Ściemnia się naraz dziejów klisza

<<< Dane tekstu >>>
Autor Leo Belmont
Tytuł Ściemnia się naraz dziejów klisza
Pochodzenie Rymy i Rytmy. Tom I
cykl Na nutę satyry
Wydawca Jan Fiszer
Data wyd. 1900
Druk Warszawska Drukarnia i Litografja
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały cykl
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

∗             ∗

Ściemnia się naraz dziejów klisza
Świat znowu sypia niespokojnie…
Jeszcze niedawno trwała cisza,
Nikt się nie ważył śnić o wojnie.

Dzienniki były takie słodkie,
Jak pensyjonarki list miłosny:
Dziewczę, je kręcąc w papilotkę,
Miało na licach blask radosny.

Narody w wonnej atmosferze
Piły z braterskich uczuć zdroju,
A gdy wiązały się w przymierze,
Miały na celu moc pokoju!

Wilhelm otworzył natchnień beczkę,
Szeroko rozwarł swe ramiona

I batystową słał chusteczkę
Płaczącej żonie Mac-Mahona.

Francuz zapomniał o odwecie,
Tonąc w potokach adoracyi,
I tylko czasem słał w sekrecie
Smętny pół-uśmiech ku Alzacyi.

Bismark nie zrzędził: on z pogodą
Pod cieniem lipy spijał Cheres…
Anglik się cieszył ludów zgodą,
Na bok rzuciwszy swój interes…

Każdy, że ciszy tylko pragnie,
Składał przysięgi wzniosłe, szczere…
Ludzkość, potulna niby jagnię,
Zda się wstąpiła w nową erę.

Aż tu nadeszło jakieś licho,
Że się wywraca świat do góry:
Ten i ów nie chce siedzieć cicho,
Rozważa wojny konjunktury.

Francuzki burzy się filister,
W ucho mu wpada słowo: „wojna“, —
Bo oto twierdzi sam minister,
Że teraz doba niespokojna.


Anglik rozstrzyga niepytany:
„Musi się Rossyja bić z Japonią!“
I już gotuje się kasztany
Wygarniać z ognia chciwą dłonią.

Jakichś podejrzeń strugi trysły
I rozlewają się dziś wszędzie:
Nieci pożyczka Chin domysły,
Że nie kupony ciąć się będzie…

Dzienniki wielkim gniewem zawrą,
Że Abisyńczyk bogobojny
Przyszedł pomodlić się pod Ławrą, —
Widzą w tem nowe źródło wojny.

Tam interwiew’er już nagaba,
Czy sobie Bułgar grób wykopie,
Czy macedońska iskra słaba
Rozdmucha pożar w Europie…

Więc mnie dreszcz zimny tnie po skórze
Bo przekonanie miewam szczere,
Że się na wielką zbiera burzę,
Że nie wstępujem w złotą erę.

Takim mnie lękiem zdjęła prasa,
Prawiąc o wielkiej przyszłej wojnie,

Że mi widm szereg w głowie hasa,
I że nie mogę spać spokojnie.

Gdy Chińczyk złotem brzęknie w ręku,
Gdy Abisyński dzwon zadzwoni,
Ja w brzęku złota, w dzwonów dźwięku,
Gotów-em słyszeć szczęki broni…

Gdzie się podziały pisma słodkie,
Jak pensyjonarki list miłosny?
Jak chciwy szczupak drobną płotkę,
Połknął je czasu prąd żałosny.


Petersburg,
Lipiec 1895 r.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Leopold Blumental.