[322]A CHOCIAŻBYSCIE MI DAWALI...
A chociażbyście mi dawali
Pałac z rubinów i z korali
I płaszcz, perłami bramowany,
To ja potrzykroć jeszcze wolę,
Swoje rodzone, szczere pole,
Gdzie się te żytnie chwieją łany.
Wolę ten ciemny bór świerkowy,
Zielone łąki i dąbrowy,
Stojące w mgieł porannych bieli,
Niż wszystkie skarby tego świata,
Do których wasza myśl wylata
I które posiąść byście chcieli.
Wolę ten cichy plusk mej rzeki,
Smętnych fujarek płacz daleki
I pieśni świerszczów, żab chorały,
Niźli melodye te najczystsze,
Które stworzyli pierwsi mistrze
Dla swojej sławy, swojej chwały.
[323]
Wolę tę zorzę wieczorową,
Która nad chatą, nad ojcową
Rozlewa codzień tyle złota,
Niż piękne freski i obrazy,
Pełne natchnienia i ekstazy,
Boticell’ego albo Giotta.
Wolę, bo tutaj... na tej ziemi,
Żyjąc pomiędzy najbliższemi,
Jest mi tak dobrze i bezpiecznie;
Tu każdy kamień i krzewina
Dziecięce lata mi wspomina
I wszystko kocha mnie serdecznie.