Album kandydatek do stanu małżeńskiego/X

<<< Dane tekstu >>>
Autor Michał Bałucki
Tytuł Album kandydatek do stanu małżeńskiego
Podtytuł z notat starego kawalera
Wydawca Wydawnictwo „Harapa“
Data wyd. 1877
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

X.


Przewrócone główki.




Hrabina W. urządza loteryją fantową, potrzeba jéj na wabika panny, któraby ładnym buziakiem mogła ściągnąć do jéj stolika jak najwięcéj młodych ludzi po bilety. Po dokładnym przeglądzie panien wyższego świata, pokazało się, że ani jedna panna z tych sfer niema odpowiednich kwalifikacyj. Rasa to jak wiadomo wskutek rzadkiego krzyżowania się z innemi, wyrodziła się u nas i produkuje coraz fatalniejsze, jakieś anemiczne, skrofuliczne i dychawiczne okazy, których w żaden sposób do loteryi użyć nie można. Hrabianka X. miała jakie takie warunki udawania pięknéj, szczególniéj przy pomocy pewnych kosmetyków, ale właśnie na nieszczęście wyjechała do Florencyi. Śliczna księżniczka J. była jeszcze za mała, aby udawać pannę, a hrabianka O., która kiedyś uchodziła za piękność, była już tak starą, że sama wstydziła się przyznawać do swego panieństwa. Wśród takiego nieurodzaju na piękności w sferze wyższego świata, hrabina W. postanowiła z konieczności, a może i dla popularności zaprosić do swego stolika jaką pannę z miasta. Z pomocą pana R., który był żywą gazetą, encyklopedyją, biurem wywiadowczém i domem komisowym dla świata arystokratycznego, zrobiono wybór między miejskiemi pięknościami i los padł na pannę Ameliją, córkę jakiegoś urzędnika, o któréj pan R. dał świadectwo, że wyraża się po francusku wcale znośnie, ma niezłe maniery i śpiewa dobrze. Trzeba więc było ją zaprosić, a że nie można było wprost posłać lokaja i powiedzieć, jak się to mówi podczas gry w gotowalnią: moja panno potrzebuję ładnéj buzi, więc hrabina W. ofiarowała się dla dobra loteryi sama pojechać poprosić pannę Ameliją. Odtąd datuje się zmiana w życiu panny Amelii. Odkąd powóz hrabiny zatrzymał się przed jéj mieszkaniem, przewróciło się jéj w głowie. Ponieważ po loteryi hrabina W. uważała za stosowne dać pannie Amelii za fatygę szklankę herbaty i parę ciastek i zabrała ją w tym celu do swego domu; ponieważ tam kilku złotych młodzieńców powiedziało pannie Amelii parę dosyć nawet impertynenckich komplementów, a kuzynek hrabiny wyprowadził ją potém aż do powozu i obiecał się z wizytą, panna Amelia uważała się już jako należąca do arystokracyi, zaczęła marzyć o powodzeniu w salonach i w głowie jéj i w domu nastąpił zupełny przewrót. Najprzód usunięto z widoku jakąś starą babcię, któréj ubiór i maniery zanadto przypominały dawną mączniczkę i mogły kompromitować wobec hrabiny. Wyznaczono jéj pokoik od tyłu za kuchnią, gdzie mogła dowoli zajmować się cerowaniem skarpetek, robieniem pończoch i chwalić Pana Boga. Potém dano uczuć panu doktorowi, który w matrymonialnych zamiarach bywał w ich domu i już prawie uważany był za narzeczonego, że panna Amelja nie jest partyją dla niego. Daléj papa, ulegając zachceniom jedynaczki poodmieniał meble, urządził salon, służący dostał galonik na czapkę i świecące guziki do surduta, dla panny na spacer musiano najmować remizę, bo w zwyczajnym fiakrze wstydziła się pokazać publicznie, a na biletach jéj wizytowych przybyła korona z siedmioma pałkami. Chcąc zachować się do pozycyi, jaką mu córka wyrobiła, papa zmienił także przekonania polityczne, nie przyznaje się już, że kiedyś prenumerował Dziennik Polski, a natomiast staje się zwolennikiem i prenumeratorem „Czasu“, względem dawnych znajomych przybiera pewien ton protekcyjny i niby od niechcenia, jakby chciał im dać poznać, że nie przywiązuje do tego wielkiéj wagi, wspomina ciągle o tém, jak u nich była hrabina, albo jak córka jego bywa u hrabiny. Jeżeli zaś papa niema odpowiednich kwalifikacyj do takiéj metamorfozy, wtedy i on wraz z babcią idzie w odstawkę gdzieś za kuchnię, lub ze swemi demokratycznemi zasadami wynosi się do jakiego handelku na miodek, gazetkę i gawędkę, a mama, która jako guwernantka miała sposobność poznać zwyczaje wielkiego świata, przykrawa podług tych wzorów cały porządek domowy. Przestrzega pilnie wraz z córką, aby nie popełnić żadnéj cnoty, żadnego występku nie sankcyonowanego przez świat wyższy. To dla nich kodeks i katechizm. Nie zobaczycie ich na żadnym koncercie ani balu, którego arystokracyja nie zaszczyci swoją bytnością, uczęszczają tylko na msze modne i słuchają kazań księży uwielbianych przez wysokie damy, polują po sklepach za takim kapeluszem, w jakim hrabina S. pokazała się w teatrze, przepłacają krawcowę hrabiny B., aby módz się pochwalić suknią przez nią zrobioną, zgoła jak chińskie cienie naśladują ruchy swoich arystokratycznych bożyszczów, rozumie się w karykaturze. Jeżeli taka panna ma niezgorszy posażek, a pani hrabina