Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Jerzy Chrystjan Arnold

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Peszke
Tytuł Jerzy Chrystjan Arnold
Pochodzenie Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX
Wydawca Marya Chełmońska
Data wyd. 1901
Druk P. Laskauer i W. Babicki
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom pierwszy
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Jerzy Chrystjan Arnold.
* 1747 † 1827.
separator poziomy
M

Miasto Leszno, w dzisiejszem W. Ks. Poznańskiem położone, niegdyś siedziba możnego rodu Leszczyńskich, potem własność Sułkowskich, może poszczycić się tem, że w ciągu wieków XVII i XVIII w murach jego bądź to na świat przyszło, bądź też w nich działało kilku lekarzów naszych, zajmujących stanowiska wybitne, zarówno w nauce, jako też w społeczeństwie, a do liczby ich należą: znakomity Jan Jonston[1] i biograf jego, Arnold, ojciec dziejopisarstwa lekarskiego u nas, mąż naukowy, zacny i wielce zasłużony. Przypatrzmy się jego życiu i czynom poniżej treściwie skreślonym.

Jerzy Chrystjan Arnold urodził się dnia 1 Lutego 1747 r. z Jana Godfryda i Anny Zuzanny z Gebhardów, małżonków Arnoldów. Rodzina jego oddawna w przemysłowem Lesznie osiadła, trudniła się rękodzielnictwem. Ojciec Jerzego, mieszczanin dość zamożny, chcąc mu zapewnić w przyszłości stanowisko społeczne wyższe, niżeli zajmowane przez siebie, wcześnie już pomyślał o kształceniu odpowiedniem jedynaka swego, którego w siódmym roku życia oddał do szkoły miejscowej. Chłopiec wyniósł ze szkółki téj, oraz z domu rodzicielskiego religijność głęboką, przenikającą duszę jego do końca wędrówki doczesnej. Gdy kończył właśnie naukę początkową, gdy czas było obmyśliwać sposoby i drogi dalszego kształcenia, spotkał go cios niespodziany, a ciężki; utracił ojca. Na szczęście jednak niepowetowana strata rodzica nie wpłynęła ujemnie na dalsze koleje wykształcenia jego, znalazł bowiem w zacnym i światłym lekarzu leszczyńskim, Erneście, Jeremjaszu Neifeldzie opiekuna, który, rzec-by można, stał mu się nieomal drugim ojcem. Za poradą męża tego chłopiec wysłany był do Gdańska, gdzie kwitła wówczas szkoła wyższa, Athenaeum zwana. Był to zakład naukowy, na owe czasy, znakomicie urządzony zakres jego przekraczał znacznie granice szkoły średniej i sięgał pod wieloma względami w dziedzinę uniwersytecką. W szkole tej Arnold, młodzian zdolny, pracowity i wiedzy chciwy, przykładał się pilnie do nauk przez lat kilka, czyniąc postępy znakomite i skończył ją chlubnie, osiągnąwszy w niej wykształcenie klassyczne i filozoficzne wcale dobre. Język grecki poznał dostatecznie, a łacinę posiadł tak gruntownie, że do śmierci władał nią również łatwo i biegle, jak językiem ojczystym, co prawdopodobnie przyczyniło się do tego, że większość prac swych naukowych zwykł był ogłaszać po łacinie. Za czasów szkolnych, chociaż po za szkołą, nabył nadto należycie języki: francuzki, niemiecki i włoski, a czytając dużo, przyswoił sobie mnóstwo wiadomości, w Athenaeum nie wykładanych. Tak przysposobionemu młodzieńcowi wypadało teraz wybrać sobie zawód na przyszłość. Żarliwsi współwyznawcy jego (Arnold był ewangielikiem), oceniając w nim słusznie obyczaje wzorowe, a widząc zalety moralne i naukowe, starali się przywieść go do poświęcenia się powołaniu duchownemu, ale on, słuchając własnej skłonności, upodobał sobie naukę lekarską i w celu zdobycia jej udał się do Lipska, słynącego wówczas ze swego wydziału lekarskiego.
