[119]Żegnałem cię podobną róży...
Żegnałem cię podobną róży,
Której liść każdy tchnie rozkoszą — —
Ani się kiedy nad nią chmurzy
Pogodny błękit, ni oprószą
Śniegi jej kielich, ale w słońca
Promieniach kwitnie czarująca.
Dziś twarzą witasz mię żałośną,
Jako boleści posąg cicha,
Tylko się łzą skarżąca głośno;
Podobna róży, co usycha,
I krasne barwy w blade mieni,
Nim jeszcze nadszedł czas jesieni.
Jak strumień, co po deszczu ścieka,
W niedługiej chwili szczęście minie,
Ale nieszczęście jest jak rzeka,
Co z nieprzebranych źródeł płynie — —
Więc ci nie mówię: miej nadzieję,
Że jasne jutro ci zadnieje.
[120]
Ani ci mówię: skarż się światu,
Bo gdzież są piersi, co westchnienie
Dla więdnącego mają kwiatu?...
Ani ci radzę zapomnienie,
Bo nie zapomnisz, bo nie skona
Boleść i wstanie pogrzebiona.
Mówię ci tylko, że w żałobie,
Jesteś mi stokroć więcej drogą,
I całe serce święcę tobie —
Cóż nad to ludzie święcić mogą? —
I dzielę twoją boleść całą
I pół jej serce me zabrało.