<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Agencja matrymonialna
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 10.2.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


John C. Raffles

Nazajutrz rano lord Lister — Tajemniczy Nieznajomy, — w swej pięknie urządzonej willi popijał herbatę ze swym przyjacielem Charley Brandem.
Wygodnie rozparci w szerokich skórzanych fotelach delektowali się aromatycznym napojem, palili papierosy i czytali poranne gazety. Lister miał zwyczaj kupowania podwójnych egzemplarzy tych samych gazet, aby w każdej chwili mógł wyciąć artykuł, który interesował go szczególnie. Nagle Raffles pogrążony w lekturze „Timesa“ rzucił niedopalonego papierosa. Charley Brand spojrzał na niego ze zdziwieniem.
— Co się stało, Edwardzie? — zapytał.
Musiał przeczekać dłuższą chwilę, zanim Lister wyśmiał się dowoli.
— Przeczytaj ogłoszenie na trzeciej stronicy „Timesa“, w drugiej kolumnie na dole.
Charley przebiegł oczyma wskazaną kolumnę.
— „Okazja“... — przeczytał półgłosem.
Na widok ogłoszenia, zredagowanego przez Marholma wybuchnął śmiechem.
— Założę się, Edwardzie, że, jakkolwiek ogłoszenie to jest zredagowane w idiotyczny sposób, znajdą się tacy, co na nie odpowiedzą. Biedne kobiety! Mieć do czynienia z takim idiotą!
— Ja również mam zamiar odpowiedzieć na tę ofertę — oświadczył Tajemniczy Nieznajomy.
— Ty? — zdziwił się jego przyjaciel. — Cóż ty masz wspólnego z tym kretyńskim ogłoszeniem? Czyżbyś chciał przypomnieć sobie studenckie czasy i zabawić się, jak kiedyś?
Raffles zapalił nowego papierosa.
— Kiedy się coś czyta, należy to robić z uwagą, drogi Charley — odparł lord Edward mentorskim tonem. — Gdybyś przeczytał uważnie ogłoszenie, zorientowałbyś się niewątpliwie o co idzie.
Charley był ciekawy jak kobieta.
— Ale kto mógł nadać to ogłoszenie? Prawdopodobnie wiesz o tym, Edwardzie?
— Mój drogi — rzekł półgłosem. — Od szeregu lat zajmujesz się redagowaniem mych pamiętników, w których wymieniasz większą część naszych wspólnych przygód. — Jesteś w tych sprawach równie dobrze poinformowany, jak ja sam. Dlatego też dziwię się, że ogłoszenie, którego nadawca ukrywa się pod nazwą „Pchły“, nie wzbudziło w tobie żadnych domysłów co do osoby autora?
Charley raz jeszcze rzucił okiem na trzecią stronicę „Timesa“. Nagle podskoczył i wybuchnął śmiechem
— Nie... To nie możliwe, Edwardzie! Toż to Baxter!
Lord Lister uśmiechnął się.
— Oczywiście: to Baxter. Jestem tego pewien tak jak tego, że teraz jest dzień.
— Nie twierdziłbym tego tak bezwzględnie — odparł Charley, potrząsając głową. Być może, że Marholm chciał mu wypłatać figla. Nagłówek „Okazja“ — jest prawdziwym arcydziełem.
— Przekonamy się o tym niezwłocznie — rzekł Tajemniczy Nieznajomy. — Trzymam zakład, że to sam Baxter.
Podniósł się z fotela i połączył telefonicznie z departamentem Tajnej Policji, podległej bezpośrednio Baxterowi. W momencie, gdy Lister telefonował, Marholm znajdował się sam w gabinecie.
— Hallo...
— Czy to wy, Marholm? — zapytał jakiś głos.
— We własnej osobie — odparł Marholm, który natychmiast poznał głos Rafflesa.
— Dzień dobry — rzekł Lister. — Słuchajcie! Dziś rano przeczytałem w „Timesie“ ogłoszenie podpisane przez Pchłę. Czy to wasze?
— Zaniosłem je sam do redakcji „Timesa“... Prawdopodobnie zna pan dobrze kandydata do stanu małżeńskiego?
— Oczywiście — odparł Lister. — Tylko jedno pytanie: czy pański przyjaciel Baxter wie o tym ogłoszeniu? Ponieważ znam pana, wiem, jakie lubi pan czasem płatać figle.
Marholm zapewnił Listera, że tekst ogłoszenia został przez Baxtera zaakceptowany.
