Wieki katakombowe/Odczyt II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Wieki katakombowe
Podtytuł Odczyty w Dreznie
Pochodzenie Kronika Rodzinna, 1869 nr 11—12
Wydawca Aleksandra Borkowska
Data wyd. 1869
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ODCZYT II.

Kościół w podziemiach jest sercem, od którego rozchodzą się strumienie życia na wszystkie strony, ku któremu one ze wszystkich stron zdążają; czuć w nim ognisko świata umarłych, cisnącego się pod jego opiekę.
U ołtarzy też jego skupia się co mają najpiękniejszego katakomby; po nad niemi zatacza sklepienie wśród ciemności pracowicie przyozdobione; niekiedy połyskując mozaiką złocistą, czasem malowaniem pełném głębokiego znaczenia. Musimy téż dłużéj nieco zatrzymać się w progu kościoła tak szczupłego rozmiarem, a tak wielkiego znaczeniem w którym spoczywa ziarno pierwsze olbrzymich świątyń i bazylik późniejszych.
Przed nami stoi ołtarz, grobowiec kamienny. Sarkofag ten prosty, od pierwszych wieków już jest razem ofiarnym stołem. Wiemy zkąd inąd, że pierwotnie ofiara odprawiała się na drewnianych zwyczajnych stołach; dwa takie rachowały się dotąd, jeden u Ś-o Jana na Lateranie, na którym Ś. Piotr apostoł pierwszy w Rzymie chleb żywota rozłamał, drugi u Ś. Pudencyanny. Są to dwa jedyne wyjątki; krew męczenników przeniosła ofiarę ze stołu uczty braterskiéj — na grób.
Wszystkie te grobowce wykute są z kamienia, najczęściéj tego samego co całe podziemie, szarego, poczerniałego od wilgoci. Po nad niemi zwykle zatacza się arcosolium, sklepienie przyozdobione, malowane, lub równie czarne jak krypta cała. Nie wszędzie czas i możność do ozdobienia starczyły.
Niektóre z tych ołtarzy stoją w głębi do ściany przyparte, inne są odsunięte ku środkowi, a po za niemi półokrągłe zostawiono miejsce na tron biskupi.
Zwyczaj ów katakombowy odprawiania świętéj ofiary na zwłokach męczenników, utrzymał się stale w Kościele katolickim, i każdy dziś ołtarz musi relikwie zawierać.
Prudencjusz w swych poezyach wspomina już o tym obyczaju Kościoła, który od III wieku stał się prawem ogłoszoném przez Feliksa I papieża i męczennika. Stawiano wprawdzie późniéj ołtarze z kruszców i drzewa, ale kamień musi się w każdym znajdować.
W kryptach te monumenta są od najprostszych poczynając, nieco urozmaicone kształtami, z jednéj bryły, pełne, lub na słupkach kilku a nawet jednym wsparte. Czasem pogański sarkofag marmurowy, uświęcony zwłokami męczennika, przerobiony na chrześcijański, stał się tym stołem ofiarnym.
W Kościele wschodnim utrzymywano, że zwyczajem było w pierwszych wiekach, stawić po jednym tylko ołtarzu, ale katakomby dowodzą przeciwnie; ołtarzy po trzy i więcéj w jednéj kaplicy znaleziono u Ś. Agnieszki i w innych miejscach. Nie było to nigdy prawem.
W czasie ofiary okrywano kamienny stół białemi obrusami, po czterech rogach zaściełano cztery sztuki sukna, noszące na sobie imiona lub wizerunki czterech Ewangelistów, czasem ich godła, na nich dopiero biały obrus przedstawiający całun, którym Chrystus okryty był w grobie; potem drugi cieńszy, a na ostatek korporał. Oprócz tego osłaniano ołtarze kosztownemi materjami złotemi i jedwabnemi, wyrabianemi wzorzysto; były to dary biskupów, papieżów i różnych książąt.
Najzwyklejszą wszakże ozdobą ołtarzów, były kwiaty, w które je ubierano przez rok cały. Ś. Paula tak zachęca chrześcijan do ukwiecania ołtarzy. „Dzieci, nieście Bogu chwałę, czyńcie mu z serc pobożnych ofiarę. Zarzucajcie ziemię kwiatami, drzwi obwińcie w wieńce. Niechże ona podobną będzie do purpurowéj wiosny, niech się rok cały zakwieca. Nim dzień nadejdzie kwiecisty, niech uroczyste dni zwyciężą naturę.” Kwiaty téż, w mozaikach i malowaniach katakomb są jedną z najpospolitszych ich ozdób, ułożone w wieńce, sploty, wiązki, w naczyniach i koszach. Ciekawémby było rozpoznanie jakie właściwie najużywańsze były, ale malowania dekoracyjne są tak dowolne, że z nich trudno coś oznaczyć. Wspomina Prudencjusz w ozdobach grobów męczeńskich fijołkį i zielone gałęzie, zapewne laurowe. W katakombie Ś. Agnieszki na sposób starożytny widać na sklepieniach małe gienjuszki, niosące kosze pełne kwiatów, które rozsypują na groby. Zieloność, jako godło młodości, życia, nieśmiertelności, stroiła zwłoki tych, którzy żyli wiecznie. Kwiaty także uważano za godło darów Ducha Ś-o i dla tego zdobiono niemi kościoły na Święta, Zielonemi u nas zwane... Kwiat zaś pojedyńczy pomiędzy figurami Ś. Piotra i Pawła umieszczony, wyraża symbolicznie Chrystusa Pana.
W pierwszych wiekach, światło nad ołtarzami utrzymywały zawieszone od sklepień lampy; świeczniki mniej były używane, stawiano je przy ołtarzach, nie na nich. Wszakże użycie światła przy nabożeństwach, obchodach, palenie lamp przy grobach męczenników, należy do najstarszych zwyczajów. W podziemiach było ono koniecznością, i mnóstwo też lamp znaleziono w nich z godłami chrześcijańskiemi.
Wspomnieliśmy już iż w głębi kaplic wielu, po za ołtarzem, w apsydzie, stoi siedzenie biskupie, Cathedra, zwykle nie przenoszone, równie jak wszystko wykute w kamieniu katakomb, i bardzo proste. Jednakże wiemy, że katedry niektóre ozdobniejsze bywały ruchome. Takie siedzenie Ś. Szczepana Papieża dobyto z katakomb, z rozkazu Innocentego XII, który je ofiarował Kazimierzowi Medyceuszowi.
Oprócz tych siedzeń w formie starożytnych krzeseł za ołtarzami, znajdują się inne wykute w korytarzach, podobne do nich, które, jak starożytni przypuszczają, służyły Diakonessom, a na ostatek katedry u drzwi, które mogły być konfessjonałami dla pokutników.
Zasługują także na uwagę, w sklepieniu ponad ołtarzami lub nad środkiem kaplic znajdujące się otwory, świetlniki (luminares), które wychodzą aż po nad ziemię. Te jak się zdaje po większéj części zostały dodane po ustaniu prześladowań. Otwory tylko może w początkach niektóre wychodziły na ogrody i pola nawróconych chrześcijan, mogące być ukryte. Przez wiele z tych niekiedy dosyć szerokich otworów, wpadały potém, gdy katakomby opuszczono, wody i potoki, i niszczyły podziemia. Trudno jest odmalować wrażenie jakie czyni promyk słońca gdy się w te głębie na chwilę zakrada i na tle wiekuistych ciemności świeci jakby niebieską jasnością.