Wstępując na Uniwersytet liczył zaledwo lat 17, ale umysł jego, o wiele wyprzedziwszy wiek młodociany, już wtedy dosięgał prawie dojrzałości męzkiej, a to nam wytłómaczyć może, zarówno szybkie ukończenie nauk tak trudnych, jako też kierunek, któremu się w nich poświęcił. W onych czasach gwiazda wielkiego A. Hallera jaśniała w całej pełni promiennego blasku, chociaż mędrzec znakomity już wtedy od lat kilku wykładów zaprzestał, kierunek wszakże naukowy, wskazany przez niego podbijał jeszcze wszystkich szczerych wielbicieli postępu i rozwoju sztuki lekarskiej. Pod sztandarem jego stanął też Arnold i do śmierci mu wiernym pozostał, będąc stale hołdownikiem postępu rozumnego, miarkowanego krytycyzmem, opierającego się nie na błyskotkach przelotnych, ale na pewnych i niezachwianych zdobyczach nauki prawdziwej.
Po czteroletniej, mozolnej pracy, poświęconej sumiennemu poznaniu nauki i sztuki, mających mu resztę życia zapełnić, w grudniu r. 1768, obroniwszy rozprawę p. n. «De motu fluidi nervei per fibras medullares nervorum», — osiągnął Arnold dyplom doktorski i pożegnawszy Lipsk, pospieszył z powrotem do ojczyzny.
Gdy Arnold pod koniec grudnia stanął w mieście rodzinnem, nie było co robić w tej pustce. Spędziwszy zatem dni kilka z matką, która powtórnie zamąż wyszła, zwrócił kroki swe do Poznania, gdzie teraz przemieszkiwał opiekun jego, Neifeld. Zacny przyjaciel z całą serdecznością przyjął dawnego wychowanka, a teraz już kolegę swego i ułatwił mu trudne zwykle początki zawodu lekarskiego. W trzecim roku pobytu poznańskiego, gdy już, dzięki zdolnościom i pracy sumiennej wywalczył sobie stanowisko niezależne, poślubił córkę jedynaczkę dobrodzieja swego, Ernestynę Joannę. W tym samym też czasie ziomkowie ż dźwigającego się znów z perzyny Leszna, skłonili go do powrotu, zabrawszy więc młodą żonę, przeniósł się do rodzinnego gniazda i tam przez szereg lat służył uczciwie współobywatelom, niosąc im w chorobach pomoc umiejętną i pewną, nie zaniedbując przytem na chwilę pracy naukowej, bez której żyć poprostu nie umiał.
Lata spędzone teraz w Lesznie były najszczęśliwszemi może w życiu. Arnolda. W zawodzie, lekarskim cieszył się powodzeniem stałem, współobywatele szanowali i kochali go powszechnie, praca naukowa przyniosła mu zaszczyt nielada, albowiem w r. 1774 poważna Akademja badaczów natury (Acad. Caesarea Leopoldino-Carolina naturae curiosorum) powołała go do grona swych członków, nie bacząc na jego wiek młody. Najwięcej atoli szczęścia znajdował w zaciszu domowem, przy boku kochającej i ukochanej żony, którą uwielbiał dla niezwykłych jej zalet.
Niestesty, kruchą i nietrwałą jest pomyślność ludzka; boleśnie doznał tego Arnold na sobie. Pierwszy cios dotkliwy spadł na niego w r. 1773; dobroczyńca i przyjaciel jego najlepszy, Neifeld, przeżywszy zaledwo lat 52 zmarł niespodzianie. Stratę doświadczonego doradcy, który mu był drugim ojcem, odczuł głęboko, a zanim ją przeboleć zdołał, uderzył w niego grom stokroć straszliwszy jeszcze. W piątym roku pożycia małżeńskiego, tak nad wyraz wszelki szczęśliwego, małżonka obdarzyć go miała pierwszem, tak gorąco upragnionem dziecięciem, ale chwila, zapowiadająca szczęście nowe, wniosła w dom jego łzy i boleść, trudną do wypowiedzenia. Dnia 30 stycznia r. 1776 tak czule ukochana Ernestyna opuściła męża na wieki, pozostawiając mu, jako jedyną po sobie pociechę, córeczkę nowonarodzoną. Nie na długo jednak pociechy tej starczyło, bo aż nazbyt prędko za matką i dzieciątko w grób zapadło, zostawiając biednego ojca na gruzach tak szybko, tak okrutnie zburzonego szczęścia.
