Anielka w szkole/Po szkole

<<< Dane tekstu >>>
Autor Janina Zawisza-Krasucka (opr.)
Tytuł Anielka w szkole
Podtytuł Powieść dla panienek
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia „Rekord”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Po szkole.

Anielka wbiegła do izby. Matki nie było w domu, ale na stole leżało osiem kupek pokrajanych owoców i osiem kawałków chleba. Romek i Stasiek sięgnęli po swoje porcje. Zgłodniali, zatopili ostre zęby w kromkach świeżego chleba. Anielka również wzięła ze stołu swoją porcję i cichutko usiadła w kącie. Po chwili zjawiła się reszta rodzeństwa i stół się wkrótce opróżnił.
— Chodź, Romciu! Pójdziemy do mamusi w pole, — odezwał się Stasiek po chwili.
— Tak, a my musimy pojechać po nawóz, — zwróciła się Anielka do Stefka. — Weź taczki ze stodoły!
Po chwili już Anielka dreptała obok taczek, które popychał przed sobą Stefek. Na ramieniu niosła łopatkę i miotłę, a minkę miała niezwykle dumną. Nagle Stefek zaczął biec szybko. Dostrzegł gdzieś w oddali kupkę nawozu.
— To moje! — ryknął Henio sąsiadów, który również wybrał się z taczkami na poszukiwanie.
— Właśnie, że nasze! — zaprotestowała Anielka i pośpiesznie wrzuciła nawóz łopatką do taczek Stefka. — Idź sobie i szukaj gdzieindziej nawozu!
Ale Henio nie dał się przekonać.
— Przecież nie wynajęłaś tej drogi, więc mogę szukać, gdzie mi się podoba. — I począł wolno kroczyć za rodzeństwem.
Stefek po chwili znalazł drugą kupkę nawozu i tak dotarli do gospody „Pod niedźwiedziem”. Tutaj Anielka zawołała z radością:
— Stefciu, stoi fura z mąką!
Istotnie, mnóstwo ciężkich worków leżało na wielkim wozie, do którego zaprzężone były dwa konie. Konie jadły owies. Woźnica ostrym nożem krajał chleb na kawałki i wrzucał koniom do sakwy. Potem sam wszedł do gospody. Anielka i Stefek przystanęli w pobliżu koni, które tak bardzo kochali. Chleb pachniał zachęcająco.
— Podzielimy się tym chlebem, — zaproponowała Anielka Stefkowi, — raz ty weźmiesz, a raz znów ja.
Stefek zaproponował, aby do spółki przyjąć jeszcze Henia. Podzielono się chlebem prędko i wreszcie konie nie miały ani kawałka. Tymczasem woźnica wyszedł z gospody i wóz odjechał. Henio, Stefek i Anielka popychali swe taczki tuż za wozem. Wyczekiwali tęsknie, aż któryś z koni podaruje im kupkę nawozu, wówczas ładowali ten nawóz natychmiast na swoje taczki.
W pewnej chwili jednakże wynikła między dziećmi zacięta sprzeczka. Henio począł wołać uparcie:
— Teraz to moje!
A Stefek jeszcze głośniej:
— Nie, złodzieju, to nasze!
Wreszcie obydwaj chłopcy chwycili się za włosy, a Anielka poczęła okładać biednego Henia swoją miotłą. Henio nie był silnym chłopcem, Zaczął nagle płakać i przysiadł bezradnie na swoich taczkach. Anielce żal się Henia zrobiło.
— Słuchaj, Stefciu, oddajmy Heniowi tę kupkę nawozu! — zwróciła się do brata z prośbą. — Przecież jego taczki są prawie puste.
Z zapałem poczęli przerzucać najpiękniejszy nawóz do taczek Henia.
— Teraz już jesteś zadowolony? — zapytała Anielka.
Henio skinął głową i jak prawdziwi przyjaciele wszyscy troje popychali znowu swoje taczki. Wóz z mąką odprowadzili aż do sąsiedniej wioski, poczem z napełnionemi taczkami wracali w wesołym nastroju do domu. Dawno już zapomnieli o swej kłótni i niby troje ptasząt, poczęli śpiewać w ten złocisty wiosenny wieczór.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Janina Zawisza-Krasucka.