Św. Paweł Apostoł Narodów/Tajemnica świętości
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Św. Paweł Apostoł Narodów |
Data wyd. | 1930 |
Miejsce wyd. | Lublin |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Tajemnica świętości.
A teraz stajemy przed pytaniem: w czem tkwi korzeń najgłębszy wszystkich tych cnót i darów Pawłowych? skąd to życie takiego heroizmu i poświęcenia czerpie swoje soki?
Św. Paweł sam na to daje odpowiedź, gdy swój hymn na cześć miłości takim zaopatruje wstępem: „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości nie miał, miedzią jestem dźwięczną i cymbałem brzmiącym. I gdybym miał dar proroctwa, i wiedział wszystkie tajemnice, i posiadł wszelką wiedzę, i miałbym wszystką wiarę, tak, iżbym góry przenosił, a miłości nie miał, niczem jestem. I gdybym rozdał ubogim wszystką majętność moją i gdybym wydał ciało moje na spalenie, a miłości nie miał, nic mi nie pomoże”.[1]
Miłość Chrystusa przepoiła całą duszę św. Pawła i całą jego działalność. I nie pożałujmy chwili uwagi, ażeby raz jeszcze wejrzeć w jego serce i wniknąć w tajniki miłości, władające niem.
∗
∗ ∗ |
W rozbiorze naszym podziwialiśmy bogactwa naturalne duszy Pawłowej: dary jego umysłu, jego serca i woli; lecz wiedzmy o tem, że w nich kształcącą i twórczą rolę ma miłość Chrystusowa.
Znamy już wielkie dary tej wybranej duszy; znamy przenikliwy umysł św. Pawła, głębokość jego myśli, jego żądzę dotarcia zawsze aż do dna sprawy, jego nieugiętą wolę, jego poryw i zapał, skarby jego serca.
Ale też znamy Apostoła i z tego, że te dary same przez się nie zdołały jeszcze sprowadzić przedziwnej późniejszej harmonji pośród samych przeciwieństw jego charakteru, a w nim przeróżnych sprzecznych kierunków.
Wiemy o tem, jak serce jego, tak obfitujące w żywe uczucia, zionęło jednak przed Damaszkiem samą nienawiścią; jak ten Paweł, który później, gdzie tylko postąpi, tam tworzy i buduje, był jednak przedtem zgoła innym, bo nie budował, ale niszczył; nie tworzył, ale zabijał.
Skądże się więc wzięły u niego najgłębsza namiętność i najwyższa rozwaga, religijna żarliwość i moralna dojrzałość, ukryta praca myśli i gwałtowny pęd czynu, niezłomność woli i intuicja najsubtelniejsza, najwrażliwsze na to, co jego dotyczy, serce i najbezinteresowniejsza miłość?
Wszystko to skojarzyła w nim miłość Chrystusa. Wprawdzie nie tknęła ona jego natury i pozostawiła św. Pawła tem, czem był, z jego rysami myśli, z jego wolą i z jego bogactwem uczucia ziemskiego, przez które św. Paweł jest najbardziej ludzki w pełnem tego słowa znaczeniu i powiedzmy, najbardziej ziemski.
A jednak mimo to wycisnęła ta miłość swój ślad na jego przyrodzonych darach; dotknęła ona natury o tyle tylko, o ile było potrzeba, ażeby ją podnieść, uszlachetnić, uświęcić, sharmonizować, przeistoczyć i w kosztowne naczynie dla balsamu miłości przemienić.
Nie tknęła ona wprawdzie umysłu tak z natury głębokiego i bystrego, ale oderwała go od suchych, pedantycznych, egoizmem natchnionych poszukiwań talmudystycznych, w jakich św. Paweł wzrastał, a popchnęła go ku wielkim, najprzestronniejszym i najżywotniejszym problemom.
Miłość ta wycisnęła wszędzie na pochodzie myśli Pawłowych swój znak i swe znamię; pod jej wpływem i słońcem żarzą się one jakiemś, jakby mistycznem światłem i ogniem.
