Święty/Część II/Rozdział szósty

<<< Dane tekstu >>>
Autor John Galsworthy
Tytuł Święty
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „Rój”
Data wyd. 1933
Druk Sp. Akc. Zakł. Graf. „Drukarnia Polska“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Stella Landy-Feldhorn
Tytuł orygin. Saint’s Progress
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ SZÓSTY.
1.

Pierson wrócił do swego gabinetu i napisał do Gracji następujący list:
„Postaraj się dostać urlop na kilka dni, dziecko drogie i przyjedź do domu. Mam zmartwienie z Nolli. Od chwili, kiedy ją spotkał ten cios, jest z każdym dniem bledsza; a dziś zemdlała. Nie chce iść do lekarza, ale może umiałabyś ją nakłonić, by się poradziła Jerzego. Jeżelibyś przyjechała, Jerzy napewno urządzi się tak, żeby mógł wpaść do nas na dzień lub dwa. Jeżeli nie, będziesz musiała zabrać ją do niego nad morze. Właśnie przeczytałem wiadomość o śmierci twego kuzyna Karola Piersona; padł podczas jednego z ostatnich ataków nad Sommą; jest bratankiem mojej kuzynki Leili, z którą, jak ci wiadomo, Noel widuje się codziennie w szpitalu. Bertram dostał krzyż waleczności. Ostatnio jestem nieco wolniejszy; Sander jest tu na urlopie i zastępuje mnie trochę. Czuję się też teraz o wiele lepiej, od kiedy się ochłodziło. Postaraj się przyjechać. Jestem prawdziwie niespokojny o zdrowie naszego drogiego dziecka.

„Twój kochający Cię ojciec
„Edward Pierson“.

Gracja odpisała, że będzie mogła przyjechać w piątek na weekend. Spotkał się z nią na stacji, a stamtąd pojechali prosto do szpitala po Noel. Leila przyszła do nich do poczekalni, a Pierson, w przekonaniu, że będą mogły same swobodniej pomówić o stanie zdrowia Noel, przeszedł do pokoju rekonwalescentów, gdzie przypatrywał się dwu żołnierzom, grającym w „tiwoli“. Kiedy wrócił do małego salonu, obie kobiety stały jeszcze koło kominka, rozmawiając półgłosem. Gracja musiała się najwidoczniej pochylić nad ogniem, gdyż twarz miała zaczerwienioną i jakby spuchniętą a oczy zmętniałe od żaru.
Leila rzekła swobodnie:
— No i cóż, Edwardzie, czy moi żołnierze nie są rozkoszni? Kiedy pójdziemy znów razem na koncert?
Była także zarumieniona i wyglądała całkiem młodo.
— Mój Boże! Żeby to można robić, co się pragnie.
— Pięknie powiedziane, Edwardzie; ale tyś powinien — przydałoby ci się. — Potrząsnął przecząco głową i uśmiechnął się.
— Jesteś kusicielką, Leilo. Czy nie chciałabyś być tak dobra i powiedzieć Noel, że może z nami wrócić do domu? I czy mogłabyś ją zwolnić na jutro?
— Na jak długo tylko zechcesz; potrzeba jej odpoczynku. Nie powinniśmy jej byli pozwolić pracować po takiem przejściu — to mój błąd, niestety. Myślałam, że praca będzie dla niej najlepszem lekarstwem.
Pierson zauważył, że Gracja przeszła koło niego i wyszła z pokoju. Wyciągnął do Leili rękę i podążył za córką. Usłyszał za sobą mały okrzyk niezadowolenia, jaki czasem wydaje kobieta, kiedy nadepta na własną spódnicę, lub kiedy ją spotka jakieś inne potężne niepowodzenie. W tej chwili ujrzał Noel w hallu i zdał sobie niejasno sprawę, że jest ośrodkiem trójkąta trzech kobiet, których oczy porozumiewają się ukradkiem. Siostry ucałowały się; usiadł między niemi w aucie. Ponieważ był najmniej spostrzegawczy ze wszystkich ludzi na świecie, więc pożegnał się z niemi w hallu nie zauważywszy niczego, poza tem, że były trochę milczące; wszedł do gabinetu i zaczął przeglądać życiorys Sir Thomasa Moora. Korciło go, aby pokazać Jerzemu, który miał przyjechać wieczorem, pewien znajdujący się tam ustęp.
