Akt 5-go listopada a Sprawa Polska/III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Dąbrowski
Tytuł Akt 5-go listopada a Sprawa Polska
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze w Warszawie
Data wyd. 1917
Druk Drukarnia Naukowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.

„Teorya ekonomii — powiada w swej pracy o polityce narodowej[1] niedawno zmarły prof. J. Milewski — stawia w nauce o obrocie naczelny aksyomat, że do swobodnego obrotu przychodzi tylko, gdy obie strony upatrują w tem korzyść. Aksyomat ten ma swe znaczenie nietylko dla gospodarczego obrotu. I w polityce trzeba o nim pamiętać. Kto za wysoko zaceni, nie realizuje obrotu, kto za wysokie polityczne postawi żądania, także nie zrealizuje programu. A tak, jak dobry kupiec wiedzieć musi na podstawie dokładnych faktycznych informacyi, oraz oceny momentu psychicznego, kiedy, od kogo, ile można zażądać, aby nie zostać na darmo ze swą ofertą na targu, tak i przy żądaniach politycznych rozumna ocena obustronnych sił, wielkości żądań, chwili ich postawienia, momentu psychologicznego, jest warunkiem ich przeprowadzenia. Trzeba umieć się wmyśleć w położenie strony drugiej, pamiętać, że są granice pewne dla ustępstw ugodowych, a przymusowe ustępstwa otrzyma się tylko, gdy ma się siłę, dostateczną do wywarcia nacisku, do wyzyskania stworzonego przez inne czynniki przymusowego położenia“.
Nigdy bodaj nie będzie zbytecznem przypomnienie tego spostrzeżenia jednego z najbardziej wykształconych polityków naszych, a tembardziej jest ono na czasie obecnie.
Bezpowrotnie rozwiał się piękny miraż wyzwolenia naszego własnemi siłami, które było ideałem wszystkich pokoleń czasów porozbiorowych. Niepodległość Polski, jako zasada, została rozwiązana w sensie pozytywnym przez czynniki zewnętrzne, poza nami stojące i nie powodujące się bynajmniej czemś innem, jak tylko potrzebami własnej polityki. Program więc niepodległościowy z dziedziny pięknych marzeń, z krainy ideałów przechodzi na grunt twardej rzeczywistości, staje się z konieczności programem pracy.
Urzeczywistnienie bowiem jego zależy z jednej strony jedynie od tych lub owych szczegółów i okoliczności likwidacyi obecnej wojny, z drugiej zaś — od sumy naszego własnego wkładu pracy dla tego urzeczywistnienia. Likwidacya zaś wojny będzie niezwykle trudna i niesłychanie złożona, zarówno wobec naszego nieprzygotowania, jak i czynników, od nas niezależnych zupełnie, a wypływających konsekwentnie z okoliczności obecnej wojny. Jedno zaś można powiedzieć chyba napewno, że kwestya nasza, która, jak widzieliśmy, z wielką trudnością i wbrew woli literalnie wszystkich, siłą fatalnej konieczności stanęła na wokandzie spraw, które się złożą na likwidacyę wojny obecnej, poza nami samymi, niema nikogo, dla którego całkowite jej rozstrzygnięcie byłoby interesem. Jeżeli podczas rozbiorów nasz stosunek do sąsiadów i dalszych państw mógł natchnąć Krasickiego do napisania bajki na nieśmiertelny temat: „Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły“ to dziś pod tym względem jesteśmy w położeniu jak najklasyczniejszego „splendid isolation“. Przyjaciół tkliwych absolutnie nie mamy — wrogów dość. Natomiast losy wojny sprawiły, że w naszych dążnościach niepodległościowych możemy mieć potężnych sprzymierzeńców — w czasie obecnej wojny i w trakcie jej likwidacyi. Każdy jednak sprzymierzeniec jest nim, póki jego interes tego wymaga, i jest bezwzględnie sprzymierzeńcem, nie zaś dobrodziejem. Może dopomagać, lecz nie dawać darmo — taką jest bezwzględna i wyjątków nie znająca zasada zdrowej polityki. We wszelkich więc przyszłościowych koncepcyach w naszej sprawie najważniejszą rolę musi bezwzględnie odgrywać nasza własna akcya — i to zarówno obecnie w trakcie trwania wojny, jak i podczas jej likwidacyi. Likwidacya zaś ta będzie powszechnym, bardzo skrupulatnym rozrachunkiem, w którym każda pozycya naszych aktywów i pasywów, jak również stosunek każdej z nich do wszecheuropejskiego bilansu bacznie będą zważone i starannie krytykowane, i jedynie wysokość naszego saldo będzie brana pod uwagę. Przygotować to saldo możliwie starannie, bez mglistych uzasadnień, fantastycznych kombinacyi lub fikcyjnych pozycyi jest na dziś jedynem zadaniem polityki narodowej i biada nam, jeżeli to konieczne zadanie podjęte będzie z inicyatywy obcej i przez obcych wykonane.