Miłość ta przetworzyła jego wolę twardą i jak metal w ogniu, tak ona uczyniła ją płynną, gotową do przelania się we wszelkie formy, byle za tę cenę zdobyć i pozyskać dusze dla Umiłowanego.
Miłość oczyściła jego serce z nienawiści, przekształciła je i przeistoczyła zupełnie; ona była w nim strojem i tyle kontrastów tej duszy zdołała ułożyć w najzgodniejszą harmonję.
I co tylko rozdziera władze duszy, co w nie zamęt i niepokój wprowadza, co je mąci, to wszystko pokonał w sobie św. Paweł przez miłość, która całą duszę jego i wszystkie jej władze skupiła w niczem niewzruszonem oparciu o serce Umiłowanego. Stąd zlały się one w nim tak jednolicie.
„Któż tedy — pyta on — nas odłączy od miłości Chrystusowej? Czy utrapienie, czy ucisk, czy głód, czy nagość? Czy niebezpieczeństwo, czy prześladowanie, czy miecz? Ale w tem wszystkiem przezwyciężamy przez Tego, który nas umiłował”.[2]
∗
∗ ∗ |
A więc miłość jest wszechwładną królewną, która rządzi nim całym.
I ona to istnych cudów w nim dokonuje: to ona zmieniła Pawła, prześladowcę Jezusa, w Chrystusowego sługę. „Sługa Chrystusowy”[3] — to jest najmilszy tytuł Pawłowy, powtarzany przez niego wielokrotnie, a odciśnięty na sercu jego i życiu całem.
Miłość to uczyniła zeń i więźnia Chrystusowego.[4]
Ona tak wypełniła serce jego po brzegi, że stała się całą jego treścią i zawartością, iż mówi św. Paweł o sobie: „Mnie żyć jest Chrystus, a umrzeć zysk”.[5]
Ona to jest w całem jego działaniu, w całej pracy wnętrznej tak wyłącznym i silnym bodźcem, że św. Paweł nie może inaczej ująć słowem działania jej na niego, jak gdy ją nazwie miłością przynaglającą. Charitas Christi urget nos: „Miłość Chrystusa przynagla nas”.[6] A więc to ona jest, która mu nie daje spocząć ni w dzień, ni w nocy, to ona gna go wciąż na krańce świata, to ona sprawia, iż niczem niezrażony, — ni niebezpieczeństwami śmierci, ni katuszami, ni więzieniem, — wciąż niestrudzony, opowiada Ewangelję Chrystusową.
Przez miłość staje się dla św. Pawła opowiadanie Ewangelji jakąś nieprzepartą koniecznością wnętrzną: „Że ja opowiadam Ewangelję, — pisze on, — chwały stąd nie szukam; bo mnie potrzeba do tego przymusza: i biada mi, jeślibym Ewangelji nie opowiadał”...[7]
Ona to pośród ucisków największych przepełnia go taką pociechą, że Apostoł woła: „Pełen jestem pociechy i przepełniony jestem radością nadmierną we wszelkiem utrapieniu naszem”.[8]
Te zaś utrapienia były wprost straszne. Znamy już je, a on sam się o swych krzyżach wyrazi: „Ciało nasze nie miało żadnego odpoczynku, aleśmy we wszystkiem udręczeni byli: zewnątrz walki, a wewnątrz obawy".[9]
Jakżeż to iście czarodziejskie jest dzieło miłości, która z cierni i ostów każe wykwitać różom radości!