Gracja i Noel udały się na górę; wargi miały mocno zaciśnięte, oczy odwrócone. Obie były bardzo blade. Kiedy stanęły przed drzwiami pokoju Gracji — pokoju, w którym kiedyś mieszkała ich matka — Noel chciała iść dalej, ale Gracja chwyciła ją za rękę i powiedziała: — Wejdź! — W pokoju płonął jasny ogień, obie siostry stanęły przed nim, każda po jednej stronie kominka, chwytając rękoma za gzyms, zapatrzone w płomienie. W końcu Noel przesłoniła oczy jedną ręką i rzekła:
— Prosiłam ją, by ci powiedziała.
Gracja wykonała nieporadny ruch, jak człowiek, którym targają dwa silne uczucia i który pragnie poddać się tylko jednemu.
— To straszne — powiedziała tylko.
Noel skierowała się ku drzwiom.
— Stój, Nolli!
Noel zatrzymała się z ręką na klamce.
— Nie chcę niczyjego współczucia i niczyjego przebaczenia. Chcę, by mnie zostawiono w spokoju.
— Jakże cię można zostawić?
Fala rozpaczy wezbrała w sercu Noel.
— Nienawidzę współczucia ze strony ludzi, którzy nie mogą zrozumieć, — zawołała namiętnie, — nie trzeba mi niczyjego współczucia. Mogę każdej chwili odejść i nie pokazać się nikomu więcej na oczy.
Słowa „nie mogą zrozumieć“ ubodły Grację.
— Ja mogę zrozumieć, — rzekła.
— Nie możesz; nigdyś go nie widziała. Nie widziałaś nigdy — wargi jej drżały tak silnie, że musiała przerwać i zagryźć je, by powstrzymać potok łez. — A pozatem sama nigdybyś tego nie zrobiła.
Gracja chciała podejść do siostry, ale zatrzymała się w połowie drogi i siadła na łóżku. Noel powiedziała prawdę. Nigdyby tego sama nie zrobiła, i to przeświadczenie właśnie zabijało jej miłość i współczucie dla Nolli, choć szczerze pragnęła jej pomóc. Jakie to okropne, jakie rozpaczliwe, jakie upokarzające! Jej własna siostra, jedyna siostra, w położeniu tych wszystkich biednych, źle wychowanych dziewcząt, które się zapomniały! A ojciec — ich ojciec! Do tej chwili prawie wcale o nim nie myślała, zajęta wyłącznie obrazą, jakiej doznała jej własna duma. Słowo „tatuś!“ wymknęło jej się mimowoli.
Noel zadrżała.
— Ach, ten chłopak! — rzekła Gracja nagle. — J em u nie mogę wybaczyć. Tyś nie wiedziała, co czynisz — on wiedział. To było, to było... — Na widok twarzy Noel, zamilkła.
— Wiedziałam, co robię — rzekła. — To moja wina. Był moim mężem tak samo, jak Jerzy twoim. Jeżeli powiesz jedno słowo przeciw niemu, nie odezwę się do ciebie nigdy więcej. Cieszę się, tak samo jak i tybyś się cieszyła, gdybyś miała mieć dziecko. Jedyna różnica w tem, że tyś miała szczęście — a ja nie. — Wargi jej zadrżały znowu. Umilkła.
Gracja wlepiła w siostrę zdziwiony wzrok. Brak jej było w tej chwili Jerzego — pragnęła wiedzieć, co on o tem myślał i co czuł.
— Czy będzie ci przykro, jeżeli powiem Jerzemu?
Noel potrząsnęła przecząco głową.
— Nie; teraz już nie. Możesz powiedzieć, komu chcesz. — Rozpacz ukryta za maską obojętności ubodła Grację nagle w samo serce. Wstała i objęła siostrę ramieniem.
— Nolli, kochanie, nie patrz tak smutno!
Nolli zniosła cierpliwie pieszczotę, ale nie odpowiedziała na uścisk siostry i odeszła po chwili do swego pokoju.
Gracja została sarna, zmartwiona, zbolała, zagniewana, niezdecydowana i pełna obawy. Duma jej była głęboko zraniona, serce rozdarte; była niezadowolona ze siebie. Czemu nie umiała się zdobyć na więcej współczucia? A jednak, teraz, kiedy Noel wyszła, musiała znowu potępić zmarłego. Jego postępek był niewybaczalny. Nolli była jeszcze takiem dzieckiem! Popełnił świętokradztwo. Ach, żeby tylko Jerzy przyjechał, żeby mogła powiedzieć mu wszystko! Ponieważ sama wyszła za mąż z miłości, znała namiętność, umiała wejrzeć na tyle w duszę Noel, aby się przekonać, że miłość siostry była głęboka — o ile jakiekolwiek uczucie mogło być u takiego dziecka głębokie. Gracja osiągnęła już dojrzały wiek dwudziestu lat. Ale jak można było tak się zapomnieć! A ten chłopak! Gdyby go była znała, element osobisty, tak doniosły we wszelkich sądach ludzkich, złagodziłby może uczucie oburzenia. Ponieważ go jednak nigdy nie widziała na oczy, uważała jego postępowanie za „podłe“. Zdawała sobie też sprawę, że to przekonanie będzie powodem wiecznych dysonansów między nią a siostrą. Choćby nie wiem jak starała się ukryć swój sąd, Noel i tak go wyczuje.
