Zeznanie Aleksego Rosińskiego z 21 sierpnia 1947


Zeznanie Aleksego Rosińskiego, złożone przed sędzią śledczym Sądu Okręgowego w Gdańsku, w sprawie egzekucji pocztowców gdańskich • Aleksy Rosiński
Zeznanie Aleksego Rosińskiego, złożone przed sędzią śledczym Sądu Okręgowego w Gdańsku, w sprawie egzekucji pocztowców gdańskich
Aleksy Rosiński
21 sierpnia 1947

Jako więzień obozu dla aresztowanych Polaków w Gdańsku-Nowym Porcie, z początkiem października 1939 r., bliżej niepamiętnego mi ranka, tak około godziny 4 rano, zostałem wybrany do łącznej grupy dziesięciu więźniów, wśród których znajdował się Stanisław Garczewski, zam. Gdańsk-Orunia oraz Ignaszak z Orłowa, pracownik fabryczny, Radtke z Sopotu, dyrektor banku, i Klein, kolejarz z Tczewa, których nie ma w kraju. Pod eskortą 3 lub 4 SS-manów przewiezieni zostaliśmy z łopatami samochodem ciężarowym przez Brzeźno na Zaspy, gdzie zatrzymano się na strzelnicy, ustawiając nas przed kulochwytem. Tam zastaliśmy komendanta obozu Maxa Paulyego oraz jego poprzednika. Po upływie niespełna pół godziny przybył tam, z tej co i my strony, oddział wojskowy w sile około osiemdziesięciu ludzi, uzbrojonych w karabiny z osadzonymi na nich bagnetami. Oddziałem dowodził oficer. Wszyscy oni byli w hełmach. Oddział ten stanął za kulochwytem.

Niebawem nadjechał samochód osobowy, z którego wysiadł kapelan i oficer, a tuż za nimi przybyły dwie ciężarówki kryte brezentem, które zatrzymały się nieopodal nas. Z tych eskorta SS wyprowadziła trzydziestu ośmiu mężczyzn, którzy byli skrępowani za ręce w czwórki. Wśród nich znajdował się chłopak w mundurku i płaszczu polskich gimnazjalistów. Z ubioru pozostałych wynikało, że są urzędnikami Poczty Polskiej w Gdańsku. Grupę tę ustawiono o kilkanaście kroków przed nami, po czym do niej podeszli kapelan z towarzyszącym mu oficerem i Pauly ze swoim poprzednikiem. Oficer odczytał wyrok, którego treść, jak zdążyłem zapamiętać, brzmiała następująco: "W imieniu prawa skazani zostali na karę śmierci przez rozstrzelanie urzędnicy Poczty Polskiej w Gdańsku za zbrojny opór przeciwko ludności cywilnej", przy czym sąd ani data wyroku nie były wskazane.

Nastąpiło wyliczenie imion i nazwisk ofiar, których nie pamiętam. Czytający zaznaczył, że skazanym jako ostatnia łaska przysługuje przyjęcie Komunii Świętej. Po tych słowach skazani uklękli i kapelan udzielił im Komunii Świętej. Następnie SS-mani zawiązali skazanym oczy opaskami, czwórki rozwiązali na dwójki, które po dwóch odprowadzali na kulochwyt. Gdy już wszystkich odprowadzono za kulochwyt, dał się słuszeć odgłos salwy karabinowej, a następnie odgłosy kilku pojedyńczych wystrzałów. Gdy te ustały, oddział wojskowy odmaszerował, a my zostaliśmy eskortowani za kulochwyt. Tam ujrzałem ofiary leżące w jednym rzędzie przy kulochwycie oraz grób znajdujący się w odległości około 25 kroków w linii prostej na południe od wschodniego krańca kulochwytu, rozmiarów około 12/3/2 m układu skośnego.

Pauly zarządził, byśmy my, więźniowie, zdjęli ofiarom z palców pierścienie oraz powybijali złote uzębienie, zaznaczając, że takowe wyda rodzinom, jednak oficer, który odczytywał wyrok, oświadczył, że nie pozwala na to. Wtedy Pauly zaczął sam zdejmować pierścienie z palców zwłok, a mnie i Garczyńskiemu polecił, byśmy weszli do grobu i tam układali w jedną warstwę zwłoki. Tak się i stało. Układając zwłoki zauważyłem, że powrozy z rąk są już usunięte, co, jak okazało się, musieli czynić współwięźniowie donoszący nam układającym do grobu zwłoki oraz resztki organizmów ofiar wypryśnięte na ziemię, które z polecenia Paulyego znosili w dłoniach. W trakcie tego stwierdziłem, że pociski ugodziły ofiary przeważnie w czoło.

Gdyśmy zwłoki mieli już ułożone, poczęliśmy wołać na współwięźniów, by pomogli nam wydobyć się z grobu przez podanie rąk, co przerwał Pauly oświadczeniem, że my pozostaniemy w grobie. I wtedy znów wmieszał się wspomniany oficer, zapowiadając, że wszyscy więźniowie muszą powrócić do obozu, skąd zostali zabrani. Następnie zasypaliśmy grób w ten sposób, że każdą warstwę ziemi doń wrzuconą, a dochodzącą do 30 cm, musieliśmy dokładnie ugniatać nogami. Tak zasypany grób po zadarnieniu darnią, która leżała nie opodal, nie wyróżniał się zupełnie niczym w terenie i nie mógł się rzucać w oczy osobie postronnej. Po ukończeniu pracy przez nas zapowiedział nam Pauly, że jeżeli któryś z nas zdradzi to zajście, czeka go los pogrzebanych przez nas ofiar, po czym przewieziono nas z powrotem do obozu. To wszystko.

Sąd Okręgowy w Gdańsku

21 sierpnia, 1947

/-/ A. Zachariasiewicz (sędzia śledczy)

/-/ A. Rosiński (świadek)



Ten tekst nie jest objęty majątkowymi prawami autorskimi lub prawa te wygasły. Jest zatem w domenie publicznej. Więcej informacji na stronie dyskusji.