„Ukraiński“ Ruch Kobiecy/Działalność „Sojuzu Ukrainok“
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | „Ukraiński“ Ruch Kobiecy |
Rozdział | Działalność „Sojuzu Ukrainok“ |
Wydawca | Skupienie Lwowskie „Zarzewie“ |
Data wyd. | 1937 |
Druk | Zakł. Graficzne S. A. Książnica-Atlas we Lwowie |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Chcąc zapobiec rozproszkowaniu sił kobiecych i utrzymać jedność kobiecego ruchu ruskiego dąży najruchliwsze spośród stowarzyszeń kobiecych „Sojuz Ukrainok“ konsekwentnie do zdobycia monopolu organizowania kobiet ruskich, pragnie wybić się ponad inne, jako organizacja kobiet o charakterze ponadpartyjnym, jednocząca kobiety różnych poglądów politycznych na czysto narodowej platformie.
W okresie swego powstawania, w 1917 r., Sojuz nie zdołał odrazu wstrząsnąć biernością ruskich kobiet. Pozostawały one w całej swej masie zupełnie nieuaktywnione. Tylko wśród Usususów (U.S.S., tj. Ukraińskich Strzelców Siczowych) i formacyj Hałyckoj Armji pojawiała się sporadycznie i kobieta-żołnierz (żinka-wojak), a to chorążowie Olena Stepaniwna i Zofia Haleczko, dziesiętnik Mychajłyszynówna i strzelec Dmyterkówna. Na ogół jednak rok 1918 zastał je tak nieuświadomione, tak niezorganizowane i tak niezdatne jeszcze do spełniania ich narodowych zadań, iż najentuzjastyczniejsze sprawozdawczynie kobiecego ruchu przyznają: „my kobiety ukraińskie nie byłyśmy współtwórczyniami Wielkiego Listopada“.
Pewną gotowość do służby narodowej zamanifestowały ruskie kobiety dopiero na zjeździe odbytym w grudniu 1921 r., który się odbył przy współuczestnictwie podobno 387 kobiet. Zjazd ten otwarła, jako symbol patriotycznego macierzyństwa, Ołena Siczyńska, matka Mirosława, zabójcy namiestnika Andrzeja Potockiego. Właściwe przemówienie inauguracyjne wygłosiła jedna z seniorek ruskiego ruchu kobiecego we Lwowie, nauczycielka i literatka Konstantyna Malicka. Rezolucje zjazdu uznały Lwów za centralę organizacyjną ruskiego kobiecego ruchu i zainicjowały nową erą jego rozwoju. Ruch ten w ciągu ostatniego piętnastolecia obudził w ruskich kobietach świadomość odpowiedzialności za to wszystko, co dzieje się w narodzie, wpoił w nie zrozumienie jaką są siłą i jakim liczebnym czynnikiem.
Od tej daty 1921 „Sojuz Ukrainok“ sprężystością działania i rzutkością inicjatywy wyprzedza wszystkie inne organizacje kobiece. Ześrodkowuje on i aktywizuje ruskie siły kobiece na wszystkich życia odcinkach, odgrywa wobec nich rolę uspołeczniającego czynnika a przede wszystkim związuje tysiączne, bierne dotąd masy z ideałami narodowymi i przepaja tendencjami niepodległościowymi. Same Rusinki akcentują, iż wszystkie dotychczasowe wyniki ich ruchu kobiecego, to zdobycze tego powojennego okresu, uzyskane w bardzo ciężkich warunkach, bez moralnego poparcia większości społeczeństwa, przy nikłych środkach materialnych.
Od lat 16 pozostaje w Zarządzie Głównym Sojuzu, a od lat 9 stoi na jego czele Milena Rudnicka, ongiś zamężna Łysiakowa, która ukończyła polskie gimnazium im. Słowackiego we Lwowie, z zawodu emerytowana nauczycielka seminarium, b. posłanka na sejm polski w kadencjach 1928 i 1930, przez przeciąg lat 7.