Budowa jakkolwiek jednostajna i prosta kaplic, ze swém sklepieniem półkulistém, apsydem czyli konchą w głębi, tronem, konsolami kamiennemi do składania naczyń ofiarnych, katedrami u drzwi, mozaikami, obrazami, już w zarodzie ma wszystko to, z czego się późniejsze budownictwo chrześcijańskie rozwinie. Tu ono w istocie jak cała sztuka chrześcijańska miało kolebkę. Przekonano się od niedawna dopiero, po ściślejszém rozpatrzeniu w budowie kaplic, i porównaniu ich ze staremi kościołami, że nie bazyliki, które chrześcijanie stroili na świątynie i przerobili dla swego użytku, ale te krypty są typem pierwotnym późniejszych naszych kościołów. Na małą skalę jest tu już wszystko co je ma składać. Wskazał pierwszy tę analogję Bottari, poparł znakomity znawca sztuki d’Agincourt Raoul Rochette, na ostatek pełen zasług starożytnik X. Marchi.
W najozdobniejszych kościołach sklepienie ich sięga przez dwa i trzy piętra, bywa ze staraniem o symetrję i proporcję zarysowane. W największém jednak z tych podziemiów, wedle X. Marchi, więcéj nad ośmdziesiąt osób zmieścić się nie mogło. W katakombie Ś. Agnieszki zapewne zapobiegając temu iż trudno było obszerniejsze wykuć podziemie, kościół jeden otoczony jest wielą izbami, cubicula, większemi, które z nim połączone stanowią całość dosyć rozległą. Jest to najobszerniejsza budowa tego rodzaju. Oprócz tych kościołów podziemnych, w domach prywatnych były urządzane, zaraz w pierwszych wiekach, modlitewniki i kaplice obszerne, w których się zbierano, gdy nieco więcéj miano swobody, a prześladowanie zwolniało.
W ogóle kaplice te mieszczone w górnéj części domów, zwykle w wieczornikach, w obszernych izbach jadalnych, które na pamiątkę Chrystusowéj wieczerzy, obracano na kaplice. Do jednéj z takich przypadkiem wszedł raz satyryk poganin Lucjan, i w jednym ze swych dyalogów wspomina o tém, jak trafem dostawszy się do nieznajomego sobie domostwa i przeszedłszy długie wschody, znalazł się w izbie obszernéj na górze, ze złoconemi gzemsami, jak dom Menelausa opisany przez Homera, ale w niéj znalazł zamiast Parysowéj Heleny, ludzi leżących na ziemi i wybladłych. Łatwo się w tym obrazie poznaje chrześcijan.
Dopiero za Aleksandra Sewera znajdujemy pierwszą wzmiankę o kościele chrześcijan, który umyślnie budować miano. O grunt, na którym stawić go chciano, spór był pomiędzy szynkarzami (propinarii) a chrześcijanami. Aleksander Sewerus z czyniącą mu cześć uczciwością i uczuciem, zawyrokował w téj sprawie, że lepiéj jest aby w tém miejscu na jakikolwiek sposób Boga chwalono, niżby w niém wino szynkowano.” Kościoły te późniéj wraz z inną własnością chrześcijan skonfiskowano, jednakże we 30 lat Gallien oddaje napowrót chrześcijanom; było już ich wówczas w samym Rzymie 40. Dyoklecjan powtórnie zburzyć je rozkazał.. Tylko 33 lat, od dekretu Galliena do prześladowania Dyoklecjana, spokojnie w nich się modlili wyznawcy nowéj wiary.
O budowie kościołów pierwotnych, żaden nas dokument nie naucza; wiemy o ich istnieniu tylko, wszystko jednak wnosić każe iż były podobne do kaplic w katakombach, tylko od nich obszerniejsze.
Jedynym pomnikiem ikonograficznym z IV wieku, świadczącym o formie kościołów, jest grobowy monument z Watykańskiego podziemia, na którym w płaskorzeźbie są dwa kościoły. Widać na nich dosyć wyraźnie drzwi z podniesionemi z obu stron zasłonami u wnijścia, nawę podłużną, i zakończenie jéj półkuliste.
Nazwanie bazylik jest już późniejsze od panowania Konstantyna; pierwotnie używano wyrazu: kościół, Ecclesia.
Poszanowanie dla kościołów było wielkie i zewnętrznemi znakami się objawiało. Znany jest ten ustęp Seneki, w którym on maluje, jak czuli nawet poganie czém był dom ten Boży, gdzie duch ludzki na modlitwie i rozmyślaniu podnieść się usiłował i oczyścić. „Gdy wchodzimy do świątyń, powiada on, układamy zewnętrzną postać naszą; zbliżając się do ofiary, twarz oblekamy pokorą; spuszczamy togę, a całéj osobie nadajemy powierzchowność skromną.” Chrześcijanie tém bardziéj szanowali miejsce modlitwy i ofiary. Dla tego przed wnijściem obmywali twarz i ręce w przeznaczonych na to wodotryskach; zdejmowano obuwie niekiedy obyczajem wschodnim, jak dziś jeszcze to czynią Ormijanie w Turcyi i w Etjopii. Cesarze i królowie wchodząc w darze składali broń, korony nawet i straż swą zewnątrz zostawiali. Wchodząc w progu padano na twarz, całowano drzwi. W kościele panowała cisza najzupełniejsza, zachwycenie, które na czas modłów zdawało się powstrzymywać życia objawy. W kościołach w razie niebezpieczeństwa szukano schronienia, składano w nich skarby. Wiemy u Ś. Augustyna że w czasie napadu barbarzyńców, nawet poganom dawano schronienie w kościołach chrześcijańskich, a Alaryk zdobywszy Rzym, nie zajął go wprzódy, aż żołnierzy swych zobowiązał, że poszanują tych, co się schronią do kościołów. Sozzomen wspomina, że barbarzyńcy tych których sami chcieli ocalić, odprowadzali do kościołów, o których progi wszystko ludzkie: nienawiść i namiętność, zemsta i szał dziki się rozbijały.
Otóż jest wszystko, z czego się składają katakomby, ciemne korytarze, obszerniejsze w nich izby, i kaplice. Gdyby nie pozostałe na ścianach tych ostatnich malowania i mozaiki, już to z czasów pierwotnych, już z późniejszych, gdy chrześcijaństwo zwycięzkie stroiło swą kolebkę, nicbyśmy już o powierzchowności katakomb do powiedzenia nie mieli. Przedmioty jakie się tu znajdują, wszystkie świadczą o ubóstwie dobrowolném pierwotnéj społeczności; co najwięcéj strojono ołtarz Boży i grób męczeński, reszta była ziemią, kamieniem wilgotnym i skałą spleśniałą.
Sarkofagi marmurowe, zapożyczone u poġan i przerobione, lampy, trochę szkła, nieliczne a bardzo niewytworne sprzęty kościelne, składają niemal cały zabytek starożytniczy katakomb.
Tu jeszcze słowo a sarkofagach.
Oprócz grobów w ścianach katakomb, spotyka się wśród nich grobowce z marmuru białego i kamienia z rzeźbami, wedle obyczaju starożytnych, a niektóre z nich są widocznie przerobione z pogańskich, z wyobrażeniami mitologicznemi, zastosowanemi do nowéj wiary; inne umyślnie dla chrześcijan robione. Najczęściéj większe takie monumenta znajdują się po kaplicach.
Groby te czasem są robione tak, iż po dwa i trzy ciała w sobie zawierać mogły. Sarkofag naprzykład pierwszych czterech Leonów papieżów, wszystkich zawierał jeden.
