Anielka w szkole/Wojtek, parobek Styków

<<< Dane tekstu >>>
Autor Janina Zawisza-Krasucka (opr.)
Tytuł Anielka w szkole
Podtytuł Powieść dla panienek
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia „Rekord”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Wojtek, parobek Styków.

Nazajutrz rano poszła Anielka ze swemi saneczkami do Wojtka. Wojtek potrafił przecież wszystko naprawić i wszystkiemu zaradzić. Jakiekolwiek nieszczęście dzieciom się przydarzyło, zawsze biegły po radę do Wojtka, jak również szły do niego wówczas, gdy coś nieznanego znajdowały na drodze. Wojtek wszystko przyjmował. Ze wszystkiego potrafił coś zrobić, nawet z kawałków papieru robił piękne latawce.
Już nie jednemu dziecku podarował Wojtek również małe drewniane pudełko, które nazewnątrz wylepione było błyszczącym kolorowym papierem. Tak, Wojtek był prawdziwym czarodziejem.
Gdy się zbliżały święta Bożego Narodzenia, Wojtek zawsze przez kilka dni pracował nad jakąś „sztuczką”. Nikt nie wiedział, co Wojtek robił, a dopiero wszyscy oglądali te cuda w wieczór wigilijny. Bo właśnie w ten wieczór Wojtek z „cudami swemi” chodził od domu do domu, pokazując je dzieciom i dorosłym.
— Co pięknego Wojtek w tym roku przygotuje? — myślała Anielka, przyciskając klamkę stajni Styków, w której Wojtek mieszkał.
— Ostrożnie, ostrożnie! — zawołał głos z wnętrza, — nie pchać drzwi!
Gdy Anielka stanęła na progu, Wojtek pośpiesznie chował coś do skrzyni.
— Robiliście jakąś „sztuczkę”, Wojteczku? — zapytała Anielka, wchodząc do wnętrza.
Wojtek podrapał się w ucho i począł biegać po stajni wielkiemi krokami tam i napowrót.
— Tak, tak, — mruczał, — marnie tym razem idzie, marnie! Ale muszę skończyć, bo nie byłbym Wojtkiem!
Zaśmiał się i zatarł z zadowoleniem ręce, potem zaś podszedł do saneczek Anielki i zaczął je oglądać.
— Coś z niemi robiła, że tak się zrujnowały?
— Wjechałam do strumyka, — odpowiedziała Anielka. — Ale czy nie moglibyście tych saneczek naprawić, Wojteczku?
W stajni zaległo milczenie, a Anielka ani na chwilę nie spuszczała wzroku pytającego z twarzy Wojtka.
Nagle drzwi się otworzyły i do stajni weszła Cesia, rozglądając się ciekawie dokoła. Na stole stało mnóstwo dużych i małych pudełek, leżały kółka od zegarków, skrawki papieru, ścinki materjału, wiórki drewniane, skorupki, nóż i świderek.
— To ci te saneczki naprawię, — zdecydował się Wojtek po namyśle. — A coś ty przyniosła? — Zwrócił się do Cesi.
— Mama się pyta, czy nie moglibyście przylepić mojej lalce głowy, bo wczoraj jej odpadła?
To mówiąc, Cesia wyciągnęła z pod fartuszka nieszczęsny tułów lalki, a z chusteczki wyjęła ostrożnie woskową główkę bez nosa i wszystko to razem podała Wojtkowi.
— Postaram się i to doprowadzić do porządku, — zaśmiał się Wojtek dobrotliwie — ale teraz już sobie idźcie — dorzucił, popychając dziewczynki ku drzwiom.
— Kiedy będę mogła odebrać saneczki? — zapytała Anielka od progu.
— Dzisiaj wieczorem.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Janina Zawisza-Krasucka.