[107]
Agresty
Marii Dąbrowskiej
Wśród czarnych krzewów
Blaszanych i z drutu,
Co mają nazwę chrzęstką: agresty —
Światło księżyca jest tą wodą zimną, aż zęby cierpną, a mózg jest kulisty.
Pośród agrestów,
Drucianych i śliskich,
Co biorą księżyc w drobne siatki kłucia,
Męskość poety dojrzewa tak biało, jakby gruźlica zwapniała mu nerwy.
A więc poszedłem.
Odrzuciłem ciała
Krzyczące miłość, a wtulone w słabość —
Ostatnie bunty pozostały w szafach, w piecu skomlenia, nadzieje w pościeli.
Zimne agresty,
Krzaki całowania,
Ostrożnych pieszczot grudniowe rośliny.
Światło księżyca niech ogrzewa mądrość, skoro ta świeca na słońcu topnieje.
[108]
Zimne agresty,
Cienkie rzeźby zgody,
Pułapki wieczne, bo gęste w uporze,
Trwać niech oznacza: wyplątywać palce — długie i liczne jak metresy włosy.