Monumenta te albo są rzeźbami okryte po wszystkich stronach, lub jedną tylko mają przednią ścianę ozdobną. Na nich to znajdujemy wyobrażenia różnych scen ze starego i nowego Testamentu; allegorye mniéj więcéj w miarę wieku do którego należą, stylem jeszcze starożytnym lub późniejszym, wedle nowych pojęć chrześcijańskich, wykute.
Bardzo często w pośrodku, w kolistém polu, są wizerunki, popiersia zmarłych; daléj, rozdzielone pilastrami, albo sceny z ich życia, albo wyobrażenia odnoszące się do zmartwychwstania, życia przyszłego, i t. p.
Na wielu z nich takie obrazy, jak np. winobranie, zapożyczone i zastosowane były do chrześcijan. Czasem pogańska całkiem powierzchowność pomnika kilku tylko dodatkami została przekształconą.
Skarbem istotnym dla dziéjów Kościoła i symboliki chrześcijańskiéj i historyi sztuki, są te rzeźby, malowania i mozaika, o których napomknęliśmy. Z nich się uczymy najlepiéj żywo, dotykalnie, pierwszych pojęć chrześcijańskich o Chrystusie, o matce jego, o apostołach; bo nic nad plastyczny, choćby najnieudolniejszy utwor, nie daje równie wiernego obrazu przeszłości. Niestety! zniszczenie katakomb, ciekawość świętokradzka jednych, barbarzyńska ciekawość drugich odwiedzających, wiele tu nadwerężyła — czas reszty dokonał. Pomimo to, około kaplic jeszcze i w nich samych, spotykamy niezmiernego dla nas zajęcia obrazy, wizerunki, ozdoby.
Nie potrzebujemy tu przypominać, że nie jednokrotnie powstawały zagadnienia, namiętnie nawet rozwiązywane, co do prawowitości obrazów, w pierwotnym Kościele używanych. Do dziś dnia wschodni Kościół nie dopuszcza rzeźbionych wyobrażeń, jak gdyby malowanie od rzeźb czém inném się różniło w charakterze, nad sposób wykonania. Oprócz innych dowodów piśmiennych, że od pierwszych wieków, obrazy i rzeźby były po kościołach używanemi, najlepszym jest to, co znajdujemy po katakombach. Słuszną tylko uwagę czyni Müller, że mniejsze lub większe upodobanie w dziełach sztuki, odznacza różne kraje w pierwszych wiekach. Tak w Rzymie cześć dla obrazów była stale przyjętą, gdy w Afryce Tertuljan, Ś. Augustyn, Ś. Klemens Aleksandryjski, zdają się im raczéj przeciwić. Lękano się tam bałwochwalstwa.
Z malowań w katakombach niektóre niewątpliwie odnieść potrzeba do II i III wieku. Najznakomitsi znawcy: Kardynał Orsis Bottari, Mamueti, Doktor Labus, zmarły niedawno, gdy krytyka monumentów była już w pełném rozwinięciu, podzielają to zdanie.
Wszystkie te zabytki w ogóle, które się odznaczają pięknością stylu, wykończeniem godném starożytnéj sztuki pogańskiéj, wedle wzmiankowanych krytyków i zdaniem sławnego Raoul-Rochette, są najdawniejszemi.
W tych wizerunkach, skreślonych ręką nawróconych artystów, kształconych na wzorach najwykwintniejszéj sztuki, a natchnionych najczystszą ideą chrześcijańska, przegląda już cudownie to, czém ona dopiero po odrodzeniu swém stać się miała.
Niektóre postacie obrazów tych dekoracyjnych, na sklepieniach, kościołów podziemnych, są nadzwyczajnego wdzięku. Taką jest np. owa Dobrego Pasterza, niosącego owieczkę na ramionach, która się powtarza często, a niekiedy bywa niezrównanie piękną.
Początkowi badacze z łatwością przyznawali malowaniom w katakombach, wiek może nazbyt oddalony; późniéj wpadła krytyka w przeciwny błąd, wszystkie odnosząc do czasu uspokojenia Kościoła i ozdobienia katakomb za Sewera Aleksandra, przez papieża Kaliksta. Dziś przy sumienniejszém rozpoznaniu i podziale ozdób, najsurowsi znawcy, jak Raoul-Rochette, Lenormant, Marchi, de Rossi, zgadzają się na to, że niektóre obrazy w katakombach sięgają wieku I-go.
Można sobie wyobrazić, jakiego zajęcia i jakiéj ciekawości są wizerunki pierwotne z tak odległéj époki.
Lenormant, po powtórnéj podróży do Rzymu, niektóre obrazy katakomby Ś. Domicelli uklassyfikował do końca I-go wieku; inne u Ś. Pretexta do epoki Antoninów. Z pierwszego wieku obrazy znajdują się także u Ś. Kaliksta, a Rossi dowiódł tego niezbicie, już nie samym charakterem sztuki, ale archeologiczno-historycznemi argumentami niezwalczonemi.
Obrazy najstarożytniejsze są dziełami sztuki w całém znaczeniu wyrazu; o tém jednak zapominać się nie godzi, rozpatrzywszy się w zabytkach malarskich, Pompei szczególniéj, że starożytni niżéj stali w ogóle w malowaniu niż rzeźbie. Chociaż wiemy że malowano obrazy osobne, na deskach, że je przenoszono i wożono z sobą, – malarstwo starożytnych było głównie dekoracyjném; miało na sobie to piętno murowéj ozdoby: ogólne rysy wybitne i całość uderzającą, rysunek staranny, wykonanie pośpieszne, prawie rzemieślnicze i wprawne, ale wprawne aż do zbytku.
W katakombach te malowania, z natury swéj, jako wykonane w ciemności, pośpiesznie, nie mogą być nazbyt pieszczone. Są téż to raczéj myśli rzucone na ścianę, niż obrazy pełne. Na tle zwykle białém, silnie zarysowuje się główna postać: Dobry Pasterz, Orfeusz, którego wizerunek również się tu trafia, (o nim powiemy osobno), Apostołowie z Matką Boską u stołu, i t. p. Obrazy są rzadko z większéj ilości figur złożone; najzwykléj jedna myśl przedstawia całość, albo ją jeszcze krócéj i jaśniéj wyraża symbol, znak, godło.
Z pewnością wnioskować można, że im piękniéj wykonany jest obraz, tém starszy. W pierwszym, drugim i trzecim wieku, tradycye sztuki greko-rzymskiéj jeszcze silniéj oddziaływały na chrześcijańską, która od nich gotowych figur pożyczała, aby swoję myśl w tajemniczy wyrazić sposób. Późniéj coraz kształcące się formy nowe, coraz wyłączniejsze i pojęcia i potrzeby, i naostatek surowość wiary, która w zasadzie swéj czci piękna i ideału, jak je pojmowali poganie, była przeciwną, zmusiły chrześcijan tworzyć własną sztukę... a téj w stanie społecznym, w jakim świat zostawał, w stanie ducha ówczesnego, już stworzyć nie było podobna. Nowa religja poruszała świat w głębi, przebudowywała wszystkie stosunki, wzruszała z posad to, co dotąd chroniło w sobie ludzkość; najpierwéj więc musiano pracować na stworzenie towarzystw chrześcijańskiego Kościoła, obrzędów, praw, form, a czas na sztukę, która musi być wyrazem tego wszystkiego, miał przyjść późniéj. Wistocie gdziekolwiek sztukę badać zechcemy, nigdzie ona krzepko i w pełni nie wyrasta w téj dobie, gdy ludzkość pracuje aby wyrobić sobie byt nowy; dopiero gdy inne potrzeby zostaną zaspokojone, sztuka wykwita... w ostatku. Jest ona téż jak kwiat na roślinie, która wprzódy zapuszcza korzenie, okrywa się liśćmi, wyciąga łodygi, a dopiero pączek z niéj i kwiat wystrzela.