Zgnębiony nadmiarem nieszczęścia Arnold był bliskim rozpaczy; obroniły go przed nią religia i praca. Wychowany bogobojnie, w modlitwie umiał znajdować ukojenie, a czarne myśli, trapiące go ciężko odganiał skutecznie i zgłuszał pracą mozolną, drobiazgową, pochłaniającą i w naprężeniu ciągłem utrzymującą umysł pracownika. Wtedy to, gdy tyle cierpiał i bolał, gdy teraźniejszość zadawszy mu razy tak piekące, traciła dla niego powab wszelki, uciekał przed nią do przeszłości od dawna minionej, rozpoczynając odgrzebywanie skrzętne z pod pyłu zapomnienia, pominiętych przez wszystkich, dziejów sztuki lekarskiej w kraju naszym. Zasmakowawszy w tego rodzaju pracy, i później, gdy dni pomyślne zabliźniły pomału rany sercowe, powracał jeszcze nieraz do niej i wzbogacił literaturę naukową ojczystą szeregiem rozpraw poważnych p. n. «O hojności królów i względach Panów Polskich dla rzeczy lekarskiej i lekarzów», będących podwaliną dziejopisarstwa lekarskiego naszego. Wspomniawszy o pracach tych, tu już pozwolę sobie wypowiedzieć o nich słów kilka, chociaż dokończone i ogłoszone były o wiele lat później, a, żeby nie wracać w innem miejscu ponownie do działalności historyczno-lekarskiej Arnolda, tu ją też w całości rozpatrzę. Dopiero co wymienione rozprawy, aczkolwiek obejmują dzieje sztuki lekarskiej u nas, począwszy od czasów najdawniejszych aż do końca wieku XVIII, i pomimo, że świadczą przychylnie o wielkiej pracowitości i uczoności światłego autora swego, cierpią jednak na liczne braki i niedokładności, zrozumiałe zresztą u autora, nie mającego poprzedników żadnych. Wobec wymagań krytyki nowoczesnej, jako całość ostać nie mogłyby się z pewnością, pomimo licznych zalet swych; razi panujący w nich nastrój nadzwyczaj panegiryczny, wypływający mniej może z usposobienia Arnolda samego, ile raczej z ogólnego pociągu do pochlebnego i kwiecistego przedstawiania wszystkich i wszystkiego, co swojskie, pociągu, ogarniającego za czasów jego większość piszących u nas. Przyznając, mu zatem cały ogrom zasługi za poruszenie rzeczy ciekawych i użytecznych, przedtem nie tkniętych przez nikogo, powtórzyć tu muszę słowa L. Gąsiorowskiego, że z żalem nadmienić Wypada, «iż mąż, mający tyle zdatności, więcej się pochwałami, aniżeli sarną rzeczą zajmował, i to pochwałami przesadzonemi». Zarzut ten nabiera jeszcze większej wagi przez to, że uczynił go autor sam nieraz do pochwał zbyt pochopny i szczodrze niemi szafujący. Wszelako na obronę Arnolda. przytoczyćby można, że Paweł Czajkowski, zięć jego, profesor wymowy i poezyi w Uniwersytecie Jagiellońskim zapewnia nas, że: «Proëmium czyli przedmowa do tych pięciu rozpraw należąca nie jest dotąd (t. j. do r. 1829) ogłoszona drukiem... pięćset zaś nowych, wielce szacownych postrzeżeń, również Arnold zostawił w przypiskach, któreby koniecznie dla dobra nauk z języka łacińskiego przełożyć, a potem ogłosić należało».
Jest rzeczą możliwą, a nawet bardzo prawdopodobną iż przypiski te właśnie zawierały szczegóły faktyczne, opuszczone przez autora w rozprawach odczytywanych na posiedzeniach Towarzystwa Przyjaciół Nauk, na których, jak wiadomo, krasomówstwo aż do zbytku uprawianem bywało i to nieraz właśnie ze szkoda dla treści przedstawianego przedmiotu. Żałować wypada, że tych przypisków Arnolda nie ogłoszono zaraz po jego śmierci, jak do tego nawoływał Czajkowski; czy dziś jeszcze istnieją, powiedzieć nie umiem, ale wątpić muszę, niestety, bardzo, ponieważ S. Kośmiński, wyliczający sumiennie wszystkie dzieła Arnolda, nietylko drukiem ogłoszone, ale i rękopiśmienne, żadnej o przypiskach tych wzmianki nie czyni.
