Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom V/XXI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Wojna i pokój
Tom V
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1894
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Война и мир
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom V
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXI.

Piotr dostąpił tego zaszczytu, że go przyjęto na czwartego partenera, w partji Bostona razem z Rostowem, jenerałem i pułkownikiem. Traf zdarzył, że usiadł naprzeciw Nataszki. Uderzyła go niesłychana zmiana w jej fizjognomji i całem zachowaniu. Milczała zawzięcie, i wydałaby się była prawie brzydką, gdyby nie wyraz dziwnej słodyczy w wyrazie twarzy. Zdawała się zresztą na wszystko zupełnie obojętną. Odpowiadała Borysowi pół-gębkiem, nie patrząc wcale na niego. — „Co jej się stało?“ — pomyślał Piotr. Zrobił był właśnie pięć lew i tasował karty na nowo, gdy usłyszał czyjeś kroki i spostrzegł ruch pewien koło drzwi prowadzących z salonu do przedpokoju. Mimowolnie poszukał wzrokiem Nataszki i osłupiał. — „Cóż to za przeobrażenie w jednej chwili?“ — spytał w duchu.
Nataszka istotnie zmieniła się do niepoznania. Jej twarz płonęła żywym rumieńcem, oczy lśniły niby czarne djamenty; zdawało się że tchu złapać nie może. Przed nią stanął Andrzej, patrząc jej w oczy słodko i czule. Ogień to wewnętrzny, którym płonęła jej twarzyczka, tak ją był przeistoczył. Nagle zajaśniała pięknością prawie nadziemską, którą przed chwilą była utraciła... Teraz odszukiwał w niej Piotr Nataszkę z balu, czarodziejkę istną, przykuwającą tłum cały do swego rydwanu!
Z koleji Andrzej zbliżył się, aby się z nim przywitać. I w nim odkrył Piotr wyraz niezwykły szczęścia, rozradowania, niby drugiej młodości rozkwitającej w całej pełni. Takim nie znał go wcale. Póki trwała partja Bostona, nie spuszczał z nich wzroku, badając jednego po drugim.
— Coś zaszło między nimi ważnego i niezwykłego — pomyślał. Uczuł i żal głęboki i radość. Tak go to poruszyło, że na chwilę zapomniał o własnej niedoli.
Skończył nareszcie sześć robrów, odzyskując wolność zupełną i niezawisłość w działaniu. Jenerał oświadczył mu wszem w obec, że tak grać haniebnie, jest po prostu czemś skandalicznem. Przyjął stoicznie tę gorżką przymówkę. Nataszka rozmawiała w tej chwili z Sonią i Borysem, Wiera zaś wzięła była Andrzeja w wyłączne posiadanie. Zauważyła jego interesowanie się i szarmantowanie koło Nataszki, osądzając, że powinna w lot korzystać z nadarzającej się sposobności, aby rzucić mu kilka uwag gienjalnych i nader przeźroczystych o miłości ogólnikowo, a szczegółowo o jej siostrze Nataszce. Przekonana o Andrzeja wysokiej inteligencji, rada była popisać się przed nim swoją dyplomacją sprytną i delikatną. Unosiła się w duchu sama nad sobą, wpadając w ferwor coraz większy, gdy Piotr zbliżył się do nich prosząc o pozwolenie wmieszania się do ich rozmowy, jeżeli ma się rozumieć, przedmiotem tejże nie jest jakaś głęboka tajemnica, wiadoma li im obojgu. Zauważył pomieszanie i zakłopotanie Andrzeja w tej chwili.
— Co książę myślisz, jak osądzasz usposobienie mojej siostry Nataszki? — pytała Wiera natarczywie. — Wszak jesteś mistrzem w odgadywaniu i określaniu kobiecych charakterów? Czy przypuszczasz książę, iż byłaby zdolną, jak inne kobiety (w tem miejscu o sobie najpierwej pomyślała) pozostać wierną na wieki temu, któregoby ukochała nad wszystkich? Ja bo taką li miłość uważam za prawdziwą. Cóż książę na to?