Sztuka w katakombach, w pozostałościach swych z I do III wieku, jeszcze jest jakby czémś cudownie zjawiającém się, ale chwilę tylko mającém się przechować. Jestto ten kwiat pierwszéj wiosny, co pod śniegiem się rozwinął i dnia nie przeżywszy kona. Później z figur powstają surowo, barbarzyńsko kréślone symbole, niedołężnieją ręce, tradycja się zaciera... sztuka dziecinieje..... staje się hieroglifiką tylko pojęć jak najprościéj nakreślonych. Mówiąc o sztuce w pierwszych wiekach, począć nam wypada naturalnie od największego dla nas zajęcia postaci Chrystusa Pana i najprostszych znanych jéj wizerunków.
Słówko o Mozaice jeszcze.
Oprócz malowań w katakombach, znajdujemy z pierwszych już wieków ozdoby i całe obrazy mozaikowe. Ten rodzaj obrazowania, jak wiadomo, doprowadzony był do wielkiéj doskonałości u starożytnych, a że w onych wiekach praca człowieka i sam człowiek niewiele się cenił, mozaika téż ogromne czasem zalegała przestrzenie, bo na nią niewolniczych rąk nie żałowano. Mozaiki także okrywały posadzki domóstw, i były lub wielkiemi obrazy, lub jakby kamiennym u stóp kobiercem... W pierwszych wiekach zaraz ten kosztowny sposób przyozdobienia użyto do kościołów podziemnych i grobów, — ale do IV wieku, to jest do uspokojenia Kościoła, niewiele wszakże mamy tego rodzaju zabytków na cmentarzu Ś. Kaliksta, Pretexteta i Ś. Agnieszki. Jednym z największych jest grób ukochanego widać dziecka siedmioletniego, który miłość rodzicielska wysłała cały kamyczkami, szkiełkami złoconemi i kolorowemi; w którym napis jest mozaikowy. Cytuje go Marangoni. U Ś. Kalixta jest kaplica ozdobiona w ten sposób cała, i obraz wystawujący Chrystusa między ŚŚ. Piotrem i Pawłem. Inne obrazy mozaikowe znaleziono u Ś. Prota i Hiacynta i Hermesa. Wystawują one zwykle przedmioty: Wskrzeszenie Łazarza, Daniela między lwami, i t. p. W IV wieku dopiero i późniéj mozaiki się rozpowszechniły, nie tylko w Rzymie, ale i po kościołach na prowincyi, dla ich ozdoby, i są dosyć liczne. Zachowały one lepiéj od malowań zabytki ikonograficzne nader ciekawe, ale szczególniéj od IV do X wieku. W kościołach rzymskich trwają do dziś dnia.
Przechodząc do wizerunków Chrystusa Pana, z boleścią na samym początku zapowiedzieć musimy, że współczesny obraz autentyczny twarzy Chrystusa, nie istnieje wcale... Są na to niezbite dowody... Syn Boży nie chciał zostawić swego wizerunku na ziemi, pragnąc aby go każdy w swéj duszy, wedle swojego wyobraził pojęcia.
Najlepszym dowodem że w pierwszych wiekach tradycja była, co do twarzy Chrystusa, nie dosyć oznaczoną, jest to, że w drugim wieku głośny o to zawiązał się spór i walka między chrześcijanami, z których jedni utrzymywali że oblicze Chrystusa było piękném, drudzy że umyślnie brzydkie przyoblokł Syn Boży. Gdyby naówczas istniał jakikolwiek wizerunek autentyczny, jedna lub druga strona byłaby go w sporze tym jako oręż użyła, a sam spór wszcząćby się nie mógł.
Na lat 200 przed Ś. Augustynem, który pisze o tém wyraźnie że nie ma wizerunku Chrystusa, toż samo powiada Ś. Ireneusz.
W pierwszych wiekach obawa bałwochwalstwa nie dopuszczała robić obrazków, potém cześć sama wstrzymywała artystów czujących swą nieudolność. Sztuka była podejrzaną zresztą u chrześcijan, jak widać z Tertuljana, który Hermogenesowi pewnemu wyrzuca zarówno jego postępowanie lekkie i powołanie artysty malarza.
Pomimo to wizerunki Chrystusa, tworzone wedle pojęć jakie o nim mieli lub mieć mogli artyści, już przed czwartym wiekiem były w obiegu. Wiemy że Konstancja, siostra Konstantyna, żądała od biskupa Cezarei, aby jéj przysłał obraz Chrystusa.
W miejscu już raz przez nas przywiedzioném Ś. Augustyn powiada, że Chrystusa malowano w sposób najrozmaitszy, jak go kto sobie wyobrażał.
W katakombach znajdujemy najstarszy obraz Chrystusa w krypcie Ś. Kaliksta. Wedle Doktora Labus pochodzi on z drugiego wieku. Drugi z katakomb także wyjęty widzieliśmy w jednéj z szaf Watykańskiego Muzeum. Jest on wielce podobnym (surowszym tylko nieco może) dɔ typu, jaki późniéj sztuka w rozkwicie najwyższym wydała; szczególniéj do typu Leonarda da Vinci w wieczorniku i niektórych głów Rafaela.
Popiersie to Chrystusa w obrazie tarczowéj formy, obyczajem starożytnych, którzy nazywali podobne wizerunki imagines clipeatae, tarczowemi... ma twarz pociągłą, nieco przedłużoną, wyraz poważny, słodki zarazem, lecz pełen smutku, brodę krótką, rzadką i zakończoną nieco ostro, włosy na czole rozdzielone i spadające dwoma długiemi zwojami puklów na ramiona. Pomimo istnie wielkiéj rozmaitości typów późniejszych, ten pierwotny, bo z drugiego wieku, mający za sobą powagę starożytności miejsca z którego pochodzi, — bo na Cmentarzu Ś. Kaliksta pomniki wszelkie noszą cechy wielkiéj dawności — typ ten przechował się do dziś dnia... powtarza on się z małemi zmiany aż do Overbecka i Veit’a.
Nieprzerwanym prawie ciągiem widzimy go wszędzie, gdzie sztuka była nieco zdolniejszą do powtórzenia go, nawet w byzantyjskiéj szkole, która mu tylko surowości i grozy dodaje. Cały szereg pomników od trzeciego do naszego wieku, dałby się ustawić z wizerunków, z tego jednego rodzących się typu pierwotnego. Typ ten rozwiązał kwestję gorącą, między Ojcami Kościoła do namiętnych sporów doprowadzoną, o zasady wedle których Chrystus miał być koniecznie najbrzydszym z ludzi. Idąc za ś. Justynem, Bazyli, Cyryl Aleksandryjski i inni mniemali, że przez pokorę Chrystus uczynił się umyślnie — najbrzydszym. Kościoł nie rozstrzygnął, ale poczucie całego społeczeństwa zawyrokowało. Wolimy téż utrzymywać ze ś. Hieronimem „że blask i powaga bóstwa, ukrytego pod ciała powłoką, promieniały na ludzkiém jego obliczu, i nadawały mu wdzięk który pociągał i podbijał wszystkich, co go mieli szczęście oglądać.“
Na freskach w katakombach, rzadko się zjawia postać Chrystusa, a ilekroć jest malowany, zawsze artysta wystawia go młodzieńcem. Często dla ukazania jego bóstwa, wedle pojęć starożytnych, postać jego wyższą jest znacznie od otaczających ją. Głowa zawsze odkryta, włosy długie, niekiedy pod stopami kula ziemska, przy nim anioły. W rękę Chrystusa dawano często różczkę, znak władzy i kapłaństwa; szczególniéj gdy go przedstawiano czyniącym cuda.
