Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/036

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron


§. 36. Kongres uratowany stanowczością legata. — Warunki pokoju. — Jest on dobrodziejstwem dla Polski, (od 29 grud. do 15 stycz. 1582).

Tym sposobem uratowany został w zasadzie pokój. Przystąpiono do szczegółów[1]. Sprawę oddania zamków itd., ubito na sesyach pięciu (11—15). Drażliwą, a ważną nader kwestyą podnieśli carscy na sesyi 16-ej 7 stycznia. Już w poufnych nocnych konferencyach z legatem nalegali na niego, aby w przyszłym instrumencie pokoju dany był carowi tytuł: Dominus Magnus imperator, Magnus Dux Moscoviae, Czar Casani et Czar Astrahani, Dominus Livoniae. Odmówił im tego stanowczo legat, dowodząc, że tytuł imperatora przysługuje tylko katolickim panom, nadać go może jedynie papież, u niego więc, przyjąwszy pierw katolicyzm, czynić należy o to starania. Tytuł „pana Inflant“ nie ma sensu, skoro całe Inflanty car oddaje królowi polskiemu i biorąc Moskala za suknię, jeżeli rzecze: zdejmiesz tę szatę i oddasz mi ją, ażali jeszcze nazywać się możesz jej panem? Mimo tej odmowy, carscy posłowie wnieśli te same zadania na publiczną sesye 16-tą. Odrzucili ją zgodnie Polacy, poparci przez legata. Carscy, dawszy pokój tytułowi imperator, Dominus Livoniae upierali się tem zawzięciej przy tytule „car Kazania, car Astrahanu“, twierdząc, że ten tytuł dał Zygmunt August w liście swym do cara. „Dlaczego nie okażecie tego listu?“, pyta legat. „Zapomnieliśmy przynieść go z sobą!“, była odpowiedź. Tymczasem sekretarz Polaków, Haraburda, okazał dawny instrument traktatów Zygmunta Augusta z Iwanem, w którym owych tytułów nie było. Carscy umilkli na razie. Ale wznowili tę samą kwestyą na sesyi 17-ej. Polacy zgodzili się na tytuł „pana Kazania“, „car“ bowiem jest tytuł tatarski, jakiego sobie chrześcijańskie pany między sobą nie dają. Legat radził carskim, aby spisali protestacyą przeciw tej odmowie Polaków. Oni nie chcieli. Więc jeżeli sobie życzą, to on pomówi w tej sprawie z królem, a nawet w razie potrzeby z papieżem, a teraz niech czasu nie trwonią. Zresztą car, który w Starycy o wielu rzeczach z nim rozmawiał, słowem jednem kwestyi tytułów nie poruszył, tak samo w listach pod Psków pisanych; oni też dotąd w zanadrzu ją chowali, jakiemże wiec prawem teraz z nią występują? Zgromieni tak przez legata carscy, przystali wreszcie, aby w instrumencie pokoju carowi dano tylko zwyczajne tytuły.
Jeszcze burzliwsze były ostatnie sesye. Na 20-ej, 11 stycznia, zanosiło się znów na formalne zerwanie, widocznem bowiem było aż nadto, że carscy tylko zwlekają, w nadziei zawsze, że srogie mrozy zmuszą Polaków do odstąpienia od Pskowa, a wtenczas korzystniejsze zdobędą warunki. Więc najprzód nie chcieli w żaden sposób pozwolić, aby w traktacie wyrażono było, że wszystko działo się w obecności legata Grzegorza XIII, tem mniej, żeby legat podpis swój i pieczęć na instrumencie pokoju położył. Królewscy zaś domagali się tego usilnie, bo jak w ciągu narad podnosili zawsze w myśl legata powagę Stolicy św. wobec Moskali, tak chcieli ją zaznaczyć w samym instrumencie pokoju. Legat tym sporem carskich, który uważał słusznie za ujmę dla Stolicy św., czuł się bardzo dotkniętym. Podpisywać traktatu nie chciał, ale za to żądał stanowczo, aby oną formułę w traktacie umieszczono. Po długim sporze carscy zgodzili się wreszcie na nią. Wywlekli jednak zaraz nową trudność.
