylog
1
Jak fontanna tak wstawała
Z tymi swymi warkoczami,
Z tymi swymi półsłówkami,
Co kropliła, odkraplała,
Co dzwoniła, co szeptała...
2
A ja miałem skrzydeł cztery,
Dla niej jednej cztery skrzydeł,
I latałem przez Etery,
Do tej mojej, do nieszczeréj,
Do tej Jasnej-pani sideł...
3
Od-kraplałem na nią słowa -
Te, dzwoniące najzabawniéj,
I szeptałem: "Nadzmysłowa!
Jak my bliscy, jak my dawni
Jak ta przyjaźń już nie nowa..."
4
Aż poznałem!... że tak nowa!
* * *
1
Nadzmysłowa bo też była
Onegdajsza tamta pani
I nie taka jak ta miła,
Com zapomniał pierwszej dla niéj...
Ani do niej się umyła!
2
Jak zatęskni - to niesztucznie:
Słowem, okiem, takim okiem,
Co wyrzuca włócznią w włócznię,
A zapłacze - to potokiem,
A zaśmieje się, to hucznie...
3
Bodaj szepnę jej: te mocy,
Co olbrzymią pierś i ramię -
Że wylatasz jakby z procy -
Ból się łamie, grom się łamie!...
Tak - jej szepnę o północy.
4
Aż poznałem znów, że kłamie...
* * *
1
Mniejsza o to... bardzo ładnie...
Najżyczliwszym jestem sługą,
Jak wypadnie, tak wypadnie,
Przecudownie czy szkaradnie,
Zawsze pewność - że niedługo.
2
Przy księżycu dziś herbata?
Z dawna miłe mi księżyce...
A zieloność - jak sałata;
Dzikie także okolice?...
Burze - bębny - błyskawice.
3
Bardzo ładnie - owszem - służę -
Romantycznie albo z grecka,
Z tym wszech-śmiechem, co w naturze,
Socjalistka czy szlachecka,
Kanoniczka albo świecka?...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Bardzo ładnie... owszem, służę.