Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom VII/XXIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wojna i pokój Tom VII |
Wydawca | J. Czaiński |
Data wyd. | 1894 |
Druk | J. Czaiński |
Miejsce wyd. | Gródek |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Война и мир |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom VII |
Indeks stron |
Nazajutrz po odjeździe Andrzeja, stary książę Bołkoński, kazał córkę przywołać:
— Sądzę, żeś powinna być zupełnie zadowoloną — przemówił z przekąsem zjadliwym. — Poróżniłaś mnie z Andrzejem, czegoś jedynie pragnęła. Co do mnie, jestem smutny i zgnębiony, czuję się starym, bezsilnym, opuszczonym... tegoś właśnie chciała... Precz!... — Zatrzasnął drzwi za nią, i nie widział jej cały tydzień. Zachorował bowiem i przez ten cały czas nie opuszczał swego pokoju.
Księżniczka Marja zauważyła z najwyższem zdziwieniem, że Bourrienne nie była teraz wcale wzywana. Starzec nie przyjmował usług — od nikogo, prócz od jednego kamerdynera Tykona.
Po tygodniu wyzdrowiał, i zaczął żyć dawnym trybem. Zajmywał się z całą gorliwością stawianiem nowych budynków i upiększaniem ogrodu. Stosunek atoli nadto poufały, między księciem a Francuzką, ustał odtąd najzupełniej. Zawsze szorstki i bez miłosierdzia w obec córki zdawał się chcieć przemówić:
— Spotwarzałaś mnie przed Andrzejem, poróżniłaś z nim z powodu tej Francuzki, a teraz widzisz, że nie potrzebuję nikogo, ani ciebie, ani jej.
Księżniczka spędzała większą część dnia z małym Mikołkiem. Była przytomną lekcjom, udzielanym mu przez Desalle’a, i sama uczyła go niektórych przedmiotów. Resztę czasu poświęcała czytaniu, rozmawiała ze starą „nianią“ i pielgrzymami, którzy zakradali się do niej jak i dawniej bocznemi schodkami.
Rozmyślała o wojnie, jak to zwykłe czynić kobiety. Lękała się o brata, ubolewała nad dzikością ludzi, którzy gorsi od wilków mordują się nawzajem, nie przykładając jednak do tej wojny większej wagi, niż do tych, które już były minęły. Desalle, śledzący bacznie obroty i marsze obu armji, dzielił się z nią kiedy niekiedy swojemi uwagami i tłumaczył, jak on się zapatruje na te sprawy niesłychanej według niego doniosłości. Pielgrzymi z drugiej strony, opowiadali jej rzeczy niestworzone, po swojemu, o Antychryście, uosobistnionym w cesarzu Napoleonie. Piękna Julka, obecnie księżna Trubeckoj, pisywała do niej listy tchnące wygórowanym patryotyzmem.
„Piszę do ciebie, moja droga po rosyjsku, znienawidziłam bowiem Francuzów, jak nie mniej ich język. Nie znoszę obecnie tej mowy. Siedzimy dotąd w Moskwie, gdzie wszyscy są rozentuzjazmowani do stopnia najwyższego, naszym carem ubóstwionym“.
„Mój biedny mężulek, znosi głód i wszelkie braki, w nędznych norach, gdzie niema nikogo prócz brudnych pejsatych żydków. Wiadomości, których mi udziela kiedy niekiedy, podniecają coraz więcej mój zapał“.
„Słyszałaś zapewne o czynie bohaterskim Rajewskiego?... Co to była za wzniosła chwila dla otaczających, gdy wykrzyknął, przyciskając do łona swoich dwóch synów. — „Zginiemy razem, ale nie ustąpimy!“... — I rzeczywiście, choć nieprzyjaciel był dwa razy liczniejszy, nasze wojsko dotrzymało placu. Spędzamy czas jak możemy... à la guerre, comme à la guerre![1] Księżne: Alina i Zofia przychodzą do mnie codziennie. Rozmawiamy smutno i poważnie, biedne wdówki słomiane! i skubiemy całe stosy szarpi. O, jakże mi ciebie brakuje, moja najlepsza, najdroższa przyjaciółko!“ i t. dalej.
