Żywot błogosławionego Alberta Wielkiego, Dominikanina
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żywot błogosławionego Alberta Wielkiego, Dominikanina |
Pochodzenie | Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dnie roku |
Wydawca | Karol Miarka |
Data wyd. | 1910 |
Miejsce wyd. | Mikołów — Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cała część XI — Listopad Cały tekst |
Indeks stron |
Uczony ten zakonnik, któremu słusznie nadano przydomek „Wielkiego“, urodził się w Lawingen nad Dunajem i pochodził z rodu hrabiów Bollstät w Szwabii. Matka jego, wielka czcicielka Najświętszej Panny, oddała synaczka pod opiekę Królowej Niebios i wszczepiła w młode serce dziecięcia gorącą do Niej miłość. Cieszyło rodziców posłuszeństwo i zamiłowanie samotności, ale trapiła ich jego niepojętość, lubo szczerze się starał korzystać z nauk. Gdy doszedł lat młodzieńczych, nie wiedzieli rodzice, jaki stan mu obrać, a troskliwa o jego przyszłość matka w gorących modłach błagała Matkę Zbawiciela, aby jej wskazała drogę, którą ma iść na przyszłość młody Albert. Najświętsza Panna radziła oddać syna do świeżo założonego zakonu kaznodziejskiego, tj. Dominikanów, równocześnie jednak wysłali go rodzice na uniwersytet do Padwy. Słysząc tamże prawiącego kazania słynnego Dominikanina Jordana, słowa tego kaznodziei tak potężne na nim wywarły wrażenie, że wstąpił do zakonu i z rąk tego świętego Generała w roku 1221 przyjął habit zakonny. Po roku próby mianowano go w uznaniu wielkich zalet i głębokiej nauki profesorem. Obowiązki profesora pełnił z dobrym skutkiem przez kilka lat po szkołach klasztornych w Kolonii, Hildesheimie, Fryburgu, Ratysbonie i Strasburgu. Po śmierci świętego Jordana zniewolono go do zawiadywania całym zakonem przez dwa lata, a gdy czas ten upłynął, wrócił na katedrę profesorską i uczył w Kolonii, dokąd się zbiegała młodzież z najrozmaitszych krajów. Perłą między jego uczniami był św. Tomasz z Akwinu, którego też miłował jak rodzonego syna.
W roku 1245 nakazano mu udać się do Paryża, wysłużyć sobie stopień doktorski i miewać odczyty. Z pokorą dziecka usłuchał rozkazu. Stolica Francyi podziwiała naukę uczonego mnicha. Na odczyty jego chodziło tyle młodzieży, że najobszerniejsze sale były dla niej za ciasne, a Albert musiał miewać wykłady pod gołem Niebem. Zdawało się, jakoby był obeznany z wszystkiemi tajemnicami przyrody i Objawienia. Najzawilsze zagadki rozwijał i tłómaczył jasno i zrozumiale. Najuczeńsi mężowie nie wahali się zasięgnąć rady jego. Powszechny sąd wielbił w nim największego uczonego owych czasów, dziwo mądrości. Pomiędzy współczesnymi nikt mu nie dorównał w różnorodności, rozległości i gruntowności wiedzy. W dziedzinie nauk przyrodzonych dzieła jego dotyczące geografii, botaniki, zoologii i mineralogii odznaczają się taką gruntownością i ścisłą znajomością rzeczy, że największy naturalista nowoczesny i protestant Aleksander Humboldt mówi o nich z największem uznaniem i najszczerszą pochwałą. Rozgłośna jednak sława Alberta nie znalazła oddźwięku w sercu i duszy jego; pozostał zawsze pokornym zakonnikiem. W r. 1254 wybierano prowincyała Dominikańskiego dla Niemiec, a wybór padł na Alberta. Porzucił tedy szkolną katedrę w Kolonii, dokąd powołany został z Paryża i zwiedził pieszo wszystkie porozpraszane po Niemczech klasztory, żyjąc tylko z jałmużny. Ponieważ Dominikanie należeli do zakonów żebrzących, nie tylko sam żył w największem ubóstwie, ale przestrzegał go ściśle i w innych członkach zakonu. Gdy który z braci zakonnej umarł i znalazły się po nim pieniądze, kazał zwłoki zmarłego wyjąć z grobu i złożyć na miejscu niepoświęconem.
