[64]
ŚNIEG
Białe kwiaty gdzieś na korsie... może w Nizzy...
Kołowieje — Cichopada — Białośnieży.
Chodzą ludzie miękkostopi po ulicy,
Końca nosa im nie widać z za kołnierzy.
Uśmiechnęły się panienki w białych lisach
I podniosły wązkie palce aż ku ustom...
Był ktoś biały, co niebieskie listy pisał...
Było cicho. Było dobrze. Było pusto...
Z okna domu ponurego, jak „Titanic”,
Zaechowiał i wysączył się, jak trylik,
[65]
Płacz zmęczonej prostytutki, której stanik
Zafarbował ogniokrwisty hemofilik.
Ktoś się nagle chciał roześmiać, ale nie mógł...
(Oczy cichych czasem chłodne są jak marmur)
Czyjeś ręce pochyliły się ku niemu
Z łyżką ciepła, kochaności i pokarmu.
A ulicą chodzi siwa Matka Boska,
Szuka Żalu, Zrozumienia i Pokuty...
Po witrynach, po parkanach i po kioskach
Jaskrawieją rozrzucone moje „Buty”.
Chcesz? — będziemy dziś przy gwiazdach tańczyć nago...
Daj mi dotknąć swoich miękkich ust-atlasów...
...Polecimy na Bleriocie do Chicago
jeść o zmierzchu słodki kompot z ananasów...