Z cyklu: „Orząc ruiny...“/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ludwik Maria Staff
Tytuł Z cyklu: „Orząc ruiny...“
Pochodzenie Krytyka 1909, rok XI, tom czwarty
Redaktor Wilhelm Feldman
Data wyd. październik 1909
Druk Drukarnia Literacka
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Jan Strzemieńczyk.

Z CYKLU: „ORZĄC RUINY...“





SYN MARNOTRAWNY.

Wróciłem, marnotrawny syn, znowu do domu,
W pokornej skrusze ojca‑m ucałował stopy
I rękę brata, która była dla mnie wroga,
Iż w ojca łaskę wkradła się, mnie ukrzywdziwszy.
Wróciłem, marnotrawny syn, znowu do domu,
Bo grosz, którym stąd wyniósł, zostawiłem w świecie.
Ja, com wyjeżdżał z domu w jedwabiów szeleście
Na wielbłądzie dwugarbnym, wróciłem zgłodniały,
Bosy, w skórę wielbłądzią odziany i z pustą
Sakwą, do skradzionego przytwierdzoną pasa.
Ale tego, com widział, nikt mi nie odbierze
I choć biedny wróciłem, wróciłem bogaty
Skarbem, którego złodziej mi żaden nie skradnie.
Bo, widziałem‑ci dziwa, widziałem‑ci światy,
Lądy, morza, narody przedziwne i miasta!
Widziałem‑ci bogaczy i biednych nędzarzy...
Hej, com widział, piosenka nie wyśpiewa żadna,
Bo świat jest taki duży, i różny, i dziwny.
A ja wszystko poznałem i dzisiaj wiem wszystko.

Ucztowałem z książęty — i pasałem stada
Chłopskie na bujnych łąkach — i pustych ugorach.
Hej, com przeżył, piosenka nie wyśpiewa żadna!
Rwałem kwiaty dziewicze — i przekwitłe rwałem, —
I w królewskich łożnicach — i pod strzechą stodół, —
Pijałem wina przednie — i wodę z kałuży,
Kiedy w skwarne południe szedłem w pyle drogi.
Bo życie takie dziwnie różne jest, a bujne,
Jak łąka, co barwami wzrok pielgrzyma nęci,
A nocą mu się jawi we śnie. Hej, bo życie
To śpiewka, która nigdy nie jest wyśpiewana,
Której końca się czeka poprzez całą drogę
Ale się weń nie wierzy, choć się wie, że przyjdzie.
Kto piosenki raz słuchał, chce jej słuchać wiecznie,
A choćby echo echa z za siedmiu gór złowić.

Wróciłem, marnotrawny syn, znów do dom w skrusze,
Bo grosz, którym stąd wyniósł, zostawiłem w świecie,
A ojciec pono nowe jakieś zebrał grosze...



ŁOTR KONAJĄCY.

Wisimy na Golgocie, ów rabbi i łotry.
Trzech nas jest, jako owa Trójca przenajświętsza.
Jeden z nas ma dziś ludzkość zbawić swoją śmiercią,
Lecz kto? Czy ten pośrodku, czy któryś z nas, łotrów?
Bo śmierć równa jest śmierci, jeśli ból jest równy,
A równie ja, łotr, cierpię, jako i On cierpi.
On, on stawał za krzywdy i jam za nie stawał
I za to oto konam. Bo zabiłem brata,
Co trupa ojcowego w hańbie sponiewierał,
A siostrę stopą silną w brzuch kopnął ciężarny.
Stanąłem za ich krzywdy i przeto umieram.
Smagano mię biczami i Jego smagano,
Naigrawań i szydzeń, jak On, byłem celem,
Jak On, krzyż na Golgotę niosłem na ramieniu,
Lecz Szymon Cyrenejczyk nie wspomógł mnie w trudzie.
Byłem odeń biedniejszy, bo nie miałem szaty,
O którąby żołnierze chciwi los miotali,
Nie miałem matki, co by u stóp krzyża mdlała,
Ni dziew jerozolimskich, co by narzekały.

Biedniejszy byłem odeń i nawet szydnego
Na mym krzyżu napisu nie przybili katy
I konam bezimienny, jako jeden z onych,
Co bronili krzywdzonych. Kiedym był spragniony,
Nawet octu, ni żółci‑m nie dostał do picia.
I któż z nas bardziej cierpi, któż jest z nas biedniejszy?
Czy On, co duszę w Ojca oddał ręce dobre,
Czy ja, co duszy oddać nie mam w czyje ręce?
A gdy skonam, to żaden Józef z Arymatyi
O me zwłoki zsiniałe, nagie, skrępowane
Nie pójdzie do Piłata prosić, by pogrzebał.
Nad mym grobem nie załka żadna Magdalena,
Bom był dla niej zbyt biedny. Umrę niepłakany,
Żem za krzywdy maluczkich stawał, tych najmniejszych.

Jeden z nas ma dziś ludzkość zbawić swoją śmiercią.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ludwik Maria Staff.