„Sojuz Ukrainok“ żywi dalekosiężne ambicje. Głosząc ponadklasowość i ponadpartyjność odgrywa on ciągle rolę zjednoczyciela całego ruskiego frontu kobiecego, stwarza dla siebie pozory jakiejś wszechukraińskiej reprezentacji kobiecej.
Taką „wszechukraińską“ fikcję pozorował już Zjazd z 1921 roku, ale na większą skalę podjęte były usiłowania stworzenia jej w 1934 r., gdy pod hasłem zjednoczenia całego ukraińskiego ruchu kobiecego urządzono od 25-27 czerwca w Stanisławowie „Wszech ukraiński Kongres Kobiecy“. Manifestacja tego zespolenia wszystkich aktywnych sił kobiecych związana była z uczczeniem 50-lecia powstania w Stanisławowie wspomnianej już pierwszej organizacji kobiecej i jej inicjatorki Natalii Kobryńskiej.
Ciężar organizacji tego Kongresu spoczywał jedynie na siłach lwowskich i Rusinki z Ziemi Czerwieńskiej stanowiły zespół uczestniczek, ale prezentowano tam jednak różne przedstawicielki „ziem Wielkiej Ukrainy i Emigracji“. Znamienne zaś, że Zjazd ten witała specjalnym telegramem Magda Goebbels, żona niem. ministra propagandy Rzeszy, przez co zdradził się jeden z klinów, wbijanych między społeczeństwo polskie i ruskie na terenie Ziemi Czerwieńskiej.
Zadaniem naczelnym, poruczonym przez ów Kongres jest akcja w celu połączenia związków terytorialnych w jeden Wszechświatowy Związek Ukrainek. Poruczone też zostało ścisłej uwadze utrzymywanie jak najżywszej łączności z międzynarodowymi organizacjami kobiecymi, jako z najdogodniejszym forum propagandy spraw „ukraińskich“. W opinii ruskiej stał się ten Kongres Kobiecy wielką rewią pogotowia narodowego kobiety ruskiej, mimo iż w okresie przygotowawczym bardzo wiele przeszkód stworzyły organizatorkom same czynniki ruskie. Mimo opozycji męskiej, mimo starć na punkcie zapatrywań czy pierwszeństwo mieć mają w społeczeństwie idee religijne czy nacjonalistyczne, mimo incydentów i nieporozumień wywołanych przez katolickie i skrajnie lewicowe ugrupowania kobiece, uznają wszystkie Rusinki zjazd ten za olbrzymiej doniosłości moment w ich ruchu kobiecym. W stosunku do Polski referaty zajmowały stanowisko nieprzejednane, chociaż z nich wynikało, iż najlepiej rozwija się ich sprawa narodowa w obrębie państwowości polskiej.
Działalność stowarzyszenia „Sojuz Ukrainok“ opiera się na nowym statucie uchwalonym w 1933 r. i zatwierdzonym z końcem stycznia 1935 r. przez władze państwowe. Sojuz opiera się na organizacji trzystopniowej, Zarząd Główny czyli Centrala ma siedzibę we Lwowie, Filie Sojuzu istnieją w miastach powiatowych a po wsiach Krużki (Kółka). Wedle sprawozdania złożonego przez Zarząd Naczelny na Walnym Zjeździe dorocznym w kwietniu 1936 r. liczy Sojuz 39.199 członkiń, 73 Filii i 763 Krużków.
