Anielka pracuje/Z babcią
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anielka pracuje |
Podtytuł | Powieść dla dorastających panienek |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Drukarnia „Rekord” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Tak, cygani ogień palili. Samotne skrzypki dźwięczały ciągle, grając tęskną, rzewliwą pieśń. A na skraju lasu siedziała rzekomo zaginiona Anielka ze swą babcią i ukrywszy twarz na jej kolanach, szlochała:
— Wolę raczej umrzeć, niż wrócić do fabryki! Choćby nawet już więcej o mnie nie mówili. Ja sznura nie zabierałam, tylko go później podłożyłam. Nie mogę jednak powiedzieć, kto mnie o to prosił. Przyrzekłam święcie. Nie, więcej do fabryki nie pójdę. Już chybabym tam nie wytrzymała. Naprawdę nie mogę pójść, babciu!
Ostatnie słowa wydarły się z jej piersi niby serdeczna skarga, a babcia siedziała w milczeniu i gładziła tylko pieszczotliwie wijące się loki Anielki. Przeczuwała, że do tego dojdzie. Ach, ach! Ale jak można było temu zaradzić! Widocznie tak być musiało.
Babcia poprawiła swój przekrzywiony czepek, wyprostowała się i rzekła przyciszonym głosem:
— Przez takie głupie gadanie jeszcze się nie ucieka. To nie sztuka. Wstydź się, Anielciu, tak się przejmować byle głupstwem! I tak jest dużo zmartwień w życiu. A do fabryki musisz chodzić tak, jak inni. Zrobisz to dla mnie. Słyszysz, musisz koniecznie. Matka twoja jeszcze przed dwoma laty przyrzekła waszemu panu, że będziesz u niego pracowała. Przyrzekła wtedy, gdy jej pomagał w biedzie, a przecież nawet wuj Henryk nie chciał jej pomóc. Nie pamiętasz, jak matka płakała i jaka potem była uszczęśliwiona? Dzięki waszemu panu z fabryki mogła siebie i was wyżywić i dzięki niemu macie dotychczas dach nad głową! Do wielu rzeczy trzeba się zmuszać. Jeszcze nikt z tego nie umarł, że pracował w fabryce!
Babcia mówiła z zapałem, a oczy Anielki otwierały się coraz szerzej. W duszy jej z każdą chwilą rodziło się większe przerażenie.
Więc musi iść do fabryki, czy chce, czy nie chce, musi... chodzić tam... codziennie... dopóki będzie żyła! Anielkę spowiły nieprzebyte ciemności.
— Babciu! — zawołała, czepiając się pomarszczonej ręki, w której widziała teraz jedyną pomoc w swojem nieszczęściu. — Babciu! — powtórzyła i poczęła tak rzewnie płakać, że serce starej kobiety zmiękło.
Wraz z nią szlochały dźwięki skrzypiec w głębi lasu i nagle jakieś wspomnienie nawiedziło starą babkę. I ona tak kiedyś płakała przed dawnym, dawnym czasem. Zdawało jej się teraz, że po raz drugi odrodziła się w Anielce. Pieszczotliwie przeciągnęła dłonią po włosach dziewczynki, a potem po jej mokrych od łez policzkach.
— Jutro razem z tobą pójdę do fabryki. Nic przykrego już ci tam powiedzieć nie będą mogli. A jeżeli właściciel fabryki pozwoli, czego jestem pewna, to na przyszły tydzień zabiorę cię z sobą w moje strony. Muszę się tam wybrać jeszcze raz przed śmiercią, a trzeba korzystać z ładnej pogody. Później wszystko się ułoży, Anielciu. Napewno, możesz mi wierzyć... Ale teraz trzeba już wracać do wsi, najwyższa pora.
Anielka wstała. Była to już całkiem inna Anielka od tej, która przed godziną samotnie wędrowała po lesie. Z trudnością podniosła wiązkę swego chróstu i kroczyła teraz przy boku babci tuż obok rozpalonego przez cyganów ognia, zupełnie się dokoła nie rozglądając. W serduszku jej zajaśniały znowu dwie gwiazdki.
Jutro babcia pójdzie z nią do fabryki. Niekoniecznie musi iść sama. A na przyszły tydzień wybierze się z babcią do Krzywicy... na trzy... cztery dni, może nawet na cały tydzień. Do Krzywicy! Dotychczas babcia jej nigdy z sobą nie zabierała. Im dłużej Anielka o tem myślała, tem jaśniej robiło się w jej serduszku, a gdy babcia po pewnym czasie spojrzała dziewczynce w oczy, dostrzegła w nich dawne błyski radości. Uwierzyła babcia, że Anielka mimo wszystko odnajdzie swą prawą drogę i już ochoczym krokiem obydwie poczęły schodzić po pochyłości pagórka do rodzinnej wioski.