Zdjęła pielęgniarski ubiór, włożyła wieczorową suknię i krzątała się po pokoju. Oby tylko nie zejść na dół i nie widzieć się z ojcem, zanim to będzie konieczne. To, co się stało, było dla niego straszne ponad wszelki wyraz; bała się nieuniknionej rozmowy o zdrowiu Noel. Nie powie mu naturalnie słowa, dopóki Noel nie zechce: a ponieważ z natury była bardzo prawdomówna, martwiła ją myśl, że będzie musiała kłamać.
Wkońcu zeszła nadół i zastała już obydwoje w salonie; Noel w powiewnej wieczorowej sukni siedziała koło ognia z brodą opartą na dłoni, podczas gdy ojciec czytał jej na głos nowiny wojenne z wieczornej gazety. Na widok tej opanowanej, subtelnej, dziewczęcej postaci zamyślonej nad ogniem, na widok zmęczonej twarzy ojca tragedja tego wypadku uderzyła ją ze zdwojoną siłą. Biedny tatuś! Biedna Nolli! Straszne! Noel odwróciła się i potrząsnęła nieznacznie głową, a oczy jej rzekły tak wyraźnie, jakby mówiły usta: — Nie mów nic! — Gracja skinęła potakująco i podeszła do ognia. Tak zaczął się jeden z owych spokojnych, domowych wieczorów, które czasem kryją w sobie niezgłębiony ból serc.

2.

Noel została na dole, dopóki ojciec nie poszedł do łóżka, potem odrazu udała się na górę. Postanowiła widocznie, żeby o niej nie mówili. Gracja została sama czekając na męża! Północ już dochodziła, kiedy przyjechał. Dopiero rano oznajmiła mu nowinę rodzinną. W odpowiedzi mruknął coś cicho. Gracja widziała, że zmrużył oczy, tak, jakby je może zmrużył, oglądając jakąś złośliwą i skomplikowaną ranę, a potem wlepił uparcie wzrok w sufit. Choć pobrali się przeszło rok temu, nie znała jeszcze poglądów Jerzego na wiele spraw i czekała teraz z dziwnym niepokojem, co powie. Stanowisko, jakie zajmie wobec tej plamy na honorze rodziny, będzie próbą jego przywiązania do niej, będzie próbą charakteru człowieka, który jest jej mężem. Milczał przez chwilę; niepokój jej wzrastał. Potem poszukał dłoni żony i uścisnął ją mocno.
— Biedna mała Nolli! Przydałaby się nam w tym wypadku filozof ja życiowa Marka Tapleya. No, nie martw się Gracjo! Jakoś jej pomożemy.
— Ale ojciec! Niepodobna mu nie powiedzieć i podobna powiedzieć! Och, Jerzy! Nigdy dotąd nie wiedziałam, co znaczy duma rodzinna. To nie do wiary! Ten nieszczęsny chłopak...
De mortuis... Patrz, Gracie! Śmierć otacza zewsząd nasze życie! Nolli postąpiła jak prawdziwe cielątko. Ale to wojna — wojna! Twój ojciec będzie się z tem musiał pogodzić; będzie miał rzadką sposobność okazania chrześcijańskiego ducha.
— Tatuś będzie jak zwykle uosobieniem dobroci i to właśnie jest takie straszne!
Jerzy Laird uścisnął jeszcze silniej rękę żony.
— Zupełna racja! Staromodny ojciec uniósłby się poprostu. Ale czy on musi wiedzieć? Możemy ją zabrać z Londynu, a później damy sobie jakoś radę. A jeżeli się ojciec dowie, trzeba mu będzie wytłómaczyć, że Nolli „spłaciła ojczyźnie swój dług“.
Gracja zwolniła rękę z jego uścisku.
— Nie mów tak! — rzekła zdławionym głosem.