Bez porównania większe znaczenie dla dziejów medycyny naszej posiada kilka życiorysów lekarskich przez Arnolda napisanych, w nich albowiem nie przedstawia się nam, jako chwalca z zasady, ale jako badacz poważny, jako skrzętny poszukiwacz źródeł dziejowych, jako obywatel prawy, starający się usilnie o przypomnienie ziomkom mężów dla kraju i nauki zasłużonych bardzo, a najniesłuszniej zapomnianych przez wszystkich. W życiorysach tych nie chwali gołosłownie, ale z dowodami niezbitemi w ręku, wykazuje zasługi rzeczywiste i zmusza do ich uznania. Nie zdołam lepiej przedstawić zasług Arnolda pod względem tym od L. Gąsiorowskiego, więc tu znów słowa jego przytaczam, «Polska i w 17 wieku, tak nieprzyjaznym dla naszej oświaty, szczyci się mężem, którego sława naukowa głośną była po całej Europie, mężem tym nieśmiertelnej sławy, mającym wielkie zasługi w historyi naturalnej i medycynie był Jan Janston, dr. med., przez obojętność swych ziomków prawie całkiem w niepamięć puszczony; gdyby albowiem nie dr. Arnold był się zajął opisem jego życia i dzieł, kto wie, czybyśmy byli dziś wiedzieli, że mąż, tyle sławy mający, kiedyś w naszej ojczyźnie się urodził, żył i literaturę wielu dziełami uczonemi zbogacił? D-r Arnold mający więcej przywiązania do rzeczy ojczystych, aniżeli inni polacy, pierwszy skreślił życie Jana Jonstona i wykazał jego zasługi literackie w rozprawie; «Wiadomość o życiu i dziełach Jana Jonstona, czytana na publicznem posiedzeniu Tow. P. N. W. r. 1805[2]». — Gdyby Arnold nie był nic więcej napisał, już ta jedna praca byłaby wystarczającą zupełnie, żeby mu w dziejopisarstwie lekarskiem naszem na zawsze zapewnić miejsce zaszczytne. Nie mniejszą wartość posiada życiorys Macieja Littawera, lekarza nadwornego króla Władysława IV,[3] spisany podług źródeł archiwalnych, także do czasów Arnolda przez nikogo nie ruszanych. Biografię E. J. Neifelda, nazwałbym raczej pomnikiem wdzięczności synowskiej, wystawionym pamięci opiekuna zacnego i przyjaciela doświadczonego, chociaż i ona dla dziejów lekarskich w kraju naszym posiada znaczenie[4]. Skromne pod względem objętości, lecz bogate w treść są też prace następujące «Historiae antiquae medicae polonae prodromus,»[5] «De monumentis historiae naturalis polonae literariis usque ad finem seculi XVI editis etc.» (Warszawa 1818) i «Physiker zu Lissa nach Johnstons Tode vom. J. 1675 bis 1775 etc. (Warszawa 1821).
Po zboczeniu tem w dziedzinę literatury, powróćmy znów do wątku opowiadania naszego. Gdy Arnold, przywalony nieszczęściem, opłakiwał najdroższe sercu osoby, zaszło zdarzenie, które wywarło wpływ stanowczy na dalsze losy jego a które tu słowami P. Czajkowskiego opowiem: „Właśnie w ciągu tegoż okresu, zostało Leszno ogniskiem sypiących się z całej Polski różnowierców, dla wykonania uchwał na sejmie zapadłych. Powody i wrzawy w jednym narodzie, ducha obywatelskiego religijnem i mniemaniami dzielące, raczej głos dziejów na swem miejscu wyjaśni. Dla mnie dosyć jest nadmienić, iż odwieczne przesądy, ta ciężka choroba z ciemnoty jeszcze wyssana, a między nieokrzesaniem obyczajów wzrosła, ona to, zaiste, kłócących się jednem ucisnęła brzemieniem. Wtedy Arnold, jako Polak i członek wyznania augsburskiego nie omieszkał dociekać czynności znakomitych mężów, na ten zbór zwołanych. Ale gdy w przedsięwzięcia wzniosłej osnowy wmieszają się ziemskie widoki, wnet ludzie łaknący doczesnych korzyści zobojętnieją względem przedmiotów wyższego przeznaczenia. I dla tegoż to o skutkach tak pamiętnego zjazdu tem mniej da się powiedzieć, że chwile do rady oznaczone albo płonnie ubiegały, albo je namiętna kłótnia strwoniła. — Bolejąc Arnold nad wypadkiem równie małą zaletę jego kolebce przynoszącym, poznawszy lepiej ludzi, rozmyślał w cichości o sposobach, któreby główne uchybienia sprostować mogły, i raz na zawsze przeniósł mieszkanie swoje do stolicy państwa“[6].
