[181]XIX.
Czcze wyobraźni odeszły mnie mary,
Znów jestem sam ze sobą, z moim duchem — —
Oczy me giną w jakiejś pustce szarej,
I myśl ma tonie w jakiemś morzu głuchem.
Prysły wiążące mnie z światem ogniwa:
Całe me życie jest we wnętrzu mojem,
Cała moc duszy z zewnątrz w jej głąb spływa
I drży, szarpana dziwnym niepokojem...
Widzę oczyma wewnątrz zwróconemi
Czarne jeziora rozsiane w pustkowiu:
W ciemnościach księżyc, blizko skraju ziemi,
Wisi podobny do tarczy z ołowiu.
Ponad czarnemi wodami, szuwary
I trzciny rosną i smutno szeleszczą;
Sklep nieba zda się sklepieniem pieczary,
Głęboką jamą, ciemną i złowieszczą.
[182]
Po czarnych wodach światło ciche, złote
Księżyca, chodzi wstęgą szklistą, drżącą,
I, jako lampa zaniesiona w grotę,
Świeci w ciemnościach mglisto i mdlejąco.
Widzę oczyma wewnątrz zwróconemi,
Jak duch mój, marze skrzydlatej podobny,
Błąka się w owej pustej, martwej ziemi,
A blask księżyca pada nań żałobny.
Idzie powoli i zwieszone włóczy
Skrzydła po jezior wodzie szklistej, błotnej — —
Na własnych stopach opierając oczy,
Idzie w głąb głuchą i ciemną, samotny.