Jerzy Laird odwrócił się i spojrzał na Grację. Sam był bardzo wzburzony, doceniał może głębiej doniosłość tego nieszczęścia, niż jego młoda żona; umiał też odczuć zupełnie dobrze, jak bardzo czuła się zrozpaczona i dotknięta; ale jako urodzony pragmatysta, stosujący wobec życia metodę doświadczalną, nie mógł bez zniecierpliwienia patrzeć na bezowocne załamywanie rąk. Korciło go zawsze, aby przełamać w Gracji odziedziczoną po ojcu skłomiość do ascetycznego trzymania się tradycji. Gdyby Gracja nie była jego żoną, zgodziłby się z pewnością, że z równem szczęściem mógłby zmienić kształt jej czaszki, jak przeistoczyć ten zasadniczy rys jej charakteru; ponieważ jednak była jego żoną, więc oczywiście uważał zmianę za możliwą, tak, jak możliwa jest w gmachu przebudówka klatki schodowej albo połączenie dwóch pokoi w jeden. Objął ją ramionami i rzekł:
— Rozumiem; ale zobaczysz, że wszystko się ułoży, jeżeli nie będziemy ujmowali sprawy zbyt tragicznie. Czy mam pomówić z Nolli?
Gracja przyzwoliła, by móc ojcu powiedzieć: — Jerzy ją zbada — i odroczyć temsamem rozmowę. Niemniej jednak cała sprawa wydawała jej się coraz większą klęską, której nic nie mogło zmniejszyć, ani usunąć.
Jerzy Laird miał niemało chłodnej odwagi, nieocenionej w ludziach, którzy muszą zarówno łagodzić jak i zadawać ból, a mimo to, mówiąc jego słowami, — nie był bynajmniej zachwycony tą misją; zaproponował Nolli przechadzkę, ponieważ obawiał się sceny. Nolli zgodziła się chętnie z tych samych przyczyn. Lubiła Jerzego, a ponieważ jako szwagierka umiała patrzeć na niego bardziej objektywnie i z właściwą jej młodzieńczą wnikliwością, znała go może lepiej, niż własna żona. W każdym razie była pewna, że nie spotka jej z jego strony ani potępienie, ani współczucie.
Mogli byli oczywiście pójść w jakimkolwiek kierunku, poszli jednak w kierunku City. Takie głęboko uzasadnione decyzje są często podświadome. Szukali bezwątpienia oschłej, nie wzbudzającej wzruszeń okolicy; lub też może okolicy, gdzieby Jerzy, który był w uniformie, mógł odpocząć od nieustannych, automatycznych żołnierskich gestów powitalnych. Doszli do Cheapside, zanim uświadomił sobie w całej pełni jak dziwaczny był ten spacer z piękną, młodą szwagierką poprzez tłumy śpieszących, czarno odzianych businessmanów. — Djabli nadali ten spacer — pomyślał. — Okazuje się, że w mieszkaniu byłoby przecież łatwiej.
Odchrząknął jednak, uścisnął lekko jej ramię i zaczął:
— Gracja powiedziała mi, Nolli. Najważniejszą rzeczą jest, żebyś nie upadła na duchu i żebyś się nie martwiła.
— Przypuszczam, że nie możesz mi pomóc.
Słowa te wypowiedziane subtelnym dźwięcznym głosem, wytrąciły Jerzego zupełnie z równowagi; rzekł jednak szybko:
— Niema mowy, Nolli; wykluczone! O czem ty myślisz?
— O tatusiu.
Słowa: — Niech djabli porwą tatusia — cisnęły mu się na usta; połknął je i rzekł:
— Bóg z nim! Trzeba będzie wszystko jakoś urządzić. Czy chcesz rzeczywiście trzymać to przed nim w tajemnicy? Trzeba się zdecydować na jedno, albo drugie; nie warto ukrywać, skoro prawda i tak wyjdzie na jaw.
— Nie.
Spojrzał na nią ukradkiem. Patrzyła prosto przed siebie. Jak śmiesznie młoda była, jak piękna! Coś dusiło go w gardle, jak łzy.
— Na twojem miejscu nie robiłbym narazie nic, — rzekł, — wszystko jest jeszcze przedwczesne. Później mogę mu powiedzieć, jeżeli będziesz chciała. Pamiętaj jednak, moja droga, że zależy to w zupełności od ciebie; nie musiałby się nigdy dowiedzieć.
— Nie.
Nie wiedział, co chce przez to powiedzieć. Nagle rzekła:
— Gracja potępia Cyryla. Nie pozwól jej. Nie chcę, żeby ktoś źle p nim myślał. To moja wina. Chciałam go sobie zapewnić.