Pamiętać bowiem musimy i o tem, że dyplomacya z reguły załatwia wszystkie nazbyt skomplikowane kwestye przedewszystkiem za pomocą kompromisu, szczególniej, gdy ten kompromis między mocnymi zawiera się kosztem słabych. Od stu lat przeszło kompromis wszechwładnie panował, np. w sprawie narodów bałkańskich, mimo, że te narody, pokolenie za pokoleniem, pławiły się we krwi walk bratobójczych i daremnych wysiłków powstańczych. Wielcy jednak uczestnicy gry bałkańskiej mogli spokojnie czekać. Otóż kompromis i w sprawie polskiej napewno będzie pierwszem hasłem, jakie padnie, gdy kwestya polska wzięta będzie pod obrady dyplomatów, omawiających sprawę zakończenia wojny. I od naszego stanu sił moralnych i materyalnych będzie zależało jedynie, ażeby ten kompromis między olbrzymami wypadł z mniejszą dla nas możliwie szkodą. Polska bezwładna, z tępem osłupieniem gapiąca się na swoją własną niepodległość — będzie oczywiście oddana na łup wzajemnych targów i ustępstw, bez względu na tę potencyalną siłę, którą przedstawia i która zmusiła do wprowadzenia sprawy naszej na wokandę spraw międzynarodowych.
Jedynie Polska czynna, rzucająca się z energią i poczuciem konieczności tej pracy do urzeczywistnienia swej niepodległości na wszystkich polach, będzie mogła wówczas przemawiać. Nie łudźmy się oczywiście, żeby wymowa nasza była wówczas wymową tysięcy armat, milionów karabinów i miliardów złota. Wiemy, że ta Polska, od lat kilku niosąca niesłychane ofiary na rzecz wojny, o spustoszonym kraju, zgnębionym narodzie, bez sił i środków, ledwie na niewielką część tych wysiłków, jakie powinna, zdobyć się będzie mogła. Ale tę część wysiłków uczynić ona bezwzględnie — pod grozą wielkiego dla siebie niebezpieczeństwa — musi. Bierność w obecnej chwili jest zbrodnią narodową, za którą nasze pokolenie poniosłoby odpowiedzialność dziejową, większą bodaj, niż pokolenie czasów saskich, albo Targowicy. Bierność ta byłaby tem potworniejszem zjawiskiem, że chodzi o tak prosty i będący zwykłym codziennym obowiązkiem obywateli każdego normalnego narodu czyn, jak wystawienie naszej własnej armii polskiej z gotową już pomocą mocarstw centralnych, oraz z tąż samą pomocą zorganizowanie rządu w Królestwie Polskiem — dla stworzenia pewnego rodzaju fait accompli w chwili likwidacyi wojny, które to fait accompli mogłoby jedynie poważnie kwestyę polską w charakterze sprawy międzynarodowej utrzymać. Będzie to bowiem rzeczą nie łatwą. Enuncyacye rosyjskie, oraz przez jej sojuszników wydane, bezwzględnie zaznaczają protest przeciwko traktowaniu naszej sprawy w inny sposób, jak w charakterze kwestyi wewnętrznej Rosyi. Jedynie zaś istnienie własnego rządu polskiego i armii polskiej zaważyć może w tem, czy Polska będzie traktowana narówni z Belgią, Serbią, Czarnogórzem lub Rumunią, o których losie trzeba będzie areopagowi europejskiemu orzec, jako o państwach, czy też sprawa polska będzie sprawą „Priwislinskiego kraju“ Rosyi, o którym będzie się mówiło tak samo, jak o Szampanii, okupowanej przez wojska niemieckie, lub też o Galicyi Wschodniej, zajętej przez moskali.