W czasie tym powstały spory, w których wziął gorący udział uniwersytet paryski, chcący odmówić Franciszkanom i Dominikanom prawa nauczania. Ówczesny Papież Aleksander IV powołał Alberta do Rzymu i zniewolił go w roku 1260 pod groźbą wyklęcia do przyjęcia godności Biskupa ratysbońskiego. Święty lękał się bardzo, że nie podoła obowiązkom wysokiego urzędu. Tem większą jednak była radość dyecezyan, którzy sposobili się przyjąć uroczyście nowego Arcypasterza. Gdy się Albert o tych przygotowaniach dowiedział, wybrał się nocą do Ratysbony i odprawił raniutko cichą Mszę świętą. Zaledwie się rozgłosiła wieść o jego przybyciu, lud i duchowieństwo z zapałem go powitało i w uroczystym pochodzie odprowadzono go do pałacu Biskupiego.
We dnie i w nocy zajmował się sprawami dyecezyalnemi, ale trawiła go tęsknota do cichej celi i samotnych studyów. Wolne godziny od zajęć przepędzał na zamku Thumstauff, o milę od Ratysbony odległym, gdzie napisał wyborne wyjaśnienie Ewangelii świętego Łukasza, jedno z najpiękniejszych swych dzieł. Dwa lata pełnił obowiązki urzędu Biskupiego. Na ostatku nie mógł już przenieść na sobie i napisał gorącą prośbę do Papieża Urbana IV, aby mu pozwolił wrócić do klasztoru. Papież przychylił się do życzenia. Albert pośpieszył, jak więzień wypuszczony na wolność, do swej celi w Kolonii. Nie długo wszakże cieszył się upragnionem wytchnieniem, z rozkazu bowiem Papieża musiał jeździć po Niemczech i w kazaniach zachęcać do podjęcia nowej wyprawy krzyżowej, a później wziąć udział w Soborze, który się odbył w Lugdunie. Gdy gotów już do podróży siedział wraz z bracią zakonną w refektarzu przy stole, naraz wybuchnął głośnym płaczem, mówiąc: „W tej chwili umarł brat nasz Tomasz z Akwinu.“ Jakoż tak było. Zajaśniawszy na wspomnianym Soborze świetną wymową i głęboką nauką, wrócił do Kolonii. Ostatnie lata życia strawił na rozmyślaniach i badaniach naukowych. Albert przewyższał wiedzą współczesnych tak dalece, że nie tylko go powszechnie podziwiano, ale podejrzywano nawet o czarnoksięstwo.
W roku 1280 siedział ośmdziesięcioletni Albert w Kolonii na katedrze profesorskiej wobec licznego grona słuchaczów i przemawiał do uczniów z ognistą wymową, gdy wtem opuściła go pamięć. Zamilkł, słuchacze osłupieli. Wkrótce odzyskawszy przytomność, przypominał sobie słowa, które wyrzekła do niego Najśw. Panna, gdy był młodym chłopcem, i wśród przygnębienia i szczerego żalu obecnych udał się do swej celi. Tam sposobił się na godzinę zgonu, pogrążony w rozpamiętywaniach i modłach, odwiedzał codziennie grób, który kazał kopać i odmawiał przy nim modlitwy za umarłych. Słusznie powiedział jeden z jego wielbicieli, że rozpamiętywanie śmierci jest najwyższą mądrością. Gdy go siły widocznie opuszczać zaczęły, przyjął Sakramenta święte i zgasł po kilku dniach, otoczony bracią zakonną dnia 15 listopada r. 1280. Pisma jego zawarte są w 21 wielkich tomach. Pisał także poezye na cześć Najśw. Maryi Panny.
