Ania z Wyspy/Rozdział XV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lucy Maud Montgomery
Tytuł Ania z Wyspy
Wydawca A. Francuz
Data wyd. ok. 1930
Druk Drukarnia „Grafia“
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Marceli Tarnowski
Tytuł orygin. Anne of the Island
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XV.
Rozwiane marzenie.

— Jeszcze tydzień tylko, a wracamy do Redmondu, — rzekła Ania.
Czuła się szczęśliwa na myśl o nowej pracy, o powrocie do klasy i spotkaniu z przyjaciółmi redmondzkimi. Miłe marzenia snuły się też wokół „Ustronia Patty“.
Ale i lato było bardzo szczęśliwe: okres radosnego życia z gorącem słońcem i obłokami, okres rozkoszowania się zdrowemi rozrywkami, okres odnowienia i pogłębienia dawnych przyjaźni, słowem, okres, w którym nauczyła się żyć całą pełnią, pracować pilnie, bawić się serdecznie.
„Nie wszystkiego można się nauczyć w uniwersytecie“, myślała. „Życia trzeba się uczyć wszędzie“.
Ale niestety ostatni tydzień tych miłych wakacyj został dla Ani zepsuty przez jedno z owych fatalnych wydarzeń, które są jak rozwiane marzenie.
— Czy napisałaś jeszcze jakieś opowiadania? — zapytał Harrison pewnego wieczora, gdy Ania była u nich na herbacie.
— Nie, — odpowiedziała Ania nieco szorstko.
— Nie bierz mi za złe tego pytania. Pani Slonowa powiedziała mi niedawno, że do skrzynki pocztowej wrzucono przed miesiącem wielką kopertę, adresowaną do „Fabryki Pierwszorzędnego Proszku Do Pieczenia Rollinga“ w Montrealu, a podejrzewa ona, że ktoś pragnie zdobyć nagrodę, jaką wyznaczono za najlepszą nowelkę, któraby reklamowała ten proszek do pieczenia. Powiedziała, że koperta ta nie była adresowana twoim charakterem pisma, ale pomyślałem sobie, że może to jednak ty wysłałaś.
— Nie, to nie ja. Czytałam ogłoszenie o konkursie, ale nie przyszło mi nawet na myśl brać w nim udziału. Sądzę, że nie odpowiadałoby to zupełnie mojej godności pisać opowiadanie, któreby reklamowało proszek do pieczenia.
Ania mówiła tak wyniośle, nie przeczuwając nawet głębiny poniżenia, jaka ją oczekiwała. Tegoż wieczora na facjatkę jej wpadła Diana, rozpromieniona, z zarumienionemi policzkami, trzymając w ręku list.
— O, Aniu, — list dla ciebie! Byłam na poczcie, więc przyniosłam ci go. Otwórz go szybko! Jeżeli zawiera on to, czego się spodziewam, oszaleję z radości.
Ania zmieszała się, otworzyła list i przebiegała oczyma napisaną na maszynie treść:

Wielmożna Pani
Anna Shirley
Zielone Wzgórze,
Avonlea, Wyspa Ks. Edwarda.
Szanowna Pani!
Z przyjemnością donosimy Pani, że jej czarująca nowela „Pokuta Aweryli“ otrzymała nagrodę w wysokości 25 dolarów, którą wyznaczyliśmy w swoim konkursie.
Jednocześnie załączamy czek na powyższą sumę. Postaramy się o przedruk noweli w kilku wybitnych pismach kanadyjskich i zamierzamy także wydać ją w postaci oddzielnej broszury i rozesłać naszym klientom.
Dziękując Pani uprzejmie za zainteresowanie, okazane dla naszej imprezy, pozostajemy
z głębokiem poważaniem
Fabryka Pierwszorzędnego Proszku Do
Pieczenia Rollinga.