Ubiór Chrystusa na tych obrazach, gdy występuje jako dobry pasterz, składa się ze starożytnéj tuniki, pokrytéj pallium, płótnem. Tunika obramowana często purpurą, lub ozdobiona złotem. Podania, zwyczaj żydów i świadectwa tradycyi, jednakże prawdopodobném czynią, że Chrystus suknie przywdziewał białe. Na nogach sandały, jako obuwie ubogich.
Oprócz tego wizerunku, Chrystus, którego chciano zataić przed pogany, był wystawiany pod rozmaitemi postaciami, tylko dla wtajemniczonych mającemi znaczenie.
Pierwsze głoski imienia Jezusa Chrystusa, po grecku napisane, z dodaniem greckich wyrazów Syn Boży, Zbawiciel, formują pięć głosek, które po grecku przeczytane oznaczają Jchtys rybę. Ten akrostychon, któremu Aleksandryjskie pochodzenie przypisują, stał się tajemniczą formułą, oznaczającą Chrystusa; w symbolice przedstawiano Go jako rybę. Znak ten był niezmiernie rozpowszechniony; ś. Klemens Aleksandryjski zalecał go chrześcianom aby rytowany nosili w pierścieniach, nie tłómacząc powodu; po nim się poznawali naówczas. Ś. Augustyn wykłada jego tłómaczenie; autor bezimienny, który pisał w Afryce w pierwszych wiekach, mówi o rybie, jako wziętéj za symbol z powodu sybilijskich wyroczni.
Tłómaczenie przyczyn dla których Chrystusa rybą nazwano, zajmuje uczonych archeologów; a mnóstwo ustępów w piszących pierwszych wieków, do tego się godła odnosi. Na grobach, lampach, kielichach, pierścieniach i różnych sprzętach, znajdujemy ten wizerunek ryby; czasem z dodaniem liter lub z wyrazem greckim Soter Zbawiciel, z palmą lub krzyżem. Rybę także przedstawiano z chlebami wyrażającemi Eucharystję. Niekiedy ryby na wędkę uczepione oznaczają chrześcian nawróconych; z alluzyą do apostołów, rybaków i łowców ludzi wedle ewangelii, a razem do chrztu i wody, któréj wyrazem symbolicznym jest ryba. Chrystusa godłami były także głoski alfa i omega, początek i koniec, oznaczające bozką jego naturę, a na ostatek Baranek.
Baranek oznacza zarazem Chrystusa i niekiedy chrześcian dzieci jego. Godło to jest znamieniem ofiary wedle starego testamentu. Jak późniéj krzyż, tak w pierwszych sześciu wiekach, Baranek znaczył Chrystusa. Pozostał on na wizerunkach, przez Kościół do dziś dnia szczególniéj w pewnych dniach przyjętych.
Najprostsze obrazy przedstawiają Baranka Bożego na wizerunku, z pod którego płyną cztery strumienie żywéj wody, a do nich przychodzą się rzeźwić jelenie. Na starych grobowcach i mozaikach bardzo je często widzimy. Późniéjszy już jest wizerunek Baranka z godłami dobrego pasterza, laską i torebką pastuszą. Niekiedy głowę jego otacza aureola, albo nad nim wznosi się krzyż, lub Baranek spoczywa na księdze siedmią pieczęciami zwartéj. Na grobach zaś chrześcian figura baranka wyraża dobroć, łagodność i ofiarę. Dwa baranki naprzeciw siebie stojące, z monogramem Chrystusa, albo naczyniem pełném owoców i kłosów, na grobach, są oznaką pogrzebionych w nich zgodnych chrześcijańskich małżonków.
Chrystus w postaci dobrego pasterza trafia się téż bardzo często w katakombach, niosący owieczkę na ramionach, w ubiorze w jakim starożytni wyobrażali zwykle pilnujących trzody. To przedstawienie Dobrego Pasterza w najstarszych katakombach, niekiedy z wielkim wdziękiem się powtarza. Miało ono naówczas oprócz głębokiéj myśli i znaczenia dla chrześcian, to za sobą, że poganom podejrzaném, a nawet zrozumiałém być nie mogło.
Dobry pasterz, tajemnicze to wyobrażenie Chrystusa, poprzedził inne znaki, jako krzyż i monogram; zalecano go do rycia na kielichach i naczyniach do obrzędów ofiary używanych. Już w środku drugiego wieku była ta postać upowszechnioną, nawet w Afryce i w Galii; na wszelkiego rodzaju pomnikach, we freskach, rzeźbach, naczyniach, lampach, pierścieniach. Alluzye i przypomnienia téj allegoryi spotykają się nieustannie. Sedulius poeta chrześcijański pisze:

„Oby mnie ścieżyna życia wiodła do ojcowskiéj zagrody, gdzie Dobry Pasterz strzeże ukochanéj swéj trzodki; gdzie pod wodzą Baranka o białém runie, czysta trzoda wychodzi cała!“

Na paliuszach arcybiskupich, dawniéj miasto krzyżów, wyszywane było to godło gorliwości i miłosierdzia. Gdy na sobory gromadzili się biskupi, zaczynano zawsze od odczytania paraboli ewangelicznéj o Dobrym Pasterzu. Miała ona zarazem znaczenie przyszłego zmartwychwstania i odkupienia. Na hematycie wyrzezany wizerunek, który przywodzi Pacciandi, przedstawia sąd ostateczny, razem z wyobrażeniem Dobrego Pasterza połączony. Dobry pasterz, w starożytnym ubiorze, podniesione ma ręce do modlitwy, nad barankiem stojącym po prawéj jego stronie, a kozłem po lewéj. Oba mają głowy pochylone jakby czekając wyroku. Z napisu okazuje się, że kamień ten kobieta nosić musiała na szyi jako amulet.
Wizerunek Dobrego Pasterza jest zupełnie w stylu starożytnym najlepszych czasów. Przedstawia on młodego człowieka, w kwiecie wieku bez brody (jako nieśmiertelnie młodego wedle Augustyna) z oczyma czułości pełnemi. Okryty jest krótką tuniką, przepasaną w biodrach, a niekiedy pod ręce także, purpurowemi paskami. Niekiedy na tunice ma płaszcz, który bywa różnych kształtów; nogi jego opasują gęste paski skórzane. Różnice w stroju i atrybucyach są wielkie. Na ramionach dźwiga owieczkę, głowa bywa otoczona promieniami, kołem. W ręku ma laskę pastuszą i naczyńko do mléka u pasa, a na ostatek pastuszą fujarkę, syrinx.
Wszystkie niemal sceny téj ślicznéj paraboli są na freskach w katakombie wyrażone. Dobry Pasterz zabierający się do wyjścia, przygotowujący do drogi, spoczywający wraz z psem swoim. Najpospolitszy wszakże jest wizerunek z owieczką znalezioną; lub powracającego do trzody, którą widać w oddaleniu.
Na sarkofagach Chrystus téż bywa wyobrażany jako Pasterz z 12 Apostołami, z których każdy ma u nóg owieczkę; przy Chrystusie jest większą, którą on głaszcze. Wystawiać ona ma ś. Piotra. Żadna z paraboli ewangelicznych tak w pierwszych wiekach popularną nie była
Nie możemy szczegółowiéj mówić tu o godłach innych, w katakombach będących, z postacią Chrystusa, wspomnimy tylko o krzyżu.