Jeżeli księżniczka Marja nie zdawała sobie sprawy dokładnej, z niesłychanej ważności obecnych wypadków, wina co do tego ciężyła jedynie na jej ojcu. Nigdy o wojnie nie wspomniał. Zdawać się mogło, sądząc z pozorów, że nie wie o niczem. Drwił w najlepsze z Desalle’a, przy każdym obiedzie, wypytywał się żartobliwie, co tam znowu nowego przeczuwa? Ten zaś ton ojca, tak pewny i spokojny, wlewał otuchę i w serce Marji. Pokładała w ojcu ufność zupełną i wierzyła ślepo jego słowom.
Czynny i pełen energji, w lipcu wyrysował nowy plan, mającego się założyć ogrodu, i wmurował własną ręką pierwszy kamień na obszerny dom, za ogrodem dla służby dworskiej. Jeden atoli symptom niepokoił wielce księżniczkę Marję. Ojciec przestał prawie spać. Kazał co nocy przenosić gdzie indziej swoje składane łóżko polowe, i ustawiać to w salonie, to w sali jadalnej, to wreszcie w galerji obrazów. I tak bywało, że siadał w wielkiem karle w salonie i drzemał przy monotonnym głosie chłopca kredensowego Fedja, który zastępywał teraz w czytaniu pannę Bourrienne.
Pierwszego sierpnia dostał list drugi od syna. W pierwszym zaraz, błagał go Andrzej usilnie o przebaczenie, i o puszczenie w niepamięć słów niebacznych, które mu się wyrwały niepotrzebnie. Starzec odpowiedział mu krótko, ale w tonie dość czułym i pojednawczym. W drugim liście, syn opisywał mu szczegółowo zajęcie Witebska przez Francuzów, i dalsze wypadki wojny obecnej. Podawał mu nawet plan dokładny, prawdopodobnych ruchów i marszów obu armji. Kończył zaś, zaklinając ojca na wszystko w świecie, żeby usunął się jak najrychlej z teatru wojny, która zbliżała się wielkiemi krokami do Łysych-Gór i przeniósł się do Moskwy.
Desalles, któremu doniesiono z boku o zajęciu Witebska przez Francuzów, nie omieszkał podzielić się tą wiadomością ze wszystkimi podczas objadu. Wtedy dopiero starzec przypomniał sobie o liście syna.
— Pisał do mnie książę Andrzej — bąknął od niechcenia. — Czytałaś list? — zwrócił się do córki.
— Nie, mój ojcze — odpowiedziała strwożona. Jakże mogła czytać list, o którym teraz dopiero dowiadywała się że istnieje.
— Coś mi tam i o wojnie donosi — uśmiechnął się drwiąco i pogardliwie, jak zawsze czynił, skoro ten przedmiot naruszano.
— List musi być niesłychanie zajmujący — wtrącił Desalles. — Któż mógłby wiedzieć lepiej o wszystkiem?...
— Ależ naturalnie! — wykrzyknęła panna Bourrienne.
— Trzeba go przynieść z mego pokoju. Jest na małym stoliczku, pod przyciskiem marmurowym.
Francuzka zerwała się chcąc okazać wielką usłużność.
— Nie, nie! — starzec zmarszczył brwi groźnie. — Pójdź ty Michale Iwanowiczu!... — Budowniczy usłuchał rozkazu, zaledwie jednak wyszedł z sali, a już starzec zerwał się od stołu i rzucił serwetę niecierpliwie:
— Bałwanisko, nigdy niczego znaleść nie może! — Gotów mi jeszcze wszystko poprzewracać do góry nogami! — mruknął gniewnie i wyszedł w tropy za posłanym. Marja, Francuzka i Mikołcio, spojrzeli jedno na drugiego znacząco, ale w głębokiem milczeniu. Za chwilę wrócił książę, a za nim budowniczy. Przynosili list razem z planem strategicznym narysowanym dokładnie przez Andrzeja. Starzec położył to wszystko koło swego talerza, i do końca objadu, ani wspomniał o papierach przyniesionych.
