I.

Obozowiskiem koczuję po ziemi:
I nie mam nigdzie spoczynku dla głowy —
I zawsze smutno mi, i wszędzie źle mi
I czekam, rychłoż zmilknie gwar bojowy.

Niedługo zwinąć przyjdzie mi namioty,
I z żalem patrzę wstecz, w ubiegłe noce:
Jak wiele drogi — jak wiele tęsknoty,
Jak wielkie trudy — jak liche owoce!

I tylko czasem w kradzione godziny —
Kiedy przycichnie ta walka jałowa:
Duch mój ulata w pieśniowe krainy,
Trwożny, czy spełni swych przeznaczeń słowa.





II.

Najboleśniejsze są pewnie te bole,
O których milczy dusza uznojona:
Choć wieczną chmurą osiadły na czole
I cisną — niby polipów ramiona.

Szczęśliwe dziecię, że mu płakać wolno —
Ze łzami bowiem spływają boleści —
I dalej może kwitnąć różą polną,
Która się rosą niby łzami pieści.

Lecz kiedy lata przetrawią nam ducha,
Im przenikliwszy ból w piersi kołata:
Tem bardziej nieme usta, bardziej sucha
Źrenica, bardziej twarz jest lodowata!




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Lange.