Zadig czyli Los/IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zadig czyli Los |
Pochodzenie | Powiastki filozoficzne / Tom pierwszy |
Wydawca | Krakowska Spółka Wydawnicza |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia »Czasu« w Krakowie |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Zadig kierował się w drodze wedle gwiazd. Konstelacya Oriona i błyszcząca gwiazda Syrjusza wiodły go ku portowi Kanopy. Podziwiał te rozległe globy światła, które zdają się naszym oczom jedynie słabemi iskierkami, podczas gdy ziemia, która, w istocie, jest ledwie niedostrzegalnym punktem w przyrodzie, wydaje się naszym pragnieniom czemś tak wielkiem i szlachetnem. W tej chwili wyobrażał sobie ludzi tem czem są w istocie: robakami pożerającymi się wzajem na atomie błota. Ten prawdziwy obraz zdawał się unicestwiać jego niedole, malując mu nikłość jego istoty i całego Babilonu. Dusza jego wzbijała się aż w nieskończoność, i, oderwana od zmysłów, oglądała niezmienny porządek wszechświata. Ale, skoro, następnie, wróciwszy do siebie i zapuszczając się w głąb własnego serca, pomyślał iż Astarte umarła może dla niego, wszechświat znikał jego oczom: nie widział w całej naturze nic prócz umierającej Astarte i Zadiga pogrążonego w nieszczęściu. Tak poddając się kolejno przypływom i odpływom podniosłej filozofii i miażdżącego cierpienia, Zadig posuwał się ku granicom Egiptu; już wierny sługa dotarł do granicznego miasta i szukał dlań mieszkania. Zadig zażywał tymczasem przechadzki po ogrodach okalających miasteczko. Naraz, niedaleko gościńca, ujrzał kobietę, zalaną łzami, wzywającą niebo i ziemię na pomoc, oraz pędzącego tuż za nią rozjuszonego mężczyznę. Dognał ją wreszcie; padła, obejmując jego kolana; on obsypywał ją razami i wyrzutami. Z wściekłości Egipcyanina oraz z ponawianych przez damę próśb o przebaczenie, Zadig domyślił się, że człowiek ten jest zazdrosny, kobieta zaś niewierną. Przyjrzał się młodej osobie: była wzruszająco piękna, przypominała nawet nieco nieszczęsną Astartę. Zadig uczuł w sercu przypływ współczucia, a wstręt do Egipcyanina. „Ratuj, krzyknęła do Zadiga szlochając: wyrwij mnie z rąk najokrutniejszego z ludzi; ocal mi życie“. Na te wołania, Zadig rzucił się między nią a barbarzyńcę. Znał cośkolwiek język egipski; rzekł tedy: „Jeżeli posiadasz jakie ludzkie uczucia, zaklinam cię byś uszanował piękność i słabość. Czy masz sumienie, aby obrażać w ten sposób arcydzieło natury, które znajduje się oto u twych stóp, nie mając innej obrony prócz łez? — Ho! ho! wykrzyknął gwałtownik, ty, widzę, także jesteś z liczby jej gachów; ty mi zapłacisz za wszystkich“. Puszcza damę którą trzymał jedną ręką za włosy, i, ujmując włócznię, zamierza się na cudzoziemca. Zadig, który zachował zimną krew, uniknął z łatwością wściekłego ciosu. Pochwycił lancę blizko grotu; jeden chce ją cofnąć, drugi wydrzeć; drzewce łamie się. Egipcyanin dobywa szpady: Zadig wyciąga swoją. Ten godzi tysiącem błyskawicznych ciosów, ów odpiera je z nieporównaną zwinnością. Dama, siedząc w kuczki na trawniku, poprawia stroik na głowie i przygląda się. Egipcyanin silniejszy był od przeciwnika; Zadig zręczniejszy. Zadig bił się jak człowiek u którego głowa kieruje ramieniem; tamten, jak nieprzytomny szaleniec, którego ruchy ślepy gniew prowadzi na los szczęścia. Zadig naciera coraz bliżej i rozbraja wroga; gdy Egipcyanin, tem więcej rozwścieczony, chce się nań rzucić, on chwyta go, przyciska, powala na ziemię przykładając szpadę do piersi, i ofiarowuje się darować życiem. Egipcyanin, nieprzytomny ze złości, dobywa sztylet i rani Zadiga, w tej samej chwili gdy ten mu wspaniałomyślnie przebaczał. Zadig, oburzony, topi mu w ciele żelazo. Egipcyanin wydaje straszliwy krzyk, i, tarzając się w piasku, kona. Wówczas Zadig podchodzi do damy i powiada pełnym szacunku głosem: „Zmusił mnie abym go zabił; pomściłem panią; jesteś wolna od tego brutala. Czego sobie teraz życzysz, pani? — Abyś przepadł, zbrodniarzu, odparła; abyś zginął; zabiłeś mi kochanka; chciałabym wyszarpać ci serce. — Wyznaję, pani, iż miałaś kochanka dość osobliwego, odparł Zadig; bił cię ze wszystkich sił, i mnie chciał wydrzeć życie, dlatego iż zaklęłaś mnie abym ci przyszedł z pomocą. — Chciałabym aby mnie mógł bić jeszcze, odparła dama, ponownie uderzając w lament. Zasługiwałam na to, drażniłam jego zazdrość. Dałożby niebo aby on mnie bił, a żebyś ty był na jego miejscu!“ Zadig, coraz bardziej zdumiony i rozgniewany, rzekł: „Pani, mimo całej urody, warta byłabyś abym ja cię zbił z kolei, tak bardzo nieprzyzwoitem jest twoje zachowanie, ale nie zadam sobie tego trudu“. To rzekłszy, siadł z powrotem na wielbłąda i ruszył ku miastu. Ledwie uczynił kilka kroków, obrócił się słysząc tentent: ujrzał czterech gońców, przybywających od strony Babilonu. Pędzili co koń wyskoczy. Jeden z nich, widząc młodą kobietę, wykrzyknął: „To ona; podobniuteńka do portretu jaki nam odmalowano.“ Nie kłopocąc się o umarłego, natychmiast pochwycili damę. Tymczasem, ona wołała do Zadiga: „Ratuj mnie jeszcze raz, szlachetny cudzoziemcze: chciej mi przebaczyć iż wyrzekałam na ciebie. Ratuj mnie, a będę twoją do grobu“.· Ale Zadigowi przeszła już ochota nadstawiania karku w jej obronie. „Gadaj to pani innym, odparł; mnie już nie złapiesz“. Zresztą, był ranny, krew mu upływała, potrzebował pomocy; widok zaś czterech Babilończyków, prawdopodobnie wysłanych przez króla Moabdara, przejmował go niepokojem. Pomknął co żywo w stronę wioski, nie umiejąc sobie wytłómaczyć dlaczego czterej gońcy z Babilonu zagarnęli Egipcyankę, ale bardziej jeszcze zdumiony charakterem tej damy.