<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Sienkiewicz
Tytuł Z wystawy antropologicznej w Paryżu
Pochodzenie Pisma Henryka Sienkiewicza
Tom LXXX

Pisma ulotne (1878-1880)
Wydawca Redakcya Tygodnika Illustrowanego
Data wyd. 1906
Druk Piotr Laskauer i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Cały tom LXXX
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
II.

W antropologii za wskazówkę wyróżniającą służą także i wymiary głowy. Kto za biletem korespondenta przyjdzie na wystawę w godzinach, w których dla publiczności jest zamkniętą, ten często może zastać tam uczonych z cyrklem w ręku, pochylonych nad czaszkami i mierzących gorliwie ich długość i szerokość. Jak się wymiary ustalają i gdzie należy opierać końce cyrkla przy mierzeniu, uważam za zbyteczne objaśniać, tembardziej, że bez szczegółowej znajomości anatomii czytelnik nie umiałby zdać sobie dokładnie z tego sprawy. Z mojej strony, bez wszelkiej pretensyi do specyalności, nadmienię tylko z tego, com czytał lub czegom się dowiedział, że i sami uczeni nie bardzo się zgadzają na miejsca wymiarów i że panuje jeszcze pod tym względem wielka dowolność. Podstawę do owych wymiarów dał Retzius, najogólniej zaś przyjęte metody są Bernarda Davisa i Welckera. Otóż wedle tych pomiarów, podzielona została cała ludzkość na długogłową, średniogłową i krótkogłową (okrągłogłową) w ten sposób, że jeżeli czaszki, których szerokość chwieje się między 74 a 78, przyjęte zostały za średnie, to wszystkie dające cyfrę mniejszą szerokości, zatem więcej z boków ścieśnione, za długie, zaś dające cyfrę większą, za krótkie mają być uważane.
Przyjąwszy tę podstawę, zauważono np., że rasa mongolska należy do krótkogłowych (okrągłogłowych), ponieważ wskaźnik przeciętny szerokości czaszek wynosi 80 i więcej; malajska jest długogłowa, między czaszkami bowiem maorskiemi znaleziono wskaźnik 73. Europejczycy mają wogóle głowy średnie, daleko więcej ściśnięte z boków i wydłużone od mongołów (75—79). Wymiary czaszek murzyńskich zbliżają się do europejskich i t. p. Wszystko to miało służyć za wskazówkę w odróżnianiu plemion, oraz w rozstrzygnięciu tej kwestyi, czy rasy ludzkie są odrębnymi gatunkami, czy też stanowią tylko odmiany jednego gatunku. Jednakże wskaźnik szerokości i długości chwieje się sobie w najlepsze w jednem nawet i tem samem plemieniu. Długogłowości lub krótkogłowości nie można równie przyjąć za podstawę w ocenianiu uzdolnienia ani ras ani narodów. Byli wprawdzie niemieccy uczeni, którzy czaszki średniogłowe, chylące się ku długim, chcieli uważać za najlepsze, może dlatego, że Niemcy do średniogłowych się liczą, ale pokazało się, że w ten sposób trzebaby było uszlachcić Hotentotów i Buszmanów, których szerokość średnia czaszki nie przenosi niemieckiej. Z ludów europejskich najbardziej zbliżeni do długogłowych są Niemcy (75—9). Słowianie odznaczają się głowami nieco szerszemi a krótkiemi, mianowicie: Polacy 79 z ułamkiem, Małorusini 79 z ułamkiem, Rosyanie 80, Kroaci aż 82 i t. p. Francuzi dają wskaźnik 79. Włosi, najzdolniejszy zapewne naród na świecie, należą przeważnie do szerokogłowych, co jest okolicznością nader szczęśliwą, inaczej bowiem Niemcy mogliby uznać stanowczo swój wskaźnik 75 za niedościgniony dla innych szczepów ideał i dowód wyjątkowego uzdolnienia.
