Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/037

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron
rozdział vi.
Druga niedoszła legacya O. Possevino do Moskwy. — Possevino powiernik Batorego, 1582—1587.

§. 37. Powrót legata do Rzymu. — Nowe pośrednictwo papieskie. — Próżne wysiłki skojarzenia ligi przeciw Turkom. 1582—1584.

Odpocząwszy nieco w Rydze po trudach podróży, Possevino, jako dobry syn zakonu, w obszernym liście zdał sprawę z swej legacyi najprzód jenerałowi Akwawiwie, nie tając wcale, że nawrócenie cara i Moskwy jeszcze w dalekiem polu, ze jednak w ciągu dziesięciolecia rozejmu da się dużo zrobić w tym kierunku, bo droga już utorowana[1]. Królowi opowiedział szeroce wszystkie szczegóły zapolskich i kremlińskich układów. Król rad był z legacyi, a legatowi nie szczędził pochwał w listach, datowanych z Rygi 28 kwiet. 1582 do papieża, do królowej Anny, do kard. protektora Farnese, do posła swego w Rzymie, biskupa Piotra Wolskiego, do jenerała zakonu i do innych[2]. Mógł więc legat oddać się tej radosnej pewności, że król pokoju dochować szczerze pragnie, że więc teraz o lidze przeciw Turkom swobodniej pomyśleć i pochodzić za nią będzie można. Wnet jednak ku wielkiemu swemu zmartwieniu dostrzegł, że do cesarza Rudolfa II. król żywi niechęć i gotów nawet zerwać się do wojny z nim. Co tego za powód?
Oto jeszcze 1567 r. cesarz Maksymilian II., wierny tradycyi domu swego — opanowania powoli całych Węgier, zajął dwa dziedziczne Batorych zamki: Szathmar i Nemeth i pomimo kilkakrotnych reklamacyj Stefana, jako kcia Siedmiogrodu, oddać ich nie chciał. Teraz jako zwycięski nad Moskwą król polski, postanowił Batory przemówić ostrzej, a gdy Rudolf II. zrozumieć tej mowy nie chciał, gotów był prawa swe poprzeć wojną. Przyłączyła się do tego i dawna, a słuszna uraza. Jeszcze 1571 Maksymilian powiadomił Portę, że nowy kżę Siedmiogrodu, Stefan, tajemny z nim ma traktat. Własnoręczne listy Stefana w tej sprawie oddał wtenczas wrogowi jego, Bekeszowi, ten zaś przesłał je do Porty. Stefan zażył trudu i kosztów nie mało, żeby przejednać Turcyę. W sześć lat potem, 1577 r., żalił się przed nuncyuszern Laureo, gdy go ten do sojuszu z nowym cesarzem, Rudolfem II, namawiał: „Bóg jeden wie, ile mnie kosztowała przyjaźń Maksymiliana, zdradliwego monarchy“. A do tego i Maksymilian i Rudolf traktowali Stefana z góry, jako dorobkiewicza, wazala sułtańskiego, on zaś pragnął dynastyą Batorych ustalić na tronie, siedmiogrodzkim i wsławić w dziejach, a jako król polski, uważał się cesarzowi równym. Miał więc szczerą ochotę z niewojennym Rudolfem rozprawić się orężem[3].