W roku tedy 1777 osiadł w Warszawie, ale niesnaski i zaburzenia dyssydenckie, które go ostatecznie z Leszna wygnały i tu nie dały mu spokoju. Arnold był mężem światłym, szlachetnym, gorąco kraj swój miłującym, przytem szczerze religijnym i do wyznania swego przywiązanym, ale dalekim od wszelkiego fanatyzmu stronniczego; usposobienie jego spokojne i pojednawcze, pełne wyrozumiałości i chęci służenia zawsze sprawie publicznej, czyniło z niego pośrednika nieocenionego w sporach religijnych, tak łatwo przekraczających granice walki godziwej. Nie dziwota zatem, iż pomimo niedawnego, a wcale nie zachęcającego doświadczenia, w Lesznie nabytego, dał się znów wciągnąć w wir spraw tych palących i wichrzących spokój krajowy. Postępowaniem swem rozumnem i pełnem godności przyczynił się niemało do dojścia w Siedlcach i Węgrowie Jednoty ewangielickiej, kładącej kres nieporozumieniom i sporom Luteranów z Kalwinistami; przez czas pewien pełnił urząd sekretarza, czyli jak wtedy mawiano notaryusza związku tego, następnie miał sobie powierzone czuwanie nad zaprowadzeniem i urządzeniem szkół w gminach protestanckich, nakoniec powołano go na radcę konsystorza i tym pozostał do śmierci.
W zawodzie lekarskim w Warszawie, zarówno jak poprzednio w Lesznie, cieszył się, wciąż powodzeniem wielkiem, należąc aż do późnej starości do praktyków najwięcej poszukiwanych i cenionych; przez dwa lata ordynował też w szpitalu ewangielickim, zaraz po przybyciu do stolicy. Król Stanisław August uznając zasługi jego społeczne, naukowe i lekarskie mianował go swym konsyljarzem nadwornym.
Po r. 1795, gdy Warszawa, dostawszy się pod panowanie pruskie, podupadła i stała się miastem prowincyonalnem, Arnold, usunął się od spraw publicznych zupełnie, szukając ukojenia w pracy zawodowej i naukowej, oraz poświęcając się wychowaniu swych dzieci. — Nadmienić tu wypada, że w r. 1786 zawarł śluby powtórne z Rozalją Rocslerówną która mu była wierną towarzyszką przez lat 40 przeszło i licznem go obdarzyła potomstwem. Na ten czas przypada właśnie opracowanie licznych materyałów dziejowo-lekarskich, poprzednio już częściowo zebranych, oraz rozległe badania nad numizmatyką polską, której Arnold był miłośnikiem i znawcą niepospolitym. Nieodżałowaną jest rzeczą, iż z tej gałęzi wiedzy, tylko jedna jego praca niewielka drukiem ogłoszoną została[7], inne zaś, bez porównania ważniejsze i obszerniejsze, pozostały w rękopisach, które niewiadomo, czy istnieją dziś jeszcze. Kośmiński dwie z prac tych wymienia, a, o ile sądzić można z obszernego i hardzo szczegółowego nadpisu drugiej z nich, obejml ącej 114 kart in folio, musiała ona być nadzwyczaj ciekawą i w treść hogatą.[8] Co za szkoda, że skarby takie giną u nas aż nazhyt cz sto, po prostu dlatego, że nie chce się nikomu roztoczyć nad niemi opieki!