Objemność jednak czaszek wypada na korzyść Niemców, czyli, mówiąc innemi słowy: w czaszkę przeciętnego Niemca więcej można kaszy jaglanej nasypać, niż w czaszkę przeciętnego Słowianina lub Francuza. Zato w obszernej czaszce niemieckiej mieści się mózg mniej ważący niż słowiański, z czego Peschel, z którego te cyfry czerpię, wyprowadza zaraz dość naiwny wniosek, że widocznie objemność czaszki jest dla nauki o ludach ważniejszą od wagi mózgowia. W tymże Peschlu znajduję ciekawszą wzmiankę o ważeniu mózgów rozmaitych uczonych ludzi. Najcięższą była zawartość głowy Cudiera, ważyła bowiem aż 1861 grm.; Byrona mózg wynosił 1807 grm.; jednym z najlżejszych okazał się, nie przymawiając nikomu, mózg filologa Hermana, którego tylko mineralog Hausmann pod tym względem przewyższył. Ale zresztą podobne obliczenia różnic, stosowane do pojedyńczych osób, nie prowadzą prawdopodobnie do żadnego rezultatu.
Ktoby teraz chciał spytać, co z tych wszystkich marzeń i ważeń, stosowanych już nie do osób, ale nawet do całych plemion, wypadło? trzeba mu odpowiedzieć szczerze, że jeszcze bardzo niewiele, ale może kiedyś więcej wypadnie. Im większą będzie nagromadzona liczba wszelkiego rodzaju danych, tem jakiemuś przyszłemu myślicielowi łatwiej będzie wyprowadzić z nich ściśle naukowe ogólne wnioski. Za to tylko można zaręczyć, że gdyby nie gromadzono w pocie czoła zasobów naukowych, nicby nigdy nie wypadło z pewnością. Etnologia, antropologia i etnografia są to nauki młode, niedawno stworzone; zrodziły się one z rozważania rozmaitych cech umysłowych i fizycznych ludzkości, że zaś nie wypowiedziały dotąd ostatecznego słowa, to nikogo dziwić nie powinno. W każdym razie rozmysł i głębokie zastanowienie się prowadzi do lepszych wyników niż bezmyślność. Nie można zaś powiedzieć, aby powyższe nauki do żadnych wyników nie doszły. Wziąwszy pod uwagę choćby jeden taki fakt, jak objemność czaszek, dochodzimy do wyniku, że jakkolwiek nie może służyć ona do orzeczenia, że Francuzi np. są zdolniejsi lub mniej zdolni od Holendrów, to jednak może służyć, gdy chodzi o odróżnienie Europejczyków, Azyatów, Afrykańczyków i Australczyków, z cyfr bowiem łatwo się przekonać, że objemność czaszki u ludów niżej stojących stopniowo się zmniejsza, tak, że gdy u Europejczyków 92 cale kubiczne ang. wynosi, u Australczyków tylko 81.
Jest już coś. Zresztą na to są urządzone muzea, wystawy antropologiczne, aby ludzie mogli się jednem spojrzeniem ogarnąć i przypatrzyć się sobie w rozmaitych stanach morficznych, a uczeni rozważyć, w jakim stosunku stany owe stoją do wszystkich okoliczności zewnętrznych. Wykazanie łańcucha przyczynowości jest tu, jak i we wszystkich naukach, najważniejszym celem, do którego umysł ludzki coraz potężniej dąży. Przez tę dążność, przez to wspinanie się od skutków widomych do coraz ogólniejszych przyczyn ukrytych, spełnia się ustawicznie i wytrwale owo wykradanie bogom ognia niebieskiego, które Grecy w micie o Prometeuszu uosobili. Ale dziś chodzi o płomień i światło wiedzy. Nie bez pewnego uczucia też dumy możemy powiedzieć, że jednak ten łańcuch, którym nowożytnego Prometeusza niewiadomość do ziemi przykuwa, przedłuża się coraz bardziej. Każde pokolenie przydaje do niego nowe ogniwo, i gdy myśl zawiśnie czasem nad owymi zastępami uczonych, szukających ziarn nauki w pustyniach, w lasach, na stepach, wśród podzwrotnikowych znojów i wiecznych mrozów, wśród dzikich pokoleń i tysiącznych niebezpieczeństw, niepodobna przyznać, że to prawdziwie wielka armia i w wyjątkowo błogi sposób zdobywcza. Widząc ją, można doprawdy odzyskać ową wiarę w ludzkość, którą przy rozważaniu wielu innych objawów tak łatwo utracić.
