<<< Dane tekstu >>>
Autor Feliks Gwiżdż
Tytuł Z tęsknoty
Pochodzenie Fale
Wydawca Księgarnia Polska B. Połonieckiego; E. Wende i Sp.
Data wyd. 1907
Druk Drukarnia Powszechna
Miejsce wyd. Lwów, Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Z tęsknoty.

Pisałem do was listy —

—   —   —
W noce jesienne, tak smutne,
przy okniem siadał i patrząc w mrok ulic,
jak obłąkaniec szukałem was, skały,
Tatry podniebne — —
i pozdrowienie słałem wam we łzach,
w serdecznych, biednych uśmiechach nędzarza,
i długie, długie, gorące, jak słońce,
ciche, jak poszum gibkich drzew w południe,
pisałem do was, Tatry, smętne listy...

W jednym pytałem się,
jako tam teraz, na jesieni,
po halach wiatry gonią —
jako tam teraz, na jesieni,
smereki śmigłe szumią — —
jak w stawach i jeziorach
rozbite dzwony dzwonią?

Pytałem się,
czy kosodrzewin las, jak drzewiej,
chce się ku szczytom waszym dostać —
czy gencjany na polanach,
jak dawniej, uśmiechają się?
czy mają takie same ładne,
ciche oczątka zadumane,

i czy tak samo was kochają?
Pisałem długi, długi list,
lecz we łzach się rozpłynął
i nie posłałam go...
Ale wam pewnie wiatr, co gna od stepów,
przywiał mój smutek głuchy i tęsknotę
i list przeczytał — —
A wyście żadnej odpowiedzi
ku oknom moim nie przywiały,
Tatry!..

A potem — potem, w drugim liście,
pisanym w noc zimową,
pytałem — czy aniołki już chodzą po polach,
czy Boże Narodzenie wnet zwiastują gwiazdy
i czy z nadejścia Chrystusa
wielka wśród ludu mego jest uciecha?

—   —   —
A potem serce zbolałe wołało,
gdzie jest mój dom?
gdzie chata moja cicha,
co w rzędzie innych chat,
pod jabłoniami dzikiemi,
jak spracowana gaździna
ma stać, zadumy pełna i powagi?
Gdzież jest mój dom?
Czy go orły rozniesły po wirchach,
czyli go wiatr rozerwał?
Ojcowie moi, staruszkowie siwi,
Tatry wy moje, Tatry,
Gdzie dom mój, gdzie?
Ponoś ci go nigdy nie miałem — —

ponoś ci go nigdy mieć nie będę. — —
Wy jeno, harne Tatry,
wy jeno moim domem
a bukowe listeczki,
a bukowe listeczki,
moje to, moje poduszeczki...

Pisałem długi, długi list,
lecz we łzach się rozpłynął
i nie posłałem go...
Ale wam pewnie wiatr, co gna od stepów,
przywiał mój smutek głuchy i tęsknotę
i list przeczytał. — —

O tak! pisałem do was, moje Tatry,
list setny i tysięczny i wszystkie zapewne
przyduł wam wiatr,
lecz ten ostatni list,
z którego krew ocieka,
niech pozostanie wieczną tajemnicą...
Jak limba,
co nad przepaścią wyciąga ramiona,
Śmierci czekając samotnie,
tak ja wyciągam tęskniące ramiona,
Śmierci czekając z moją tajemnicą. — —
I chyba przepaść, w której limba legnie,
grób, w którym śmierć mię zamknie,
treść jej wyjawi wam — mocarne Tatry —
Tatry, miłości strasznej nieznające...





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Feliks Gwiżdż.