[160]III.
Tam — — chciałbym jedno: w niezmiernem przestworzu
Tonąć jak delfin tonie w wielkiem morzu,
I patrzeć z góry, jak woda prześwieca
Przez gąszcze wiklin w poświacie księżyca;
Jak blade róże czarę aksamitną
Otwarłszy słońcu złocistemu, kwitną;
Jak w czas zachodu na błękitów skłonie,
W płomiennych łunach lód na wierchach płonie;
Nad wielkie, głuche, modre oceany
Mgławic leniwe falują tumany,
A po zielonych wyspach gdzieś daleko,
Błyszczące węże na słońcu się wleką...
Niech mi tam zapach z górskiej poszlą łąki
Skoszone siana i błękitne dzwonki;
Z hal niech mi wichry na skrzydłach doniosą
Woń limb, poranną operlonych rosą;
Niech mi tam szumią z oddali kaskady
Mych gór rodzinnych, szemrzą ciche lasy,
[161]
Niech mi w polanach zagrają juhasy,
W upłazach owiec zadzwonią gromady...
A czasem niech mi naokoło głowy
Skrą się owinie wąż błyskawicowy,
Lub zabłąkana gdzieś światłość miesiąca
Na oczach moich niech odpocznie drżąca...
Tam — — w owej pustce cichej i bezdennej,
Niech nic zadumy nie mąci mi sennej,
I wszystka pamięć niechaj wyjdzie ze mnie,
Żem tyle pragnął na ziemi daremnie,
Że ile razy ręce wyciągnąłem
Wszystko mi zawsze było za daleko — —
Tam — — niechaj orły krążą mi nad czołem,
Wiatr łamią piersią i skrzydłami sieką...