Dopuścić do tego w chwili zabiegów o ligę św. przecie niepodobna. Więc legat, „który lubił godzić królów“, przedstawił Batoremu niestosowność tej wojny i błagał na wszystko, aby przyjął pośrednictwo papieża w tym sporze, siebie zaś ofiarował na pośrednika. Król zgodził się na to. Legat coprędzej donosi o tem kardynałowi di Como, prosi o instrukcyę, a w danym razie o potrzebne pełnomocnictwa. Nie tyle jednak obawa wojny z cesarzem, jak polityczna konstellacya Polski i Siedmiogrodu, w której teraz legat rozpatrzył się dokładniej, przekonała go, że, na razie przynajmniej, król Batory ani wojny tureckiej rozpocząć nie może, ani do ligi św. kwapić się nie będzie. Wyznał to w poufnej rozmowie z sekretarzem weneckiej rady, Milledone, a wnet potem przed signorią: „Złamać potęgę Islamu mógłby Stefan Batory, pan katolicki, Stolicy św. szczerze oddany. Ale to orzeł z Siedmiogrodu. Gniazdo rodzinne droższe mu jak Polska, w której nie ma następcy z krwi swojej. Najsilniejsze jego uczucia zwracają się do tego księstwa, tam on czuje się być panem, mały Zygmunt nosi tylko nazwę księcia. Otóż sułtan jest zwierzchniczym panem Siedmiogrodu, a dobre z nim stosunki Stefana dają mu przewagę wobec Polaków, Moskwy i cesarstwa. Zmienić więc system, zerwać otwarcie z Turkiem, znaczyłoby podjąć grę niebezpieczną i narażać się na groźne ryzyko. Polacy bowiem, osłabieni wojną z Moskwą, podzieleni na frakcye, trawieni herezyami, łatwo mogą opuścić i zostawić własnym siłom elekcyjnego króla, który jeszcze nie zażegnał sporów z Rudolfem II i Janem III“[4].
Więc na razie doradzał królowi w Rydze starać się przedewszystkiem o jedność religijną w Polsce, o przywrócenie katolicyzmu w Inflantach, o unię na Rusi schyzmatyckiej. On pierwszy podniósł w Polsce myśl tej unii, rozwinął ją przed królem, z którym zjechał się powtórnie (w maju) w Wilnie, uzyskał jego przyzwolenie i pomoc na seminarium ruskie kosztem papieża, króla i innych panów, utrzymywane przy akademii wileńskiej, w któremby się wychowywał przyszły kler unicki.
Za to król miał szczerą ochotę zgnieść krymskich Tatarów w własnem ich gnieździe. Zachęcał go do tego legat, a pora była po temu, bo część zaciężnych wojsk z pod Pskowa można było przeciw nim odrazu wyprowadzić. Świeżo teraz w maju, gdy król był w Wilnie, domagali się haraczu, poskromienia Kozaków, grozili hardo wojną. Cóż, kiedy sejm październikowy 1582, na który ta sprawa wniesioną być musiała, zeszedł na zarzutach królowi, iż wolności polskiej gwałt czyni, na sporach o sądy królewskie, które Czarnkowskiemu i innym, przed nie zapozwanym, niedogodne były, więc ani o elekcyi, ani o Tatarach nic nie postanowiono.
Sprawę jeńców, bo i tę poruszył legat, bawiąc w Wilnie, rozstrzygnął król w ten sposób, że w zamian za nich żądał zamków Zawołocia i Newla, albo okupu. Tymczasem internowano ich do zamków, trzymano pod lekką strażą, bez kajdan, których im zresztą nigdy nie nakładano, a legat ratował ile mógł pieniądzmi. Wlokła się ta sprawa jeszcze dwa lata, ostatecznie załatwił ją poseł królewski, Lew Sapieha, w Moskwie 1584 r.
Z królem szwedzkim, jak to mądrze przewidział legat jeszcze w obozie pod Pskowem, król zażył kłopotu i obaw nie mało. Urażony Jan III., że go pominięto w pokoju zapolskim, a przecie, chociaż wzywany, pełnomocnika swego do Jamu nie przysłał, nietylko Narwy z Estonią oddać nie chciał, ale groził wojną, rościł sobie prawo do całych Inflant, tytułem spadku po królu Zygmuncie Auguście, przez swą żonę Katarzynę Jagiellonkę, na królewicza Zygmunta. Z drugiej strony car Iwan gromadził na granicy Inflant resztki swych wojsk, znaczne jeszcze dosyć, i lada chwila mógł się pokusić o Narwę, zdobyć ją na Szwedach i rozsiąść się w Estonii i mieć drogę otwartą na Bałtyk. Pomimo dwóch poselstw do Stokholmu Alemmaniego i Krzysztofa Warszewickiego 1582, który, jak wiemy, reprezentować miał Szwecyą w Jamie Zapolskim, pomimo interwencyi brata Krzysztofa, Jezuity Stanisława Warszewickiego i Possevina, u królowej Katarzyny, Estonia pozostała przy Szwecyi, a tylko męstwu Szwedów i wczesnej śmierci Iwana przypisać należy, że nie stała się prowincyą carstwa.