Ażeby przecie zawarować jakieś prawa cara do Inflant, włożyli w swój instrument pokojowy, że car „ustępuje zamki inflanckie, a także Rygę i Kurlandyę“, która przecie nigdy do carów na chwilę nie należała. Oburzeni tem Polacy, kazali carskim opuścić natychmiast izbę narad i nazajutrz odjeżdżać, a legatowi oświadczyli, że to już nie ich wina, jeżeli do życzeń Stolicy św. zastosować się nie mogą i odjechali do Jamu. Tak wyproszeni za drzwi carscy, wnet jeden po drugim przyjdą do legata i poczną kręcić, to że w instrukcyi swej nie mają nic o Rydze, to znów, że wolę carską co do joty spełnić muszą, inaczej nałożą głową, wreszcie żądają 10 dni zwłoki, bo się do cara chcą z tem odnieść. Zgromi ich legat „albo natychmiast pisemnie się zobowiążecie, że się zgadzacie na wszystko, co już postanowiono, żadnej wzmianki o Rydze nie czyniąc, albo tej jeszcze nocy udacie się do posłów królewskich i razem z nimi pokój podpiszecie; w przeciwnym razie Polacy jutro odjadą“[2].
To skutkowało. Całą noc poprawiali ów instrument. Na ich prośbę przyjechał Haraburda, a z własnej ochoty także Albrycht Radziwiłł, dla skontrolowania i ostatecznej redakcyi instrumentu[3]. Aliści nowa zwłoka. Domagali się carscy inwentarza armat w zamkach, które król ma oddać carowi, gdyż oni inwentarze inflanckich zamków Polakom już doręczyli. Niestety, tylko Newel miał taki inwentarz, do innych zamków wyprawiał kżę Zbaraski coprędzej gońców po one inwentarze, które sporządzić dopiero trzeba było.
Trzy całe dni to zabrało, z tych dwa o-tatnie tak burzliwe, że zanosiło się na zerwanie układów, a legat dwadzieścia miał poufnych konferencyi z posłami, biegając od jednych do drugich „jak cewka u tkacza“, zanim do zgody przyprowadził. Carscy bowiem zawsze w zamiarze uratowania choćby cieniu prawa do Inflant carów, wsunęli zręcznie do swego instrumentu pokoju, że zamki inflanckie oddają z „otczyny“, z ojcowizny carskiej eas sese ex patria Magni Ducis seu terra tradere. Nowa burza. Polacy kazali im się wynieść i wracać do Moskwy, oni zaś sami wrócić muszą pod Psków do wojska, bo ich tam wzywa rozkaz hetmański. Więc carscy znowu do legata, aby wstrzymał królewskich. On im na to: „wstrzymam, ale wykreślicie sporne te słowa z waszego instrumentu “. Oni radzi nie radzi wykreślili. Wreszcie 15 stycz. zeszli się społem na ostatnią sesyę carscy i królewscy do mieszkania legata; wobec niego odczytano obydwa instrumenta pokoju[4]. Dołączono do tego inwentarze zamków i protestacyą posłów polskich, o której mówiło się wyżej, i tak stanął „pokój zapolski,“ często pokojem w Kiwerowej Horce nazywany.