Lecz jeszcze i tu nie jest kres miłości; bo ona i to sprawi, że samo nawet cierpienie i sam krzyż przetwarza się w oczach Apostoła w misję miłosną dla Chrystusa, niemniej ważną, niż opowiadanie przez niego Ewangelji. I oto mówi on: „Cieszę się w uciskach moich za Was i dopełniam na ciele mojem, czego nie dostaje uciskom Chrystusowym za ciało jego, którem jest Kościół”.[10]
Czyż więc dziw, że serce, taką tknięte miłością, wprost się wyrywa ku cierpieniom i pragnie ich i łaknie więcej, a więcej? — „Ja — woła św. Paweł — dla imienia Pana Jezusa gotów jestem nietylko na więzy, ale i na śmierć w Jerozolimie”.[11]
∗
∗ ∗ |
Miłość Chrystusowa uczyniła w końcu ze św. Pawła nietylko sługę Jezusa, ale stał on się dla niej i przez nią sługą wszystkich. Sługą tylko? — to za mało; ona zeń uczyniła niewolnika: „Nie zależąc od nikogo — mówi on o sobie, — stałem się niewolnikiem wszystkich, abym ich co najwięcej pozyskał”.[12]
Jego to, siewcę tajemnic Chrystusowych, jego, wierzyciela pośród dłużników, winnych Pawłowi światło Ewangelji, — miłość zepchnie do roli dłużnika wszystkich; „gdyż Grekom i niegrekom, mądrym i niemądrym, — mówi św. Paweł o sobie, — winien jestem”.[13]
Ona to, ta nieprzeparta miłość Chrystusowa, dźwięczy w jego sercu, gdy jest napełniona tęsknotą za swoimi i pragnieniem obaczenia ich: „Tęsknię za wami wszystkimi — mówi Apostoł, — w sercu Jezusa Chrystusa”.[14]
Ona jest tajemniczą sprężyną heroicznej miłości jego nieprzyjaciół; ona też jest źródłem niepojętej troski jego obok największych spraw, o najmniejsze nawet rzeczy, poprostu drobiazgi, jeśli tylko te w jakikolwiek związek z duszą wchodzą.
Wszystko teraz rozumiemy, skorośmy dotarli do nerwu jego duszy, t. j. miłości Chrystusa. Z niej to, z tej duszy miłującej wydobywa się hasło potężne „ut Christum lucrifaciam!”, „ażebym Chrystusa pozyskał”.[15]
Skoro raz hasło to płomieniem objęło jego całą istotę, to z tą chwilą tem więcej św. Paweł ofiar ponosić będzie, im dusze są do zdobycia trudniejsze; tem bardziej się on ku duszom nachyli i zniży, im więcej je kocha, nie swoją już, ale Chrystusową miłością.
Bo ten, kto kocha, pragnąłby wyryć imię ukochanej osoby wszędzie; ryje je też chociażby na drzewie i kamieniu. Św. Paweł zaś, rozmiłowany w Chrystusie, porwany jest pragnieniem, ażeby ryć imię Chrystusowe na materjale najniewdzięczniejszym, bo na żywem sercu ludzkiem. I nie samo tylko imię, ale ducha Chrystusa i serce Jego radby on włożyć i wkłada istotnie w dusze i serca ludzkie. Praca taka jest u niego nietylko trudem, ale i bólem największym, który św. Paweł porównuje do bólów rodzenia. „Oto nanowo, — woła on — rodzę was w boleściach; aż się odtworzy w was obraz Chrystusa”.[16]
Przez taką pracę, taki trud, taki ból tworzenia, sobie przypisuje św. Paweł najwyższe — bo duchowe apostolstwo dusz.
Ale nie dla siebie on tych dusz pragnie; nie w sobie niemi się cieszy; nie własny rząd w duszach tych będzie się starał utrzymać; nie! on sam znika zupełnie, ażeby miejsce w duszach ostawić tylko Chrystusowi.
Bo nie sobie on poślubił dusze, ale Chrystusowi: „Abym was stawił oblubienicą czystą Chrystusowi”.[17]
I wszystkoby oddał za dusze. „Chętnie gotowiśmy byli, — mówi św. Paweł — dać wam nietylko Ewangelję, ale i życie nasze”.[18]
I wszystko też, całe życie własnej duszy, jej radość, jej smutek, nadzieje i pragnienia skupił św. Paweł w jednem ognisku — dusz, dla Chrystusa poszukiwanych i w Chrystusie formowanych.