Chrystus konający na krzyżu w początkach nigdy nie był przedstawianym; w katakombach i w pierwszych wiekach wizerunku tego nie znajdujemy nigdzie; już to dla tego, że się poganie z haniebnie ukrzyżowanego Boga naśmiewali i ohydnie szydzili; już że nawet nawróconym poganom sprawiało wstręt to godło i ten rodzaj kary, aż do zniesienia jéj przez Konstantyna.
Zamiast Chrystusa wyobrażano Baranka z krzyżem, a w VI wieku krzyż sam, nad nim zaś w niebiosach Chrystusa. Dopiero od wieku VI wizerunki na krzyżu rozpięte, z początku w tunice osłonione się pokazują.
Starożytnicy rozróżniają trzy rodzaje krzyżów, krzyż zwany ś. Antoniego w formie X; krzyż w kształcie litery Τ, Tau greckiego, i zwykły z przedłużoném górném ramieniem, — który przyjęty został powszechnie, choć litera Τ, jako znak odpowiadający krzyżowi, spotyka się na grobowcach. Krzyż ten zwany crux immissa, wedle tradycyi, miał być Chrystusowym.
Wedle Cavaliere de Rossi, do V wieku na żadnym pomniku nie spotykamy krzyża, ani łacińskiego, ani greckiego. W IV wieku, znajdujemy krzyż w formie T, ale użycie tego znaku było bardzo ograniczone.
Jedną z przyczyn dla których krzyż jawnie się nie pokazywał, było właśnie prześladowanie; ukrywano go w rozmaity sposób pod różnemi wymyślonemi figurami przekręcanego X lub t. p. nim się odważono wystawić całym i odsłoniętym.
Od V wieku poczyna krzyż występować coraz częściéj i wyraźniéj, a zatém historya jego dalsza przechodzi zakres nasz katakombowy.
Jak typ Chrystusa tak Matki Bozkiéj, wcześnie dosyć został z podań utworzony. Św. Hieronim nam go wystawia już jako obraz duszy niepokalanéj. Koncylium Efezkie oznaczyło ściśléj w jaki sposób Matkę Bożą przedstawiać się godziło.
W katakombach spotykamy wizerunki Maryi w ulubionym i powtarzającym się często obrazie hołdu Trzech Królów. Ubrana jest w stolę lub dalmatykę, ozdobioną dwóma purpurowemi pasami, siedząca na tronie ozdobnym, lub rodzaju katedry, i trzymająca na łonie dziecię Jezus. Taką jest na cmentarzu Domicylli w Rzymie, taką prawie wszędzie; z wyjątkiem że na niektórych obrazach ma głowę okrytą zasłoną, na innych jest we włosach. W katakombach przedstawia się kilkakrotnie w postaci modlącéj się niewiasty, z rękami do modlitwy wyciągnionemi.
Oprócz tych postaci, w malowaniach krypt, trafiają się obrazy, które dla nas dziś wydałyby się niezrozumiałemi, gdyby w pomoc nie przyszła nauka i pisma Ojców Kościoła. Któżby się naprzykład spodział, że po kilkakroć spotka wyobrażenie Orfeusza, otoczonego dzikiemi zwierzęty i grającego na lirze?
Na cmentarzu ś. Kalixta, dwa razy ten przedmiot widzimy powtórzonym, w stylu tak pięknym, iż go do najstarożytniejszych pomników zaliczyć potrzeba.
Jest to widocznie Orfeusz jaki, wedle podań pogańskich, jakby z opisu Filostratesa wzięty; ale dla czego umieszczono go w katakombach, nie będziemy zbyt długo rozwodzić się nad objaśnieniem.
Orfeusz wprawdzie należy jako mniemany syn Apollina do mytologii, ale zarazem i do historyi; a najstarsi Ojcowie Kościoła: Origenes, Ś. Grzegórz z Nyzcy, Laktancjusz, Theodoret, z wielką czcią mówią o nim, w orficznych pieśniach znajdując jakby przedświt i przeczucie idei chrześcijańskich. Za przykład możemy przytoczyć tu wiersz znany już tylko z łacińskiego przekładu, Orfeuszowe rady dla syna jego Muzeusza.
„Śpiewam dla samych pobożnych, zdala, o! zdala mi obcy, (profani).
„Ty Muzeuszu słuchaj, potomku księżyca cichego! Przyszły ci wprzódy ciemne zasady, szkodliwe przeciwko życiu wiecznemu. Teraz dam ci lepszą naukę. Wpatrując się w Słowo Boże, połącz się z niém całkowicie. Do téj zasady umysł twój i czyny zastosuj; idąc drogą prostą, czcij Pana świata. Jest on jeden, sam przez się istniejący, a on stworzył wszystko co żyje.“
Moglibyśmy przywieść więcéj, lecz nie dozwala nam zakres téj pracy. Orfeusz także uchodził jak Sybillę, za proroka, który wróżył przyjście posłannika Bożego; a naostatek, ten śpiewak, co potęgą pieśni, słowa, dzikie za sobą ciągnął zwierzęta, mógł służyć za figurę Chrystusa, który słowem też rzesze wiódł na pustynie. Zstąpienie do piekieł Orfeusza, i inne jeszcze szeroko wykładane przez archeologów powody, pierwszych chrześcijan wprowadziły na myśl, ukrycia pod tą pogańską czysto postacią, myśli religijnéj.
Wizerunki Orfeusza są pięknego stylu, i pewnie zbłąkany w podziemiach poganin, nie byłby się w nich domyślił tajemnicy chrześcijańskiéj.
Oprócz tego mnóstwo godeł, które były jak te z tajemniczemi, umieszczonemi obok znakami, jakiemi między sobą się chrześcijanie poznawali i mówili nie będąc zrozumiani od innych, znajdujemy we freskach i grobowcach. Mnóstwo zwierząt, użytych w różném znaczeniu, sprzętów i figur, stanowią głoski tego języka prześladowanych, który się musiał i kryć pod ziemią i przeodziewać, aby nie być zrozumianym. Znajdujemy tu orła, który znaczy zmartwychwstanie i odmłodzenie; owieczkę, z chrześcijan trzodki, gołębia, figurę Ducha świętego, koguta, godło czujności i atrybut Ś-go Piotra, jelenia spragnionego, (wyrażającego pragnienie nawrócenia), konia dobiegającego mety, który znaczy życie doprowadzone do dobrego końca; zająca, w tém samém znaczeniu chyżego biegu do celu; lwa, jako godło siły i szlachetności; pawia, który jest godłem zmartwychwstania, a czasem młodości i wiosny, i t. p.
Oprócz tych znane są godła: jako winna macica, która w katakombach i dawnych pomnikach często okala winobranie, zupełnie w stylu starożytnym, a jednak oznaczające chrześcijańską myśl, okupienie krwią Zbawiciela; kotwica, waga i t. p.
Niemniéj zajmującém nad znaczenie kształtów i rysunków, jest téż chrześcijańskie znaczenie kolorów; tak białą farbę Ś. Klemens zowie tinctura veritatis, i przyznaje ją Bogu Ojcu, Synowi, aniołom, świętym i kapłanom przy obrzędach religijnych; katechumenom przez 8 dni po ich chrzcie; a na ostatek umarłym, których białym całunem był zwyczaj obwijać. Czerwony kolor, purpura, wyraża miłość gorącą. W starych obrazach anioły mają skrzydła ogniste. Purpura oznacza téż męczeństwo i krew. Zielony kolor, życie, młodość, ale przedewszystkiém życie wieczne; fiolet pokutę, i jest barwą pół żałobną.
