Akt 5-go listopada a Sprawa Polska/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Akt 5-go listopada a Sprawa Polska |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze w Warszawie |
Data wyd. | 1917 |
Druk | Drukarnia Naukowa |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Dzień 5 listopada uchylił zasłonę, zakrywającą naszą przyszłość, oświetlając stanowisko względem naszej polityki narodowej, zajęte przez mocarstwa centralne.
„Przejęci niezłomną ufnością w ostateczne zwycięstwo ich broni i życzeniem powodowani, aby ziemie polskie przez waleczne ich wojska ciężkiemi ofiarami rosyjskiemu panowaniu wydarte, do szczęśliwej przywieść przyszłości, J. C. Mość Cesarz Niemiecki, oraz J. C. i K. Mość Cesarz Austryi i Apostolski Król Węgier, postanowili z ziem tych utworzyć państwo samodzielne z dziedziczną monarchią i konstytucyjnym ustrojem. Dokładniejsze oznaczenie granic Królestwa Polskiego zastrzega się.“
W ten sposób radykalny stawiają sprawę polską jednobrzmiące odezwy generał-gubernatorów terenów okupacyjnych Królestwa Polskiego, obwieszczające narodowi naszemu postanowienie monarchów obu centralnych mocarstw, wojujących na naszym terenie z Rosyą.
Jak widzimy, Polska stoi nie wobec jakiejś czczej obietnicy, lub też mniej czy więcej uroczystego zobowiązania altruistycznego, lecz wobec pewnego faktu. Faktem tym jest postanowienie monarchów centralnych reaktywować Królestwo takie, jakiem ono było po zerwaniu narzuconej mu unii z Rosyą i w trakcie rozszerzania granic swoich na wschód w 1831 roku. Gdy porównamy powyższe słowa odezwy generał-gubernatorów z normami naszego prawa państwowego, które ostatnia nasza legislatywa, Sejm Nadzwyczajny 1831 roku, opracowała, ujrzymy nawet zgodność i pod względem ustroju państwowego Polski.
Uchwały sejmowe z 4 i 8 lutego 1831 roku wyraźnie bowiem określają ustrój Królestwa, co do którego po detronizacyi dynastyi rosyjskiej mogły być jakieś wątpliwości — jako monarchię konstytucyjną. Z punktu więc formalnego akt 5 listopada uważać można za pewnego rodzaju przywrócenie status quo z 1831 roku, z okresu wojny Królestwa Polskiego z Rosyą o samodzielność Królestwa i przyłączenie doń Litwy. Pod tym względem wątpliwości są niewielkie.
Inaczej jednak rzecz się ma, gdy spojrzymy na praktyczną stronę całej sprawy.
Wojna 1831 r. została przez Polaków przegrana, i Królestwo Polskie w ciągu 84 lat było okupowane przez armię rosyjską, rządy zaś w niem były oparte na podstawach przemocy i przepisów prawa wojennego. Rządy takie w połączeniu z celową polityką Caratu zdewastowały w zupełności Królestwo pod względem państwowym i kulturalnym. Pozwoliło to w połączeniu z układem stosunków międzynarodowych, o którym mówiliśmy w części pierwszej, caratowi na otwartą zupełnie dążność do zamiany zupełnej naszego kraju na „Priwislinskij Kraj“ Rosyi, nam zaś uniemożliwiło wszelką politykę realną na podstawie programu restytucyjnego. Tak samo mało sprzyjały temu, jak widzieliśmy, warunki wojny obecnej, oraz cały system polityki mocarstw okupacyjnych przed 5 listopada. Dość, że stoimy wobec faktu zupełnej naszej niemocy, jako czynnika samodzielnego. Rezultatem tego faktu jest i sam charakter owego „restitutio ad integrum“ państwowości polskiej przez mocarstwa centralne, gdy chodzi o jego stronę praktyczną! Ziemie polskie zostały wydarte przemocy moskiewskiej nie przez wysiłki narodu polskiego, lecz przez wojska mocarstw centralnych, to też i monarchowie tych mocarstw, reaktywując status quo z czasów przed okupacyą rosyjską, dokonać tego mogą jedynie, wobec zwłaszcza rzeczywistego stanu kraju i społeczeństwa polskiego, przez stworzenie państwa, o którem mówi odezwa. Ta zaś okoliczność pociąga za sobą z żelazną konsekwencyą i dalszy tekst odezwy:
„Nowe Królestwo znajdzie w łączności z obu sprzymierzonemi mocarstwami rękojmię, potrzebną dla swobodnego sił swoich rozwoju. We własnej armii nadal żyć będą pełne sławy tradycye wojsk polskich dawniejszych czasów i pamięć walecznych polskich towarzyszy broni w wielkiej obecnej wojnie. Jej organizacya, wykształcenie i kierownictwo uregulowane będą we wspólnem porozumieniu“.