Ciężko mu dolegają jego troski i uciski, a jednak pociechą mu i osłodą w nich jest wiara w Chrystusa wiernych jego: „Wielkiej doznaliśmy z was, bracia, radości we wszelkiej naszej potrzebie i ucisku przez wiarę waszą” — pisze on.[19]
Nie zna on lęku, gdy idzie o niego; ale ten nieulękniony mąż, zaglądający tylekroć razy mężnie w oczy śmierci, zna jednak lęk jeden, lęk o dusze umiłowane, lęk o zagrożone interesy Chrystusa: „Lękam się o to — pisze św. Paweł, — bym nie napróżno pracował pośród was”.[20]
On, który, gdy o niego idzie — wprost się raduje w utrapieniach i uciskach, nie ma dość smutku, ucisku, bólu, trwogi serca, łez nawet, gdy sprawa dusz jest zagrożona; wówczas się odzywa: „Pisałem wam pośród wielu łez, we wszelkim ucisku (ducha) i trwodze serca”.[21]
I na odwrót, gdy się zdaje już nieomal omdlewać na duszy, gdyż interesa Chrystusowe w duszach widzi zagrożone, to się ożywia radością, szczęściem i żyje w pełni, gdy wierni jego we wierze są silnie utwierdzeni. „Albowiem my teraz żyjemy — woła on, skoro wy mocno stoicie w Panu”.[22] Party miłością Chrystusową, radby św. Paweł jak najwięcej miejsca zapewnić Jezusowi w duszach. Radby je wszystkie do oddania się Jemu nakłonić i w Jego miłości jakby uwięzić: „Jam non estis vestri”. — „Wy już, — woła on do swoich, — nie należycie do siebie”;[23] nie jesteście swoją własnością, albowiem wyłącznie należycie do Chrystusa.
Czego zaś nauczał drugich, to wprzód sam przerobił na sobie. Wyzuł on się do tej miary ze wszystkiego, iż nietylko to, co mu było dawniej zyskiem, to dziś stało mu się szkodą, i nietylko za śmiecie i błoto poczytał wszystko dla Chrystusa, ale nadto oddał Mu on samego siebie;[24] oddanie to dosięgło już ostatecznych granic, poza które iść dalej niepodobna. Bo on, choć pozostaje sobą, choć żyje życiem własnem, to jednak przez miłość przeistoczony jest w Chrystusa, a sobą być przestaje; i wtedy nie żyje już więcej Paweł św., ale żyje Chrystus w nim. Tę wielką tajemnicę wnętrznego życia swego, ostatni i najwyższy wykwit swej doskonałości i najwyższe dzieło miłości Chrystusowej we własnej duszy ujął św. Paweł w lapidarny aksjomat: „Żyję ja, już nie ja, — ale żyje we mnie Chrystus”.[25]
Gmach doskonałości Pawłowych i sama nawet miłość wspiera się u niego, jak na fundamencie silnym, na jego głębokiej pokorze.
Kiedy rozpatrywaliśmy serce Pawłowe, widzieliśmy w niem kontrast uderzający: z jednej strony była to czułość i wrażliwość na wszystko to, co Apostoła osobiście dotykało, a z drugiej strony, serce Pawłowe było ożywione najczystszą, najbezinteresowniejszą miłością. Taki sam kontrast zaznacza się w charakterze jego pokory. Z jednej strony mówi on bez skrupułu o swoich wielkich przymiotach, doskonałościach i pracach swoich i w górę wynosi sam siebie; ale z drugiej strony, uniża się aż ku przepaści swej niemocy i nędzy.
W ilu to przeciwstawieniach ujawnia się nam świadomość Pawła.