Żaden może traktat europejski XVI wieku nie ma tyle wielostronnych, wyczerpujących dokumentów, jak ten zapolski i tyle opracowań. Prowadził dziennik jego carski poseł kniaź Jelecki, z którego czerpali Karamzin i Sołowiew swe opowiadanie. Spisał akta kongresu legat Possevino w swej „Moscovia“, a w listach swych do króla, do Zamojskiego, do kard. di Como i do jenerała Akwawiwy, najdrobniejsze donosił szczegóły. Czynili to samo polscy posłowie w listach do Zamojskiego i innych. „Dziennik wyprawy Stefana Batorego pod Psków, spisany w formie listów przez sekretarza królewskiego, ks. Jana Piotrowskiego i liczne współczesne dokumenta, przez Kojałowicza ogłoszone, Annały Theinera, Monumenta Turgenewa, Monumenta dawnej Rosyi z państwami zagranicznemi, Relacye nuncyuszów w Polsce, wydobyte przez Pierlinga z przeróżnych archiwów cenne, nieznane dotąd dokumenta[5]; Posseviniana zbiór wypisów z watykańskich-archiwów w bibliotece krakowskiej akademii umiejętności itd. itd., cóż to za bogaty materyał historyczny!
Otóż ktokolwiek do niego zajrzał, rozpatrzył się w mm, dojść musiał do przekonania, że pokój w Zapolskim Jamie nie tylko „nie był dla Polski wielkiem nieszczęściem“, nietylko „nie wytrącił z rąk Stefana oręża zwycięzkiego, który byłby zgubę ostatnią Moskwie zgotował“, ale „że owszem w obecnych warunkach i przy obecnym stanie rzeczy był on dla króla Stefana i dla armii polskiej pod Pskowem prawdziwem dobrodziejstwem“. Z historyków naszych wypowiedział pierwszy jasno, odważnie to zdanie, Dr. Zakrzewski 1872 r.[6]; odtąd w historyi polskiej zaczyna ono się rozpowszechniać, przez cały jednak wiek stał Possevino, a z nim Jezuici pod pręgierzem, jako wcielone nieszczęście Polski. Krzywda nie mała, tem niesprawiedliwsza, że pomijając inne źródła, księga V. „Komentarza o wojnie moskiewskiej“, współczesnego świadka Heidenstema, którą przecie każdy historyk i każdy literat mógł mieć i miał zapewne pod ręką, wykazuje ją rażąco[7]. Nie myślę się dłużej nad tem zatrzymywać, powiem krótko.
Batory, jak to wyznał otwarcie legatowi, nie miał bliższego celu w toczącej się wojnie z carem, jak spełniając przysięgę na pacta conventa, zabrane zdradą i przemocą Inflanty odebrać, a cara i Moskwę odepchnąć i odciąć od Bałtyku i stosunków z Zachodem. Widzieliśmy, że sejm domagając się tego samego i uchwalając dwuletni podatek, postawił warunek zakończenia wojny wyprawą pskowską. Przypuśćmy więc na chwilę, że Grzegorz XIII, i Possevino nie zapośredniczyli pokoju i wcale się do tej sprawy nie mieszali. Co wtenczas? Wtenczas potrzeba było pierwej ten Psków zdobyć, pokój zawrzeć i zmusić cara do oddania Inflant. Wojnaby się bez Possevina skończyła, zwycięzki oręż Batorego schowałby się do pochwy. Moskwa pozostałaby bez Inflant, odciętą od morza, ale zawsze duża, ogromna przyłączająca niebawem do wschodnich podbojów Syberyą, i od niczego bardziej nie daleka jak od „ostatetcznej zguby“. Ależ car mógł odmówić Inflant i pokoju nie zawrzeć, mógł nawet po wzięciu Pskowa cofnąć się pod Moskwę i bronić w niej do upadłego. Co wtenczas? Stał przecie jeszcze Nowogród niezdobyty a obronnie silny, stały inne zamki, których w swych tyłach zostawić nie było bezpiecznie. A więc chyba czwarta wyprawa na Nowogród i zamki i na Moskwę. A tu skarb pusty, sumy żołdu zaległego pskowskiemu wojsku znaczne, nowe i to ogromne sumy pochłonie wyprawa nowa. Zkąd ich wziąć? czy pozwoli na nowe wielkie podatki sejm, który ich odmawiał długo na wyprawę pskowską, dał wreszcie pod warunkiem, że to ostatnia? A tu piekące sprawy wewnętrzne rzpltej, anarchiczne roboty Zborowskich, kłótnie różnowierców, wisząca jak miecz Damoklesa nad Polską nieuregulowana sprawa elekcyi tronu, wymagają całej uwagi i całej energii króla; do prędkiego też powrotu wzywają go listy senatorów, wola szlachty. I wśród takich opałów król nie pragnął, nie musiał pragnąć pokoju? Ktokolwiek go przynosił, dobrodziejem się stawał jego.
