Wystawa Biegasa
Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Wystawa Biegasa |
Pochodzenie | Świat R. I Nr. 13, 31 marca 1906 |
Redaktor | Stefan Krzywoszewski |
Wydawca | Tow. Akc. S. Orgelbranda Synów |
Data wyd. | 1906 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI |
Indeks stron |
Wcale malarzem nie jest Biegas. Niedawno mówiono o nim: „Genjalny pastuszek“ — a potem zamieniono to na: „Wielki pastuch"! A dziś czasem, z rzadka jednakże, zwą go: „Było — niegdyś pacholę wiejskie“. Wszystkim reporterom i wszystkim histeryczkom „od sztuk pięknych" zdaje się, że znaleźli nowego Giotta, że pacholę jest kimś innym, aniżeli całe mrowie ludzkie, że jest nadczłowiekiem i nadartystą w jednej osobie. Zwykłe ubóstwo moralne, brak jakiejkolwiek kultury kładziono na karb nadczłowieczeństwa, zapominając że barbarzyństwo nie jest sztuką, a analfabetyzm kluczem do świątyni piękna!! Czas biegł; czytywaliśmy najgłupsze bajdy rozwydrzonych „sprawozdawców“ o „posłannictwie prostaczka“, o „wzniosłej a kornej (?) duszy kmiecia", i o tem również — „że artysta prawdziwy, szczery jeszcze jeno w siermiędze się spotyka“! Słowem, powtarzano wszystkie deliria, jakie cech reporterski, w braku istotnych wiadomości o sztuce, rzuca skołowaciałym czytelnikom. To zrobiło swoje!! „Pastuszek“ słuchał najpierw z bojaźnią, co „panowie“ mówią i wypisują, potem z satysfakcyą, a wreszcie zupełnie seryo uwierzył, że to, co robi, jest istotną, szczerą i jedyną sztuką — że właśnie tędy droga, że uczyć się nie trza, że kultura to całkiem niepotrzebny balast, a dla
genjusza nawet zaporą się staje... I począł lepić swe dziwolągi coraz swobodniej, coraz odważniej. Uwierzywszy, że ma „swe własne“ myśli, począł je materyalizować, składać w książki — i tak urodził się „Graczak“, ramota śmieszna i nudna, a jaka pretensyonalna! Po wszystkie czasy ludzie wyjątkowo uzdolnieni bywali wszechstronni, czemuż by i Biegas nie miał ich naśladować? Co robił naprzykład taki Leonardo da Vinci?... Więc chwycił Biegas za farby — i począł niemi smarować na płótnie... Tymczasem nie wie on nawet ogólnie: czem jest właściwie malarstwo, jakiemi się środkami wyraża. Przecież ani o formie, ani o barwie nie może być mowy w malaturach Biegasa. Wszędzie jakieś nic zgoła nie wyrażające fale linii, wszędzie, zawsze jednakie skręty głupkowato ciągnionych wywijasów! Biegas obecnie jest w stadium tak strasznej maniery, że najwięcej barokowi malarze dawniejsi są „prymitywami“ wobec jego „faktury“! Wszystko, cokolwiek chce wyrazić, zjawia się pod postacią rozmotanego kłębu nici, nic zgoła z formą żadną nie mającej wspólnego!! A wyrazy? Zawsze, wiecznie, stale jeden jakiś mazgajowaty, zaślimaczony, ospały zjaw. Gęba o wygniłych oczach ustawicznie towarzyszy autorowi przy jego wycieczkach tak malarskich, jak rzeźbiarskich oczywiście. Co znaczą te kijanki, — czy to embriony?
Młodzieniec źle zbudowany, — cherlak o zupełnie błędnie narysowanych kształtach, „rozebrany model“, nic ze sztuką, a tem bardziej z siłą nie mający wspólnego, rozsiadł się na fałszywie oświetlonym pejzażu i flegmatycznie patrzy przed siebie. To się nazywa: — „Odpoczynek siły"! Czyż taka mizerna szpitalniana postać może być symbolem siły? — ależ podobny zdechlak, pomijam to, że do żadnego wojska nie byłby zdatny, nie mógł by się nawet kwalifikować na bylejakiego krawca!.. Czyż Biegas nigdy nie był w cyrku?? (Jaka szkoda — taka piękna okazja: teraz właśnie w Warszawie mamy tylu „szampionów“ krajowych i cudzoziemskich!)
A oto: „Przyszłość“ Znów akt męski, rzeźba, znów... ale dość opisów — znów usiłowanie bez skutku!!
Biegas jest u nas nowatorem — zgoda! Ale kto widział utwory Wigelanda, kto zna produkcye nastrojowej rzeźby francuskiej, ten od razu znajdzie rodowód tych natchnień i nowinek. Że Biegas jest talentem rzeźbiarskim, to pewna, lecz obecnie jeszcze tak źle włada formą, tak jest zmanierowany, tak chorobliwie pretensyonalny, iż tylko drogą usilnej pracy, drogą studyów sumiennych — studyów nad naturą, — może z czasem dojść do tej perfekcyi rzeźbiarskiej — kiedy to wolno mu będzie tworzyć „uogólnienia“, „syntezy" form przyrodzonych.
Obecnie zaś to, co widzimy, jest dziecinną dłubaniną w cierpliwym na wszystko materyale.