Słyszymy go, jak krytycznie i jasno ocenia on swe dary, gdy n. p. mówi: „Zbywa mi na wymowie, jednak nie zbywa na umiejętności, jakośmy się też wykazali przed wami wszędzie i we wszystkiem.”[26] A tu znowu powiada: „Postanowiłem sobie nic innego nie umieć między wami, jedno Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego”.[27]
Nie chce więc błyszczeć żadną wiedzą, żadną umiejętnością, jak tylko jedną jedyną, jaką daje poznanie Chrystusa.
Ale co więcej, on, który się wykazuje świadectwem wszystkich, iż mu nie zbywa na umiejętności, on, wobec tych samych Koryntjan, poświadczy o sobie: „My głupi dla Chrystusa”.[28]
A jak świadom jest Paweł swoich darów umysłu, tak nie zawaha się wynieść na światło dary swojego serca i duszy, i posunie się on aż do wezwania wszystkich, by go naśladowano. „Proszę was tedy — woła do Koryntjan — bądźcie naśladowcami moimi, jakom ja jest naśladowcą Chrystusa”.[29]
Zdawałoby się, że już niema chyba większej chluby, jak chluba taka, w której siebie ktoś stawia za wzór doskonałości dla innych.
A oto naraz uderza nas nowe przeciwieństwo i obraz doskonałości Pawłowej znika nagle przed nami, a odsłania się obraz innny[30], w którym się ukazuje skażenie i nędza człowieka, wyciągającego ręce ku temu, co dobre, a jednak skłonnego do czynienia tego, co jest złe: „Bo nie czynię dobrego — mówi Paweł św., którego pragnę, ale złe, którego nie chcę, to czynię”.[31]
Czuje on i wie o tem, że ma się z czego chlubić: „Mam też z czego się chlubić... w mej pracy dla Boga”.[32] Ale znowu nam powie: „Jeśli się mam chlubić — z krewkości mojej chlubić się będę”.[33]
Świadom on jest i wielkości swojej; równa siebie z największymi Apostołami: „Mniemam atoli, że ja nie mniej czyniłem, niż wielcy Apostołowie”.[34] A nawet wynosi siebie św. Paweł nad innych apostołów: „Alem więcej od nich wszystkich pracował”.[35] Aż naraz, gdy się tak pod szczyty wyniósł, zniża siebie pod stopy wszystkich: „Bom ja jest najmniejszy między Apostołami”. A nawet dopowie: „Nie jestem godzien zwać się Apostołem”.[36]
Jakże tu pogodzić takie przeciwieństwa: najwyższe wyniesienie i największe uniżenie, doskonałość i nędzę i skażenie, chwałę ze swych darów i chwałę ze swych krewkości.
Dopomoże nam do rozwiązania tych trudności sam św. Paweł.
Widzi on w sobie literalnie dwóch odmiennych ludzi, i z jednego przechwala się i chlubi, a z drugiego się nie chlubi, a raczej się jego wstydzi i upokarza. Pierwszy człowiek w nim, to ten, który jest tylko instrumentem darów i łask Bożych. Z tego on się chlubi, bo chluba jego spada wyłącznie na samego Dawcę wielkich darów, ubogacających duszę Pawłową. Ale zato nie chlubi się i nie przechwala w tym drugim człowieku; a raczej chlubi się, ale tylko z jego niemocy i niedoskonałości.
O tym pierwszym i o tym drugim człowieku, tak mówi Paweł św.: „Z takiego człowieka chlubić się będę, ale z siebie samego chlubić się nie będę, jedno z krewkości moich”.[37]
Jakże więc proste jest rozwiązanie tak trudnego na oko problemu. Św. Paweł podzieliwszy siebie samego pomiędzy dwóch ludzi, wszystko, co widzi w sobie dobrego, kładzie na rachunek pierwszego człowieka, wszystko zaś, co jest niedoskonałością w nim i skażeniem, to obciąża konto człowieka drugiego. Taki podział pozwala mu równocześnie i wynosić siebie i uniżać się, chwalić i zawstydzać i mówić o niemocy swojej, jak i o wielkich dziełach swoich. Wynosi on dary swoje, ale w rozważaniu ich znika on, jako on, gdyż widzi prawie wyłącznie w chlubnem działaniu swojem działanie łaski Bożej. „Z łaski Bożej — mówi on, — jestem tem, czem jestem”.
