Wystawa Żmurki
Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Wystawa Żmurki |
Pochodzenie | Świat R. I Nr. 16, 21 kwietnia 1906 |
Redaktor | Stefan Krzywoszewski |
Wydawca | Tow. Akc. S. Orgelbranda Synów |
Data wyd. | 1906 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Ilustrator | Franciszek Żmurko Jadwiga Golcz (1866-1936) |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI |
Indeks stron |
Malarzem jest Żmurko, li tylko malarzem: cokolwiek wyszło z jego ręki, złe — czy dobre, wszystko zawsze było namalowane.
Nie wielu z naszych malarzy na miano malarzy zasługuje, malarzem trzeba się urodzić!! Taki Malczewski naprzykład, genjalny artysta, mistyk, wizyoner i... zupełnie nie malarz!! Taki Rodakowski — to wielki psycholog, a nieśmiertelny Grottger? — to wszystko artyści — nie malarze. Wszyscy oni tylko posługują się sztuką malarską na to: aby myśl jakąś, gest, ruch, ideę zamknąć, uwięzić w ramach — ale malarstwo samo dla siebie, nie jest ich ambicyą, celem ostatecznym! U Żmurki inaczej — on maluje dla samej sztuki malarskiej, dla wydobycia z farb pewnej gamy barwnej, dla ułożenia z plam różnorodnych nowej harmonii, nowego ponętnego dla oka akordu. Często przypadek, uderzenie pędzlem tworzy mu efekt niespodziewany, a choćby to było niezgodne z prawdą optyczną, Żmurko tego nie zatrze; jeśli to „dobrze zrobi“, zostawia na płótnie. Jedno tylko zna przykazanie malarskie, jedną logikę: wdzięk roboty, sentyment dotknięć pędzla, urok wypadku...
Talent to prawdziwego kolorysty — wszakże i u wielkiego Hansa Makarta i u innych dekoratorów z dawniejszych epok toż samo spotkamy — tylko że: „in magnis voluisse" oczywiście.
Kiedy, po namalowaniu „Kleopatry“ i „Kazimierza z Esterką“, nasza nowoczesna krytyka powitała w Żmurce: „nową siłę historyczną“, kiedy widziano w nim „dalszy ciąg pędzla Matejki“, kiedy podług tych jasnowidzących Żmurko z Rossowskim, Henciszem i innymi Krzeszami obowiązany był koniecznie reprezentować szkołę Krakowską, wtedy zaśmiewaliśmy się z koziołków krytycznych wywracanych przez opętaną „historyę“ — tamtoczesną krytykę. Każden, ktokolwiek zdolnym był przeczytać „temat" z przeszłości, „wdyrdy" pasowanym bywał na spadkobiercę palety wielkiego twórcy Grunwaldu!! Co za aberacya, jaka kołowacizna! Dziś wiedzą już niektórzy piszący o sztuce, że: „Grunwaldy i Rejtany" nie dadzą się kontynuować, że geniusze najczęściej miażdżą wszystkich tych, co drepcą w ich ślady, — że wielka szkoła uczy tylko roboty malarskiej, ale talentu czy geniuszu nie rozdziela wśród uczuć... Żmurko został tem, czem musiał zostać, na co go rodzaj talentu przeznaczył, został dekoratorem na zawsze, — a że: barwność, smak, harmonie wybornie nadają się do tematów, gdzie „kobieta" gra rolę decydującą — dlatego Żmurko podobne motywa maluje, i w tym rodzaju jest też najlepszym malarzem w Warszawie. Jest nerw, jest temperament w tych kleksach, z jakich powstają jego „główki“, okcydentalne; oryentalne odaliski doskonałego mają w nim tłumacza. On czuje kobietę, nie jak ją ubrać, posadzić, czy ułożyć. Źle jest, kiedy usiłuje malować święte. A choć pod obrazami nieraz spotykamy „Fra“ cynobrowe, lecz nic to z „Fra Angelico da Fiesole“ oczywiście niema wspólnego.
Kolekcya prac obecnie u Krywulta wystawiona, posiada właśnie wszystkie typowe cechy tego malarza. Cokolwiek stara sztuka w tym rodzaju posiada, i co nowsi francuzi, z Chaplin'em na czele, w tym zakresie stworzyli: wszystko to Żmurko widział, doskonale poznał — i z tego naukę i pożytek wyniósł.
Społeczeństwo nasze biedne, sfery zamożne, mało sztuką zajęte, prawie żadnych nie posiadają potrzeb estetycznych. Talent taki jak Żmurki, zamało ma na to warunków u nas, aby się rozwinąć w całej pełni.