Anielka w mieście/Irenka
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anielka w mieście |
Podtytuł | Powieść |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Drukarnia „Rekord” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
— Ach, ten zaduch! Poprostu trudno wytrzymać! — pani Bielawska biegała zdenerwowana po kuchni i tak głośno mówiła, że aż Stasiek zajrzał przez uchylone drzwi, lecz zaraz z bojaźnią cofnął się znowu do korytarza.
— Jakoś się to wszystko ułoży, — uspokajał żonę pan Bielawski, — prawda, Irenko?
Skulone i jakby zwinięte w kłębek, stało małe nieśmiałe stworzonko pod ścianą z twarzą zasłoniętą wątłemi ramionkami i z rozczochraną główką. Była to Irenka Mławska, przebywająca dotychczas na wychowaniu u jakichś dalekich krewnych na Ciepłej ulicy.
— Poprostu nie możesz sobie wyobrazić, jaki brud panuje w tem mieszkaniu, — opowiadała pani Bielawska mężowi. — Gdy weszłam, ta kobieta przechodziła przez izbę z szufelką rozpalonego węgla i dymiących gałązek jałowca. Widocznie w ten sposób odświeżają tam powietrze, ale niestety, i to nic nie pomaga. Ach, Boże, co ja tam przeżyłam!
I pani Bielawska ku wielkiemu zdumieniu Anielki, naprawdę wybuchnęła płaczem. Na twarzy pana Bielawskiego dostrzegła Anielka w tej samej chwili błądzący ironiczny uśmieszek.
— Jak nie będziesz mogła wytrzymać, to oddasz dziecko tam, skąd je wzięłaś, — odezwał się po chwili. — Co nas właściwie obchodzą dzieci zupełnie obcych ludzi! Z tego powodu nie trzeba jeszcze płakać!
Pani Bielawska szybko otarła łzy i rozpogodziła ponurą twarz.
— Nie, ty nic sobie nie bierzesz do serca, — odcięła się mężowi. — Spójrz na tego dzieciaka. Przecież od czasu do czasu w życiu też trzeba coś dobrego zrobić.
— Chodź, pozwól, żebym ci zdjęła sukienkę, — zwróciła się Anielka przyjaznym głosem do dziecka, stojącego lękliwie pod ścianą. — Chodź, Irusiu, wykąpię cię teraz, a potem pójdziesz spać do mego pokoiku, dobrze?
Rozchyliły się nagle wychudłe, przezroczyste ramionka i dwoje czarnych, szeroko rozwartych oczu spojrzało na Anielkę ze zdziwieniem. Z pod przekrzywionej na głowie chusteczki wysunęło się w nieładzie kilka kosmyków czerwonozłotych włosów. Ale przy zdejmowaniu koszulki Irenka zaczęła się bronić.
— Nie, nie, to będzie bolało!
— To zobaczysz, że pani ci zdejmie koszulkę, a wtedy będzie więcej bolało. Chodź, Irusiu, ja to zrobię bardzo ostrożnie, bólu nawet nie poczujesz, — tłumaczyła Anielka.
I znowu maleńka wychudzone twarzyczka ukryła się w ramionach, a chude ciałko, poorane czerwonemi bliznami i sińcami, zanurzyło się w ciepłej wodzie.
— Boże święty, czyż to jest wysypka? Czy tem się nie można zarazić? — zapytywała lękliwie pani Bielawska.
— Woda od tego zrobiła się zupełnie żółta, — dziwiła się przywołana przed chwilą pani Bączkowa, która koniuszczkami palców uniosła wgórę ramię Irenki.
W duszy Anielki coś się nagle buntować poczęło, pochyliła się więc i poczęła śpiesznie wylewać wodę z wanny.
— Trzeba jej włożyć tę koszulkę, którą przechowałam z dziecinnych lat mojej córki, — rzekła pani Bączkowa, — a tu są majteczki i sukienka.
— Ach, pani zawsze miała takie dobre serce, — chwaliła ze wzruszeniem chlebodawczyni Anielki. — Niech Aniela da jeszcze dziecku filiżankę mleka i położy je do łóżka. Mnie tak w głowie szumi, że niezdolna byłabym teraz do żadnej pracy.
Ale małej Irence już w kąpieli główka ciężko opadała na ramię i powieki zakończone długą rzęsą przymykały się coraz bardziej.
— Chodź, — szepnęła Anielka, — chodź, zaniosę cię do łóżeczka nagórę.