Głównym terenem działalności „Sojuzu“ jest, mimo wszelkiego stwarzania innych pozorów, głównie Ziemia Czerwieńska, gdzie przez Krajowe Konferencje organizacyjne, Zjazdy Walne, wyjazdy członkiń Zarządu Naczelnego w teren itd. Sojuz coraz bardziej szerzy i umacnia swe wpływy. Przeszkodą w zjednoczeniu się z zamierzeniami lwowskimi Ukrainek Wołynia, Polesia i Chełmszczyzny są przede wszystkim różnice wyznaniowe, bardzo silne, jakkolwiek jako przeszkoda zespolenia proklamowana jest przez Ukraińców tylko polityka polska, a zapoznaje się z ich strony tę wielkiej doniosłości w społeczeństwie chłopskim przeszkodę religijną. Wiadomo, iż więcej aniżeli połowa „Ukraińców“ w obrębie granie państwa polskiego jest wyznania prawosławnego, co głównie powoduje ową dwoistość ich życia w Polsce, potęgowaną jeszcze różnicami kulturalnymi i niejednolitą przeszłością i tradycją. Ten cały kompleks różnie określa się przenośnie jako „kordon sokalski“ i „Ukrainki“ lw. siłą mocą radeby go przerwać. Wysiłek Sojuzu powołał wprawdzie do życia parę komórek organizacyjnych na Wołyniu, ale tak nieżywotne są one, iż z braku członkiń zanikają, choć figurują jeszcze jako pozycje w sprawozdaniach Sojuzu. Przewodniczki Sojuzu przypisują swe niepowodzenia organizacyjne na Wołyniu akcji prowadzonej jakoby na niekorzyść Sojuzu przez żony parlamentarzystów wołyńskich: Masłową, Skrypnykową i Burą, które wprowadzają na teren Wołynia organizację konkurencyjną: „Sojuz żinok Ukrainok Hromadskoji Praci“.
Nie rozpostarły się też silniej wpływy „Sojuzu Ukrainok“ na Bukowinie, gdzie działa „Żinocza Hromada“, towarzystwo „Mironosnyć“, kółko studenckie „Czarnomore“, ale gdzie też często dojeżdżają działaczki Sojuzu, np. b. senatorka Ołena Kisielewska, ruchliwa w swej akcji wśród kobiet Pokucia, odwiedzająca zarówno Wołyń i Polesie, jak Bukowinę i Rus Zakarpacką.
Wśród wychodźctwa gospodarczego działają Sojuzy Ukrainok Kanady i Ameryki, pomagające materialnie tutejszemu czasopiśmiennictwu i wydawnictwom, np. ostatnia książka najstarszej, żyjącej dziś powieściopisarki ukraińskiej, Olgi Kobylańskiej, pt. „Apostoł czerni“ została wydana dzięki zamorskiej subwencji kobiecej, którą wyjednano z racji pobytu we Lwowie w roku ubiegłym prezeski Sojuzu Ukrainok w Detroit, Anny Kuryło.
Pośród emigracji politycznej utworzyły się Sojuzy Ukrainok Emigrantok w Pradze czeskiej, Bukareszcie i w Warszawie. We Lwowie filia tego stowarzyszenia utrzymuje kuchnię dla emigrantów ukraińskich (Plac Bernardyński 2 a). W Pradze rezyduje „Ukraińska Zinocza Rada“ z seniorkami działaczek kobiecych z Ukrainy Naddnieprzańskiej: Zofią Russową i Marią Omelczenko na czele.
Wroga ukrainizmowi polityka Rosji Sowieckiej czyni niedostępnym dla ukraińskiej agitacji kobiecej teren Radiańszczyzny, gdzie przecież leży 80% ludności i obszaru ruskiego. Od czasu, gdy wśród głodowych warunków na „Wielkiej Ukrainie“ rozegrały się wstrząsające tragedie Kruszelnickich i innych, wzmagający się w Sowietach kurs dezukrainizacyjny zmroził dość silnie i wyraźnie zaznaczające się wśród Rusinów w Polsce „radianofilstwo“. Ruska prasa kobieca wyraża uciechę z powodu skrzepnięcia frontu antybolszewickiego, ale przy tej sposobności przypomina swym czytelniczkom dobitnie, że przeciwsowiecki front nie może w niczym osłabić ich odporności na wpływy polskie. Choć wśród Rusinów zjawiły się koncepcje „likwidacji jednego z dwóch frontów walki“ tj. antypolskiego, kobiety ukraińskie zapowiedziały, iż nie wyzbędą się nigdy antypolskości, bo je na swe „credo“ uznały.