— Pół dnia czasu strawiliśmy w Scotland Yardzie, łamiąc sobie głowę nad eleganckim ułożeniem tekstu.
— Pięknie. Poczciwy Baxter zasługuje na solidną nagrodę. Postaram się, aby ją otrzymał. Bardzo wam dziękuję Marholm.
— Miło mi pana słyszeć, lordzie Lister — odparł Marholm.
Na tym rozmowa się skończyła.
Raffles w milczeniu przechadzał się po swym gabinecie.
Charley Brand, wygodnie rozparty w fotelu, obserwował bacznie swego przyjaciela. Rozumiał, że myśli jego zaprzątnięte są nową sprawą.
— Powinieneś się ożenić, Charley — rzekł lord Lister, zatrzymując się przed swym przyjacielem.
Obrzucił go uważnym spojrzeniem.
— Co takiego? — rzekł Charley.
— Tak... Powinieneś się ożenić. Mam dla ciebie na widoku wspaniałą partię. Już czas, abyś założył swe własne ognisko domowe.
Na twarzy Charley’a malowało się zdumienie. Oczy jego zasępiły się.
— Nie, Edwardzie. Zostaw lepiej tę sprawę w spokoju. Wiesz dobrze, że kiedyś miałem narzeczoną, u boku której chciałem spędzić życie... Utraciłem ją i niekiedy zjawia się w mych marzeniach jak smutne widmo... I teraz chcesz abym poślubił inną kobietę? Kochałem kiedyś tak, jak się kocha tylko w młodości. Nie mogę i nie chcę się ożenić, nawet gdybym miał dzięki temu postradać twą przyjaźń. Chcę pozostać wierny czystemu wspomnieniu.
W oczach lorda Listera pojawiły się ogniki wesołości. Głos jego przybrał przyjazny, lecz poważny ton.
— Niekoniecznie musisz żenić się z kobietą.
Charley Brand zdumiony podniósł głowę.
— Mówisz zagadkami, Edwardzie. Jakże mam się ożenić, jeśli nie z kobietą?
Tajemniczy Nieznajomy strzepnął popiół z papierosa.
— Możesz przecież poślubić mężczyznę — rzekł niedbale.
Charley podskoczył
— Edwardzie!
Spojrzał na swego przyjaciela, który spokojnie palił papierosa.
— Edwardzie... Mam wrażenie, że przydałby ci się kilkutygodniowy wypoczynek w sanatorium. Uspokoiłbyś swe nerwy. Jesteś przemęczony, przepracowany. Walki z policją londyńską i życie gentlemana włamywacza musiały nadszarpnąć twoje siły.
Poczciwy Charley mówił z zapałem i tonem pełnym przekonania.
— Można przypuszczać, że otaczasz mnie ojcowską opieką... Bądź spokojny, mój mały. Nie jest mi potrzebny pobyt w sanatorium, przeciwnie — nigdy nie czułem się tak wypoczęty fizycznie i intelektualnie jak teraz. Dowiodę ci tego zresztą w ciągu najbliższych dni. Jeśli chodzi o moją propozycję, abyś poślubił mężczyznę, nie jest ona tak absurdalna, jak ci się to wydaje. Gdybyś pomyślał choć przez chwilę, zrozumiałbyś rolę, jaką ci wyznaczam. Nie mówmy o tym więcej. Wiesz, że nie leży w moich zwyczajach rozmawiać z kimkolwiek na temat mych przyszłych planów.
Nacisnął dwukrotnie guzik dzwonka. Stary lokaj wniósł wspaniałe futro i lśniący cylinder. W parą sekund później lord Lister rzekł do Charleya:
— W ciągu kilku godzin mam zamiar znaleźć „Okazję“. Jeśli nie masz żadnego poważniejszego zajęcia, idź, mój chłopcze, i zabaw się. Pieniędzy ci nie brak: jesteś przecież mym sekretarzem i skarbnikiem. Począwszy jednak od północy musisz być do mojej dyspozycji. Będziesz mi potrzebny. O projekcie małżeństwa pomówimy po moim powrocie. Wbiłem sobie w głowę myśl, aby cię uszczęśliwić więzami hymenu. Uda mi się to niezawodnie!
Charley Brand po jego wyjściu zabrał się poraz wtóry do czytania „Timesa“.
— Do diabła! — mruknął — Nigdy nie zrozumiem tego człowieka!
Na myśl o tym uczuł lekkie zdenerwowanie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.