To wszystko w przypuszczeniu, że Psków zdobyty. Ale on zdobyty jeszcze nie był; miał owszem żywności aż do maja, odparł szturmy polskie, wykonał trzydzieści kilka wycieczek do obozu polskiego, dziesiątkowały go choroby, a pomimo tego miał jeszcze w połowie stycznia 700 konnicy i sporo pieszego ludu do obrony, a bronił się dzielnie; kobiety nawet pomagały mężom w naprawie niezdobytych murów i wałów, lały kipiącą smołę i wrzącą wodę na szturmujących.
W obozie zaś polskim jeszcze za bytności króla działo się nie dobrze, widzieliśmy to wyżej. Po jego odjeździe działo się jeszcze gorzej: zmalały zastępy odejściem Litwy i ochotnika. Zaciężnym żołd nie dochodził, żołnierz zbierał się w kupy, politykował, zniechęcał i groził dezercyą. Hetman Zamojski, który talentem wodza i przezornością bodaj czy nie przewyższał Batorego, zakazał pod gardłem onych konwentykułów, do swego namiotu z żalami przychodzić polecił. Szynkarzy i lekkie niewiasty oćwiczone pletnią wygnał z obozu, które wróciły, ściąć kazał. Nawet paniczów i starszych rangą ale niesfornych, stawiał pod pręgierz, zamykał w dyby. Warty gęsto i daleko na wszystkie rozstawiwszy strony, siedm razy na dzień zmieniał, trzy razy dziennie sam objeżdżał. Oddziały jedne na zdobywanie zameczków i furażowanie, po zamarzniętych błotach i rzekach wzdłuż i szersz daleko rozsyłał, drugie trzymał w obozie w wojennem pogotowiu na odparcie wycieczek Szujskiego; innych jeszcze, Węgrów zwłaszcza, dla drażnienia wroga wyprawiał na harce pod mury fortecy.
Wyczerpywało to siły i zdrowie wojska, nie posuwając na krok zdobycia Pskowa. Gorsza nad wroga i wszystkie trudy zima i mrozy tak silne, że woda wylana w powietrzu się ścinała, dziesiątkowały literalnie wojowników polskich, i zamieniały w kaleki bez nosa, uszu, palców, nóg nawet. Kożuszków, derek wełnianych nie opatrzyła swym dzielnym synom „miłościwa“ rzplta; uchwalony 1581 r. podatek wpływał tak leniwo, iż i na strawę ciepłą nie wszystkim starczyło, choroby więc zaraźliwe waliły na posianie w barakach 30% żołnierza; w nocy po 40 i więcej trupów wywożono z obozu i wyrąbawszy przeręble, wrzucano do rzeki. Nic dziwnego, że hetman zwątpił, czy dotrwa w oblężeniu, że co dni kilka słał gońca do Jamu Zapolskiego, zaklinając posłów, aby kończyli obrady, a oni widząc, że carskim to nie w głowie, niecierpliwili się i odjazdem grozili.