Przytaczamy tu niektóre nauki z pism świętego Alberta. Jak za fałszywą monetę nic dobrego nie kupisz, tak fałszywemi cnotami nie posiędziesz Królestwa niebieskiego.
Kto prawdziwie cierpliwym, nie żali się przed nikim na poniesienie krzywdy, choć serce w skardze i użaleniu niekiedy ulgi doznaje.
Często bywa to zbytkiem, co nam się zda być potrzebą.
Ubezpieczeniem czystości jest święte weselenie się w Bogu. To bowiem odbiera wszystkim innym rzeczom wszelką wartość w oczach naszych. Kto skosztował rozkoszy ducha, temu obmierzną rozkosze ciała.
We wszystkiem przestrzegajmy miary, byleby nie w chwale Boga i wdzięczności ku Niemu, wielkim bowiem jest Pan i godzien nadewszystko chwały. (Ps. 57, 2[1]).
Nie pytajmy o to, co inni o nas myślą, lub mówią, czy nam schlebiają, czy nas lżą; myślmy tylko o tem, co się przyczynić może do spokojności naszej.
Kto jest szczerze miłosiernym, więcej się smuci grzechem tego, co go obraził, aniżeli wyrządzoną sobie krzywdą.
Prawdziwa bojaźń Boża skłania człowieka do unikania grzechów nie tylko śmiertelnych, ale i powszednich.
Człowiek może z własnej winy upaść, ale nie może z własnej woli się podźwignąć.
Fałszywa to pokuta, którą się poprawia z jednego grzechu, a o inny nie dba.
Szczęśliwy, kto słyszał choćby raz tylko przemawiającego w swojem sercu Pana.
Prawdziwy to mędrzec, który się stara poznać dobre i złe, pierwsze gorliwie pełni, a drugiem z całego serca się brzydzi. Mądrość powinna mieć na wodzy myśli nasze, aby się nie błąkały poza Bogiem; winna rządzić skłonnościami serca, aby nie odwróciło się od Boga; winna kierować zamiarami i przedsięwzięciami naszemi, aby były czyste i nieskalane. Nawet słowa, czyny i poruszenia nasze winny być posłuszne mądrości, aby wszystko się odbywało tak, jak się należy.
Boże, któryś sługę Swego Alberta dziwnie oświecił w sprawie zbawienia wiekuistego, zechciej i nas obdarzyć łaską, abyśmy prawdy Twe święte coraz dokładniej poznawali i coraz więcej życie swoje doczesne zastosowywali. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który z Bogiem Ojcem i Duchem świętym żyje i króluje po wszystkie wieki wieków. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 16-go listopada w Afryce śmierć męczeńska św. Rufina, Marka i Waleryusza z towarzyszami. — Tegoż dnia męczeństwo św. Elpidyusza z towarzyszami. Pierwszy z nich, Elpidyusz, piastujący godność senatora, zaledwie wyznał odważnie przed Julianem Odstępcą swą wiarę w Chrystusa, a już pochwycony i przywiązany został razem z towarzyszami do dzikich koni, które ich wlokły po ziemi. Wreszcie ponieśli wszyscy śmierć bohaterską w płomieniach stosu. — W Lyonie uroczystość św. Eucheryusza, Biskupa i Wyznawcy, męża przedziwnej siły wiary i uczoności. Pomimo, iż pochodził z jednej z najzacniejszych rodzin patrycyuszowskich, oddał się życiu zakonnemu i służył długi czas w samotnej grocie Chrystusowi Panu w modlitwach i postach. Na rozkaz Anioła został później wyniesiony uroczyście na stolicę Biskupią tegoż miasta. — W Padwie pamiątka św. Fidencyusza, Biskupa. — W Kanterbury w Anglii uroczystość św. Edmunda, Arcybiskupa i Wyznawcy; dla obrony praw Kościoła został wygnany i zmarł świętobliwą śmiercią w Provins w Biskupstwie Sens. Innocenty IV policzył go w poczet Świętych. — Tegoż dnia złożenie zwłok św. Otmara, Opata.