Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/052

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron
ROZDZIAŁ VIII.
Zygmunt III i Jezuici. 1587—1608.

§. 51. Wychowaniec Jezuitów.

Urodzone d. 20 czerwca 1566 w ponurem więzieniu gripsholmskiem dziecię, Zygmunt Waza, zostało 1587 królem Polski, w kilka lat potem królem i dziedzicznym panem Szwecyi. „Wychowankiem Jezuitów“ przezwali go współcześni heretycy i późniejsi liberalnego posiewu historycy. Istotnie przez cały ciąg panowania króla Batorego, tem mniej przedtem za Zygmunta Augusta, nie słyszymy nic o „politycznych wpływach i intrygach Jezuitów polskich“. Występują one pierwszy raz, utrzymują się i przechodzą tradycyonalnie aż do czasów naszych, z kandydaturą królewicza szwedzkiego Zygmunta do polskiego tronu, skrupiają się na O. Possevinie, który w latach 1581 — 86 istotnie sprawę kandydatury Zygmunta z królową Anną kilkakrotnie roztrząsał, ale podczas bezkrólewia po śmierci Batorego najzupełniejszą, jak widzieliśmy, zachował neutralność, sam prosił o odwołanie swe z Polski i odwołany istotnie został. Dlaczego?
Najpierw dlatego, że Zygmunta okrzyknięto „wychowankiem Jezuitów“. Zapomniano, że aż do 7 roku życia wychowywała królewicza pobożna matka, Katarzyna Jagiellonka, przy pomocy świeckiego kapłana Miloniusza, którego królowa u Jana III wyżebrała, aby przecie synowi miał kto wykładać religię katolicką, a dla niej i jej dworu duchowne pełnić usługi. Od 7—12 roku życia wychowywali królewicza z rozkazu Jana III protestanccy pedagogowie, mianowicie od 1573—75 Nil Rasch, a potem przez lat 10 aż do 1585 r. inflancki szlachcic, luteranin, Arnold Grothusen, któremu król dał krótką instrukcyę: „educabis filium meum in spem utriusque regni, wychowasz mi syna na nadzieje obydwóch królestw“[1]. Dzięki tej wskazówce mogła królowa i jej dworscy kapelanowie, byli nimi aż do 1578 r. świeccy księża, ubocznie, po cichu, nieraz wbrew woli Grothusena i króla, podtrzymywać królewicza w uczuciach katolickich, prowadzić od czasu do czasu na mszę św. i kazanie, ale nie rzadko królewicz rad nie rad pójść musiał z pedagogiem, albo z swym ojcem królem na luterskie nabożeństwo i kazanie.
Dopiero w 12 roku życia Zygmunta przybywa w lipcu 1578 r. na dwór królowej w roli jej spowiednika O. Warszewicki i jemu powierzona religijna, ale ta tylko strona, edukacyi królewicza aż do śmierci królowej, a raczej do wiosny 1584 r.; luteranin jednak Grothusen pozostaje zawsze ochmistrzem Zygmunta. Był to skądinąd mąż prawy i zacny, przywiązany szczerze nietyle do swego elewa, jak do swej elewki, królewnej Anny, bo i jej ochmistrzował, zagorzałej luterki, pojechał za nią do Polski, umarł w Warszawie 1599 r., pogrześć się kazał w Gdańsku[2]. Niezapomnieć też należy, że sam król Jan III, naukowo wysoce wykształcony, w religijne dociekania, jak to widzieliśmy wyżej, zagłębiać się lubiący, a w rozterce z własnemi przekonaniami i własnem sumieniem toczył częste rozmowy, ba nawet spory religijne z własnym synem Zygmuntem i na wychowanie jego starał się wywierać swe prawa i wpływy ojcowskie.
Wobec takiej dwoistości kierunku edukacyi główną troską królowej i O. Warszewickiego było ugruntować Zygmunta w zasadach i przekonaniach katolickich; tego też oni dokazali, a pomagał im w tem zrazu kardynał Hozyusz swemi listami i przysyłanemi księgami, potem O. Possevino, który w zimie 1580 r. kilka tygodni bawił na dworze królowej w Torwesund, „gdzie kapitana gwardyi i kilku dworzan nawrócił do papieskiej wiary“[3].
