Anielka w szkole/Anielka
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anielka w szkole |
Podtytuł | Powieść dla panienek |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Drukarnia „Rekord” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Było to w piękny poranek wiosenny. Anielka wyszła ze sklepiku. Kupiła soli i ciężki woreczek zarzuciła na plecy, niosąc go do domu.
Gdyby nie miękkie wijące się loki Anielki, każdy z pewnością mógłby pomyśleć, że jest ona chłopcem, a nie dziewczynką. Niema Anielka warkocza, jak inne dziewczynki, a ciemne, jedwabiste loczki okalają jej zarumienioną twarzyczkę przylegając mocno do czoła. Można je rozciągać, jak małe wstążeczki z gumy, które pod wpływem dotknięcia odskakują, lecz potem skręcają się szybko napowrót. Anielka nie nosi ani bucików ani pończoch. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni biega sobie na bosaka. Również ręce jej są gołe i dlatego takie opalone.
Woreczek uciska mocno drobne ramionka dziewczynki. Przed gospodą „Pod niedźwiedziem“ Anielka zdejmuje swój ciężar z pleców i stawia go na ziemi. Gospoda połyskuje kilku świeżo wymytemi oknami. Anielka spogląda w te okna w zamyśleniu. Nagle dostrzega w najniższem okienku, znajdującem się tuż przy ziemi, śmieszną żelazną kratę. Zbliża się wolno i między żelazne pręty wsuwa swą bosą nóżkę. Nie myślcie, że to takie łatwe. Anielka wsuwa nóżkę coraz mocniej, aż wreszcie nóżka wciska się między kraty. Jeszcze jeden wysiłek i bosa nóżka znajduje się już za kratami.
— Au! — woła Anielka przerażona i chce nóżkę prędko wycofać z powrotem. Ale niestety! Krata nie ustępuje. Policzki Anielki stają się jeszcze czerwieńsze, drobniutkie kropelki potu występują na czoło. Anielka walczy z żelazną kratą wszelkiemi siłami. Nóżka jednak pozostaje w uwięzieniu. Dziewczynka więc zaczyna głośno, coraz głośniej płakać.
Wiejską ulicą idzie pan ubrany na czarno.
— Ach, to Anielka o błękitnych oczach, — woła pan, w którym Anielka poznaje miejscowego sołtysa. — Cóż ci się za nieszczęście przytrafiło?
— Moja noga... nie mogę... jej stamtąd wyjąć, — szlocha Anielka.
Sołtys pochyla się. Ujmuje w obydwie ręce opalone kolanko dziewczynki. Zaczyna ciągnąć, Anielka jęczy.
Sołtys ciągnie wciąż mocniej i mocniej, aż wreszcie opalona nóżka jest znów na swobodzie.
— Teraz możesz biec dalej, — śmieje się sołtys, — jakim sposobem wsunęłaś tam nogę?
— Chciałam tylko spróbować, czy przejdzie, a potem już nie mogłam jej wyciągnąć, — jąka się Anielka.
Sołtys śmieje się znowu.
— Tak, tak, i spróbowałaś, — mówi. — Nie płacz już teraz. Miałaś karę, boś się musiała bardzo przerazić, ale za ten przestrach należy ci się nagroda.
Tak mówi sołtys i z portmonetki wyjmuje dziesiątkę, którą podaje Anielce. Błękitne oczy dziewczynki śmieją się znowu i całe zmartwienie jest już dawno zapomniane.
— Dziękuję serdecznie, — woła Anielka uradowana i zarzuciwszy woreczek z solą na plecy, śpiesznym krokiem biegnie do domu.