Anielka pracuje/Na gnojówce
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anielka pracuje |
Podtytuł | Powieść dla dorastających panienek |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Drukarnia „Rekord” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
— Boże święty! — Wojtek otworzył maleńkie okienko swej komóreczki i zaraz do izdebki wdarła się poranna pieśń kosa, a wraz z nią tak dobrze znany śpiew, dźwięczny, niby dzwoneczek. — Boże święty, — zdziwił się Wojtek, — przecież to już Anielka!
Gdy szedł do studni, aby się umyć, dostrzegł ją odrazu, ale gdzie!
— Dzień dobry, Anielciu! — zawołał. — Widocznie nie możesz ostatnio sypiać. Prawda, Anielciu?
Nie słyszała. Siedziała na desce, położonej na kupie nawozu za domem i uderzała w struny swej mandoliny.
— Mała pasterka wiodła owieczki na łączkę za rzeką, — śpiewała Anielka, zatopiona zupełnie w swej pieśni.
Dźwięcznie roznosił się jej głosik po podwórzu, tylko struny czasami dziwnie jęczały, bo dziewczynka nieprawidłowo jeszcze w nie uderzała. Wszystko razem jednak brzmiało prześlicznie, a Anielce ta muzyka podobała się coraz bardziej. Już pięć razy przegrywała tę piosenkę; wczoraj i przedwczoraj. Matka i rodzeństwo nie chcieli tego brzdąkania dłużej słuchać. Anielka nie mogła ich zrozumieć, przecież to było takie piękne!
— Człowiek nie ma ani chwili spokoju, — narzekali.
Dlatego też Anielka nie mogła już sadowić się na stosie drzewa, ani na ławce przed domem. Ale przecież równie wygodnie było na gnojówce! Nikomu się nie przeszkadzało i można było grać, ile dusza zapragnie.
Anielka pośliniła obolałe palce i podniosła główkę. Ach, Wojtek!
— Dzień dobry, Wojteczku! — zawołała radośnie. — Patrzcie, umiem już grać piosenkę o pasterce. Mam wam zagrać? — I zaczęła na nowo od początku swoją piosenkę.
Ko, ko, ko, gdakały białe kury Styków, które właśnie wysypały się z kurnika. Ko, ko, ko, gdakały wciąż głośniej, trzepocząc skrzydełkami i wskakując na kupę nawozu. Kukuryku! piał wspaniały kogut, kukuryku! Do nas należy gnojówka! Nagle otworzyły się wrota obszernej stodoły. Z pobliskiego chlewika wybiegła tłusta maciora z kilku prosiętami na podwórze. Chr, chr! mruknęła i skierowała swe kroki w stronę gnojówki.
— Tralala, — przerwała Anielka swą piosenkę i machnęła ręką, aby odegnać kury. Nawet na gnojówce nie można mieć ani chwili spokoju!
— Ha, ha, ha! — zaśmiał się Wojtek.
— Anielciu, gdzie jesteś? — rozległo się nagle wołanie matki. — Już najwyższy czas, żebyś poszła do fabryki. Skaranie boskie z tą dziewczyną!
Ach! Jeszcze tylko jeden raz! Jeden jedyny raz: tralala!
Anielka oparła się o parkan i zaśpiewała rzewnie. Ta radość musi jej pozostać przecież na cały dzień.
— Wieczorem będę znowu grała, Wojteczku! — zawołała, odchodząc. — Może przyprowadzę ze sobą Magdzię!... Dowidzenia, Wojteczku!
W szalonym pośpiechu wypiła Anielka mleko i wybiegła z domu. Przed nią, na widnokręgu ukazała się złocista kula słoneczna.