Wracając do wystawy, ma ona przedewszystkiem tę dobrą stronę, że zbliża do siebie uczonych różnych narodów i ułatwia wymianę mniemań, obznajmia wszystkich z ostatecznymi wynikami nauki, z najświeższemi odkryciami, strzeże od przedsiębrania prac gdzieindziej już dokonanych, a nareszcie podnieca i ożywia zajęcie się nauką. Wszelkie kwestye wychodzące poza obręb naukowych badań, jako to polityczne i religijne, są jej zupełnie obce, dlatego niepotrzebnie upatrywano w tem pewną „tendencyę”, że w dziale francuskim, obok okazów ludzkich, zostały umieszczone embryony, szkielety, a wreszcie i skóry wypchane małp, mianowicie: orangutangów, szympansów i gorylów. Nauka ścisła nie ma żadnych „tendencyi”, prócz jednej tendencyi wykrycia prawdy, a gdy poczyna służyć jakimś ubocznym, prozelitycznym celom, staje się lafiryndą. Podnosi ona i rozprzestrzenia chwałę narodu, który ją uprawia i posuwa — i to jest jednym ze świetnych jej przywilejów, ale nie celów. Celem jest tylko zbadanie łańcucha przyczynowości; dlatego też nie powinna się cofać i nie cofa się przed rozstrzygnięciem jakiejkolwiek kwestyi. Wolno jej zatem dla anatomicznych porównywań i badań, dla właściwszych sobie zapytań, zestawiać kośćce ludzkie z jakimi jej się podoba. Ani H. Martin, ani Quatrefages, ani doktór Broca nie mają z pewnością z góry powziętego zamiaru propagowania tej myśli, niby wiary społecznej, że człowiek pochodzi od małpy i że zatem wolno mu jest wyprawiać skoki właściwe pawianom — ale byliby dziećmi, a nie uczonymi, gdyby na teoryę Darwina o pochodzeniu gatunków patrzeli ze stanowiska np. wiejskich proboszczów francuskich. Zresztą, jak wiadomo, i Darwin nie doradził nikomu, aby wlazłszy na drzewo, przewracał koziołki, albo też gryzł żołędzie i mrugał przytem w małpi sposób oczami, jak również nie twierdził, że człowiek pochodzi od orangutanga, szympansa lub goryla. Zrobił tylko przypuszczenie, że przodkowie człowieka oderwali się jako odrębny szczep od zaginionych gatunków małp wązkonosych, jeszcze w pierwszym okresie formacyi geologicznej trzeciorzędowej, a nauka w przyszłości owo przypuszczenie sprawdzi lub obali.
W tymże dziale francuskim znajdują się niezmiernie ciekawe okazy włosów, należących do wszystkich plemion ludzkich. Barwa włosa, a więcej jeszcze jego grubość, kształt przecięcia, sposób zarastania, wełnistość lub sztywność dostarczyły ważnych wskazówek przy rozstrzyganiu pytań, do jakiej rasy zaliczyć pewne pojedyńcze pokolenia lub narody. Gołem okiem można odróżnić tylko barwę i większy lub mniejszy stopień skręcania włosa, inne zaś różnice nie przedstawiają się widomie, a tymczasem są ogromne. Na tablicach, zamieszczonych w dziale francuskim, przedstawiającym w sposób powiększony wyniki badań drobnowidzowych nad włosami, każdy może zobaczyć, że przecięcia włosów dają rozmaite kształty od zupełnie prawie kolistego, aż do jajkowatego (eliptycznego) z mocnem bardzo przypłaszczeniem. Jedne włosy podobne są do cieniuchnych walców, drugie do tasiemek o trochę tylko wypukłych powierzchniach. Grubość ich u rozmaitych plemion także jest wielce niejednakowa, od niej zaś zależy stan skręcania, łatwo bowiem zrozumieć, że im włos cieńszy, tem łatwiej się zwija. Najcieńsze zatem włosy mają ludzie, opatrzeni wełnistą czupryną, mianowicie Papuanie i Australczycy, a zwłaszcza pierwsi, u których przytem włos jest tak płaski, że gdy jego średnicę oznaczymy przez 100, mniejsza będzie wynosić tylko 34. Najgrubszym i najprostszym włosem, podobnym do włosienia w końskiej grzywie, odznacza się rasa mongolska, a stąd i stosunek dwóch średnic wynosi u niej 100:95. Europejski włos znacznie więcej jest przypłaszczony i cieńszy od mongolskiego, dlatego też często zwija się lekko w piękne skręty, a choć czasem wydaje się prosty, nigdy jednakże nie posiada sztywności np. włosów Indyan amerykańskich. Wogóle można powiedzieć, że badania nad włosami dostarczyły pewniejszych wskazówek, niż pomiary czaszek. Ponieważ u pewnych ras pewne cechy włosienia powtarzają się stale, posiadając zatem czupryny kilkunastu osobników, należących do danego narodu, można mniej więcej dość trafnie oznaczyć, do jakiej rasy należy zaliczyć ów naród. Sam miałem sposobność sprawdzić, jak dalece włosy Indyan północno-amerykańskich podobne są do włosów Chińczyków, których widziałem w Kalifornii. Wiadomo też, że większość uczonych zalicza wszystkich mieszkańców Ameryki do plemienia mongolskiego. Stosunkowo badania owe nad włosami okazują się najmniej dokładne w zastosowaniu do szczepu semickiego, u którego krętość czupryny bardzo często się zdarza, a dalej do Buszmanów i Hotentotów, których uwłosienie wiele jest do papuańskiego podobne.