Tylu więc pedagogów mając i na tyle różnorodnych wpływów wystawiony młody Zygmunt, „wychowankiem Jezuitów“ nazwany być nie powinien, nazwali go jednak heretycy szwedzcy, a potem polscy, którzy podczas bezkrólewia 1587 r. po stronie arcyksięcia Maksymiliana stanęli, odwieczną nienawiść swą ku Jezuitom na niego przenosząc i odwrotnie, polityczne swe ku Zygmuntowi antypatye mszcząc na Jezuitach, jako „politycznych intrygantach“[4].
Utwierdził ich poniekąd w tych uprzedzeniach sam Zygmunt. Przyjechał do Polski w towarzystwie Jezuitów, kapelana O. Tomaszewicza, spowiednika swego O. Gołyńskiego. Świątobliwy ten kapłan, sposobniejszy może do kierowania sumieniem „pobożnych niewiast“, jak królów, nie mieszał się z zasady zakonnej i z usposobienia swego do żadnych spraw publicznych, chyba, że królewski penitent rady jego w rzeczach sumienia zażądał. Wiemy, że król Batory miał spowiednikiem i kaznodzieją OO. Ariasa i Laternę, a Henryk IV francuski O. Cotona, że wtenczas i później wszyscy niemal katoliccy królowie i książęta Jezuitom dyrekcyą swego sumienia, kaznodziejstwa nadworne i wychowanie religijne swych synów powierzali; Zygmunt więc nie był w tem unikatem, heretycka jednak partya poczytała mu to za grzech do niedarowania, a Jezuitów ogłosiła „politycznymi intrygantami“. Bogu duszę winien O. Gołyński stał się pierwszy przedmiotem tych pocisków, po nim O. Skarga, którego król 1588 r. na kaznodzieję swego powołał; z nimi i przy nich Jezuici wogóle. Zygmunt nawet w podwójnej koronie pozostał zawsze „wychowankiem Jezuitów“.
Niechże i tak będzie. Czy przyniósł on wstyd i niesławę swoim edukatorom? Czy taki, jakim go oni wrzekomo wychować mieli, złym był królem dla Polski i Szwecyi? „Wdał się w swoją matkę, był ponury, uparty, powolny, marudny i śledziennik; na rozpuście nikt go nie przydybał, w religii swej bardzo gorliwy“. Zdolności był miernych. Possevino łagodny zazwyczaj w swych sądach o ludziach, o 14-letnim Zygmuncie powiada, że jest „dowcipu i usposobienia nieco ociężałego i nie bardzo pojętnego“[5]. Polacy, gdy został ich królem, mawiali o nim: „Tria T fecerunt regi nostro vne: Taciturnitas, Tenacitas, Tarditas, zarzucając mu małomówność, upór i powolność. Okrutnym Zygmunt nie był, sumienie jego nie było zdolne do świadomego czynu brzydkiego. Powodem jego upadku w Szwecyi była fałszywa z gruntu podstawa jego panowania, gdy sobie wyobrażano, że król papieskiej wiary może panować w Polsce razem i w Szwecyi; przyczyniło się do tego jego usposobienie ponure, powolne i leniwe, oraz szereg błędów, do których nietylko sami Jezuici, ale niektórzy jego nieroztropni szwedzcy doradzcy go popychali, a wreszcie jaśniejące wobec całego narodu przymioty stryja jego, kcia Karola sudermańskiego, odwaga jego zwłaszcza i bystrość umysłu“. Tak protestancki krytyk Zygmunta, Dalin[6]. W Polsce zapamiętano sobie złośliwe powiedzenie kanclerza Zamojskiego do kasztelana Leśniowolskiego, który w charakterze posła rzpltej towarzyszył Zygmuntowi ze Sztokholmu do Krakowa: „cóżeście za nieme dyable nam przywieźli“ — i przedstawiano młodego króla jako od pierwszej chwili niesympatycznego narodowi.
