<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Tytuł Życie
Pochodzenie Poezye II
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1901
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa, Kraków
Źródło skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Życie.

Wszedłem — — świat mi się zdał jak jeden cud,
Czarowna wizya, w ekstazie zrodzona...
Od gór do lasów, od nieba do wód

Biegła ma dusza zachwytem szalona...
Jakbym ku sobie wszechświat garnąć chciał,
Młodem ku niemu wyciągnął ramiona...

Z lasów i łanów, z wód, z wysokich skał,
Z niebiosów, zewsząd na moje zachwyty
Bóg szczęścia uśmiech mi w odpowiedź słał.

Biec chciałem, cudem i czarem niesyty,
Dalej i dalej!... Wtem owiał mię chłód
I w przerażeniu stanąłem, jak wryty.

Krew mi się wszystka ścięła w żyłach w lód:
Straszna przede mną stała upiorzyca,
Z piekielnych kędyś wyzionięta wrót.


Trąd jej okrywał trupio-żółte lica,
A oczy miała żarłoczne, jak sęp,
Którego nigdy i nic nie zasyca.

W zmierzwionych włosach gadów wił się kłęb,
Ohydna, straszna weszła mi na drogę,
Odziana w łachman gnijący i strzęp.

Śmiertelną czując odrazę i trwogę
Chciałem uciekać, ale woli wbrew
Czułem, że nóg mych poruszyć nie mogę.

Rozpacz mię wówczas porwała i gniew,
Chciałem poczwarę usunąć przebojem
Z drogi mej, w głowie huczała mi krew.

Chciałem biedz dalej za tem szczęściem mojem,
Którem mi świata uśmiechał się bóg,
Za pięknem, światłem, weselem, pokojem.

Lecz próżno! Ruszyć nie mogłem mych nóg,
A wiedźma ku mnie zbliżała się ona,
Pełnemu wstrętu i śmiertelnych trwóg.

I zrozumiałem, że próżna obrona,
Że nie potrafię ujść tych strasznych rąk,
Że mnie przyciśnie poczwara do łona


I wśród piekielnych obrzydzeń i mąk
Zapładniać będę musiał tę ohydną
I w jej uściskach pędzić dni mych ciąg.

A ona, dłonią bezczelnie bezwstydną
Jęła obnażać swój okropny kształt
I w swej nagości stanęła mi widną.

Każdy łachmanów odsłoniła fałd,
A oczy moje zpod powiek skostnienia
Patrzyły, woli mej zadając gwałt.

I pochwyciła mnie w swe uściśnienia — —
O dziwna, straszna ironio! Jam czuł
Żądzę wśród wstrętu, rozkosz wśród cierpienia.

Jej wzrok podniecał, choć jej oddech truł —
I pot mi czoło zlewał już obficie
A jeszczem nie rwał węzła, co nas skuł.

Ktoś jest? — spytałem. Odrzekła mi: »Życie«.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Przerwa-Tetmajer.