Pierwszych dni stycznia zbieg moskiewski niejaki Bogdan, przestrzegł hetmana, że carscy posłowie mają to zlecenie, aby skoro się dowiedzą, że wojsko odstąpiło od oblężenia, pod jakimbądź pozorem zerwali układy. Więc tem bardziej zwinąć mu oblężenia nie wolno, a on nad tydzień dłużej go nie wytrzyma, bo dla mrozów i chorób, żołnierza mu braknie, a on go przecie choć dla bezpiecznego odwrotu potrzebuje[8]. Więc 9. stycznia pchnie ostatniego gońca z rozkazem do Jamu: kończyć układy na jakich się da warunkach. Nóż na gardle Polaków; rozumieją to carscy, zwlekają tem uporniej, aż ich rankor legata do podpisania pokoju zmusił: „Pisać WMci miłościwemu Panu o nędzy, które tu cierpim nie śmiem, donosi naoczny świadek, uczestnik tej nędzy, nie jedno ją cierpieć, ale słyszeć o niej groźno. Większa część wojska wymarzła, trzecia część chora leży, tym co zostali od mrozu nosy, nogi odpadają, z straży muszą pachołki na wozach zmarzłe na pół martwe do obozu odwozić. Pan Bóg tedy niech będzie pochwalon, że dał taką persewerancyą (wytrwanie), która sama wycisnęła na nieprzyjacielu ten pokój“[9].
Pytam teraz, przy takim stanie rzeczy w obozie polskim, ażali zdobycie Pskowa było możliwe? Nie do maja, ale do końca stycznia, armia, a raczej resztki armii dotrwać pod murami Pskowa nie potrafią, sam hetman to stwierdza. Toć przecie już w połowie stycznia z onej 50 tysięcznej armii, ledwo 16000 tysięcy pozostało zdrowych i zdolnych do boju, a tu jeszcze pół stycznia i cały srogi luty, niemniej mroźny marzec przed nimi, a nieprzyjaciel ogrzany i odziany dobrze, napiera i częste wycieczki czyni; sejm zaś, który ma podatek uchwalić, zbierze się dopiero w marcu; nim ludzi i zbroi przysposobią, nim pod Psków przyprowadzą, to nie wiosna, ale pełne lato zakwitnie. Próżna więc nadzieja jakiejkolwiek, prędkiej pomocy a coraz groźniejsza pewność zguby. Jedyna deska ratunku o pokój, jak najprędszy pokój. Ktokolwiek go przynosi choćby był Jezuitą, prawdziwym, wielkim, wielkim staje się dobrodziejem wojskom polskim pod Pskowem i rzpltj całej, bo ratuje jej honor rycerski i w dodatku zwraca piękną, wielką prowincyą.
To też na wieść o pokoju nietylko z ust ks. Piotrowskiego wydobył się okrzyk radośny: „Pan Bóg tedy niech będzie pochwalon“. Uroczyste Te Deum zaintonowane w kaplicy hetmańskiej, zabrzmiało w obozie całym, a Pskowiame waląc się na ziemię, nogi całowali gońcowi, który nowinę pokoju i przyniósł, otwarli bramy, i naszych do miasta zaprosiwszy, bratali się z nimi, gościli czem mogli, podejmowani potem w obozie suto, z przepychem, aby zrozumieli, że nie z konieczności, jeno przez wzgląd dla Stolicy św. Polacy pokój zawarli. Dnia 6 lutego zwinięto obóz. Hetman na czele siedmio tysięcznego hufca, odciągnął ostatni z pod Pskowa do Nowogródka w Inflantach.
Legat z posłami carskimi, niecierpliwymi zwłoki w zwinięciu oblężenia, pozostał w Kiwerowej Horce jeszcze tydzień cały. Słał listy do króla, polecając jego łasce posłów Zbaraskiego i Radziwiłła i sekretarza Haraburdę, któremu poczytywał między innemi i to za zasługę, że zaprzysięgając pokój lubo schyzmatyk ucałował krzyż łaciński, a syna swego wychowywał w szkołach wileńskich. Odpowiadając (21 stycz.) Zamojskiemu, na list jego dziękczynny, objawia radość z bliskiego przywrócenia katolicyzmu w Inflantach, daje potrzebne facultates księżom do rekonciliowiania kościołów, ale właściwe swe uczucia i pierwsze, że tak powiem, wrażania wypisuje do kard. sekretarza stanu di Como. Cieszy go niezmiernie forma traktatu zapolskiego, gdzie wszystko działo się pod osłoną Stolicy św. i w jej imieniu; wyryte to na kartach instrumentu pokoju, a dokument ten przejdzie świadectwem do potomności.