Tymczasem naoczny świadek tych pierwszych wrażeń, prymas Karnkowski, który jeden z pierwszych biskupów stanął po stronie szwedzkiej i króla koronował, w liście swym do Jana III, z Łowicza d. 27 maja 1589 datowanym, winszując mu takiego syna, pisze: „Z oblicza IKM., z oczu i postawy całej, bije jakaś siła olbrzymia ducha, która nas wszystkich, zanim go jeszcze poznać mogliśmy, do miłości ku niemu niewypowiedzianej i przywiązania pociągnęła. Jaśnieje w nim wielki i wzniosły (extollens) animusz, rozsądek, roztropność, znakomita pobożność, wspaniałomyślność, ta godność wobec zwyciężonych i we wszystkich sprawach umiarkowanie nadzwyczajne, a w twarzy skromność, dobroduszność, obok królewskiej powagi“. Opowiada, że gdy pierwszy raz król wystąpił na sejmie koronacyjnym, to „nikt nie mógł od łez się powstrzymać na widok tego młodocianego króla, jakoby od Najwyższego Boga anioła, przemawiającego wdzięcznym, a pewnym głosem“ i kończy: „niechaj mi uwierzy WKM., że (król Zygmunt) droższym nam jest nad życie i nad wszystko, co najdroższe“, a najbliższem jego zadaniem jest: „nałożyć wędzidło na swywolę domową, poskromić zbytki, ukrócić wyuzdane zuchwalstwo w popełnianiu różnych zbrodni, przywrócić uczucia ludzkości, która wskutek długich wojen u wielu prawie wygasła“[7].
Jest w tem świadectwie coś przesady i pobłażliwości przez wzgląd na ojca, ale to pewna, że młody król przypadł do gustu Polakom: „króla mamy i pobożności wielkiej i rozsądku niepospolitego, chociaż jeszcze młody jest; budzi o sobie tę nadzieję, że będzie wielkim królem i księciem“, pisze biskup kamieniecki Goślicki, do nuncyusza Hannibala w lutym 1588[8]. Snać więc nie raziła naród jego małomówność, nie tyle ponure, jak zamknięte w sobie usposobienie, kunktatorstwo i upór. Były to wady urodzenia, a nie wychowania[9], wady, które dopiero później wystąpiły jaskrawiej i istotnie wielu błędów i niepowodzeń, zmarnowania najświetniejszych zwycięstw i najszczęśliwszych momentów działania stały się powodem, które raziły kochającą się w swobodzie i w wylanej serdeczności szlachtę, ale powetowały je sowicie szlachetne, iście królewskie przymioty serca i dobroć, wyrozumiałość, aż do słabości posunięta prawość, lękająca się skrupulatnie wyrządzenia komubądź przykrości lub krzywdy. Dogodzić wszystkim żaden król polski nie był w stanie, nawet Batory zażycia mnogo miał osobistych nieprzyjaciół, miał ich więc i Zygmunt.
