Anielka w szkole/Wiosenne pranie
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anielka w szkole |
Podtytuł | Powieść dla panienek |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Drukarnia „Rekord” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Nareszcie, nareszcie zbudziła się ziemia ze swego zimowego snu! Przeciągnęła się i wyprężyła tak mocno, że wszystkie lody popękały. Odetchnęła tak głęboko, że matka Anielki zawołała radośnie.
— Dzieci, zaczyna pachnieć wiosną.
Nareszcie otworzyła ziemia swe oczęta, i tak serdecznie popatrzyła w górę ku niebu, że niebo z radości stało się nagle błękitne. Ptaki poczęły śpiewać znowu, zwierzątka wypełzły ze swych legowisk i usiadłszy w blasku słonecznym, poczęły czyścić swoje zabrudzone podczas zimy szatki. Dopiero teraz w złocistych promieniach słońca przekonały się zwierzęta, że należałoby po długotrwałej zimie zrobić koło siebie trochę porządku.
I ludziom nic innego nie pozostało. Zdjęli ludziska ciepłe zimowe ubrania, uprzątnęli swe domostwa, pootwierali okna i z radością przyglądali się wiosennemu słońcu.
Matka Anielki zdjęła ze wszystkich okien firanki, wytrząsnęła je porządnie i podała Anielce.
— Zanieś firanki na strych, — rzekła, — a potem idź nad rzekę i zobacz, czy kijanki są wolne.
Anielka poszła. Poskoczyła do drzwi od podwórza, okrążyła starą, pochyloną szopę i znalazła się nad rzeką. Na samym brzegu, tuż nad spokojną płynącą wodą, leżały mniejsze i większe kijanki, związane słomą po kilka sztuk, a potem wszystkie razem przywiązane sznurkiem do pala. Anielka policzyła, ani jednej nie brakowało.
— Ty, dlaczego położyliście wasze kijanki do wody? — zawołał Zyzio Brzózka z przeciwnego brzegu.
— Muszą przecież odetchnąć świeżem powietrzem, bo przez całą zimę leżały w piwnicy, — odpowiedziała Anielka.
— A dlaczego je teraz liczysz? — dowiadywał się Zyzio.
— Głupi jesteś, — mruknęła Anielka, — przecież jutro będzie u nas wielkie pranie.
— Acha! — zorjentował się chłopak, — ale tyle kijanek wam będzie potrzeba?
— Co myślisz, z całej zimy zebrało się dużo bielizny, a teraz mama jeszcze zdjęła wszystkie firanki i zdejmie powleczenie z wszystkich łóżek. Ja się strasznie cieszę, bo dzisiaj będę spała na świeżej pościeli.
Anielka uderzyła się z dumą w piersi i pobiegła do domu, a Zyzio począł za nią spoglądać z zazdrością.
— Pójdę też do domu i powiem mamie, żeby i u nas urządziła wielkie pranie — pomyślał.
Tego wieczoru matka Anielki zniosła całą brudną bieliznę ze strychu do małej komóreczki za kuchnią. Nazajutrz rano wstała o świcie i stanęła przed domem nad balją, mydliła bieliznę, tarła, wyżymała z wody, zanurzała ją w wodzie napowrót, znowu tarła i sięgała po następną sztukę.
Stara Agata, która przyszła matce pomóc, biegała śpiesznie tam i napowrót. W pewnej chwili wbiegła do kuchni, chwyciła kocioł stojący na kominie i zaniosła go przed dom do balji. Balja stała na wysokim drewnianym stoiku, dwie mniejsze balje znajdowały się obok na ziemi.
— Ale wody mamy mało, — jęknęła Agata.
Wówczas matka zawołała:
— Stasiu, Amelko, Anielciu, przynieście wody, tylko prędko!
Stasiek założył stągwie na plecy, a dziewczynki chwyciły wiadra i wszyscy razem pobiegli do rzeki. Tam uklękli, zaczerpnęli w naczynia wody i wolniej już przydźwigali ją do domu.
— Będziecie mogli pójść jeszcze raz! — zawołała matka, gdy wrócili. — Wylejcie wodę do tej dużej balji!
Dzieci poszły i po chwili wróciły znowu.
— A teraz sprzątnijcie izbę i pościelcie swoje łóżka, — rozkazała matka. — Tylko żeby było cicho i bez awantur!
Podczas, gdy matka i stara Agata tarły bieliznę, wyżymały ją, mydliły i całą balję wypranej bielizny przyniosły do kuchni, aby ją wygotować, dzieci ochoczo zabrały się do roboty.
Anielka w sukience wsunęła się pod kołdrę, przykryła na głowę i zawołała:
— Widzicie, jak się schowałam, a łóżko jest przecież porządnie posłane.
Po chwili wyskoczyła jednak, poklepała poduszki i stanąwszy na małym stołeczku przykryła łóżko biało-czerwoną kapką, którą wygładziła porządnie, aby nie było ani jednej fałdki.
— Ślicznie to robisz, — pochwalił Stasiek, — dobra będzie z ciebie gospodyni.
Anielka z dumą popatrzyła na brata i zeszła nadół do kuchni. Teraz zdjęła sukienkę z lalki i koszulkę, wyszła przed dom do matki i zaczęła prać lalczyną bieliznę.
— Niech mi mama da jeszcze trochę mydlin! — prosiła, pochylona nad balją.
Tak minął ranek. Po obiedzie matka wraz ze starą Agatą zaniosły wypraną bieliznę do rzeki. Obydwie uklękły na brzegu i wyjmując jedną sztukę bielizny po drugiej, poczęły je zanurzać w zimnej wodzie, wyżymać i z powrotem kłaść do balji. Anielka również była nad rzeką, bo musiała przecież wypłukać lalczyną bieliznę i kilka małych chusteczek do nosa.
Ach, jak woda wesoło pluskała i spływała z zaczerwienionych palców! Anielka była uradowana, nawet policzki zaróżowiły jej się jeszcze bardziej.
Później bieliznę zaniesiono z powrotem do domu. Matka przeciągnęła w ogrodzie sznury od drzewa do drzewa i zawiesiła bieliznę na nich. Jak wesoło trzepotała bielizna na sznurze i jak cudnie połyskiwała w słońcu!
— Patrz, to nasza bielizna! — chwaliła się z dumą Anielka małej Aneczce Styków. — Teraz ja powieszę bieliznę lalki. Zaczekaj, będziesz mogła zobaczyć.
Matka Anielki prała jeszcze do późnego wieczora, a następnego dnia już o czwartej nad ranem była znów na nogach. Ciepłe słońce wiosenne i leciutki wietrzyk dopomogły, aby bielizna do wieczora wyschła i aby ją można było złożyć do ogromnego kosza. To, co jeszcze było mokre, dosychało na słońcu następnego dnia. Teraz rozpoczęło się prasowanie i matka Anielki stała pochylona nad żelazkiem od rana do wieczora.
Wreszcie w wymytych oknach ukazały się znowu śnieżnobiałe, nakrochmalone firanki, stary piec kaflowy wymyto i przystrojono go również czystą firaneczką.
— Teraz spojrzyj na nas, słoneczko wiosenne! — myślała Anielka, — bo u nas znowu czysto i pięknie.
Anielka zmęczona była wielkiem wiosennem praniem, mimo to jednak była wesoła i zadowolona.