Od samego też zaczątku usiłowań nawiązania porozumienia polsko-ruskiego głoszą też kobiety ruskie, iż nie odstąpią od swego antypolskiego nastawienia, lecz dalej tworzyć będą jednolity front o antypolskim ostrzu. Głosi też „Sojuz Ukrainok“ zdecydowane „veto“ przeciwko polityce UNDO (największe ugrupowanie polityczne Ukraińców w Polsce, partia Ukrainśke Nacjonalno-Demokratyczne Objednannje), a negatywne ustosunkowanie się do rezultatów dotychczasowego okresu normalizacyjnego napawa przywódczynie kobiet ruskich wielką radością, uważają one bowiem, iż dzięki ich dyrektywom kobiety ruskie swą wrogą postawą w stosunku do ugody polsko-ruskiej uratowały cześć narodową.
Już u schyłku okresu wyborów do Sejmu i Senatu w jesieni 1935 r. Sojuz Ukrainok narzucał swym członkiniom zapatrywanie, iż UNDO z partii, która reprezentowała niepodległościowe zmagania ruskiego narodu i organizowała masy ruskie do walki politycznej, stało się dzięki swym politycznym pociągnięciom, izolowaną grupą ugodową. Wzywał więc Sojuz, ażeby kobiety zwalczały nową politykę UNDO i nie uznawały ugody przez tę partię zawartej, tak jak ongiś kobiety niemieckie zasiadające w pierwszym powojennym Reichstagu, wszystkie jednomyślnie od skrajnej prawicy do skrajnej lewicy, nie wzięły udziału w głosowaniu nad ratyfikacją Traktatu Wersalskiego, mimo że mężczyźni posłowie przyjęli „ten dokument hańby i ujarzmienia“.
Zakulisowe jednak echa przynosiły na zewnątrz wieści, że na takim bezkompromisowym stanowisku Prezydium Sojuzu zaważył wydatnie sam tok spraw wyborczych.
Jak długo istniała speranda na mandat poselski dla prezeski Sojuzu, tak długo nie podnosiło kierownictwo Sojuzu sprzeciwów co do nowej taktyki politycznej UNDO. Gdy jednak nie powiodło się „uzgadnianie kandydatur“ z czynnikami rządowymi i pani Rudnicka z listy kandydatów poselskich odpadła (pretendowała o mandat w okręgu sokalskim), niezwłocznie stanęła na stanowisku bojkotu wyborów i wygotowała orędzie, zakazujące członkiniom Sojuzu udziału w głosowaniu wyborczym. Ten formalny zakaz stał się przyczyną różnych konfliktów, także w łonie Sojuzu ujawniła się niesubordynacja członkiń, wyłamujących się spod dyscypliny stowarzyszeniowej pod wpływem agitacji sfer undowskich i katolickich. Dziesięć członkiń Sojuzu podpisało nawet odezwę nawołującą Rusinki do brania udziału w wyborach. Represje zaś przedsięwzięte przeciwko tym niekarnym jednostkom w obrębie organizacji zaprowadziły nawet niektóre członkinie na ławy sądowe. Wywiązała się też ożywiona, nie przebierająca w argumentach polemika prasowa, w której przy lada sposobności tak bardzo celują Rusini.