A byli nimi heretyccy panowie, których on, mając prawo do tego i słuszne racye polityczne, w rozdawaniu wakansów ile mógł pomijał. Byli i katolicy, dumne pany, jak Zamojski, Leśniowolski i Zebrzydowski, których król narzędziem być nie chciał, jeno „sam chciał rządzić“, a oni to za urazę swą brali i obroną wrzekomo uciśnionej przez króla ojczyzny prywatę swą osłaniali. Byli książęta Zbarascy, Jerzy i Krzysztof, których król nie dosyć prędko na wysokie urzęda i dygnitarstwa posadził. Byli nimi bracia szlachta, idąca w służbę tamtych niechętnych królowi możnowładców. Byli wreszcie liczni jurgieltnicy austryackiego domu, partyzanci Maksymiliana, którzy dopiero później do obozu królewskiego przeszli. Ale dla ogromnej większości senatu, postów sejmowych, kleru, szlachty, mieszczaństwa, Zygmunt był zawsze, przez cały ciąg długiego panowania, pod koniec jego bardziej może, niż w początkach, osobistością szczerze kochaną i poważaną wielce. Rozumu politycznego i wzniosłego iście chrześcijańskiego pojmowania królewskości; jej władzy i jej obowiązków odmówić mu chyba niepodobna; brakło mu decyzyi, szybkości ruchów, energii. Historyk Szujski, który 1864 r. pisał o Zygmuncie III: „wychowaniec Jezuitów, z obyczajów i języka Niemiec, z wyobrażeń absolutny monarchista, nie zasmakował on nigdy w Polsce, nie pojął narodu, sprzeciwiał się jego samowoli, a złamać jej nie umiał“, w 16 lat potem, „po głębszych studiach“, tak się o nim wyraził: „Piętnem wybitnem rządów Zygmunta III w polityce wewnętrznej i zewnętrznej był punkt widzenia katolicki. W zasadzie słuszny, bronił on Polskę na zewnątrz od osamotnienia, stawiał ją w jednej linii obronnej z Rzymem, cesarzem i Hiszpanią... I wewnątrz, jako dążący do unifikacyi religijnej ogromnej przestrzeni rzpltej, Zygmunt III miał w zasadzie racyą... Dla przebudowania społeczeństwa na jednolite katolickie czynił wiele i skutecznie“. Potrzeba było tylko zmienić „najswawolniejszą, najniepraktyczniejszą“ formę rządu, a tego Zygmunt nie umiał i nie chciał. „Polityka jego z sumienia i przekonania czerpana... wchodzi w kompromis z fałszywą niemożliwą formą rządu. Szacunku nie odmówili mu współcześni, nie odmówi historya, winę niepodołania wielkim zadaniom w przeważnej części naród na siebie wziąść musi“[10].
Jeżeli tak, to znowu nie ma się co tak bardzo gniewać na edukatorów jego, Jezuitów, ani też oni nie potrzebują zrzucać odpowiedzialności z siebie, że go tak wychowali, a to tembardziej, że Zygmunt III, jak żaden z królów polskich, potrafił powagę Polski, pomimo jej przestarzałej, sprzecznej coraz bardziej z postępem i duchem czasu, „najswawolniejszej i najniepraktyczniejszej“ formy rządu, jako pierwszorzędnego państwa, utrzymać wobec Stolicy św. i Europy w całej pełni i świetności.
Zmienić tej „fałszywej, niemożliwej“ formy rządu bez zamachu stanu nie było podobna; wszystkie legalne usiłowania królów Zygmunta Augusta, Batorego, Jana Kazimierza, Zamojskiego i Czartoryskich rozbijały się o samolubną, ciasną, krótkowidzącą politykę sejmów, która w każdem wzmocnieniu powagi tronu i rządów widmo absoluti dominii, tyranii upatrywała; o skąpstwo i brudną prywatę, która obronę granic i wszystkie ciężary państwowe na króla i chłopa zwalała. Zresztą ta „fałszywa, niemożliwa forma rządu“ wyrabiała się, jak to dowodnie w rozdz. I wykazałem, wiekami, weszła w szpik i kości, w charakter narodu-szlachty, stała się jej bożyszczem, świętością, której tknąć nie wolno, chlubą i chwałą wolności wobec służalstwa innych narodów? jakże żądać, aby ten naród-szlachta dobrowolnie ją zmieniał lub zmienić pozwolił.
Na zamach stanu, przyznaję, Zygmunt nie miał ani zdolności, ani energii, jak nie miał jej na to, aby rugując w Polsce różnowierstwo, popierał je w Niemczech, paktyzując z Turcyą, podburzał ją przeciw cesarstwu, bo taki zamach, taka „bezsumienna polityka“ nie zgadzała się z jego prawością charakteru, z jego sumieniem; bo on tę formę rządu a nie inną zaprzysiągł, więc jej samowolnie zmieniać, choćby w najdoskonalszą, nie chciał. A jednak z tą formą rządu on rządzić nie mógł. Cóż więc robił? próbował obchodzić się ile można bez niej, ignorować ją do pewnego stopnia i po za nią rządzić. Dążność ta widoczna w pierwszej połowie jego panowania aż do rokoszu. Zwłaszcza w polityce zewnętrznej i w sprawach dynastyi Wazów, krzykliwa ingerencya sejmów wydała mu się nieznośną. Już to poczytano mu za winę, za dążność do absolutum dominium.