I gdy Anielka z dzieckiem na ręku wspinała się po trzeszczących drewnianych schodach, uświadomiła sobie nagle, że jest w tej chwili bardzo szczęśliwa i zadowolona. Może to Stasiek — Anielka, chociaż jej nikt w tej chwili nie widział, spłonęła krwawym rumieńcem. O tem stanowczo myśleć nie powinna. Na samem dnie kuferka leżało przecież czekoladowe serce, ale ono właściwie nie posiadało żadnego znaczenia. Było tylko dowodem czegoś bardzo głupiego i dziecinnego. Stanowczo niema nad czem się zastanawiać.
Ociężale spoczęła czerwonozłota główka Irenki na białej haftowanej błękitną bawełną poduszce. Anielka otuliła dziecko ze wszystkich stron kołderką i stała przez chwilę w zamyśleniu, pochylona nad łóżkiem.
— Wygląda, jak aniołek, — przyszło na myśl Anielce. — Co to za ludzie, którzy potrafili z takiem maleństwem tak źle się obchodzić! Dlaczego takich ludzi nie zamyka się w więzieniu?
Gdy panna Chudzelewska wróciła do domu, uchyliła cichutko drzwi izdebki Anielki, pragnąc również obejrzeć Irenkę.
— Ach, cóż za śliczne włoski, — zachwycała się, gładząc pieszczotliwie główkę dziewczynki. — Niech Aniela będzie dobra dla tego maleństwa.
Anielka zupełnie nie rozumiała, dlaczego nagle łzy napłynęły do oczu panny Chudzelewskiej i biedaczka musiała ukryć twarz w dłoniach, poczem z piersi jej dobył się głuchy szloch.
— Ach, tak, — powtarzała, — życie jest takie ciężkie. Może kiedyś opowiem Anieli moją smutną historję. Aniela jest przecież taka rozsądna.
Coś takiego Anielka usłyszała po raz pierwszy w życiu. Zawahała się mimowoli, ale jednocześnie odczuła pewne zadowolenie. Jeżeli panna Chudzelewska tak mówi, to prawdopodobnie ma słuszność. Cóż ona takiego przeżyła? Widocznie coś bardzo smutnego, bo w żaden sposób nie może powstrzymać się od łez. Anielka na zapłakaną twarz panny Chudzelewskiej poprostu patrzeć nie mogła, i po chwili również uczuła pod powiekami piekące Izy.
I co ma teraz pannie Chudzelewskiej powiedzieć? Dlaczego człowiek nie może dopomóc wszystkim ludziom, dlaczego nie może uczynić tak, żeby wszyscy byli szczęśliwi!
— Tegobym tylko pragnęła, niczego więcej, — szeptała Anielka, spoglądając serdecznie i przyjaźnie na pannę Chudzelewską, która siedziała wciąż jeszcze na krawędzi łóżka Irenki.
— Jak ona spokojnie śpi, — uśmiechnęła się przez łzy panna Chudzelewska. — Przywołam tu panią Kudelską, żeby tę małą zobaczyła.
I panna Chudzelewska wyszła z izdebki Anielki, ale już później do niej nie wróciła. Czyżby zapomniała?
Gdy Anielka wyszła na korytarz, usłyszała przez ścianę jakiś obcy męski głos. Skąd ten głos pochodził? Kto tutaj mógł być? Czyżby złodziej? A może Julek Postrach? Albo... Przecież wszyscy wiedzieli, że jakiś więzień uciekł dzisiaj rano!
Anielka była tak zdenerwowana i przerażona, że własnych drzwi znaleźć nie mogła. Zdławiony krzyk uwiązł jej w gardle, nie mogąc z przerażenia wydostać się nazewnątrz.
Nagle drzwi pokoju pani Kudelskiej otworzyły się i Anielka ujrzała ją przestępującą próg wraz z jakimś młodym mężczyzną. Mężczyzna ten... mężczyzna ten miał na sobie więzienne ubranie... Anielce serce na chwilę bić przestała. Pani Kudelska odwróciła głowę w jej stronę, spojrzała, lecz nie wyrzekłszy ani słowa, poczęła schodzić za młodym mężczyzną nadół. Potem nastąpiła cisza...
Czy Anielka śniła? Poomacku sięgnęła do klamki. Koło młyńskie pod podłogą turkotało, jakby nie zatrzymywało się ani na chwilę. Zdenerwowanie Anielki doszło już do tego stopnia, że nagle wybuchnęła głośnym płaczem. W tej samej chwili trzymając w ręku zapaloną lampę pani Kudelskiej, wyszła do korytarza panna Chudzelewska.
— Co się Anieli stało? Czy Aniela słyszała? Na miłość boską, przecież nikt go chyba nie widział.
Panna Chudzelewska była tak samo ubrana, jak wówczas, kiedy wróciła z pracy. Wzięła Anielkę za rękę, wprowadziła do swego pokoju i usadowiła na kanapie.