— Gracja jest oczywiście wzburzona, ale uspokoi się. Nie dopuszczaj do tego, żeby to was rozdzieliło. Musisz pamiętać stale o jednej rzeczy, mianowicie o tem, że życie nastręcza nieskończoną ilość możliwości. Spójrz na wszystkich ludzi wokoło! Nie wiem, czy znajdzie się między nimi jeden, któryby nie przechodził w przeszłości lub teraz jeszcze, jakichś ciężkich chwil, a niektórych czekają przejścia równe twoim lub może nawet gorsze; a mimo to widzisz, że są pełni humoru i werwy. Największy urok życia leży w tej właśnie rozkosznej ironji, która wszystko przenika. Przydałoby się, żebyś się mogła rozejrzeć po Francji, i porównać własne cierpienie z tem, co się tam dzieje. — Uczuł, że wsunęła mu nagle palce pod ramię i ciągnął dalej z rosnącą pewnością siebie:
— Życie musi być w przyszłości najważniejszą rzeczą dla ciebie, Nolli. Nie wygoda, nie klasztorna cnota, nie bezpieczeństwo, ale samo życie, z wykorzystaniem każdej chwili. Rozumiesz? Wszystkie stare, skostniałe tradycje, wszystkie hamulce poszły do kotła. Śmierć topi je i warzy. Będzie z tego świetna zaprawa do nowej zupy. Im się więcej przycina gałązki, tem bujniej rozwija się każda roślina. Żale, rozpacze i tłumienie uczuć wychodzą z mody. W przyszłości nie będzie dla nich ani miejsca, ani czasu. Dasz początek życiu — to w każdym razie coś, za co trzeba być wdzięcznym. Utrzymałaś Cyryla Morlanda przy życiu. No — a wkońcu wszyscyśmy się kiedyś urodzili; jedni jako ślubne, inni jako nieślubne dzieci, co nie wpływa bynajmniej na jakość produktu, a męka rodzenia jest też w obu wypadkach dokładnie ta sama. Im weselsza będziesz, tem zdrowsze będziesz miała dziecko i to jest wszystko, co cię powinno obchodzić. Masz narazie conajmniej dwa miesiące czasu; a potem dasz nam poprostu znać, dokądbyś chciała wyjechać, a ja to już jakoś wszystko urządzę.
Odwróciła ku niemu głowę. Spotkał się ze spojrzeniem tych młodych, jasnych, zamyślonych oczu i ogarnęło go nagle niemiłe uczucie: czyż nie mówił do niej, jak szarlatan? Czy rzeczywiście trafił w sedno sprawy? Na co mogły się przydać podobne ogólniki tej wytwornej dziewczynie, wychowanej przez staromodnego, kochającego i ukochanego ojca w poszanowaniu prawdomówności? W naturze Jerzego leżała też pewna pogarda dla słów; warunki, w jakich żył przez dwa ostatnie lata, wyrobiły w nim wstręt do ludzi, których działanie polega jedynie na słowach. Miał ochotę powiedzieć: — Nie zwracaj na mnie najmniejszej uwagi, wszystko to humbug; co będzie, to będzie i na tem koniec.
Wtem zapytała ze spokojem:
— Czy mam powiedzieć tatusiowi, czy nie?
Miał ochotę odpowiedzieć „nie“, ale nie mógł. Najprostsza droga była może przecież najlepsza. W tym wypadku trzebaby zachować tajemnicę przez całe życie. Ukryć coś na zawsze jest prawie że niemożliwością. Prędzej, czy później prawda wyjdzie na jaw. Lekarz wziął jednak górę nad filozofem, rzekł więc:
— Niema się z czem śpieszyć, Nolli, czas na to za dwa miesiące. Potem możesz mu powiedzieć, albo ja z nim pomówię.
Potrząsnęła przecząco głową:
— Nie; jeżeli musi tak być, zrobię to sama.
Położył dłoń na ręce Nolli, zawieszonej na jego ramieniu i uścisnął ją mocno.
— Co mam robić do tego czasu? — zapytała.
— Odpocznij przez tydzień gruntownie, a potem wróć do pracy.
Noel milczała przez chwilę, potem rzekła:
— Dobrze, zrobię tak.
Nie mówili więcej na ten temat. Jerzy starał się opowiadać o swych szpitalnych doświadczeniach, o fenomenie, jakim jest brytyjski żołnierz. Tuż przed powrotem do domu rzeki jej tylko:
— Widzisz, Nolli, jeżeli się sama nie będziesz wstydziła, nikt inny nie będzie się wstydził za ciebie. Jeżeli posypiesz głowę popiołem, to bliźni chętnie uczynią to samo; na tem polega ich litość.
Spotkał się znów ze spojrzeniem jasnych, zamyślonych oczu. Pożegnał ją z myślą: — Biedne opuszczone dziecko.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: John Galsworthy i tłumacza: Stella Landy-Feldhorn.