Żywot poczciwego człowieka
←Pieśń nad kołyską | Żywot poczciwego człowieka Poezje Władysława Bełzy Przekłady |
Tym co tak mówią→ |
Przekład: Władysław Bełza. |
Z ROSSYJSKIEGO.
Urodziłem się przykładnie —
Z karmazynów wiodę ród!
Co do ojca — Bóg sam zgadnie,
Gdzie on służył, skąd się wiódł?
Bo choć nie bił się z Francuzem,
Nosił krzyż, galonów nić —
Był zdrów, silny — na łbie z guzem:
Jak karmazyn[1] winien być.
Był postrachem dla drużyny,
Sług domowych, babskich głów;
Chamów uczył dyscypliny,
Niby sforę gończych psów —
Miał na wszystko pogląd własny;
Winnych — do krwi kazał bić
I nie szczędził ręki własnej,
Jak karmazyn winien być!
Często mu wypadła droga,
Czy to w gości, czy na łów,
Więc mię zdał na wolę Boga:
Rosłem w gronie cieląt, krów!
Półkwaterek piłem duszkiem —
Ucząc się zawczasu żyć,
Uganiałem za fartuszkiem,
Jak karmazyn winien być!
Późne się dowiedzą wnuki,
I powezmą dla mnie cześć.
„Elementarz” zdarty w sztuki,
Oto mojej wiedzy treść.
Dłoń wprawiałem na sług grzbiecie,
I nie dałem bitym wyć —
I tak sobie rosłem w świecie,
Jak karmazyn winien żyć.
Ojciec mój, mając na względzie
Przyszłość syna — dalszy los:
Kazał służyć mi w urzędzie,
I zarabiać sławy trzos.
W mych papierach było czysto —
Co w nich zresztą było ryć?
I zostałem kancelistą,
Jak karmazyn winien być!
Nie wiedziałem co gorycze,
Nie goniłem sławy czci —
Wyższe władze urzędnicze
Niemal bóstwem były mi.
Przyuczałem się z uśmiechem,
Hańbę i obrazę pić,
Byłem wyższej władzy echem,
Jak karmazyn winien być.
Wrogiem byłem liberałów —
Panom tysiąc płatał sztuk —
Nie cierpiałem komunałów,
Które szczodrze sieje druk.
Nie trwoniłem na to groszy,
Aby wiedzą z książki lśnić!
A mnie na co tych roskoszy?
Tak karmazyn winien żyć.
I tak życie ułożyłem:
Nędzy mię nie wzruszał głos!
W wieczór u mnie w gronie miłem,
Szedł faraon albo sztos.
A co z biedą — precz łzy babia!
Nędzacz, a chce dłużej żyć,
Niech pracuje, niech zarabia —!
Tak karmazyn winien być.
Żonę mi z posagiem grubym
Mój naczelnik gwałtem dał.
On ją jeszcze znał przed ślubem,
Dawne dla niej względy miał —
Wziąłem za nią sumkę sporą!
Toż to, myślę, zacznę tyć! —
Inni gorsze nieraz biorą —
Tak karmazyn winien żyć.
A lubiła ona bale,
I strój sukien wielkich dam!
Stroiła się jak żurnale —
Co za kłopot, mówię wam!
Za tem wszystkiem, w jedną chwilkę,
Zaczął się romansik kryć.
Et! plunąłem na to tylko!
Tak karmazyn winien żyć.
Praw przestrzegacz byłem srogi,
Ciąglem się w pokłonach chwiał —
Możnym słałem się pod nogi,
Znałem konfidencji dział.
Choć bez wielkich wiadomości,
Ominąłem intryg sieć:
Trzy nabyłem posiadłości!
Tak karmazyn winien żyć.
Godność we mnie była taka,
(Już to z urodzenia snadź)
Mój podwładny, jak sobaka
Przy mnie w progu musiał stać.
No! a niechbym choć w półcieniu
Dostrzegł, że śmie bunty kryć,
Jak pies zginął by w więzieniu — !
Tak karmazyn winien żyć!
Dzieci moje, bić pokłony
Przyuczałem z młodych lat,
I wpływowe czcić persony,
I słać sobie drogę w świat.
Za to spadły ze mnie troski —
Mogę sobie błogo śnić,
Bo spłaciłem dług ojcowski —
Tak karmazyn winien być!
Protekcyjką możnych wsparty,
Niemal biegłem tam dzień w dzień;
Na przedrwinki ich i żarty,
Głuchy byłem jako pień.
Pozwalałem przy pieczeni,
Żartem się niewinnym lżyć —
Za to każdy mię z nich ceni!
Tak karmazyn winien żyć!
Nieraz prawda, na wypłaty,
Czekał biedak cały rok —
Jam brał wzór z arystokraty,
Nie lubiłem płacić w skok.
Za to każdy dług karciany,
Święcie zawsze szedłem kryć!
Punkt honoru — nie tumany!
Tak karmazyn winien żyć!
Zdartą z wdowy i sieroty,
Moją kiesę przyjął bank —
Za pieniężne me obroty
Późne lata złożą dank.
Wzniosłem pałac okazały,
Przy królewskim mógłby szklić!
I dożyłem kresu chwały
Jak karmazyn winien żyć!
Wreszciem skończył — dziatek grono
Opłakało ojca zgon.
Sześciu końmi mię ciągniono,
I w największy bito dzwon.
A w tych dniach będzie w gazecie:
„Wdowo — przestań boleść kryć —
Płacz sieroto — biedne dziecię,
Wasz dobrodziej przestał żyć!”
- ↑ W oryginale „stołbowoj” tyle co nasz karmazyn.