Rok 1807 wyrwał znów Arnolda z tego życia spokojnego i powołał na nowo do służby publicznej. Rząd Ks. Warszawskiego powierzył mu opracowanie planu urządzenia służby zdrowia w kraju. Z nałożonego na siebie obowiązku wywiązał się umiejętnie i następnie jako członek Najwyższej Dyrekcyi, niebawem na Radę Lekarską przemianowanej, czuwał nad wykonaniem dzieła, obmyślonego przez siebie.
Towarzystwo Król. warszawskie Przyjaciół Nauk oceniając zasługi naukowe Arnolda, przyjęło go już w r. 1804 na członka, a później powołało na godność prezesa działu umiejętności. W kwietniu rokn 1812 został członkiem czynnym Towarzystwa Kr. ekonomicznego, warszawskiego, nakoniec w r. 1816 Towarzystwo Naukowe z uniwersytetem Krakowskim połączone zaprosiło go do grona swego. Zaszczyty naukowe spotykające go, nie uchodziły w pojęciu jego bynajmniej za czcze tytuły, ani też za nagrody uwalniające od pracy dalszej; przeciwnie uważał za obowiązek swój odpłacać się za nie hojnie słowem lub piórem, dla tego też w wydawnictwach wszystkich wymienionych tu towarzystw napotykamy ślady działalności jego. — W dniu 18 grudnia r. 1818, po tyloletniej, zacnej pracy dla dobra kraju i nauki, doczekał się rzadkiego obchodu 50 rocznicy otrzymania dyplomu doktorskiego. Jako najpiękniejsza pamiątka dnia tego uroczystego, pozostała mowa Arnolda, wypowiedziana wobec rektora uniwcrsytetu, członków wydziału lekarskiego i licznych innych słuchaczów. Mowa ta, wyrażona łaciną wytworną, pomimo swej krótkości maluje wiernie wszystkie cechy znamienne scrca i umysłu sędziwego mówcy, świadcząc nam o szlachetnych uczuciach, gorejących w duszy jego. Kto chce go poznać dokładnie, niechaj ją odczyta z uwagą, a nie pożałuje tego z pewnością.
Dzień 19 listopada r. 1827 położył kres temu poczciwemu i tak użytecznemu żywotowi.[9]

Dr. med Józef Peszke.






  1. Ur. w Szamotułach d. 3 września r. 1603, najznakomitszy lekarz polski wieku swego, uczony sławy europejskiej, był naprzód wychowawcą, następnie lekarzem przybocznym Bogusława Leszczyńskiego. W czasie niepokojów i wojen kraj trapiących za panowania Jana Kazimierza, przesiedlił się do sąsiedniego Szlązka, gdzie nabył majątek Czobgirdów (dziś nm. Ziebendorf) pod Legnicą, tam też umarł d. 8 czerwca 1675 r. pochowany w Lesznie d. 29 września tegoż roku.
  2. Roczniki Tow. Warsz. Przyjaciół nauk T. VII str. 132—151.
  3. Rocznik Tow. Naukowego z Uniwersytetem Krakowskim połączonego T. VIII, str. 29—114.
  4. Acta phys.-med. Acad. naturae curios. a, 1775.
  5. B. w. m. i r. (1815). Os. odb. z Miscellanea Cracov. 1814, fasciculus II. str. 28—34.
  6. Rocznik Tow. Nauk z Uniw. Krak. połączonego T. XIV str. 79.
  7. O rzeczy menniczej polskiej, w Rocz. Tow. kr. Warsz. Przyjaciół Nauk, T. VI, str. 292— 307.
  8. Słownik lek. pols. str. 12.
  9. Wyliczenie wszystkich znanych prac Arnolda podaje Kośmiński w Słown. lek. pols. str. 11 i 12; życiorys zaś obszerny, a raczej pochwałę pośmiertną, napuszoną i kwiecistą, ogłosił P. Czajkowski w Roczniku Tow. naukowego z uniw. krak. połączonego, T. XIV str. 38—105; tamże znaleść można mowę jego jubileuszową (str. 110-118) oraz curriculum vitae przpz Arnolda samego treściwie skreślone (str. 118—124).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Peszke.