Przywódczynie kobiet zgrupowanych w Sojuzie, panie Rudnicka i Ołena Fedak-Szeparowiczowa, siostra zamachowca Jarosława Fedaka i szwagierka „ukraińskiego Il Duce“, naczelnika OUN-u, Eugeniusza Konowalca, odgrywały również pewną rolę w Undzie, a nawet opinia pewnych kół opozycyjnych przeciw ich poczynaniom w stowarzyszeniu twierdziła, że przemieniły one Sojuz Ukrainok w filię UNDO. Przez nakazanie jednak kobietom ukraińskim bojkotu wyborów do polskiego przedstawicielstwa parlamentarnego spowodowały te panie udaremnianie akcji partii UNDO, nakładającej na swych członków znowu obowiązek wzięcia udziału w wyborach. Władze więc UNDO wykluczyły z partii obie te panie. Gdy one głosiły, iż UNDO upokorzyło się bez zabezpieczenia choćby najmniejszych zdobyczy narodowych — partia zwróciła znowu ku Rudnickiej zarzut, iż motywem tej działalności nie były względy wyższe, lecz „urażona ambicja“. Na to atakowana pani Rudnicka replikowała, iż ambicji „ukraińskiej“ działaczki nigdy nie może urazić fakt niezatwierdzenia jej czy nieuznania przez polską władzę, że natomiast ona czuła się w swym sumieniu patriotycznym obowiązana do podżegania kobiet do wyborczego oporu, celem ratowania czci narodowej, którą zachwiała działalność kompromisowa UNDO.
Ostra kampania prasowa przeciwko Sojuzowi prowadzona była ze strony katolickiej głównie przez dr Dzerowycza a z ramienia UNDO na łamach jego półoficjalnego organu „Diła“, gdzie jawiły się atakujące Sojuz artykuły pióra rodzonego brata przewodniczącej Zarządu Naczelnego Sojuzu Ukrainok, Iwana Rudnickiego (pseud. Iwan Kedryn).
Wagę jednak organizacyjnych rezultatów „Sojuzu Ukrainok“ i narodową doniosłość jego działalności uznaje ruskie społeczeństwo w zupełości, nie godzi się tylko w pewnych punktach programu stowarzyszenia co do pojmowania zadań społecznych i narodowych kobiety. To też niejednokrotnie prasa wytyka Sojuzowi te różnice, lub w ogóle wyciąga na jaw jego uchybienia. Wchodzą tu też w grę poniekąd nie sprawy zasadnicze, programowe, ale i personalne. Prezeska Sojuzu bowiem, mimo uznawania jej oddania dla sprawy kobiecej, energii, zdolności oddziaływania na kobiety i mocy sugestionowania ich antypolskimi koncepcjami, jako osoba o poglądach liberalistycznych, kobieta rozwiedziona, krwi mieszanej, ma mimo swych społecznych zalet wielu wrogów osobistych wśród ruskiego społeczeństwa. Mężczyźni też z antyfeministycznych względów ją zwalczają i z lubością szerzą wieści panikarskie o rozłamach i swarach kobiecych.
Czas jakiś głoszono m. in., że orientacja Sojuzu jest ateistyczna i oddziaływuje szkodliwie na katolicyzm ruskich kobiet. Już na Stanisławowskim Kongresie domagano się zdefiniowania stosunku Sojuzu do religii. Dopiero jednak pod naporem ostatniej, powyborczej nagonki nastąpiło zdecydowane odprężenie między sferami katolickimi a Sojuzem. W kwietniu 1936 r. jako jeden ze środków konsolidacji ruchu kobiecego uznał Zarząd Naczelny konieczność publicznego stwierdzenia, nawskroś pozytywnego stanowiska Sojuzu do religii i cerkwi, ogłosił zgodność swego działania z zasadami chrześcijańskiej etyki i religijnej tolerancji.
Naogół ukraińska opinia zwalcza monopol organizowania kobiet ruskich przez Sojuz, który tenże sobie uzurpuje. „Diło“ głosi hasła wolnej konkurencji wszelkich ugrupowań kobiecych i woła „Sojuz Ukrainok nie ma monopolu na organizowanie kobiet“, a przez przekorność męską i w odwet za bojkot jego linii politycznej, w przesadnym świetle przedstawia wszystkie zatargi kobiece. Natomiast przewodnictwo Sojuzu podnosi ciągłe alarmy, iż skutkiem polityki UNDO nastąpiło zwolnienie organizacyjnego tempa w ruskim narodzie, że z jego winy zapanowała w nim atmosfera zgubnej „peredyszki“. Pani Rudnicka biada, iż paraliż życia politycznego i spadek temperatury zapału zbiegł się jakoby właśnie z generalnym najazdem na wieś polskich kobiet zorganizowanych (Koła gospodyń wiejskich), polskich obozów skautowskich i kolonii młodzieży i podczas, gdy ze strony polskiej jakoby wzmaga się akcja denacjonalizacyjna pod gospodarczymi pozorami, przeciw polskiej ofenzywie jakoby za słaby jest kontratak ruski.