Nie byłoby to może nastąpiło, gdyby król uniknął wielkiego błędu, acz do wytłumaczenia łatwego, który nazwałbym grzechem pierworodnym jego panowania, bo z niego wyrosły samowolne zjazdy kolski, lubelski i jędrzejowski, sejmy inkwizycyjne, zbrojne rokosze podkopujące do reszty powagę tronu, rozdzierające do reszty jaką taką harmonię króla z narodem, przeciwstawiając rządowi i interesowi państwa rządy i interesa „wiewielogłowego“ możnowładztwa. Z rozumnym, patryotycznym i w gruncie zacnym a potężnym, bo popularnym kanclerzem i hetmanem Zamojskim, należało Zygmuntowi za wszelką cenę zachować przyjaźń, z nim i przez niego przeprowadzić zmianę elekcyi, czego sam kanclerz pragnął, a potem zabrać się do usunięcia innych przestarzałych a zgubnych instytucyi, ostudzić go powoli w jego awersyi do Austryi, nie ranić miłości własnej zasłużonego męża odmawianiem tego o co prosił nie dla siebie, ale dla innych, słowem zrobić sobie z kanclerza podporę tronu i osobistego przyjaciela, jak to uczynił król Batory. Stało się przeciwnie, i rzecz niesłychana, kanclerz, który z urzędu swego powagi praw, tudzież tronu bronić powinien, zwrócił się przeciw tronowi, objął komendę malkontentów, z urzędowego obrońcy majestatu króla przedzierzgnął się w jego oskarżyciela. Błąd króla nie umniejsza winy wielkiego Zamojskiego, od której nie rozgrzeszył go nawet wielbiciel jego Niemcewicz[11].
Zasadnicza różnica, rozdzielająca tych dwóch mężów, którzy w zgodzie z sobą iść powinni, była ta, że kanclerz antypatycznie nie cierpiał domu austryackiego, bo przejrzał, znał jak nikt może w Polsce, politykę jego od 1412 r. przebiegłą, podstępną, na zagarnięcie Polski podobnie jak Czech i Węgier pod dziedziczne panowanie swe obliczoną. Dlatego tak twardym, nieubłaganym okazał się w paktach bendzińskich, dlatego na sejmie 1589 r., gdy nad wnioskiem jego o zmianie elekcyi radzono, a biskupi upierali się przy tem, żeby królem polskim mógł być tylko katolik, „po długich sporach kanclerz rzekł: „jeżeli mamy mieć królów tylko katolików, to dodać należy, iż dom austryacki na zawsze się od elekcyi polskiej wyłącza“[12]. Po pięciotygodniowych sporach stanęło na tem, że jeżeli arcyksiążę Maksymilian w ciągu 20 miesięcy wszystkich co do joty warunków bendzińskich nie dopełni, to dom rakuski raz na zawsze wyklucza się od tronu polskiego[13].