I tu nastąpi niesłychanie groźna dla nas chwila projektów, kompromisów, nawet przy najlepszych szansach rozstrzygnięcia sprawy polskiej. Polska z r. 1815, z roku 1862, koncepcya Polski, jako państwa bez własnej armii i polityki zagranicznej, jako państwa związkowego, prowincyi autonomicznej i t. d., nie licząc kombinacyi terytoryalnych — to będą wszystko projekty brane pod obrady, których wynik całkowicie, lubo pośrednio, być może tylko od nas zależnym będzie, od naszego zrozumienia swej sytuacyi i poczucia swoich praw i sił.
I jeszcze nie zapominajmy o tem, że, mimo aktu 5-go listopada, stwarzanie trudności dla naszej pracy państwotwórczej musi leżeć w intencyach bardzo wielu żywiołów obcych, dla których akt ten był rewolucyą gwałtowną w pojmowaniu sprawy polskiej, lub też żywiołów, które wobec systemu myślenia, jaki musiała stworzyć stuletnia przeszło więź przymusowa — mogą i powinny widzieć w kwestyi polskiej przedewszystkiem, jeżeli nie jedynie — materyał dla ustępstw kompromisowych. Dla tych to właśnie żywiołów, praktycznych, choć krótkowzrocznych, pracują nasze żywioły, propagujące bierność wobec aktu 5-go listopada.
I pod tym względem — boć dziś chodzi już o czyny i skutki, nie zaś o dobre, czy złe chęci — jednako zupełnie na szkodę sprawy polskiej działają ci, co zamiast programu realnej pracy państwotwórczej, uprawiają politykę dziecinnego jakiegoś kapryszenia na tle frazeologii nieprzejednania, jak i ostrożni politycy, przestrzegający przed „angażowaniem“ się w kierunku państwowości własnej, choć sami najwięcej swego czasu angażowali się w kierunku państwowości i polityki rosyjskiej:
„Niedość jest silnie kochać Ojczyznę — trzeba o niej mądrze myśleć“ — ostrzegał swego czasu rodaków minister Dunajewski i wypowiedział wielką prawdę. To też jedynem bodaj wezwaniem do naszego ogółu może być powtórzenie słów jednego z największych mężów stanu naszych, Kołłątaja, do rodaków, w chwili, niezwykle podobnej do dzisiejszych czasów, skierowane:
„Polacy! Teraz, albo nigdy przekonać się możecie, że warci jesteście być narodem niepodległym, jako niezłamani tylu nieszczęściami, jako zdolni przezwyciężyć cierpliwością wszystkie trudności, z któremi jeszcze spotykać się macie. Przetrwaliście mężnie najokropniejsze wypadki, jakie kiedy dotknąć mogą lud niewinny, i to stanowi zaletę waszej ufności w dobrej sprawie; lecz jeżelibyście teraz mieli się zmienić, kiedy ta długa ufność zbliża się do pożądanej nagrody, byłoby to smutnym dowodem niedostatku pojmowania własnego szczęścia. Dlaczego najściślejszą jest powinnością, abyście sami nad sobą pracowali, utwierdzając nawzajem tę ufność, która was ożywiała przez wszystkie lata wytrzymanej pogardy?… Można bez nas zdobyć całą naszą ziemię, można przywieść do politycznego zmartwychwstania całą naszą Ojczyznę, ale bez nas nie można zrobić nas dobrymi Polakami“[2].