Gdy Sojuz przeciwdziała rozpraszaniu się sił narodowych, głosi tezy rozbudowywania sieci organizacyjnej już istniejących towarzystw, potrzebę współpracy kulturalnej i oświatowej w porozumieniu z „Proświtą“, gospodarczej z „Silśkym Hospodarem“ i instytucjami spółdzielczymi itd., to pewne sfery ruskie prowadzą akcję konkurencyjną, zakładają po wsiach, na których niema miejsca dla rozwoju dwóch organizacji, nowe koła, to gospodyń Wiejskich to Żinoczoj Hromady, niszcząc jednolitość ruskiego ruchu kobiecego.
Godną jednak podkreślenia jest odporność przewodnictwa Sojuzu na wszelkie ataki z zewnątrz i wewnątrz zadawane. Każdy cios przeciwników zostaje natychmiast odparowany, każda zaczepka otrzymuje jak najdobitniejszą odpowiedź. Piórem i słowem włada przewodnictwo Sojuzu bardzo biegle a równie wytrwale realizuje swe cele.
Wstrząsy, których doznał „Sojuz Ukrainok“ w ostatniej dobie nie stały się bynajmniej hamulcem jego działalności, ale silnym bodźcem do tym intensywniejszej pracy. Owocem jej był wybitny przyrost organizacyjny: 294 nowych kół, 11.000 nowych członkiń pozyskano za jeden rok. Te cyfry ujawnił Zjazd kwietniowy 1936 r. Był zaś on tak liczebny, iż z sali Narodnego Domu przenieść go musiano do sali większej jeszcze w Izbie Rzemieślniczej. Pani Rudnicka uznała ten Zjazd za „Prawdziwy Ukraiński Kobiety Parlament“. Obradom kobiecym przysłuchiwało się 22 dziennikarzy z 16 ruskich czasopism, co jest dowodem, jak ich prasa i społeczeństwo interesuje się jednak ruchem kobiecym.
Podział Pracy w Zarządzie Głównym Sojuzu Ukrainok w ostatnim roku 1936/7 był następujący: prezeska: Milena Rudnicka, I wiceprezeska: Ołena Szeparowicz, II wiceprezeska: Olga Cipanowska, sekretarka: Mirosława Mryc, skarbniczka: dr Wiera Jackewycz-Kos. Zarząd prowadzi następujące referaty, na których czele stoją poszczególne referentki: 1) organizacyjny, 2) kultura i oświata, 3) sztuka ludowa, 4) organizacja „dorostu“, 5) gospodarstwo wiejskie, 6) kooperacja, 7) finanse, 8) zdrowie publiczne, 9) opieka społeczna, 10) związki z organizacjami kobiecymi poza Galicją, 11) związki międzynarodowe.
„Sojuz“ zdobywa wieś na podstawie ściśle wypracowanych instrukcji i kalendarzyków pracy. W metodach przeważa kierunek praktyczny: likwidacja analfabetyzmu, kursy gotowania i gospodarstwa domowego, farbiarstwo nici, pończosznictwo, trykotarstwo, zjednywanie kobiet dla idei spółdzielczej i dla walki z handlem żydowskim. Tę ostatnią prowadzą Ukraińcy cicho, ale z mrówczą wytrwałością i żelazną konsekwencją.