— Nic nie rozumiem! — rzekła Ania zmieszana.
Diana klasnęła w ręce.
— O, wiedziałam, że dostaniesz nagrodę. Byłam tego pewna! Ja posłałam twoją nowelę na konkurs, ja ją posłałam!
— Diano Barry!
— Tak, ja to zrobiłam, — rzekła Diana rozpromieniona, rzucając się na łóżko. — Kiedy przeczytałam ogłoszenie, natychmiast pomyślałam o twojej noweli i początkowo chciałam cię prosić, żebyś ją posłała. Ale potem przyszło mi na myśl, że może nie zgodziłabyś się. Miałaś za mało pewności siebie. Postanowiłam więc posłać odpis, który mi dałaś, nie wspominając ci o niczem. Gdybyś więc nie otrzymała nagrody, nie dowiedziałabyś się o tem i nie miałabyś zmartwienia, gdyż rękopisy nieprzyjęte miały nie być zwracane. Gdyby się zaś miało udać, doznałabyś tak radosnej niespodzianki!
Diana nie mogła zrozumieć, że Ania nie okazywała takiej radości, jak ona sama. Niespodzianka była — to nie ulegało wątpliwości — ale gdzie była radość?
— Aniu, zdaje mi się, że wcale nie jesteś tem ucieszona, — zawołała Diana.
Ania zmusiła się do uśmiechu.
— Naturalnie, nie mogę się nie cieszyć twojem bezinteresownem pragnieniem zgotowania mi radości, — rzekła wolno. — Ale wiesz przecież... jestem tak zmieszana... nie mogę sobie tego uświadomić... nie rozumiem tego... W noweli mojej nie było przecież ani słowa o... o... — Ania z trudnością wymówiła to słowo — o „proszku do pieczenia“!
— O, to już ja dodałam, — rzekła Diana, odzyskując pewność siebie. — Bardzo to było łatwo, a doświadczenie z Klubu Powieściowego pomogło mi bardzo. Pamiętasz pewnie tę scenę, gdy Aweryla piecze ciasto? Dodałam więc w tem miejscu, że użyła do tego „pierwszorzędnego proszku do pieczenia Rollinga“ i to było powodem, że ciasto tak świetnie się udało; a potem w ostatnim ustępie, gdy Parsywal ujmuje Awerylę w ramiona i mówi: „Najdroższa, przyszłe lata przyniosą nam najpiękniejsze przeżycia, a w naszym Domu Marzeń“ — dodałam: „w którym nigdy nie będziemy używali innego proszku do pieczenia jak Rollinga“.
— O, — jęknęła biedna Ania, jakby ją oblano zimną wodą.
— I dostałaś te dwadzieścia pięć dolarów nagrody! — ciągnęła Diana z radością. — Słyszałam kiedyś od Priscilli, że „Kobieta Kanadyjska“ płaci tylko pięć dolarów za nowelę!
Ania drżącemi palcami wyciągnęła ku niej nienawistny różowy czek.
— Nie mogę go przyjąć, należy się on tobie, Diano. Tyś posłała nowelę i ty przeprowadziłaś zmiany. Ja... napewnobym jej nie posłała. Ty więc musisz otrzymać czek.
— Ładnieby to wyglądało! — rzekła Diana pogardliwie. — To, co ja uczyniłam, przyszło mi zupełnie bez trudności. Zaszczyt przyjaźni z laureatką wystarcza mi zupełnie. Ale muszę już iść. Właściwie miałam prosto z poczty wrócić do domu, gdyż mamy gości. Ale musiałam wstąpić do ciebie, aby się dowiedzieć nowiny, zawartej w liście. Tak się cieszę! Ze względu na ciebie, Aniu!
Ania pochyliła się nagle, otoczyła Dianę ramionami i ucałowała jej policzki.
— Jesteś najsłodszą i najwierniejszą przyjaciółką na świecie, Diano, — rzekła z drżeniem w głosie, — i zapewniam cię, że oceniam motywy tego, co uczyniłaś.
Diana odeszła, uradowana i zmieszana, a biedna Ania, rzuciwszy niewinny czek do szuflady biureczka, jakby miał on na sobie ślady krwi, padła na łóżko i zapłakała łzami hańby i rozpaczy. O, nigdy tego nie przeboleje, nigdy!
O zmroku nadszedł Gilbert, rozpływając się w powinszowaniach, gdyż dowiedział się już od Diany o nowinie. Ale gratulacje zamarły mu na wargach, gdy ujrzał twarz Ani.
— Aniu, co ci się stało? Spodziewałem się, iż zastanę cię promieniejącą z radości, że otrzymałaś nagrodę. No, patrzcie państwo!
— O, Gilbercie, nie ty! — błagała Ania tonem, jakby mówiła: „Et tu Brute!“ — Myślałam, że ty mnie zrozumiesz! Czyż nie pojmujesz, jakie to straszne?
— Przyznaję, że nie. Co tu jest strasznego?
— Wszystko, — jęknęła Ania. — Czuję się, jakbym była pohańbiona na wieki. Jak sądzisz, co czułaby matka, gdyby ujrzała dziecko swoje, utatuowane całe ogłoszeniami proszku do pieczenia? Czuję się właśnie tak! Kochałam swoją małą nowelę i włożyłam w nią co było we mnie najlepszego. A profanacją jest zdegradować ją do roli środka reklamowego. Czy nie pamiętasz, jak mawiał profesor Hamilton na lekcjach literatury w naszem seminarjum? Powiadał, że nigdy nie powinniśmy pisać ani słowa z niskich i niegodnych motywów i zawsze trzymać się powinniśmy najszczytniejszych ideałów. Co sobie pomyśli, gdy się dowie, że napisałam nowelę, żeby reklamować „pierwszorzędny proszek Rollinga“? O, a gdy się to rozniesie w Redmondzie!... Pomyśl tylko, jak będę wyszydzona!
— To się nie stanie, — rzekł Gilbert. — Redmondczycy będą myśleli tak samo, jak ja, że ty, podobnie jak dziewięć dziesiątych z nas niezbyt obarczona bogactwami ziemskiemi, chwyciłaś się tego środka, aby podreperować swoją kasę. Nie widzę w tem nic niskiego lub niegodnego, a tem bardziej nic śmiesznego. Niewątpliwie chętniejby się pisywało arcydzieło literatury, ale chwilowo trzeba opłacać pensjonat i czesne!
Ten zdrowy, rzeczowy pogląd poprawił nieco humor Ani. A przynajmniej uwolnił ją od obawy, że zostanie wyśmiana. Ale głęboka rana dotkniętego ideału pozostała.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lucy Maud Montgomery i tłumacza: Marceli Tarnowski.