Nie będzie też może zbytecznem przytoczyć jeszcze kilka słów, jak gdyby całkowicie do obecnej odnoszących się chwili:
„Im krytyczniejsze jest położenie nasze, tem więcej wymaga talentu, tęgości duszy, usilności, roztropności w osobach, które rząd nowy zaprowadzać i wszystkie jego części urządzać mają: muszą bowiem pamiętać na dwa niebezpieczeństwa, przez które naród nasz świeżo przechodził. Anarchia, która przywiodła nas niedawno do zguby, zostawiła w sercu Polaka skłonność do krytykowania wszystkiego, do nieposłuszeństwa prawu, do formowania partyi, kilkunastoletnia niewola zaczęła nas wprawiać do nieczułości i niedbania o to wszystko, co się w ów czas zwało rzeczą publiczną: im więcej nienawidziliśmy rządu narzuconego, tem więcej smakowaliśmy w egoizmie. Dziś rząd nasz własny winien jest uchronić nas od tych dwu ostateczności, przywiązując do siebie przez widoki, które zdolne są zapalić serce Polaka do miłości Ojczyzny; a razem tak jego rozumem i wolą kierować, żeby własnych swobód nie oddzielał od posłuszeństwa prawu i władzom postanowionym; żeby nie tracił nadziei o przyszłem zjednoczeniu się ze swymi nieszczęśliwymi dotąd braćmi i był w stanie przez uznanie własnego dobra wzbudzać w nich ochotę tak pożądanego zjednoczenia; żeby sam, nie skąpiąc dla Ojczyzny ofiar, nie przestawał innych zachęcać do podobnych, utwierdzać ich w cierpliwej ufności przyszłego uczestnictwa tego wielkiego szczęścia, którego powinien doznawać obywatel Księstwa Warszawskiego[3]“.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Konkluzya.
Sprawę polską, stłumioną siłą i za milczącem porozumieniem ogółu państw europejskich od lat przeszło pięćdziesięciu, vis maior — wynik dwuletniej wojny przez mocarstwa zaborcze na ziemiach polskich toczonej — pomimo woli walczących — postawił na porządku dziennym polityki wszecheuropejskiej. Podjęły w niej inicyatywę mocarstwa centralne i przez akt 5 listopada stworzyły możność przymierza odradzającego się państwa polskiego ze sobą.
Żywioły aktywistyczne narodu polskiego winny przymierze to zawrzeć i z całą energią wziąć się do wykorzystania nadarzającej się sposobności, ażeby maximum sił narodowych zorganizować i nie pozwolić sprawie polskiej zejść ze stanowiska, na jakie ją wzniosły, zarówno owa vis major, jak i wola mocarstw centralnych.
Bez względu więc na niesłychanie trudne warunki, zarówno nasze, jak i zewnętrzne, wytycznemi naszej polityki narodowej musi być energiczne wykorzystywanie chwili i układu stosunków dla stopniowego organizowania rządu cywilnego polskiego wzamian władz okupacyjnych, oraz dla organizowania możliwie szybkiego i możliwie silnej armii polskiej.
Przez powołanie Legionów Polskich, jako kadrów przyszłej armii polskiej, oraz przez Statut Rady Stanu, w dniu 6 grudnia ogłoszony, mocarstwa centralne otworzyły nam całkowicie wrota do pracy nad organizacyą, zarówno armii, jak i władz cywilnych.
Reszta od naszej pracy, naszej energii, oraz naszego rozumu politycznego zależy.

10 grudnia 1916 r.






  1. Zagadnienia polityki narodowej, wyd. II, str. 244.
  2. „Uwagi nad teraźniejszem położeniem tej części ziemi Polskiej, którą od pokoju Tylżyckiego zaczęto zwać Księstwem Warszawskiem“, str. 210.
  3. ibid, str. 220.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Dąbrowski.