Z Wilna udał się legat z swym orszakiem w dalszą drogę. Dni kilka zatrzymał się w Warszawie, aby królowej Annie i nuncyuszowi Bolognetti zdać sprawę z legacyi, ułożyć z tym ostatnim niektóre kwestye, tyczące się przywrócenia katolicyzmu w Inflantach i nieodłączne z tem sprawy zakonu. Wpadł na 24 godzin do Wolborza, do prymasa Karnkowskiego, który właśnie nosił się z myślą założenia seminarium dyecezalnego w Kaliszu, a na próżno błagał O. Campano o kilku Jezuitów profesorów i zarządców onego. „Zwierzył się z swym planem przed legatem i prosił go usilnie o poparcie jego starań u Stolicy św. i jenerała zakonu“[5]. Odjeżdżającemu podarował prymas dwie czerwonem suknem wybite karety, a do nich dwie wspaniałe czwórki koni, aby przecie wygodniej mógł odbywać dalekie swe podróże. Legat, dojechawszy niemi do Pragi, sprzedał je, a pieniądze obrócił na ubogich alumnów, których przywiózł ze sobą, i w seminarium papieskiem pragskiem umieścił[6].
Nie zastał tam cesarza Rudolfa II, do którego mu pilno było, aby spór z Batorym zażegnać. Rudolf II odbywał sejm rzeszy w Augsburgu. Stanął tam legat w końcu czerwca 1582. Niewojenny cesarz zapalał się jednak do wojny z Turkiem, żądał od papieża pieniędzy na nią, legata zaklinał, aby je wyjednał, w zamian za to przyjął chętnie pośrednictwo papieża w sporze z Batorym. Uradowany tem legat uraczony obiadem dyplomatycznym u nuncyusza Madrucci, konferował z książętami rzeszy o wojnie z Islamem, wpadł do Insbruka na rozmowę z arcyksięciem Ferdynandem i na Trydent, Weronę, Wincencyę i Padwę — dnia 1 sierp, stanął w Wenecyi.
Najszersze pełnomocnictwo traktowania z signorią dał mu kard. di Como. Na mało się ono przydało. Sam legat na pełnej radzie 12 sierp. 1582 stwierdzić musiał, że polityczna konstelacya katolickiej Europy nie dozwala teraz myśleć o zawiązaniu ligi przeciw Turkom; na zaognioną ranę, zadaną przez Islam, radził położyć plasterek „seminariów wojskowych i kas wojennych“. Podobał się projekt, niewykonany zresztą nigdy; doża udarował legata 500 dukatami, których ten nie przyjął, carskiemu posłowi Mołwianinowi podziękowano wdzięcznie za przywilej carski dla kupców i za sobole w darze, które wnet sprzedano na rynku; aspiracye carskie do woiny tureckiej pominięto milczeniem.
Bez ważnego więc rezultatu odjechał legat z Wenecyi 24 czerwca, zatrzymał się dni kilka w Ferarze u kcia Alfonsa Este, nakłonił go do przyjęcia pośrednictwa papieskiego w sporze swym z Bolończykami i powoli, zatrzymując się po drodze w Forli, Rimini, Ankonie, Lorecie, Maceracie, Spolecie i Nerwi, d. 13 września dotarł do Rzymu. W całej tej podróży przez Włochy, zastosował metodę Iwana do jego posłów, nie szczędził jadła, napitku, okazałych przyjęć, ale strzegł pilnie i trzymał w zupełnem odosobnieniu; mimo to nie obeszło się bez wybryków dzikości tych dyplomatów.
