Świątynia przyjaźni
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Świątynia przyjaźni |
Pochodzenie | Poezye Studenta Tom I |
Wydawca | F. A. Brockhaus |
Data wyd. | 1863 |
Miejsce wyd. | Lipsk |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I |
Indeks stron |
W spustoszałej świątyni,
Gdzie zimne marmury
Bluszcz obwija, i puszczyk
Odziedziczył mury —
W spustoszałej świątyni
Daleko od świata,
Gdzie myśl smętna w dumaniach
Daleko ulata,
Tam — patrzcie — o północy,
Gdy ludzie w pokoju
Snem zwierzęcym usnęli
Po życiu i znoju,
Jeszcze głos jakiś słychać,
Widać jakieś cienie:
Oświecają ich drżące
Księżyca promienie —
O! tam mruga w ołtarzu
Lampa zawieszona,
Świątynia jej promieniem
W koło oświecona.
Lecąc w górę, oświeca
Te ciemne ruiny,
Tak jak dusza poety
Nad tej ziemi syny!
Tam trzy cienie, ponure
Posągi, bladawe,
O nie! — to nie posągi!
Bo ich oczy łzawe
Zaszły mgłą — mgłą czułości
O — to nie kamienie!
Bo głaz zimny — z ich piersi
Ulata westchnienie!
Wrące, wrące jak lawa!
Patrz tam w czarnej szacie
Tam stoi siwy starzec
Wy starca nie znacie!
Strój jego jako serce
Strój ciemny, żałobny:
Arcykapłan jak gołąb
Do kruka podobny —
Bo spływa mu włos biały
Srebrząc pierś zmarszczoną,
Czarna szata ostatnia
Postać pochylona —
Na jego zżółkłej twarzy
Trwoga się maluje,
Obok ludzkiej bojaźni
Jakiś żal piętnuje.
Tam — po dokach świątyni
Stoją dwie postacie
Młodzieńcy w pierwszej wiośnie
I godowej szacie!
«O! święty zapał włada
Sercami waszemi!
Szlachetne wasze dusze
Nie przebrzmią po ziemi!
Zbliżcie się» — skinął ręką
Arcykapłan stary:
« Pomnijcie nie dziecinne,
Niech was łączą mary.
Wymówcie ślub przeświętej
Serc młodych potęgi,
Zapisze każde słowo
Anioł w niebios księgi — »
Zbliżyli się młodzieńcy
Każden pewnym krokiem,
Każden dumny, szlachetny,
Śmiałem patrzył okiem —
« Ślubujemy na miłość
Ojczyzny — aż w grobie
Legną kości — a tu na
Przyjaźń wzajem sobie!» —
«Dosyć dosyć!» zawołał
Arcykapłan stary:
«Jak ojczyźnie, tak sobie,
Dochowajcie wiary!»
Rozdarł szatę na piersi
I oblał ją łzami,
Błogosławiąc młodzieńców
Drżącemi rękami —
Rozdarł szatę — i hostią
Na dwoje rozdzielił,
I nią obu młodzieńców
Wzajemnie podzielił.
Zamienił im pierścienie,
Na skroń złożył dłonie
I zniknął — pieją kury,
Ranna zorza płonie —
Ścisnęli się młodzieńcy,
A w tem uścisnieniu
Zlały się wszystkie nieba
W dwóch dusz zjednoczeniu!
Są myśli, których szkielet
Nie pojmie śmiertelny,
Mędrek wyszydzi — pojmie
Tylko sercem dzielny —
I każden twarz swą płaszczem
Okrył i zasłonił
I odszedł — a za niemi
Głos z świątyni gonił:
Rzadką jest przyjaźń i cnota jest rzadką
Bo przyjaźń córką, a cnota jest matką! —