W rocznice zniesienia pańszczyzny w Kółkach wiejskich Sojuzu organizują kierownictwa uroczyste obchody, tzw. „Święta swobody“ 16 V, w czasie których śpiewają kobiece chóry, uczestniczki składają drobne ofiary pieniężne za przodków „którzy zginęli pod polskim pańskim knutem“. Także członkinie Sojuzu są zobowiązane do wieńczenia mogił ukraińskich żołnierzy, do brania najliczebniejszego udziału w uroczystościach poświęconych uczczeniu ukraińskiego wojska (główne 1 XI). Obok „Dnia matki“ w poszczególnych kółkach wiejskich organizują filie rezydujące w miastach powiatowych zjazdy kobiet wiejskich z całego terenu, które pod mianem „Świato selanky“ (święto chłopki, włościanki) mają wykazywać dojrzałość społeczną i narodową ruskich wieśniaczek. Usilne są bowiem ze strony Sojuzu starania o zatarcie różnie między inteligentkami i chłopkami. Wyjazdy kobiet miejskich w teren wiejski są nader częste. W sprawozdaniach Sojuzu uderza ta ruchliwość wyrażona w cyfrach „pojizdok“, wizyt członkiń lwowskiej Centrali a także członkiń zarządu filii na wieś. W dniu „Świata selanky“ całe armie chłopek przemaszerowują przed grupą przedstawicielek władz stowarzyszenia. Znamienne zaś, że zarówno stare „gazdynie“, wiejskie młodociane „krasunie“ jak i panie inteligentki zdobią częstokroć jednakie stroje ludowe. Powrót bowiem gremialny wsi do ludowego stroju uznają uświadomione narodowo Ukrainki jako środek zapobiegawczy przeciwko denacjonalizacji i przykładem swym chcą przekonać szerokie masy o konieczności jego wskrzeszania i używania. Pod hasłem propagandy stroju ludowego odbywają się we Lwowie od pewnego czasu corocznie ukraińskie bale publiczne. „Szanujmo ridnu noszu“ to hasło, które przetransportowuje się aż do Ameryki, gdzie wywozi się okazy ludowego stroju dla dziewcząt emigracji, aby zapobiec ich denacjonalizacji. W młodzież zaś wiejską wpaja się przekonanie, że już na zewnątrz powinna ona stale wyodrębniać swą narodowość przez pewne znamiona ubioru np. wyszywaną koszulą, związaną pod szyją czerwoną harasówką.
Obok zdobywania wsi, pozyskiwanie młodzieży stanowi także wielką troskę Sojuzu. Młodzieży bowiem pragnie przekazać Sojuz swe credo, pragnie ją w metodach pracy wyszkolić, chce w swym duchu urobić swe następczynie. Uważa też młodzież jako bezkompromisowy i zapalny element za bardzo pożądany składnik każdej organizacji, za czynnik zwiększający energię i entuzjazm. Dlatego Sojuz głosi hasło „Łycem do mołodi“ i stawia sobie za zadanie pozyskiwanie tej młodzieży w jak największej liczbie, przez zakładanie sekcji dorastającej młodzieży żeńskiej. Ten pozyskany „dorost“ wychowuje Sojuz na dziedziczki swej ideologii, zdać chce w ich ręce dorobek ruskiego feminizmu, aby nie poszły na marne dotychczasowe wysiłki działaczek minionego i dziś będącego u steru pokolenia.
W okresie ogólnego kryzysu feministycznych haseł było to zadanie nie łatwe. Ruska młodzież żeńska ze sfer inteligencji widzi ponadto jakąś sprzeczność między ideą narodową a ruchem kobiecym i dlatego tem oporniej szło jej pozyskiwanie. Dopiero ostatnia doba przyniosła zmianę na lepsze. Garną się teraz inteligentne panienki na instruktorki i organizatorki kół wiejskich także z ramienia Sojuzu, bo trzeba zaznaczyć, że z dawien dawna i tak obowiązywał i obowiązuje w młodym społeczeństwie ruskim przymus pracy na wsi. Młodzież obojej płci musi chociażby 2 tygodnie w roku pracować nad rozbudzaniem narodowego uświadomienia ludu, o ile nie chce być dotknięta bojkotem towarzyskim.