Opinia publiczna Rzymu i posłowie zagraniczni, zwłaszcza wenecki Donato, oczekiwali wielkich rzeczy po legacyi Possevina, a to tembardziej, że niedawno (31 sierp.) Grzegorz XIII w rozmowie z Donatem wyraził się, iż „nie dosyć jest bronić się przed Turkiem, ale że zaczepić i pokonać go należy, cóż, kiedy nikt nie chce dać początku wojnie: Hiszpania czeka na Włochy, Włochy na Hiszpanią. Iwan dałby się pociągnąć przykładem, Batory dokazałby cudów, gdyby miał pieniądze“. Rozumiano więc, że, dzięki legacyi, projekt ligi przybrał już bardziej konkretne kształty. To też gdy Possevino, odwiedzając kolejno kardynałów i posłów zagranicznych, nic wyraźnego o lidze i wojnie nie wspominał, podejrzywano go, że dyplomatycznie ukrywa prawdę, a on był tylko szczerym. Tem mniej dowiedzieć się co można było od Mołwianinowa; zrozumiano wnet, że misya jego ogranicza się na prostem oznajmieniu o zawartym pokoju cara z królem polskim. Więc Possevino, złożywszy dokładną sprawę najprzód ustnie, a potem pisemnie w „komentarzu o rzeczach Moskiewskich“ kardynałowi di Como, pokazawszy Moskalom zabytki i dzieła sztuki pogańskiej i chrześcijańskiej Romy, kościoły, zakłady naukowe, dobroczynne instytucye — nie obchodziły ich one zresztą wiele — wyruszył z nimi 16 października z Rzymu i na Florencyę, Bolonią, Insbruk, Wiedeń, doprowadził do Warszawy 4 grudnia. Tu się oni rozstali.
Mołwianinów wiózł breve Grzegorza XIII do cara, datowane 30. czerwca 1583 Oznajmiwszy w niem carowi swą radość z zawarcia pokoju, porusza znów papież kwestyą religijną, przyjmuje za dobrą monetę to, co raz w liście do Batorego z 19 czerwca 1581 o swej wrzekomej jedności z Kościołem katolickim i przyjęciu soboru florenckiego napisał. Wierzy w jego dobre usposobienia, i spodziewa się, „że w innych ważnych rzeczach łatwym się okaże“. Chwali jego gotowość wojowania z Turkiem, „bo wszyscy mają tę nadzieję, że car nie tylko się przyłączy do wspólnej armii, ale własnemi wojskami i własną potęgą straszydła te z karków chrześcijańskich spędzi. „Papież mimo to nie przestanie pracować nad skojarzeniem ligi i zawiadomi o wszystkiem cara. Tymczasem niech car przyjmie i czyta księgi, które mu papież przez Antoniego (Possevina) przesyła. Antoni z polecenia papieża załatwiać będzie niektóre sprawy w Niemczech i w Polsce, do niego też w razie potrzeby może car bezpiecznie swe listy i gońców wysyłać, będzie mu to bliżej. W końcu dziękuje za przywileje dla kupców i misyonarzy, za sobole przez O. Campano i Mołwianinowa podarowane i oznajmia, że on i Wenecyanie takież same przywileje dla kupców carskich za pośrednictwem Antoniego wystawili[7].
Ani wątpić, że redaktorem tego breve był sam Possevino; skromny rezultat jego legacyi zręcznie tu przedstawiony i furtka do dalszych negocyacyi jemu zostawiona. Car Iwan jednak nigdy do niej nie zapukał.





  1. Turgenew, Supplementum 388.
  2. Theiner, Annales III, 340. Do Andrzeja bratanka swego np. pisze: „Possevino nietylko godzien jest łaskawości, ale i wdzięczności naszej“. Chwali go w liście do Zamojskiego, który jak wiemy podejrzywał szczenić zamiarów legata: „O wielu sprawach traktował on z nami; życzliwość i poświęcenie się jego nie zawiodły nas nigdy. Świeżo teraz zwrócił uwagę naszą na homagium posłuszeństwa papieżowi z Inflant, i sądzimy, że wypada to zrobić“. (Archiv. Vat.).
  3. Zakrzewski. Stefan Batory 109—113.
  4. Pierling. Bathory et Possevino 168. dok XLVII.
  5. Korytkowski. Arcybiskupi gnieźnieński III, 439. Już 1583 za wdaniem się Possevina otwarto seminarium Kaliskie.
  6. Pierling II, 192.
  7. Moscovia. Epistolae.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.