Zygmunt III przeciwnie, idąc za tradycyą Jagiellonów, w sojuszu z domem austryackim upatrywał bezpieczeństwo Polski i podporę tronu na zewnątrz, w małżeństwie z Austryaczka szukał utwierdzenia tego sojuszu a szczęścia domowego dla siebie[14]. To był główny punkt sporny, to źródło nieporozumienia króla z kanclerzem. Któż miał komu ustąpić? Prawda, zapatrywania króla podzielał O. Possevino, który jeszcze 1580 r. wyprawiał się z Sztokholmu z woli Jana III w dziewosłęby po Austryaczkę do Insbruku i Pragi, podzielali w cichości Jezuici, ale sojuszu tego pragnęła dla dobra chrześcijaństwa Stolica św. a z nią episkopat polski i większość senatu świeckiego, jakżeż król dla przypodobania się kanclerzowi mógł z niego abdykować? Ażali nie było słuszniejszą rzeczą, ażeby kanclerz ustępstwa czynił swemu królowi? Ażali nie był powinien przewidzieć, że występując tak jaskrawo z antypatyami habsburskiemi, zwłaszcza na sejmie 1589 r., zwrócić musi przeciw osobie swojej ostrze odwetu cesarza Rudolfa II, który w Polsce miał swoich jurgieltników? Były i inne punkta sporne jak n. p. ten, że król rozdał niektóre urzęda nie po myśli kanclerza, i młody jak był a świadom swej woli, nie „goła tabliczka“, jak upewniał Leśniowolski, ale z Wysokiem pojęciem i gotowym planem króla katolika, jak czasów naszych Wilhelm II z pod natrętnego mentorstwa kcia Bismarka, wyemancypować się pragnął z pod przewagi kanclerza. Ten zaś w miłości własnej tembardziej obrażony, im więcej do wprowadzenia go na tron polski położył rzetelnych zasług, posądzał króla o niewdzięczność, żywił żal do niego, postanowił dać mu uczuć swą urazę i zmusić do przejednania.
Niema najmniejszych dowodów, żeby Jezuici w jakikolwiek sposób podtrzymywali ten niefortunny antagonizm króla z kanclerzem, który niebawem fatalnie zaciężył na królu, ale i na rzpltj, owszem zobaczymy, że ks. Skarga nad pogodzeniem obydwóch pracował, i do zgody, acz pozornej tylko, dopomógł.





  1. Dalin. Geschichte des Reiches Schweden IV, 85—86.
  2. Dalin. Tamże.
  3. Dalin IV, 96.
  4. Nienawiść swą posunęli aż do brzydkiego podstępu. Podczas oblężenia Krakowa przez arcyksięcia Maksymiliana od 15—25 października 1587 mieszczanie niemieccy, przeważnie lutrzy, którzy w zmowie z nim zostawali, rozpuścili w obozie jego wieść, że Jezuici mając wielkie wpływy, mogliby łatwo nakłonić obywateli na jego stronę, iżby mu bramy miasta otworzyli. Jakoż z obozu Maksymiliana kilku Polaków przedostawszy się do miasta zjawiło się w domu św. Barbary, którym zarządzał O. Skarga, i jużto wielkiemi obietnicami jużto groźbami domagali się, aby Jezuici „dla Maksymiliana jednali zwolenników i namawiali do otwarcia bram miejskich“. Odprawiono ich z niczem. Niedługo potem uboga babka wręcza O. Skardze list do niego adresowany z pieczątką arcyksięcia. Skarga list nieodpieczentowany oddał Zamojskiemu. W liście prosi arcyksiążę, aby Skarga, ciesząc się tak wielkiem poważaniem i będąc tak znakomitym kaznodzieją użył potęgi swego słowa na oddanie mu korony, bo mu się ona z prawa wyboru należy; przyrzekał za to Skardze i zakonowi swą łaskę i wielkie korzyści. Z polecenia Zamojskiego wyjawił te machinacye heretyckich współobywateli Skarga na kazaniu, bo nie tyle o Maksymiliana im chodziło jak o skompromitowanie Katolików, zwłaszcza Jezuitów. (Wielewicki I, 110).