Jest to całkowita treść pewnego rodzaju układu, jaki proponują mocarstwa centralne Polsce. Zastrzegając sobie z bardzo łatwo zrozumiałych względów łączność Królestwa Polskiego z mocarstwami centralnemi, zwracają uwagę na obopólną korzyść tego. Co więcej, jako gwarancya samoistności państwowej nowego Królestwa występuje „własna armia“, której „organizacya, wykształcenie i kierownictwo uregulowane będą we wspólnem porozumieniu“
Nie ulega wątpliwości i zresztą jest to najlepszą gwarancyą całego układu, że jedynie wzgląd na własne interesy dyktował państwom centralnym tak radykalną zmianę stosunku do sprawy polskiej. Jedynie też powodowanie się własnemi interesami może kierować normalną polityką narodową polską, i co więcej łączność interesów polskich z interesami mocarstw centralnych może być jedynym warunkiem wspólnego działania oraz jedyną gwarancyą wierności stron otwierającemu się przed niemi przymierzu.
Czy ta wspólność interesów istnieje?
Po 5 listopada bezwzględnie tak.
Wspólność tę podkreśla po części sama odezwa generał-gubernatorów w swem zakończeniu:
„Sprzymierzeni monarchowie, biorąc należny wzgląd na ogólne warunki polityczne Europy, jako też na dobro i bezpieczeństwo własnych krajów i ludów, żywią niezłomną nadzieję, że obecnie spełnią się życzenia państwowego i narodowego rozwoju Królestwa Polskiego.
Wielkie zaś, od Zachodu z Królestwem sąsiadujące mocarstwa z radością ujrzą u swych granic wschodnich wskrzeszenie i rozkwit wolnego, szczęśliwego i własnem narodowem życiem cieszącego się państwa“.
Sprawa postawiona jest jasno i wyraźnie. Społeczeństwo Królestwa Polskiego przedewszystkiem ma wypełnić formę państwowości treścią życia narodowego — wspomagane przez życzliwe stanowisko mocarstw centralnych względem niepodległości.
Mocarstwa centralne zrobiły wszystko, co mogły dla nas, i co więcej — nic ponad to dać nie mogą. — Nie mogą one ustąpić ani jednej korzyści, jaką im dawał i daje obecny stan rzeczy. To niewątpliwie.
Nie ulega bowiem wątpliwości, że akt 5 listopada jest to maximum tego, co dać Polsce chciały, a minimum tego, co dać mogły mocarstwa centralne. Rzecz to oczywista, jeżeli nie będziemy na te mocarstwa patrzyli, jako na instytucye filantropijne, ad hoc dla pomagania „biednym Polakom“ stworzone, lecz jeżeli uznamy w nich to, czem są w istocie mocarstwa potężne, walczące o swój byt z całą nieomal Europą, i jeżeli wobec tego uznamy, że byłoby z ich strony zbrodnią względem swych własnych narodów powodowanie się czemś innem, niż korzyść własna.
Lecz z tą korzyścią związana być może i jest korzyść nasza.