Pokój pod auspiciami papieża, toć to od początku do końca legacyi główna myśl, to idea Possevina, zrealizowana najzupełniej Sercem lgnął do króla Stefana, któremu Grzegorz XIII jako szermierzowi i obrońcy wiary św. czapkę i miecz poświęcony przed dwoma laty przysłał, obsypując go pochwałami zwie opatrznościowym mężem. Inflanty całe mu przy wrócił, on zaś, król, kult katolicki tam przywróci. Pragnąłby mu moskiewskie zamki, które zdobył, przysądzić, tak jak wolałby carowi zostawić przystęp do Bałtyku, ale ofiarę musiał przynieść z swych pragnień, inaczej pokójby nie stanął[10].
Dnia 23 stycz. razem z posłami carskimi wsiadł legat na sanie i gnał dni ośm do Nowogrodu, przyjmowany przy huku dział przez carskiego namiestnika, załogę i ludność najuroczyściej, i równie uroczyście po dwóch dniach żegnany. Dnia 14 lutego widzimy go już w Moskwie, w Kitajgrodzie obok Kremlina, aby drugiej części swej legacyi, unii Moskwy z Rzymem i ligi przeciw Turkom dokonać.
Wiadomo, że w usiłowaniach tych na całej linii został pobity avita fraude, odwieczną chytrością caratu. Nie zdołał uzyskać nawet tego minimum życzeń i nadziei swoich i Rzymu, aby „po cichu i bez rozgłosu przygotować drogę do sprawy bożej“, do unii. Chytrość Iwana zamknęła wszelkie wejścia na tę drogę. Katolikom w carstwie i to obcokrajowcom tylko, pozwolił car na prywatne w domu nabożeństwo i na cmentarz własny; katolickim missyonarzom, gdyby kiedy szli do Persyi lub Chin, przyrzekł wolne przejście przez kraje carstwa — oto „zupełna tolerancya“ dla rzymskiej wiary w pojęciu cara. O jakimkolwiek sojuszu z Polską przeciw Turcyi, lub choćby przeciw Tatarom tylko, ani słyszeć nie chciał, zbył ten punkt wybiegami. Przystąpienie swe do ligi św. zależne czynił od wejścia do niej heretyckiej Anglii. Samego Possevina po dwóch dysputach religijnych, podejściem wprowadzić chciał zamiast na dysputę trzecią, do cerkwi Uśpienia i ucałowania ręki metropolity; szalbierz skończony w całości i wszystkich szczegółach, papieżowi nawet słowem nie podziękował za pośrednictwo, o które przed rokiem uniżenie błagał. Jakby na szyderstwo, kazał mu postarać się pierw o ligę cesarza z chrześcijańskimi pany, a potem o wskazanie jemu, carowi, ale przez osobną legacyą sposobów i warunków, pod któremi mógłby do niej przystąpić.
Z listem tym wyprawił osobnego „posłannika“, Jakóba Mołwianina z vice notariuszem Tyszynem Wasylewiczem, do papieża, którzy też pod opieką Possevina 14 marca 1582 opuścili Kremlin i na Smoleńsk, Połock. Iłuksztę, stanęli 24 marca w Rydze, gdzie król Stefan urządzał odebrane Inflanty i ze Skargą kolegium jezuickie fundował[11].









  1. Ostatnie jedenaście sesyi stanowi drugą „formalną“ część kongresu. Na sesyi 11-tej 29. grudnia roztrząsano kwestye Siebieża, i zostawiono decyzyi cara. Radzono nad formalną stroną oddania zamków obrazów świętych, armat i t. d., nad wymianą jeńców.
    Na sesyi 12 tej 1. stycz. 1582. Polacy oddali Siebież carowi. Pokój ma stanąć na lat 8. Z Dorpatu władyka i cała moskiewska kolonia z obrazami świętych i aparatami cerkiewnemi pod eskortą polską bezpiecznie przeprowadzoną zostanie do granic Moskwy. Debatowano nad tem także na sesyi 14.