— Aniela cała drży, — szeptała, — nie trzeba się lękać. Ach, to jest wszystko takie straszne. To jej syn, syn pani Kudelskiej. Nie mógł dłużej wytrzymać i postanowił zobaczyć matkę. Ale Aniela nikomu o tem nie powie, prawda? Pani Kudelska to prawdziwa bohaterka. Boi się tylko litości ludzkiej i ma słuszność.
Panna Chudzelewska z lampą w ręku stała jeszcze ciągle na środku izdebki, a cień jej wysokiej postaci tańczył dziwnie i tajemniczo na przeciwległej białej ścianie.
— Każdy z nas może się dostać do więzienia, — rzekła po chwili jakimś dziwnym, nieswoim głosem. — Nie jesteśmy lepsi od tamtych, tylko mamy więcej szczęścia. Syn pani Kudelskiej w sprzeczce zabił swego towarzysza. Nie chciał tego, ale tamten już więcej się nie podniósł. Stary Kudelski umarł ze zmartwienia, a nieszczęśliwa matka ciągle tu czeka na tem poddaszu i stawia codziennie wieczorem świecę na oknie, aby jej syn w miłość matczyną nie zwątpił. Bo skąd biedak miałby ochotę do życia, gdyby nie zdawał sobie sprawy, że ktoś tu ciągle na niego czeka?
Panna Chudzelewska mówiła teraz zupełnie, jakby nikogo w pokoju nie było. W pewnej chwili podbiegła do drzwi, chwyciła za klamkę i wyjrzała na ciemny korytarz.
— Pani Kudelska już wróciła. Chodźmy, Anielo! Aniela już wie o wszystkiem. Pójdziemy ją pocieszyć.
W przyćmionym blasku lampy siedziała przy stole pani Kudelska z błyszczącym wzrokiem i załamanemi rękami.
— Dobry z niego chłopiec, — szeptała, kiwając głową, — niepokoił się o mnie, bo od dwóch tygodni nie byłam u niego i nie dawałam mu znaku życia. Niepokój był taki straszny, że wydostał się stamtąd, aby mnie zobaczyć. Teraz wrócił tam znowu. Może naczelnik nie weźmie mu tego za złe. Biedny, kochany chłopak!
Z błyszczących oczu spłynęły dwie wielkie łzy po pomarszczonych policzkach i spadły na spracowane wychudłe ręce. Były to łzy matki stęsknionej za swem dzieckiem.
Panna Chudzelewska przysłoniła twarz wyjętą z kieszeni chusteczką. Anielka również zapłakała całkiem mimowoli.
— Czekam wciąż na niego, — szeptała pani Kudelska, wznosząc ku górze splecione dłonie. — Jest to zadanie jedyne, które mi w życiu pozostało. Ale co będzie, gdy Pan Bóg wkrótce powoła mnie do siebie? Ktoś musi mu przecież pomagać w dźwiganiu tego ciężaru...
I stroskana matka, zalęknionem spojrzeniem zawisła na twarzy panny Chudzelewskiej, stojącej tuż przy niej, ta zaś odjęła na chwilę chusteczkę od twarzy i skinęła głową, uśmiechając się do pani Kudelskiej przez łzy.
Co to wszystko miało znaczyć? Anielka przesunęła dłonią po czole, jakby pragnąc się upewnić, że nie śni w tej chwili.
— Ale Aniela nie powie o tem nikomu, co u mnie widziała i słyszała, — prosiła pani Kudelska, spokojna już zupełnie po chwili. — Nigdy niewiadomo, co człowieka w życiu czeka.
Z piersi Anielki dobył się głuchy szloch, jakby koło młyńskie terkoczące wciąż pod podłogą, nagle zaterkotało w jej własnem sercu. Pochyliła się i ukryła twarz na piersi pani Kudelskiej, błagając o przebaczenie, że kiedyś przez nieuwagę sprawiła jej tyle przykrości. Pani Kudelska jednak potrząsnęła tylko głową, nie mogąc wymówić ani słowa.
Gdy Anielka po pół godzinie wróciła do swej izdebki, blask promieni księżycowych spoczywał na bladej twarzyczce dziecka, odcinającej się od śnieżnej bieli poduszki. Głęboki błogi spokój panował w maleńkiej izdebce na poddaszu, a Anielka w głębi serca odczuła tak gorące pragnienie dopomagania cierpiącym ludziom, że złożyła dłonie i poczęła cichutko szeptać słowa modlitwy, która była jednocześnie wielkim hymnem miłości dla całego świata. Anielka pragnęła wszędzie siać dobro.
Delikatnie i czule przeciągnęła dłonią po włosach śpiącej Irenki, postanawiając opiekować się od dzisiaj tem biednem, opuszczonem przez wszystkich maleństwem.