Z entuzjazmem też podkreśla prasa kobieca sposób zachowania się dziewcząt ruskich w ostatnich procesach politycznych. Kokietowanie młodzieży przez Zarząd Sojuzu jest widoczne, a sięga aż za Ocean, gdzie tworzy się chóry młodzieży i „Kluby ukraińśkych diwczat“ i nie ustaje w zabiegach o niewynarodowienie „dziewcząt drugiej generacji“ emigracji Ameryki. Łączność z starym krajem ma być utrzymywana przez wycieczki młodzieży, wakacyjną wymianę dzieci, kolportaż wzorów sztuki ludowej i narodowych ubiorów.
Młodzież w wieku szkolnym bardzo absorbuje umysły zorganizowanych w Sojuzie kobiet. Ciągle nawołują one ogół do kształcenia dzieci tylko w szkołach ruskich, a gdy już „muszą“ dzieci chodzić do „cudzych“ szkół, to niech przynajmniej będą umieszczane na stancjach u wysoko patriotycznych rodzin lub w ruskich bursach, bo występkiem jest umieszczanie ruskiego dziecka w polskim domu.
Jednocześnie zaś prowadzi się wśród ruskiego społeczeństwa akcję za domaganiem się jak najgłośniejszym wprowadzenia szkoły „ukraińskiej“ wszystkich stopni na koszt państwowy, zwalcza się kategorycznie, jako zgubny dla „ukraińskości“ i nie pedagogiczny dla dzieci mniejszości system „wychowania państwowego“.
Bacząc na kierunek wychowawczy dziecka już od zarania jego życia, zwracają też ruskie organizacje kobiece wiele wytężonej uwagi na wychowanie przedszkolne dziecka. W tzw. „Ditoczych Sadkach“, przedszkolach utrzymywanych głównie przez stowarzyszenia „Ukraińska Zachoronka“ i „Ridna Szkoła“ rozbudza się już w maleństwach poczucie narodowe; do zabawy służą chłopaczkom wycinanki i wyklejanki przedstawiające „ukraińskich“ średniowiecznych rycerzy, Kozaków i żołnierzy ukr. armii z lat 1918/20. Kładzie się nacisk na opowieści o Kozakach i Usususach, mówi o tym jak liczebny i wielki, od polskiego większy, jest naród „ukraiński“, a drobiazg na zapytanie odpowiada: „nas jest 40 milionów“. Z dumą relacjonują to rozmaite panie zwiedzające dziecińce. Wielka jest też uciecha z tego, iż dzieci wzięte do „zachoronki” czy „sadka“, oddziaływują potem w domu na używanie ruskiego języka, że one to nakłaniają rodziców do zakupów w ruskich sklepach i spółdzielniach, bo je ochroniarki już uczą hasła „Swój do swego“ na przykładach szowinizmem zaprawnych jak np., że ruskiego wyrobu pasta do obuwia „Elegant“ jest nieporównanie lepsza od pochodzącej z polskiej firmy pasty „Dobrolin“.
We Lwowie obok siedziby Zarządu Głównego Sojuzu Ukrainok funkcjonuje lwowska filia Sojuzu, Koła dzielnicowe i Kółka na peryferiach, a w powiecie istnieje 17 Kółek wiejskich. Co czwartku w lokalu Sojuzu odbywa się dla członkiń herbatka z referatem lub pogadanką. Sojuz zorganizował własną bibliotekę i zamyśla o wielkiej wypożyczalni publicznej książek dla swych kobiet. Ostatnio też wypłynęła inicjatywa wzniesienia własnego domu dla pomieszczenia Zarządu Głównego Sojuzu, pensionatu dla przyjezdnych członkiń, Klubu Kobiecego, magazynu z galanterią kobiecą, lokali dla kursów żeńskich wszelakiego rodzaju itd. Inteligentki miałyby składać na ten „Żinoczyj Dim“ jednego złotego miesięcznie, chłopki jedno jajko.
Sojuz ma hymn własny, zamyśla ufundować sztandar i odznakę „Sojuzu Ukrainok“, a obecnie przygotowuje się obchód dziesięciolecia stowarzyszenia.