    Na sesyi 13 i 14-tej 2 i 5. stycznia znów podnieśli Polacy kwestye praw tytułu cara do Inflant, usunął ją szczęśliwie legat. Zaproponował, aby Polacy sporządzili dokładny spis zamków, wsi do nich należacych i granic, słowem wszystkiego co Moskwa dzierży w swych rękach, unikając starannie w listach i pismach tytułu „car, pan Inflant“. Zamków inflanckich w rękach Moskwy było 34. Szwedzi zajmowali 11 zamków, Polacy oddać mieli Moskwie 5 zamków moskiewskich. Wielkie Łuki, Zawołocie, Newel, Chołm, Siebież i odstąpić od Pskowa.
    Sesya 15-ta 6. stycznia. Zamki opróżnione być mają obustronnie w ciągu 8 tygodni, od dnia podpisania pokoju. Sporów co do wymiany jeńców nie chciał rozstrzygnąć legat, zostawiając to królowi i carowi Odczytano drugi instrument carski, nadający jasno, wyraźnie obszerną plenipotencyą carskim posłom.
    Sesya 16 i 17 ta 7 i 8. stycznia, zeszła na kwestyi tytułów carskich.
    Sesya 18-ta d. 19 stycznia. Odczytywano i poprawiono tekst obydwóch instrumentów pokoju. Spisywano zamki i ich granice. Zabezpieczono od najazdu obustronne posiadłości pokojem nabyte.
    Sesya 19 i 20 ta 11. stycznia burzliwa, prawie do zerwania układów dochodzi, bo carscy bezczelne wnoszą pretensye (patrz tekst).
    Sesya 21-sża ostatnia 15. stycznia. Znów grozi zerwanie dla pretensyj carskich posłów. Protestacya polskich co do Inflant szwedzkich. Podpisanie pokoju.
  2. Moscovia. Acta in conventu Legatorum die 11 et 12 Januarii sessiones. Carski poseł, kniaź Jelecki w relacyi do cara dodaje, że podczas sesyi 11. stycznia, legat zniecierpliwiony rzecze do carskich: „Niechcecie mnie słuchać, wasze błędy są do nieprzebaczenia, odstępuję waszej sprawy“ i wyszedł z izby. Wnet porwali się Polacy wołając: „Ostatnia to nasza sesya, już się dwudziesty raz zbieramy, niczego nie dokonawszy, nie wrócimy więcej“ i wyszli. Carscy zostali w izbie. Powróci legat i krzyknie: „więc tu jesteście na to, żeby kraść czas, a nie aby układać się“. Oni go proszą, aby me dopuścił do zerwania, albo żeby im wolno było wyprawić gońca do cara. Legat cały wzburzony ujrzawszy w ręku posła Olflriewa brulion traktatu, wyrwał mu go i wyrzucił za okno. Uchwycił potem samego Olfiriewa za kołnierz, potrząsł nim, uchwycił za guziki jego futra i wyniósł za drzwi. Uczynił to samo z innymi wołając: „Precz mi stąd wynoście się, nie mam z wami nic do mówienia“. Wpadnie na przerażonych kże Zbaraski, poseł polski, „zbierajcie wasze manatki krzyknie, jutro odjeżdżacie“. Gniew legata pochodził stąd, ze carscy nie chcieli zgodzić się na to, żeby do tekstu traktatu włożono słowa iż działo się wszystko w obecności legata Grzegorza XIII. „Widząc więc, kończy Jelecki, że Polacy chcą zerwać, a Possevino jawnie się oświadczył za nimi; musieliśmy się zgodzić na żądaną formułę. (Uspieńskij, Peregowory str. 73. Pierling II. 147).