Ale w pierwszych wiekach, o których mówimy, te późniéj ustalone pojęcia i formy, zaledwie się wyrabiać poczynały... nic jeszcze nie było stałego, oprócz ducha nauki Chrystusa; a i ten wykładali sekciarze rozmaicie. Lecz owe zaciekania się nad dogmatami, nad tradycjami, owe boje o formy i literę, nie przeszkodziły bynajmniéj chrześcijańskiemu społeczeństwu przetworzyć się w myśl i ducha Boskiego Mistrza.
Jak religijne tak moralne skutki społeczne nowéj wiary, na chwilę nie były wątpliwemi; liturgiczne formy różnie się wyrabiały może, i spory o nie wieść mogły kościoły z sobą; ale niepodobna było spierać się o znaczenie ofiary, pokory, braterstwa, miłosierdzia, obowiązków względem bliźniego, cnót, które nowe prawo nakazywało tak wyraźnie, któremi tak tchnęło całe, że żadna sekta zaprzeć się obowiązku ich nie mogła.
Pierwszą rzeczą, która nas na pomnikach w katakombach uderza, jest to różnica od pogańskich; że w nich nie ma ani urzędników, ani obywateli rzymskich, ani wyzwoleńców, ani niewolnika. Na grobach jak w życiu, wszyscy mają tytuły czynów swoich tylko; męczeństwo, kapłaństwo, nawrócenie, swą cnotę i nic więcéj. Jedynym tytułem odróżniającym jest podniesienie się ofiarą, to jest poświęcenie się zupełne Bogu. Na czele społeczeństwa, staje najwyższy cnotą kapłan.
A kapłaństwo w tych czasach gorącéj wiary i prześladowania nie było wcale spokojném użyciem władzy, ale żołnierstwem Chrystusowém, namaszczoném najczęściéj na śmierć męczeńską.
Kreśląc więc stan tego nowego ludu, w którego łonie ginęły narodowości, który się składał z żydów nawróconych, pogan ochrzczonych, niewolników barbarzyńców, greków, afrykanów i najróżnorodniejszych pierwiastków; musimy począć od duchownych, bo oni w istocie byli jedyną władzą i sterem; dopóki świecki rząd, przyjmując religję, nie podzielił na dwoje téj siły, i nie rozpoczął o nią powoli walki, która do dziś dnia nie jest skończoną.
W pierwszych wiekach różnica dzieląca stan duchowny od świeckiego, wybitnie już się czuć i widzieć daje. Kapłaństwo jest rycerstwem, zupełném poświęceniem, więc staniem nieustraszoném na straży w gotowości do boju. Duchowni sami mieli przywilej spełniania ofiary i wyboru nowych ofiarników; tak, aby nieprzerwanym ciągiem kapłańskie poświęcenie, zlewało się od pierwszego Chrystusowego wyboru apostołów, aż do ostatka dni.
Na czele duchowieństwa, wyżéj od kapłanów, stali biskupi, co z greckiego ἐπίσκοπος oznacza nadzorcę, naglądającego stróża. U Greków pogan Episkopos był dozorcą pewnéj części kraju, którą obowiązany był doglądać i bronić od nadużyć. W aktach apostolskich już je raz znajdujemy, z wyłączném znaczeniem duchownego, starszego; dopiero późniéj zjawia się w hierarchji, około IV wieku. Biskupów już w tych pierwszych czasach odznaczały pewne cechy w ubiorze; mitra, która początkowo była złotą przepaską w kształcie wieńca, w IV dopiero wieku przybrała ona kształt nieco wyszukańszy; sandały, na których były wyszyte krzyże; rękawiczki, pierścień, pastorał, laska pasterska, godło bardzo starożytne, i krzyż pasterski.
Kapłani dzielili się na różne, nie już stopnie, bo wszyscy mieli godność jedną jak skoro pozyskali święcenie, ale wedle zatrudnień swych różnemi mianowali się imionami; i tak znajdujemy już w katakombach presbyterów, wikarjuszów biskupich, syncellów, ekonomów, kanoników, kantorów. Oprócz duchownych tych, były na usługach kościoła osoby, które miały tylko mniejsze święcenie, pełniące rozmaite obowiązki od których zwali się Hermeneutami, to jest tłómaczami, księgarzami, pisarzami, grabarzami, stróżami grobów męczeńskich i t. p.
W katakombach i w czasie tym gdy męczeństwa mnożyły liczbę grobów, osobną klassę składali grabarze; którzy wyznaczali i przygotowywali miejsca spoczynku i składali ciała.
Znaleziono na cmentarzu ŚŚ. Marcellina i Piotra malowanie, wyobrażające grabarza z lampą w ręku, wskazującego miejsce grobu; a drugie u Ś. Kalixta wystawujące grabarza z motyką przy robocie, obok którego zawieszona jest lampa. Na tymże cmentarzu odkryto nawet, zachowane przez wieki a rzucone tam niegdyś przy robocie motyki. Aż do IV wieku Kościół sam dawał miejsca na groby każdemu chrześcijaninowi, późniéj je kupować zaczęto u grabarzy, jak świadczą napisy.
Tu miejsce jest wspomnieć jak się odbywały pogrzeby w owych czasach i w jakim stanie znajdowano ciała zmarłych i zamordowanych po grobowcach. Cześć dla zmarłych w Bogu i ich ciał była wielką od pierwszych wieków Kościoła; niekiedy zwłoki wystawiano publicznie, otoczone światłem i z pewnym przepychem. Pogrzebowe obrzędy były u chrześcijan wielce podobne do zachowywanych przez Izraelitów. Po zgonie chrześcijanina najbliżsi krewni zamykali mu oczy i usta własnemi rękami. Z ustępu jednego Ś. Denisa Aleksandryjskiego dowiadujemy się, że tak samo postępowano z ciałami męczenników; potém obmywano zwłoki i namaszczano je. Tertuljan z tego powodu powiada, że wonności, które poganie poświęcają swym Bogom, chrześcijanie przeznaczają dla umarłych. Po namaszczeniu mirrą obwijano ciało całunem białym, jak suknia przy chrzcie wdziewana. Widzieliśmy sami wiele w katakombach ciał, na których spowicie wązkiemi pasami płóciennemi było jeszcze bardzo wyraźne. Zmarły jak dziecię był obyczajem starym spowity, i takim na obrazach Łazarza w katakombach wystawiany jest nieboszczyk. Ciało męczenników okrywano kosztownemi materjami; ubogim do grobu miłosierdzie braci dawało odzież. Duchownych grzebano w sukniach i z godłami ich stanu. Potém ciało wystawianém było w izbie domowéj, w wieczorniku zwykle.
Na Zachodzie płaczki przy pogrzebach nie były używane, wschodni Kościół je dopuszczał. Śpiewano i czuwano przy zwłokach, co dopełniali klerycy i diakonessy.
Biskup z duchowieństwem przybywał naostatek, czytał modlitwy i pozdrawiał zwłoki, a za nim kapłani; tego Pozdrowienia zostało tylko nazwanie, niewiadomo jaki to był obrzęd właściwie. Mowy, jeśli jakie miano u grobów, były krótkie i ciche.
Z pozostałych tylko szczątków po katakombach wnosić można, jak naostatek ciało składano w przeznaczoném mu miejscu spoczynku.