Gdy przeszli do salonu, dał list córce, aby go w głos odczytała. Ta skończywszy czytanie, spojrzała wyraziście na ojca. Starzec wpatrzony bezmyślnie w plan nowej jakiejś budowli zdawał się nie słyszeć ani słowa.
— Co jaśnie oświecony książę sądzi o tem wszystkiem? — Desalles spytał nieśmiało.
— Ja? ja? — starzec szorstko odrzucił, nie odrywając oczu od planu.
— Można przypuszczać że teatr wojny przybliży się do nas niebawem — Desalles mówił dalej głosem przyciszonym.
— Ha! ha! ha! teatr wojny? Dobry sobie! — starzec parsknął śmiechem. — Powiedziałem i powtarzam: Teatrem wojny pozostaną prowincje polskie. Nieprzyjaciel nie może posunąć się za Niemen!
Desalles spojrzał na starca osłupiały: Mówić o Niemnie, gdy najeźdźca już Dniepr przekroczył! Tylko księżniczka Marja, zapominając najzupełniej o jeografji, wierzyła w słowa ojca jakby w Ewangielją!
— Gdy na wiosnę zaczną śniegi topnieć, wszystkich pochłoną sławne bagna w Polsce! — bredził starzec dalej — Bennigsen powinienby był od dawna wkroczyć do Prus, wtedy byłoby wszystko raźniej poszło. — Starcowi na pół zdziecinnałemu, przypominała się widocznie kampanja z roku 1807.
— Ależ jaśnie oświecony książę raczy wybaczyć — Desalles mruknął jeszcze bardziej onieśmielony. — W tym liście jest mowa o zajęciu Witebska przez...
— W liście? — starzec nie dał mu skończyć. — Ah! tak, tak!... coś sobie przypominam... — twarz mu nagle spochmurniała. — Prawda! pisze... że Francuzów gdzieś pobito... nad jakąś rzeką... nie pamiętam dokładnie nad którą!
Desalles spuścił oczy:
— O tem książę Andrzej nic nie pisze — szepnął.
— Nie pisze?... Przecie sobie tego z palca nie wyssałem! — rzucił się starzec niecierpliwie.
Po tych słowach zapanowało głuche milczenie.
— No i cóż Michale Iwanowiczu? — zainterpelował nagle budowniczego. — Wytłumacz że mi jak myślisz tym razem złemu zaradzić?
Budowniczy nie dał sobie tego dwa razy powtórzyć. Zaczął szeroko i długo o planie rozmawiać. Książę słuchał go przez chwilę, nareszcie zerwał się i wyszedł, rzuciwszy na córkę i Desallesa wzrokiem gniewnym.
Księżniczka Marja wyczytała w twarzy Desalles’a zdziwienie niesłychane. Nie śmiała jednak ani go spytać wprost o przyczynę, ani pokusić się sama o rozwiązanie zagadki. Ów sławny list leżał zapomniany na gierydonie. Budowniczy wrócił po niego w ciągu wieczora. Oddała mu list Marja, pytając, mimo że była bardzo zażenowaną tem pytaniem, co robi obecnie jej ojciec?
— Rzuca się i gniewa jak zwykle! — odpowiedział budowniczy, z uśmiechem lekko ironicznym, choć z głową kornie schyloną. Marja śmiertelnie pobladła. — Bardzo go zajmuje nowy projekt budowli... czytał trochę, a teraz przewraca wszystko do góry nogami w biurku... chce prawdopodobnie napisać testament...
Budowniczy nie omylił się w swojem przypuszczeniu. Przekładanie i porządkowanie papierów, które miały ujrzeć światło dzienne dopiero po jego śmierci, było teraz najmilszem zajęciem i rozrywką starego księcia.
— Wspominałeś pan przed tem, że ojciec wyprawia Alpatycza w drogę? — bąknęła Marja od niechcenia.
— Tak jest... Alpatycz już zebrany zupełnie... Wyjeżdża do Smoleńska, skoro otrzyma od jaśnie oświecono księcia ostateczne rozkazy.