Zmierzchun
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zmierzchun |
Pochodzenie | Napój cienisty cykl Postacie |
Wydawca | J. Mortkowicz |
Data wyd. | 1936 |
Druk | Drukarnia Naukowa Towarzystwa Wydawniczego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
ZMIERZCHUN
Póty w cieniu jałowca śniła rozłożyście,
Aż z lasu wybrnął Zmierzchun — i pomącił liście.
Złote żuki, wylęgłe z ciepłych snów dziewczyny,
Wnicestwiły się w bujnej piersi — kosmaciny.
Poznał żuki — po złudzie..... I jednym spojrzakiem
Ogarnął — krzak — dziewczynę — i nicość za krzakiem.
Płodząc we łbie żądz nagłych jadowite męty,
Pełznął ku niej — w biel ramion zaborczo wśmiechnięty.
Tchem drapieżnym uderzył o senny brzeg ciała...
— „Śmierć, lub miłość!“... Pobladła — i miłość wybrała!
A w dalekim ogrodzie — za siódmą gęstwiną —
Tam widziano dwie dłonie, co z baśni w baśń płyną.
Żałowały się wzajem, zmarniałe przedwcześnie, —
A deszcz padał w ogrodzie — i padał deszcz we śnie.
Obie mokre od deszczu, w nierównej z snem walce
Do modlitwy o szczęście splatały swe palce.
I w dalekim ogrodzie omdlewały czasem,
Gdy je Zmierzchun zbyt pieścił w swej norze — pod lasem.