  5. D’ingegno et complessione aliquanto tarda, ne molto apprensiva. Nunz di Gerni. t. 92, k. 278.
  6. Dalin IV, 86, 231, 354.
  7. Theiner. Schweden, Urkunden str. 158.
  8. Theiner. Monum. Reg. Pol. III 22.
  9. Wiemy, że Zygmunt urodził się w więzieniu, że ojciec jego Jan Waza nerwowy był, niespokojny, niedecydujący się prędko a uparty gdy się raz na co zdecydował; wady te przeszły dziedzicznością na Zygmunta. Smutny też, przygnębiający a pełen trwogi i niepokojów był nastrój matki, przezacnej Katarzyny Jagiellonki, gdy chodziła w ciąży i karmiła swego „Zysia“, bo „ledwo jednę komornicę dano jej do usługi“ stąd też i jego usposobienie zasępione i jakby zamknięte w sobie. Dokuczało więzienie samo, dokuczało ubóstwo, iż Katarzyna „u knechtów stare koszule kupowała i na pieluchy drapała“ a nie mając czem się żywić, klejnoty, które zaszyte w suknię do więzienia wniosła, sprzedawała lub od litościwych kupców talary w beczułkach z winem lub pod różami w koszyku ukryte jako jałmużnę przyjmować musiała. Dodajmy zmartwienie z choroby i śmierci córeczki Izabeli, i tę straszną bo ustawiczną niepewność o życie męża i własną sławę, gdy waryacki Eryk postanowił rozwieść ją z mężem i oddać za żonę Iwanowi Groźnemu „i już były posły moskiewskie po nią przyjechały“; moralne cierpienia i katusze matki odbić się musiały niekorzystnie na dziecięciu Pierwsze też wrażenia jego nie były wesołe, bo widok przerobionej z klasztoru kartuzów twierdzy, zoranego cierpieniem oblicza rodziców i surowych twarzy „knechtów“ stróżów więzienia. (Więzienie kcia Jana Finlandzkiego i Katarzyny. Jagiellonki polskie III Messenius, VI, 35, 36).
  10. Dzieje Polski III, str. 106 wyd. pierwsze. O tej młodzieńczej pracy pisał sam Szujski 1873 r, „że zniecierpliwiony brakiem książki dydaktycznej, przerąbałem się siedząc 6 lat po 12 godzin dziennie przez materyał i opracowania, raz czyniąc to dokładniej, drugi raz mniej dokładnie, aby tylko stworzyć całość. Drugie wydanie mojej historyi byłoby dla mnie bardzo trudnem przedsięwzięciem, bo nie zostawiłbym na niej całej nitki“. Nic więc dziwnego, że i Zygmunt i Jezuici w tej „rąbaninie“ odebrali porządne cięgi. Rezultat poważniejszych swych studiów streścił Szujski w swej książce „Historyi polskiej lekcyi XII“ 1880 r., str. 238, 256, skąd powyższy ustęp cytuję.
    Mickiewicz w kursach literatury słowiańskiej I, 427 na trzech stronicach wychwala „mądrość polityki Zygmunta III, którą czas wykazał“.
    Walewski w przedmowie do I tomu swej „Historyi wyzwolonej rzpltj“ str. 21 powiada: „nie mogę w nagłym poglądzie wchodzić w dowody mądrości rządowej i gabinetowej Zygmunta III, wielce u nas zapoznanego ani w szczegóły jego prawdziwie wskrzesicielskiego panowania“. W bibliotece Akademii umiejętności znajduje się historya Zygmunta III w rękopisie tegoż Walewskiego, w której go przedstawia jako „największego“ króla Polski.
    Teodor Morawski „Dzieje narodu polskiego III, 338—344, broni Zygmunta od zarzutów nieudolności i nietolerancyi. Za to znów dr. Michał Bobrzyński „Dzieje Polski“ II 159 żałuje widocznie, że „dla Zygmunta III nie istniała polityka, lecz istniały zasady“, że mając do wyboru Erancyą z protestanckiemi państwami Europy po jednej, dom Habsburgów panujący w Hiszpanii, Włoszech, Niderlandach, Burgundii, Austryi, Czechach i Węgrzech po drugiej stronie, „przerzucił się jawnie i stanowczo na stronę Habsburgów... którzy nic Polsce ofiarować nie mogli“ i dla tego „mógł się stać najznakomitszym szermierzem Kościoła, ale musiał się stać najgorszym politykiem“. Cóż więc miał zrobić? „Nie mieszać się we waśnie religijne Niemiec, nie jątrzyć Moskwy w najdroższych uczuciach, nie ściągać na siebie rozjuszonego Szweda i tureckiej nawały“, za to jąć się wewnętrznej naprawy rzpltj z Zamojskim i jego silnem stronnictwem. On zaś Zamojskiego odtrącił, otoczył się Jezuitami, ministrami (sic) i samemi miernościami, politykę prowadził osobistą i to niedołężnie, posunął się do jawnej zdrady. Polska była mu narzędziem tylko, wywoływał więc rokosz, źle użył zwycięstwa, utrwalił anarchią szlachecką, złotą wolność polską; unią Rusi korzystną dla Polski przeprowadził połowicznie i t. d
    Dr. Bobrzyński jest echem tylko Niemcewicza (Panowanie Zygmunta III) i Bandkego (Dzieje królestwa pol.), którzy pierwsi Zygmunta jako narzędzie Jezuitów, jako fanatycznego a niedołężnego króla przedstawili. Za nimi powtarzali to inni, jak pacierz za panią matką.