Nie ulega wątpliwości, że jeżeli istnienie państwa polskiego stało się potrzebne dla mocarstw centralnych po dwu latach krwawych bojów z naszym odwiecznym wrogiem, a ich od stu lat wiernym sprzymierzeńcem — Rosyą, to dla nas jest ono pierwszym i najważniejszym warunkiem istnienia i rozwoju narodowego. Jeżeli armia polska przydać się może mocarstwom centralnym u schyłku trzeciego roku wojny, na który to czas będzie ona mogła być gotowa w poważniejszej ilości i z odpowiedniem wyrobieniem, to dla nas jest ona alfą i omegą gwarancyi nietylko istnienia państwa polskiego, ale nawet poważnego traktowania sprawy polskiej, jako kwestyi międzynarodowej, od samego momentu proklamowania Państwa Polskiego.
Państwo Polskie i armia polska, których istnienie w zasadzie uznają za konieczne i w których utworzeniu wyrażają gotowość pomocy mocarstwa centralne, są zupełnie dostatecznym gruntem do przymierza pomiędzy narodem polskim a temi mocarstwami, wobec zwłaszcza nieprzejednanego stanowiska, jakie względem międzynarodowego charakteru sprawy polskiej zajęła Rosya.
Interesy się zbiegły i zaczynają iść równolegle od dnia 5 listopada. Budowanie więc w sojuszu z mocarstwami centralnemi polskiej organizacyi państwowej, możliwie szybkie i zupełne, przedewszystkiem zaś organizowanie jak największej i jak najbardziej szybko — armii polskiej, staje się dla nas jedynym konkretnym programem polityki dnia dzisiejszego.
Rzecz prosta, że program ten, mimo swą prostolinijność, oraz logiczny ścisły związek z sytuacyą obecną, może się spotkać z pewnemi trudnościami, zarówno wobec złożonych stosunków czasu wojny i okupacyi, jak i wobec niesłychanie małego przygotowania ogółu naszego do konkretnych prac politycznych.
Nie ulega też wątpliwości, że program taki spotka się odrazu z energiczną obstrukcyą zarówno ze strony moskalo- względnie koalicyo-filskiej prawicy, dla której maximum dążności może być powrót do status quo z przed 1830 roku, t. j. unii Królestwa Polskiego z Rosyą, oraz z t. zw lewicy maksymalistycznej, t. j. zwolenników bezwzględnej, abstrakcyjnie pojmowanej niepodległości.
O prawicy trudno wiele mówić, wszyscy ją znamy doskonale. Asymilacya państwowo-polityczna, która bądź co bądź istniała w Polsce tak samo, jak istnieć musi wszędzie, gdzie naród jest w ciągu lat kilkudziesięciu poddany energicznym represyom polityki najezdniczej, zrobiła swoje. Mamy mocno ugruntowany prąd, reprezentowany jak teraz przedewszystkiem przez Demokracyę Narodową, który możliwie do ostateczności stara się opóźnić zerwanie z Rosyą i zawarcie sojuszu z mocarstwami centralnemi. Dopomaga temu analfabetyzm polityczny ogółu inteligencyi oraz ciemnota masy ludowej, no i powszechne zmęczenie wojną i stworzonemi przez nią okropnymi warunkami bytowania. Z tej strony też będziemy mieli konsekwentnie przeprowadzaną i umiejętnie zorganizowaną obstrukcyę — to rzecz pewna.
Obstrukcyi z innych zresztą pobudek, niemniej identycznej w skutkach, obawiać się należy i z innej strony — ze strony naszych maksymalistów niepodległościowych.
Tu działa przedewszystkiem panujące u nas do niedawna powszechne traktowanie polityki narodowej ze strony uczuciowej i bardziej abstrakcyjnie niż realnie. I niema w tem nic dziwnego. Od roku 1831, kiedy straciliśmy nasze instytucye własne państwowe i możność prowadzenia własnej polityki narodowej, dziedzina jej, będąca chlebem powszednim dla każdego normalnie żyjącego narodu, stała się dla nas kompletną abstrakcyą. Na mocy też jedynie abstrakcyjnych przesłanek wyciągano wnioski bądź jednostronnie ugodowe, bądź też platonicznie powstańcze. Specyalnie zaś abstrakcyjnymi musiały być nasze programy niepodległościowe. Straszne warunki życia narodowego po 1831 roku zmusiły wszystkie nasze żywioły niepodległościowe do stania na gruncie wyłącznie rewolucyjnym. Zbrojne powstanie miało wypędzić z Ojczyzny wroga i stworzyć pewnego rodzaju tabula rasa, na której zwycięskie powstanie miało nakreślić kontury przyszłości narodu. Takie były podstawa, punkt wyjścia, a zarazem i całość ideologii niepodległościowości, która powstała wśród wypartych z Ojczyzny rozbitków Rządu, Sejmu i Armii polskiej po 1831 roku.
