Anhelli (Słowacki, 1894)/Rozdział szesnasty
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anhelli |
Rozdział | Rozdział szesnasty |
Pochodzenie | Dzieła Juliusza Słowackiego tom III |
Redaktor | Henryk Biegeleisen |
Wydawca | Księgarnia Polska |
Data wyd. | 1894 |
Druk | Drukarnia i litografia Pillera i Spółki |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst Cały tom III |
Indeks stron |
A zostawszy sam Anhelli, zawołał smutnym głosem: więc koniec już!
Cóż robiłem na ziemi? byłże to sen?
A gdy rozmyślał Anhelli o tajemnicach przyszłych, zaczerwieniło się niebo i wybuchnęło wspaniałe słońce; a stanąwszy na kręgu ziemskim, nie podniosło się czerwone jak ogień.
Korzystały z dnia krótkiego ptaki niebieskie i białe mewy, którym Bóg uciekać kazał przed ciemnością, i wielkiemi tłumami leciały jęcząc.
Więc spojrzał na nie Anhelli i zawołał: gdzie wy lecicie o mewy?
I zdawało mu się że w jęku ptaków usłyszał głos odpowiadający mu: lecimy do ojczyzny twojéj!
Czy każesz nam pozdrowić kogo? czy usiadłszy nad jakim miłym domem zapiać w nocy pieśń nieszczęścia?
Aby się obudziła matka twoja, lub który z krewnych twoich, i zaczęli płakać w ciemności z przerażenia:
Myśląc o synie którego pożarła kraina grobowcowa, i o bracie którego pochłonęło nieszczęście.
Taki był głos ptaków, i rozkruszyło się serce w Anhellim, i upadł.
A słońce utonęło pod ziemią, i tylko jeszcze najwyżéj lecące ptaki świetniały na szafirowém niebie, jak róż białych girlandy ulatujące ku południowi.
Anhelli był umarły.