[47] Znów jesteś z nimi...
Znów jesteś z nimi...
Szare, puste śmiechy
I to bezmyślne paplanie o niczem,
Śliskie spojrzenia, wywietrzałe grzechy,
Trzaskanie marnym, ze starych szmat biczem —
To wszystko znów Cię opływa dokoła,
Znów Cię ogarnia, jak wczoraj, jak ongi...
I jesteś z nimi, jak wiosna, wesoła,
A śmiech Twój dzwoni mi, jak łkanie gongi...
Już długo siedzę w tym posępnym mroku
I patrzę w Ciebie, jak w wstające słońce;
Jak głodny chleba, szukam Twego wzroku
I napotykam... ich spojrzenia drwiące...
Czasem się zbliżam... Chcę paplać, jak oni...
Chcę być choć cząstką ich dusz i nastroju —
I aż krew kipi w rozpalonej skroni,
Że błaznem wracam z przegranego boju!
A czasem zagra ktoś... Więc zmilkną słowa...
W melodji słyszę Twego serca bicie...
W Twych oczach płacze dobroć Chrystusowa...
Spojrzałaś na mnie... Jak piękne jest życie!...
Usiadłaś obok mnie — — i chciałbym oto
Wszystką treść moją zamknąć w ócz spojrzenie
I oczarować Cię moją tęsknotą,
Zakląć Cię w ciche, miłosne milczenie.
[48]
Więc patrzę w Twoje w mgłach tonące oczy,
Przypodobane jasnej, letniej nocy...
I jakiś sen mię nawiedza uroczy
I czar rozkosznej, obłędnej niemocy...
— — — — — — — — — — — —
Zanim się znowu gwar, zabawa zacznie —
Chciałbym utonąć w Twych oczach na wieki...
Umiłowałem Cię pono niebacznie —
— — —