Dla uczczenia męczenników, przy wielu zwłokach tkaniny złote składano; nie dziwném jest, że stopiona tkanka taka z grobu cesarzowéj Marji, ważyła 36 funtów, ale po grobach ubogich nawet, a czczonych męczenników, znajdowały się lamy złote, jak na cmentarzu Ś. Kallixta, w grobie, na którym stało jedno tylko imię: Martini in pace.
Wszystko, czego zmarli używali za życia, obyczajem jeszcze nieco pogańskim, znaleźć trafia się w grobach katakomb, i nawet klejnoty, zausznice, bransolety, zwierciadełka, pierścienie, zapinki ozdobne.
Tłómaczę to tém, że kobiéty uważano jako oblubienice Chrystusowe, i strojono je jak do ślubu. Zwyczajowi temu winniśmy zachowanie mnóstwa najciekawszych pamiątek starożytnych. Sławny sarkofag cesarzowej Marji zawierał nawet skrzyneczki złote z balsamami. W muzeach zachowuje się dość nawet grzebieni z napisami z téj epoki. W jednym grobowcu chrześcijanki Rufiny, w katakombie ŚŚ. Thrazona i Saturnina, znaleziono na kości okrągłéj rodzaj wizerunku przedstawiającego zmarłą. W innym wetknięta była łyżeczka srebrna.
Lampy stawiono albo we wnętrzu, lub osadzano zewnątrz grobów; w głowach często znajdowano pączki roślin, zawsze zielonych i oznaczających życie wieczne, szczególniéj gałęzie laurowe.
Ale najciekawszemi są składane po grobach narzędzia męczeństwa, które uważano jako trofea zdobyte. Łańcuchy ś. Piotra, rószt ś. Wawrzyńca, strzały, któremi był przeszyty ś. Sebastjan, chowano jako drogie relikwje. Ś. Babylas żądał, aby go pochowano z kajdanami które dźwigał; ś. Sabinus, którego utopić miano z kamieniem u szyi, prosił by mu go dano do grobu. Przy grobach śś. Witala i Agrykoli, znaleziono gwoździe i drzewo krzyża, na którém byli przybici. Na cmentarzu ś. Agnieszki, czaszkę przebitą gwoździem; indziéj znajdowano żelazne zęby, obcęgi. Był także zwyczaj, opis męczeństwa, na zwitku pargaminu, składać w grobowcu.
Przy bardzo wielu zwłokach w katakombach znajdują się małe flaszeczki szklanne, ze śladami krwi zaschłéj; która albo była zebraną w czasie męczeństwa pogrzebionego, lub jako relikwja innego męczennika przy nim złożona.
Wiemy, jak krew przelana za wiarę czczoną była przez chrześcijan; jak stawała się dla nich drogą, i jaką jéj przypisywano siłę. Ze wszystkich relikwij, ta była za najdroższą uważaną.
„Tyś świętym Rzymie, — woła stary poeta chrześcijański, — przez drogą krew twych Świętych.“
Krew tę zwano „nasieniem użyźniającém ziemię,“ wierzono że nie wyczerpywała sił Kościoła, ale nowemi go obdarzała. „Jak rośliny podlewane rozrastają się, tak wiara nasza kwitnie prześladowaniem, wzrasta od ucisków, pisze Złotousty. Ogrody nie tyle odświeża woda co je skrapia, jak Kościół krew jego męczenników”. To też krew tę tyle ceniono, że w czasie mąk, rzucały się tłumy chrześcijan na arenę z obrusami, gąbkami i czém kto miał, zbierając ją, aby uronioną nie została. Nie lękano się to czynić pod rękami katów i oprawców, i wielu starożytnych dostępowało za to męczeństwa.
Prudencjusz pisze: „Wielu wiernych macza lnianą tkaninę we krwi płynącéj z żył męczenników. Jest ona świętą opieką, którą chowają w domach dla swych potomków”.
Ten zwyczaj zbierania krwi, który wiele pism poświadcza, jest też dotykalnie dowiedzionym znalezionemi w bardzo znacznéj ilości grobów, nie tylko flaszeczkami, w które tę krew wyciskano potém, ale gąbkami i resztkami chust przy ciałach.
Znaleźli się niedowiarkowie, w chwili gdy krytyka sądziła się najmędrszą przez to, że wszystkiemu zaprzeczała, którzy chcieli w naczyńkach owych widziéć nie krew, ale resztki wina z uczt chrześciańskich; musiano je więc poddać rozbiorowi chemicznemu, a ten kilkakrotnie ponawiany, przekonał najdowodniéj, że zawierały resztki krwi męczeńskiéj. Co dziwniéj, w wielu hermetycznie zamkniętych znaleziono, jak świadczą Bosio, Boldetti, O. Marchi, krew płynną jeszcze, tylko rozłożoną tak, jak zwykła rozdziela się, na część wodnistą i zabarwioną. Chemicy, którzy rozbierali zaschłe odrobiny, protestant Leibnitz, Fabretti, Broglia, są ludźmi nieuprzedzonymi i godnymi wiary.
Szklanne naczyńka ze krwią wmurowywano już to zewnątrz, już wewnątrz grobów; trafiały się także gliniane z gąbkami, i kielichy szklanne, używane do ofiary, napełnione krwią męczeńską. Słusznie uważa ks. Martigny, że widok takiego kielicha ofiarnego, który służył do mszy, a potém został poświęcony Bogu ze świadectwem żywém wiary, z krwią wyznawcy, obudza wrażenie nadzwyczajne. Myśl ta jest godną owych wieków.
Zachodziły wątpliwości z powodu niezmiernéj ilości tych naczyń odkrytych w grobach, czy one mogły wszystkie oznaczać miejsce spoczynku męczenników. W istocie możnaby sądzić, że je kładziono jako relikwje, oddając opiece świętych ciała grzebione; ale kongregacja rytów, dwukrotną decyzją w tym względzie zawyrokowała. Nie potrzeba się dziwić liczbie, czytając ówczesne akta męczenników. Wszak w samych katakombach, nie raz po kilkadziesiąt ciał bezimiennych w jednym grobowcu, szczątki na polach pozbierane, zwierzętom wydarte, składano.
Po śmierci najdroższych osób, chrześcianie głęboką przejęci wiarą w życie przyszłe, nie poddawali się nigdy tej rozpaczy, jaką okazywali poganie, dla których śmierć rozrywała wszystkie węzły na wieki. W jednéj z homilii swych pisze Złotousty: „Niech nikt po zmarłych nie płacze, niech nikt ich zgonu nie oblewa łzami; byłoby to spotwarzać zgon Chrystusa, przez którego zwyciężoną śmierć została. Na cóż łzy te próżne, jeśli wierzycie, że śmierć snem jest tylko? Na co zadajesz sobie rany na znak żałoby? Jeźli źle czynią poganie, litość się im należy; — jeśli wierny grzeszy jak oni... cóż powie na swe usprawiedliwienie? Grzech to jeszcze większy, zwoływać płaczki aby do łez pobudzały, bo ich śpiewy i jęki jeszcze jątrzą i rozpłomieniają boleść!“
U pogan powtarzały się obrzędy żałobne i płacze dnia 3, 7 i 9-go po pogrzebie, a nawet 20 i 40 dnia, co u chrześcian zakazaném zostało. Przy największéj czci dla zmarłych, nie okazywano zbytniéj boleści; bo ta byłaby niewiarą; równie i żałoba po umarłych nie była z razu dozwalaną, ale tolerowano ją późniéj.
We wszystkich obrzędach pogrzebowych, starano się silnie okazać, że w życie przyszłe wiara była potężna.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.