znowu jakiego zrujnowanego kuzynka, któremu radaby wyrobić jakąś pozycyją w świecie, wtedy stosunki z arystokracyją zawiązane przy stoliku loteryjnym, utrwalają się przed ołtarzem, a słabość panny Amelii do herbów i wyższego towarzystwa przechodzi w chroniczną, nieuleczalną chorobę. Ludek nasz na oznaczenie tego gatunku niewiast ma bardzo dosadne wyrażenie: dama z pazurami, malujące całą śmiesznośc, małpiarstwo i głupią próżność takich istot. Często nawet i bez myśli swatania ubogich kuzynków uważają domy wielkiego świata za konieczne kultywować stosunki z mieszczankami w rodzaju panny Amelii, choćby dla zapełnienia niemi salonu w czasie karnawału lub użycia do chóralnego śpiewu podczas postnych wieczorków muzykalnych. Występują więc tam w roli komparsów scenicznych, chórzystek albo tancerek, ale we własnem mniemaniu są najpewniejsze, że żyją w wielkim świecie, że należą do niego. Takie występy gościnne bywają najczęściéj bardzo krótko, bo łaska pańska na pstrym koniu jeździ; u hrabiny kaprys lub potrzeba minęły i zapomniała zapraszać panny Amelii. Czy sądzicie, że ją to wyleczyło z choroby i wróciło do właściwéj sfery? Gdzie tam. Panna Amelia wraz z mamą zaczną teraz podejrzywać hrabiostwo hrabiny, najmniéj odniosą je do najświeższych czasów i z pogardą będą wyrażać się o takich świeżo upieczonych hrabinach galicyjskich, które prawdziwa arystokracyja lekceważy sobie, ale swoją drogą będą się starały wcisnąć do salonu drugiéj takiéj hrabiny, choćby nobilitowanéj dopiero podczas wystawy wiedeńskiéj przez kelnerów i portiera w hotelu Taubera. Jeżeli ataki takie odparte zostaną obojętnością i ani mama ani córka nie mogą w żaden sposób utrzymać się przy pańskiéj klamce, wtedy zamykają się w kółku domowém i przed własnym lokajem, pokojówką, kucharką, grają rolę jasnych pań. Jeżelibyś miał ochotę wejść do domu tych magnatek sui generis, to bilet wizytowy z herbem ułatwi ci wstęp i będzie najlepszą rekomendacją. Zdarzało się nieraz, że taka jasna panna oddawała swą arystokratyczną rączkę fryzyjerowi lub kelnerowi, gdy umieli przed nią odegrać dobrze rolę hrabiów. Tylko za uczciwego, porządnego urzędnika lub mieszczanina żadna z takich dam wyjśćby się nie ważyła, by swych pańskich pretensyj nie splamić mezaljansem. Takie dziwotwory wyrabia fałszywa pozycyja.
Do téj kategoryi należą także panny, które przez papę lub mamę należą potrochu do wyższych sfer, ale ruina majątkowa postawiła ich w fałszywéj pozycyi w świecie. Urodzenie ciągnie ich do salonu, a ubóstwo na poddasze. Tworzą się w tych warunkach amfibije spółeczne: panny, które w domu chodzą w łatanych sukienkach, żywią się przez dzień kartoflami, suchemi bułeczkami i wodzianką, a wieczór jadą ze starą hrabianką, daleką kuzynką, na reunion do księżnéj i walcują w objęciach hrabiczów w nadziei, że wytańczą sobie tam męża, a tymczasem mama w domu przy wiązeczce drzewa, wziętéj często na kredyt, gotuje sobie w glinianym garnuszku na żelaznym piecyku herbatkę i pijąc ją z mężem diurnistą magistrackim, marzy o świetnéj partyi córek. Ludzie tego rodzaju należą do kategoryi pańskich dziadów, a życie ich jest błyszczącą nędzą. Ale nietylko na poddaszu — i w wiejskich dworkach spotykamy się z taką pozłacaną nędzą, jeżeli wymagania panienek i rodziców przekraczają granice naznaczone dochodami, jeżeli zamiast przestać na jakim dzierżawcy lub obywatelu, panna, mając przewróconą główkę koligacyjami mamy, marzy o świetnéj partyi w salonie cioci hrabiny. — W karnawale lub w porze wyścigów panny takie zjeżdżają do miast, a zjawienie się ich ma wszystkie cechy maskarady, bo domowe perkaliki i tybeciki zamieniają na balowe suknie jedwabne lub lekkie pajęcze tkaniny, skrojone podług paryzkich żurnalów, paradują w najętych powozach, przebierają poczciwych Grzesiów i Kubów w sutą liberyję i za pożyczane pieniądze oszukują świat wystawnością, za którą kryje się brudne skąpstwo i ruina majątkowa. — Poznać łatwo takie maseczki po fałszywych brylancikach w uszach i po liberyi Grzesia, która jest albo za przestrona, albo za ciasna. W hotelu u nich po szufladach i szafkach znajdziesz zapasy bułeczek i wędlin, któremi dopełniają skromne obiady pożywane w najpierwszéj restauracyi i pełno listów od papy ze wsi, których koperty zapisane francuzkim adresem, a treść czysto polska brzmi mniéj więcéj tak: siano zalała woda, zboże grad wybił; szelma Mordko nie chce już ani grosza dać, — radźcie sobie jak możecie, — wasz kochający ojciec etc. — Mama z pannami rzeczywiście radzą sobie jak mogą, by przedłużyć maskaradę i złowić męża, pożyczają zkąd można, biorą na kredyt, gdzie się da, a gdy wszystkie źródła się wyczerpią, znikają z widowni i wracają chyłkiem do kłopotów domowych, jak aktorowie po przedstawieniu.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Michał Bałucki.