Wynosi się on nad innych apostołów, a kiedy mówi o sobie, iż więcej od nich pracował, zaraz dodaje: „Nie ja, lecz łaska Boża, która jest ze mną”.[38]
Wyliczać on będzie, wiele wycierpiał i wiele zdziałał w swej misji dla pogan. Ale czy to on wszystko zdziałał? — Nie: „Zdziałał — mówi on — Chrystus przezemnie słowem i czynem”.[39]
Chlubi się on z swej pracy dla Boga, ale i tu oświadczy, że choć się ma z czego chlubić, to jednak tylko „chlubi się w Chrystusie Jezusie”.[40] Za swoją jedyną zasługę uważa to, że łasce Bożej nie przeszkadzał, że łaska Boża w nim próżną nie była.
Tak to, czy przez poniżenie siebie, czy też przez swe wywyższenie, św. Paweł oddaje chwałę Chrystusowi Jezusowi. Gdy się poniża w krewkościach swych, w niedostatkach i przejściach, wtedy raduje się z tych poniżeń, albowiem w nich i przez nie tem więcej tylko się uwydatnia moc Chrystusowa, która, mimo tak słabe narzędzie, tyle dokonać zdołała. Gdy zaś siebie wywyższa, wtedy każde wywyższenie, czy z darów naturalnych, czy nadnaturalnych, przemienia się w jego ustach i jego sercu w tyleż aktów wdzięczności, hołdu i miłości dla Tego, który jest głównym sprawcą jego wywyższenia.
Najgłębszą tajemnicą jego pokory jest więc znowu miłość Chrystusowa. W niej się zbiegają tak jego doskonałości, jak i niedoskonałości; jego wielkie dzieła, jak i słabości; ale od niej znowu i w niej bierze początek jego przechwalanie się w nędzach swoich, i jego wynoszenie się z dóbr duchowych i darów.
- ↑ 1 Kor. XIII, 1-3
- ↑ Rzym. VIII, 35, 37
- ↑ Rzym. I, 1
- ↑ Efez. III, 1
- ↑ Filip. I, 21
- ↑ 2 Kor. V, 14
- ↑ 1 Kor. IX, 16
- ↑ 2 Kor. VIII, 4
- ↑ 2 Kor. VII, 5
- ↑ Kol. 1, 24
- ↑ Dz. Ap. XXI, 13
- ↑ 1 Kor. IV, 19
- ↑ Rzym. I, 14
- ↑ Filip. I, 8
- ↑ Filip. III, 8
- ↑ Gal. IV, 19
- ↑ 2. Kor. XI, 2
- ↑ 1. Tess. II, 8
- ↑ 1. Tess. III. 7
- ↑ Gal. IV, 11
- ↑ 2 Kor. II. 4
- ↑ 1. Tess. III, 8
- ↑ 1. Kor. VI, 19
- ↑ Filip. III, 7—9
- ↑ Gal. II, 20
- ↑ 2. Kor. XI, 6
- ↑ 1 Kor. II, 2
- ↑ 1. Kor. IV, 10
- ↑ 1. Kor. IV, 16
- ↑ Błąd w druku; powinno być – inny.
- ↑ Rzym. VII, 19
- ↑ Rzym. XV, 17
- ↑ 2 Kor. XI, 30
- ↑ 2 Kor. XI, 5
- ↑ 1 Kor. XV, 10
- ↑ 1 Kor. XV, 9
- ↑ 2 Kor. XII, 5
- ↑ 1 Kor. XV, 10
- ↑ Rzym. XV, 18
- ↑ Rzym. XV, 17