— Znam za mało siostrę pani — odrzucił książę Andrzej, pokrywając uśmiechem szyderskim swoje zakłopotanie. — Nie mógłbym zatem rozwiązać kwestji tak ważnej. Uważałem w ogóle, jeżeli mam być zupełnie szczerym, że kobiety są tem wierniejsze im mniej podobają się komukolwiek.
— Święta prawda, mości książę... ale tak bywało za naszych czasów — Wiera prowadziła dalej rozmowę. Lubiła namiętnie ów frazes „za naszych czasów“. — Była przekonaną, jak ogólnie wszystkie umysły płytkie i ograniczone, że ludzie zmieniają się z latami, jak również i o tem, że obecnie jako mężatka, ma głos rozstrzygający apodyktycznie w kwestjach podobnych. — Dziś niestety, młode panienki mają tak wiele wolności, że przyjemność odbierania hołdów, ze wszech stron przytłumia u nich niejako, uczucie prawdziwie. Muszę przyznać, że Nataszka lubi niesłychanie gdy jej nadskakuje młodzież, gdy jest otoczoną wszędzie i zawsze licznym tłumem wielbicieli.
Ten zwrot do Nataszki wprost był wielce niemiłym Andrzejowi. Próbował wstać i przerwać rozmowę. Wiera atoli nie dopuściła do tego. Uśmiechnęła się jak umiała najsłodziej i najzalotniej.
— Była rzeczywiście wielbioną dotąd więcej niż którakolwiek z panienek w jej wieku. Ona jednak nikim się na serjo nie zajęła. Ty hrabio kochany — zwróciła się do Piotra — wiesz o tem najlepiej. Była nawet zawróciła głowę pięknemu kuzynkowi, Borysowi... Książę jesteś z nim w przyjaźni, nieprawdaż?
— Tak... znamy się...
— Musiał zapewne zwierzyć się księciu, ze swoją dziecięcą miłostką niegdyś dla Nataszki, gdy nosiła jeszcze krótkie sukienki?
— Ah! tak... dziecinna miłostka... — bąknął Andrzej czerwieniąc się po same uszy.
— No... czasem, z takich niewinnych igraszek między dalekimi krewnymi, wyrasta miłość na prawdę... Książę musisz znać zapewne francuzkie przysłowie: „Pokrewieństwo, niebezpieczeństwo“, co?
— Zapewne! — Andrzej roześmiał się ale z pewnym przymusem.
Zaczął żartować i prześladować Piotra, jak powinien być ostrożnym w Moskwie, w stosunkach ze swojemi pięćdziesięcio-letniemi kuzynkami. Następnie wstał, a wziąwszy Piotra pod ramię odprowadził na bok, w okna framugę.
— Czego chcesz? — spytał Piotr zdumiony Andrzeja wzruszeniem i wzrokiem czułym, którym pogonił mimochodem w stronę, gdzie siedziała Nataszka.
— Muszę rozmówić się z tobą w cztery oczy szepnął Andrzej głosem drżącym. — Wiesz?... te nasze damskie rękawiczki... (miał na myśli ową parę, którą każdy mason otrzymuje po wprowadzeniu solennem do loży). Otóż... ja... już ją wybrałem... nie... nie... później ci to wyłuszczę.
Oczy zalśniły mu dziwnym ogniem, drżał cały i porzuciwszy nagle Piotra, poszedł prosto ku Nataszce i przy niej usiadł.
Berg rozpromieniony, nie przestawał się uśmiechać tryumfująco. Wieczór udał mu się znakomicie. Rozmowa z damami, kręciła się niby na igle. Jenerał beształ przy grze na lewo i na prawo, głos podnosząc, jakby stał przed frontem. Samowar olbrzymi kipiał bez ustanku, tak jak wszędzie. „Czaj“ pito garncami, ciasta zajadano z apetytem, cóż mu mogło do szczęścia brakować? Jednego dotąd nie dostawało: Oto uważał gdzie indziej, że mężczyźni prowadzili nieraz dysputy zacięte pomiędzy sobą, zwykle w kwestjach ważnych z dziedziny polityki. Aby go i na tym punkcie zadowolnić, jenerał wyprowadził na tapet coś podobnego, wołając na pomoc Piotra, przeciw pułkownikowi. Ten bowiem nie godził się z jenerałem, w kwestji wojen w Hiszpanji.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: anonimowy.