Ideologia ta wraz ze wstrząsającą martyrologią walk o jej urzeczywistnienie stały się całym materyałem wychowawczym dla następnych pokoleń, a w tej liczbie i dla wskrzeszonej w ostatniem ćwierćwieczu XIX stulecia irredenty naszej.
Mimo cały swój charakter algebry politycznej — operowania wyłącznie oderwanemi pojęciami — hasła takie i cała ta ideologia niepodległościowa były aż do ostatnich czasów — do niewielkich niemniej zasadniczych zmian, jakie w Królestwie Polskiem wywołała rewolucya, wystarczające najzupełniej. Warunki bowiem ówczesnego życia naszego wymagały przedewszystkiem jak najbardziej ostrej negacyi tego, co społeczeństwo miało przed sobą, a pokolenie ówczesne mogło być poruszone jedynie czemś, co targało uczuciem i przemawiało ostro do serc i sumień, budząc zapadłe w letarg życie narodowe.
Każdy, najgoręcej wówczas propagujący hasła powstańcze — „walkę zbrojną“ o „niepodległość Ojczyzny“ — wiedział dobrze, że ani jeden z jego słuchaczy za broń nie chwyci i głupstw nie narobi, natomiast wiedział, że propaganda tych haseł częściowo chociaż przerwie szarzyznę panującej wszechwładnie apatyi, wstrzyma postępującą zwolna asymilacyę państwowo-polityczną i obudzi ruch w umysłach i sercach.
Warunki zresztą polityczne nie dopuszczały możliwości podstawiania wielkości konkretnych w polityce zamiast znaków algebraicznych, któremi wszak były owe „powstania zbrojne“, „niepodległość“, „odbudowanie Ojczyzny“ i t. d.
Programy też naszych niepodległościowców końca XIX i początków XX stulecia z konieczności musiały nieco w charakterze przypominać program socyalnej demokracyi niemieckiej w karykaturze Bernsteina. Jak tu, tak i tam, zapowiadano niechybnie „wielki Kladderdatsch“ niepodległościowy, t. j. gwałtowne wypędzenie moskali, po którem dopiero miała nastąpić niepodległość znów w postaci tabula rasa, na której, stosownie do swego charakteru partyjnego, ideologowie niepodległościowi mogli malować bądź Rzeczpospolitę socyalistyczną, bądź „Polskę Ludową“, czy też Królestwo konstytucyjne.
To wystarczało na te czasy w zupełności.
Minęły jednak lata i przyszło konkretnie nieoczekiwane, choć w zasadzie zapowiadane od lat wielu, tragiczne, grozą wstrząsające dziś. Zapowiadany „wielki Kladderdatsch“ nastąpił, nastąpił w zgoła nieprzewidzianych warunkach. Niemniej życie ma swoje prawa i żąda odpowiedzi realnej na szereg realnych zagadnień, domaga się gwałtownie zastąpienia owych algebraicznych znaków, któremi operowano dotąd, wielkościami konkretnemi. Cała bowiem algebra taka staje się dziś frazeologią bezwartościową; gorzej stoimy wobec wypadków, kiedy ta właśnie frazeologia w jednym szeregu z reakcyjnem moskalofilstwem staje w poprzek pracom niepodległościowym. Boć i gdyby przypuszczalna tabula rasa okazała się możliwością, toć miałby prawo pisać na niej kto inny zgoła.
Cóż tedy robić?