  11. „Zamojski w nadto może wygórowanej o swobody krajowe żarliwości, pamiętny przeważnych usług, które oddał tronowi, sprawiedliwie o własnej przekonany zdatności, zbyt je może królowi czuć dawał, zbyt wyłącznie powodować nim pragnął: większe uleganie, w samem dawaniu rad zręczna skromność pewnieby mu zjednały na umyśle króla ten wpływ, który później ze szkodą rzpltj zagarnęły pochlebstwo i mierność“. (Panowanie Zygmunta III t. I, 220).
    To samo za Heidensteinem Bohomolec: Życie Zamojskiego, rozd. IX. „Zamojski dzieł swoich wielkością uniesiony, chciał bardziej nim (królem) rządzić, niż być rządzonym, przetoż (król) począł go sobie mierzić“.
  12. Solikowski. Pamiętnik rzeczy polskich str. 94. Projekt Zamojskiego zmiany formy elekcyi mógł być zbawienny dla Polski. Oto główne jego punkta: Zaraz po śmierci króla prymas zwołuje szescioniedzielny sejm elekcyjny. Konwokacya znosi się. Zagraniczni posłowie nie mogą wjechać do Polski, listy tylko posyłają. Granice Polski i Litwy szczelnie zamknięte. Kary za przestępstwa podwójne. Hetmani i rotmistrze przysięgają, że nikogo siłą zbrojną na tron nie wprowadzą. Każdy elektor przysięga, że się przekupić nie da. Infamisy banici, jurgieltnicy, przybysze z dworów obcych wykluczeni od elekcyi. W województwach dwie trzecie stanowią większosć i obowiązują do uznania króla. W ostatnim tygodniu nawet większość prosta obowiązuje. Dom austryacki raz na zawsze wykluczony od tronu. Król ma pochodzić z rodziny zmarłego króla albo być księciem słowiańskim albo Piastem rodowitym. (Szujski III, 129). Biskupi jednak i partya katolicka domagali się, aby tylko katolik mógł być królem obrany, sprzeciwiała się temu liczna jeszcze partya heretycka, i tak projekt upadł.
  13. Theiner. Monum. Reg. Pol. 169, 170. Stolicy św. udało się w końcu zażegnać ten konflikt, a 26 maja 1589 odnowiono w Pradze przymierze Polski z Austryą.
  14. Dziwić się doprawdy, jak mógł Zamojski żądać od Zygmunta III, zerwania tradycyjnej przyjaźni z Austryą. Znane są następujące z nią traktaty: Kazimierza Jagiellończyka z Albrechtem arycksięciem austr. 1462 z cesarzem Fryderykiem III 1470 roku. Zygmunta I z Maksymilianem I 1515 w Wiedniu. Zygmunta Aug. z Karolem V 1549. Stolica św. czuwała nad utrzymaniem tej przyjaźni cesarstwa z Polską, bo niezgoda ich przyczyniałaby się do wzrostu protestantyzmu, a Turcyi ułatwiałaby jej zaborcze plany. (Cod. dipl. Dogieli I, 161, 163, 173, 213). Więc i Zygmunt III, za wdaniem się Syksta V odnowił tę przyjaźń z Rudolfem II 1589.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.