  3. Polacy za inicyatywą legata domagali się, aby wsadzono do instrumentu artykuł, zabezpieczający moskiewskim zbiegom życie przed surowością cara. Carscy odmówili, ale zaręczyli podaniem ręki, że im włos z głowy nie spadnie, gdyż jedynie ze strachu przed wojną zbiegli do Polski, a nie ze zdrady swego pana. Co do wymiany jeńców, rzecz tę zostawiono posłom, którzy po ratyfikacyę pokoju obustronnie wyznaczeni będą.
  4. Carscy w swoim wsadzili tytuł „car Kazania i Astrachanu, pan Inflant“, czemu królewscy się nie sprzeciwili, bo im Zamojski wytłumaczył, że to rzecz obojętna dla sprawy, jaki oni swemu carowi tytuły dają, za to te tytuły carskie w polskim instrumencie opuściwszy, królowi swemu dali tytuł Wielkiego Księcia Inflant. Obydwa instrumenta kończą się: „Tę pokoju ustawę uchwaliliśmy i pocałowaniem krzyża zatwierdziliśmy, w obecności legata Grzegorza XIII, Antoniego Possevino. W Jamie Zapolskim w styczniu 1582. Podpisali je sekretarze i położyli pieczęcie. Działo się to w Kiwerowej Horce w mieszkaniu legata 15. stycznia 1582, dlatego pokój ten nosi nazwę dwojaką: zapolskiego i w Kiwerowej Horce.
    Zawarty zaś był na lat 10, bo i car i król chcieli mieć ręce wolne na przyszłość. Polacy przystawali na rozejm ośmioletni.
    Do całowania dwa były krzyże, jeden od metropolity Moskwy przysłany dla carskich, drugi z ołtarzyka polowego wzięty dla królewskich. Haraburda lubo schyzmatyk, pomimo wezwania carskich ucałował krzyż polski, co zauważył z radością legat i nawet królowi o tem doniósł.
  5. Ogłoszone w dziełach: Rome et Moscou. Un nonce du Pape en Moscou. Batory et Possevino Le Seint-Siége, la Pologne et Moscou. La Russie et le St, Siége.
  6. Zakrzewski. Stosunki Stolicy św. z Iwanem Groźnym 1872, str. 163. W tym samym czasie dowiodłem tego samego w mej książce „Czy Jezuici zgubili Polskę?“ wyd. I. 1872 r., str 257
  7. Najniewdzięczniej obeszli się z Possevinem inflanccy historycy. Toć przecie głównie jemu zawdzięczały Inflanty swe wybawienie z pod jarzma carskiego, spokój, wolność polityczną i osobistą, i względny dobrobyt, a jednak Müller w swych Septemtrionalische Gischichten Russów w swej Cronica der Provinz Lieflandt Hiärn w swej Eston. Liefl. Lettländische Geschichte, jak to słusznie podnosi dr. Zakrzewski, zamiast wdzięczności „osławili działalność“ jego przed potomnymi, głosząc, że pokój przez niego sprowadzony, był haniebnym dla Iwana, że Possevin, zwłaszcza dla Inflant, niechętnym się okazał“ bo o uwolnienie jeńców inflanckich jako heretyków się nie troszczył, chociaż on w tej sprawie i u króla i u cara orędował, a podczas układów jedynie dla sprzecznych zapatrywań posłów, zwłaszcza carskich, nic w tej mierze dokonać nie mógł.
  8. Heidenstein II, 81, 89, 90, 92. Dziennik ks. Piotrowskiego.
  9. List ks. Piotrowskiego do Marsz. w. k Opalińskiego pod Pskowa 17. stycznia 1582 w dziele: Sprawy wojenne Batorego przez X. Polkowskiego, str. 344.
  10. Pierling II, 153. Lerpigny 234, 243.
  11. Obszernie o tym drugim swoim pobycie w Moskwie rozpisuje się Possevino w swej Moscovia. Opowiadają to samo z niektóremi zmianami. „Pamiętniki o stosunkach dyplomatycznych dawnej Rosyi z ościennemi państwy“ t. V. 290. Pierling, La Russie et le St. Siege II. 165—181.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.