Piękny zbiór zapłodków (embryonów), czaszek i kośćców stanowi również jedną z niepoślednich zalet antropologicznej wystawy francuskiej. Nie brak w niej także wykopalisk z rozmaitych okresów, począwszy od jaskiniowego. Wszystko to zajęło osobny pawilon, położony po lewej stronie budynku. Okazy etnograficzne zostały umieszczone w szafach tuż koło polskich, w sali głównej; nie dorównywają jednak polskim ani pod względem ilości, ani pod względem jakości.
Drugi pawilon, po przeciwnej stronie budynku, zajęły wystawy austryacka i rosyjska. W austryacką weszła część zbiorów etnograficznych Dzieduszyckiego, nie mogąca znaleźć pomieszczenia w sali głównej. Znajdują się w niej wyroby domowe płócien i kilimków, stroje, rozmaite narzędzia, wyrabiane i używane przez lud, a nakoniec znakomite albumy ze zbiorami fotograficznymi lub akwarelowymi typów galicyjskich. Cała zresztą sekcya austryacka uwzględnia przeważnie etnografię. W rosyjskich zwracają na siebie uwagę manekiny, przedstawiające Cygana, grającego na bandurce, Samojeda we właściwym ubiorze futrzanym etc. Na bocznej ścianie wisi szereg głów, wyrobionych zapewne z masy papierowej; są to twarze Mordwińców, Czumaków i innych plemion, zaliczanych przez pewnych etnologów do osobnej grupy narodów turecko-ałtajskich, które jednak ze względu na skośne osadzenie oczu zbliżają się do typu mongolskiego.
W szafach za szkłem widać preparata anatomiczne, istotnie bardzo starowne, nadesłane, o ile pamiętam, z Moskwy, i zbiory czaszek. Najciekawszym jednak okazem z całej tej sekcyi jest całkowity grobowiec, obejmujący kościotrup z ozdobami bronzowemi na piszczelach rąk i szyi.
Na tem zamykam przegląd rozmaitych sekcyi, w którym zapewne wiele rzeczy zostało pominiętych, ale zarówno brak katalogów jak i brak miejsca w piśmie waszem, nie pozwala na obszerniejsze sprawozdanie. Na zakończenie niechaj mi będzie wolno wrócić jeszcze raz do sekcyi, urządzonej staraniem Tow. antropologicznego pol. w Paryżu. Powtarzam, że ze względu na szczupłe środki, jakimi Tow. rozporządza, wspomniana sekcya przedstawia się jako owoc wytrwałej pracy i nie zrażających się trudnościami usiłowań; bezwzględnie zaś na porównaniu z innemi sekcyami nie tylko nie traci, ale, jak wspomniałem, przy otwarciu jedna z pierwszych ściągnęła na siebie uwagę ministra Teisserenc de Bort, a następnie i pochwały całej prasy tutejszej. Ten udział na równi z innemi w pracy na polu naukowem, to zaznaczenie swej naukowej żywotności jest dzielną wskazówką i czynem prawdziwie obywatelskim, daleko wymowniejszym niż wszelkie deklamacye, które dymią, nie dając światła i ciepła. Dlatego też komisyi, złożonej z panów Franciszka D., dr. Landowskiego, Zaborowskiego i Goldsteina, doprowadzenie tego dzieła do skutku uważać się winno za prawdziwą zasługę i zjednać im tak w całej prasie naszej jak i między czytelnikami jak najszczersze uznanie.

Nowiny. 1878 r. № 44.








Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Sienkiewicz.